Bez tego świadectwa i dobrego listu polecającego żadnej pracy w szkolnictwie nie będzie. Jednak opuszczając rodzinny dom i idąc w świat, Jan przyrzeka ojcu, że nie wróci, dopóki nie zdobędzie sławy i majątku. Słowa dotrzymał.
Dzięki terminowaniu w krotoszyńskiej aptece, wreszcie w 1904 roku może się udać do niemieckiej stolicy. Nowy, wspaniały świat, który trzeba poznać i zdobyć! I chemia, którą uwielbia z pasją. Pracuje w aptece dra Herbranda, następnie dla firmy AEG (Allgemeine Elektricitäts-Gesellschaft), niemieckiego monopolisty branży elektrotechnicznej. Zacznie jako pomocnik farmaceuty, by skończyć jako kierownik (starszy inżynier) działu badań stali i żelaza. Osiąga niesamowitą, dogłębną znajomość metalurgii i chemii leków.
Uczy się – jako wolny słuchacz – chemii na politechnice w Charlottenburgu pod Berlinem. I – co w owej epoce oczywiste – uczęszcza na wydział sztuki Uniwersytetu Berlińskiego. Trzeba nie tylko zostać kimś (chociażby inżynierem), trzeba jeszcze brzmieć, zachowywać się i prowadzić konwersację jak ktoś.
Podczas wykładów poznaje miłość swojego życia, późniejszą żonę Margueritę Haase. Urocza i utalentowana muzycznie Holenderka poślubi Czochralskiego w 1910 roku. Nic dziwnego, że rodzina panny młodej przystaje na oświadczyny, był to bowiem moment, gdy Czochralski awansuje na kierownika w AEG, a jednocześnie uzyskuje dyplom inżyniera na politechnice w Charlottenburgu. Tak przynajmniej twierdzi część źródeł.
No właśnie… pozostaje bowiem pytanie, czy z tą podartą na strzępy 9 lat wcześniej maturą w ogóle mógł tam zostać oficjalnie przyjęty, a w konsekwencji zakończyć studia dyplomem.
Kropla na końcu stalówki
Jakkolwiek było z tym wykształceniem na papierze, już w latach 1911-14 Czochralski prowadzi intensywne prace naukowo-badawcze pod kierunkiem Wicharda von Moellendorffa. Wspólnie publikują pierwszą i kolejne prace poświęcone krystalografii metali i jej związkom z raczkującą coraz raźniej elektroniką.