Historia

Niemcy kapitulowali. Zdobywanie fortów i koszar przez frontalne ataki to mity zrodzone w II RP

Polski Poznań zrozumiał, że Ignacy Paderewski jest zagrożony. Polski oddział Służby Straży i Bezpieczeństwa wymaszerował więc, aby zająć stanowiska przed hotelem „Bazar”, gdzie zamieszkał. Gdy Straż mijała Prezydium Policji, padł strzał. Pierwszy strzał powstania wielkopolskiego. Choć nie jest pewne skąd rzeczywiście padł, to szturm Prezydium Policji zaczął się natychmiast, impulsywnie i nie bardzo po poznańsku.

Jak Polska odzyskała wolność? Komu ją zawdzięczamy? Jak rodziła się II RP? O tym opowiadamy na niepodlegla.tvp.pl

Poznańska droga do niepodległości. Wielkopolanie rozważni i pragmatyczni

Co by było, gdyby Drzymała był poddanym carskim? Nie ma sensu pytać, czy by go zesłano na Sybir, bo to oczywiste, tylko na jak długo?

zobacz więcej
Pisząc o powstaniu wielkopolskim nie sposób się oprzeć pokusie przytoczenia – goszczącej już kiedyś na tych łamach – anegdoty: „Dlaczego powstańcy nie zdobyli dworca w Poznaniu? Bo Niemcy zamknęli kasy i nie można było kupić peronówek”. Delektowaniu się przednią anegdotą przeszkadza fakt, że powstańcy zdobyli dworzec kolejowy i już późnym wieczorem pierwszego dnia walk rozbroili transport wojska jadącego na pomoc poznańskim Niemcom.

Skąd zatem te złośliwości, zapewne z Kongresówki rodem? Powstańcy zdobyli dworzec, ale – tym gorzej dla faktów – nie powinni byli go zdobyć ze swoim słynnym przywiązaniem do praworządności. Z tego właśnie legalizmu śmiano się w Królestwie. Także – co już było mniej efektowne – z kultu organizacji i przestrzegania procedur. I jest tu ziarno prawdy, Wielkopolanie rzeczywiście tacy byli, ale nie do końca i nie w każdej sytuacji.

Mogli zorganizować niemalże państwo równoległe

Powstanie wielkopolskie wybuchło zgodnie z ogólnopolską tradycją spontanicznie, jako reakcja na działania zaborców i organizowało się w trakcie działań. Wprawdzie przygotowania były, wojskowe i cywilne, ale zryw planowano na połowę stycznia. Na pierwszy rzut oka wszystko, jak w powstaniach listopadowym i styczniowym. Żadnego kupowania peronówek, czysty zryw patriotyczny.

Niezupełnie, bo w Wielkopolsce organizacja Polaków i długotrwałe działania organicznikowskie miały większe sukcesy i szersze oddziaływanie, niż w innych zaborach. Kiedy Galicja uzyskała autonomię, to właśnie wtedy w Prowincji Poznańskiej Królestwa Prus język polski usunięto ze szkół, w 1872 roku. Rok później miał miejsce pierwszy proces Polaka za odśpiewanie publiczne Mazurka Dąbrowskiego. W roku następnym język polski usunięto z urzędów stanu cywilnego. W całej administracji prowincji wyrugowano go wcześniej.
Theobald von Bethmann-Hollweg, kanclerz Cesarstwa Niemieckiego i premier Prus w galowym mundurze. Reprodukcja fotografii sprzed 1918 roku. Fot. NAC/IKC, sygn. 1-E-10125
Sytuacja była nieporównywalnie gorsza od całkowitej swobody w kultywowaniu polskości w zaborze austriackim po 1860 roku, ale lepsza od tej w zaborze rosyjskim. Tam bezwzględnej rusyfikacji towarzyszyły kary śmierci i dożywotniego zesłania – rzecz nieznana w Prusach i później w Cesarstwie Niemieckim.

Dał nam Księstwo Bonaparte

Miało koronę na swych orłach, ale czy było niepodległe?

zobacz więcej
Było to państwo prawa i Wielkopolanie mogli zorganizować niemalże państwo równoległe. Odpowiedzią na niemiecki przemysł był przemysł polski, na niemieckie banki – polskie kasy zapomogowe, na organizacje rolnicze – polskie organizacje tego typu. Pod przykrywką dobroczynności uczono języka i kultury polskiej, a tuż przed samą wojną polskie towarzystwa gimnastyczne i skauting prowadziły szkolenia wojskowe.

Działacze niepodległościowi w Wielkopolsce nie namawiali młodzieży polskiej do unikania służby wojskowej – niech służą i nauczą się żołnierki, przyda się w odpowiednim momencie. A poprzednie doświadczenia nauczyły Polaków z zaboru pruskiego, że moment powinien być naprawdę odpowiedni. W powstaniach listopadowym i styczniowym brało udział po 4 000 ochotników z Poznańskiego.

Wiedzy dopełniała Wiosna Ludów w zaborze pruskim. Wiadomo więc było, że powstanie narodowe nie może zwyciężyć samotnie, bez żadnego sojusznika i zwycięża wtedy, gdy ktoś silny za nim stoi. Tak, jak w roku 1806 Napoleon Bonaparte za podnoszącym region do broni generałem Janem Henrykiem Dąbrowskim.

Gdy do tej pory zgodni, przynajmniej w sprawie polskiej, zaborcy wzięli się za łby, wiadomo było, że ten właściwy moment na powstanie nadchodzi.

Wielkopolska przed tzw. Wielką Wojną 1914 – 1918 była nasycona wojskiem. Stacjonowało tu około 15 000 żołnierzy. Rozeszli się po różnych frontach i w grudniu 1918 żołnierzy niemieckich było w regionie mniej więcej 4 000, z tego około 800 było Polakami.

Polakami była też znacznie więcej niż połowa Służby Straży i Bezpieczeństwa, formacji o obowiązkach policyjnych na tyłach frontu, a spolonizowanej podstępem. Władze cywilne Wielkopolski, po naciskach polskich zgodziły się na parytet w niemieckiej z założenia Wacht und Sicherheistdienst. 54% mieszkańców to Polacy, więc pół na pół. Ale różnymi sposobami przyjęto do niemieckiej połowy dużo Polaków o niemiecko brzmiących nazwiskach. Polska była Straż Ludowa i tylko 420 policjantów w samym Poznaniu to Niemcy.

Oczywiście, nadal przewagę wśród noszących legalnie broń mieli Niemcy. W polskiej rezerwie pozostawali skauci i członkowie Sokoła, jako tako przeszkoleni, oraz konspiracyjna Polska Organizacja Wojskowa w Zaborze Pruskim, która nota bene nie miała nic wspólnego z POW Piłsudskiego w Królestwie Polskim.

Legalnie działająca Naczelna Rada Ludowa, odłam endecji w zaborze pruskim, wyłoniła Komisariat NRL, jako władzę wykonawczą. Partia ta doprowadziła jeszcze w czasie działań wojennych do powstania czysto polskiego Sejmu Dzielnicowego. Niemcy zgodzili się pod groźbą, że inaczej Cesarstwo nie dostanie wielkopolskiego zboża. Powstała więc polska władza cywilna i polskie oddziały zbrojne, struktury dublujące władze niemieckie. Dodatkowo Polacy wynegocjowali z wysłannikami z Berlina wycofanie części oddziałów Heimatschutzu z Wielkopolski.
Grupa kolejarzy polskich po przejęciu z rąk niemieckich stacji kolejowej w Złotnikach koło Poznania. 1 kwietnia 1920 roku. Fot. NAC/IKC, sygn. 1-G-3796
Polskie poczynania, tworzące krok po kroku nieodwracalne fakty, spotykały się początkowo z dobroduszną naiwnością władz niemieckich. Gdy się Niemcy zorientowali, było już dla nich za późno. Ale powstanie planowane było w Poznaniu i okolicach na połowę stycznia 1919 roku.

Kiedy wielki pianista przemówił…

25 grudnia 1918 r. przybił do nabrzeża w Gdańsku brytyjski okręt wojenny z Ignacym Janem Paderewskim na pokładzie. Pianista przybył do ojczyzny, aby swym autorytetem pogodzić Józefa Piłsudskiego z Romanem Dmowskim. Chodziło o zastąpienie lewicowego rządu Jędzreja Moraczewskiego w Warszawie takim, który by zaakceptowała także prawica i o wspólną z Komitetem Narodowym Polskim Dmowskiego reprezentację polską na konferencję pokojową w Paryżu.

Co naprawdę Piłsudski napisał do Dmowskiego i dlaczego postawił na Paderewskiego?

„Liczę serio na Paderewskiego, jest zgodny ze mną prawie we wszystkich punktach, jest nawet bardziej zaciekłym «federalistą» i on będzie Dmowskiego moderował...” – mówił Piłsudski.

zobacz więcej
Paderewskiego i towarzyszących mu angielskich oficerów powitali endeccy działacze niepodległościowi zaboru pruskiego z Wojciechem Korfantym. Namówili artystę, aby do Warszawy pojechał przez Poznań.

26 grudnia przed godziną 17 Paderewski wysiadł na dworcu w Poznaniu. Rozentuzjazmowany tłum odprowadził go przy świetle pochodni do hotelu „Bazar”. Niemieckie władze miasta wyłączyły oświetlenie ulic i w ogóle robiły wszystko, by przyjazd nie doszedł do skutku. Delegacje odwiedzające po drodze pociąg i namawiające pianistę, aby nie wjeżdżał do Poznania, pacyfikowali oficerowie brytyjscy, przypominając, że to Niemcy przegrali wojnę, a oni reprezentują zwycięzców i Paderewski jest z nimi.

W hotelu pianista przemówił z balkonu w tonie patriotyzmu i zgody narodowej. W mowie nie było odwołań do sytuacji bieżącej i akcentów antyniemieckich, ale i tak było wiadomo o co chodzi. Tłum nagrodził mówcę oklaskami i wiwatami.

Następnego dnia, 27 grudnia, zorganizowali się Niemcy z kontrdemonstracją. Niezbyt wprawdzie liczna, ale hałaśliwa i agresywna grupa zdemolowała siedzibę Naczelnej Rady Ludowej, kilka innych polskich instytucji i pozrywała flagi – polskie, ententy i Stanów Zjednoczonych – zawieszone w mieście przez Polaków na przyjazd Paderewskiego. Polski Poznań zrozumiał, że sam Paderewski jest zagrożony.

Polski oddział Służby Straży i Bezpieczeństwa wymaszerował, aby zająć stanowiska przed hotelem „Bazar”. Gdy Straż mijała Prezydium Policji, padł strzał. Pierwszy strzał powstania wielkopolskiego. Choć nie jest pewne skąd rzeczywiście padł, to szturm Prezydium Policji zaczął się natychmiast, impulsywnie i nie bardzo po poznańsku.

Powstanie wielkopolskie wybuchło także w innych punktach miasta. Właściwie zaskoczone przebiegiem wypadków tego dnia były obie strony – i Polacy, i Niemcy. Zdobyto kilka fortów i dworzec znany już z anegdoty. Nie zdobyto koszar 6 pułku grenadierów, którego żołnierze – ale prywatnie, nie w zwartym szyku i z komendą – brali przedtem udział w demonstracji niemieckiej.

Mobilizacja uzbrojonych Polaków do obrony Ignacego Paderewskiego nie była histerią. Ktoś strzelał w okna jego apartamentu.

Prezydium Policji skapitulowało późnym wieczorem. Początkowo zgodzono się na parytetową załogę gmachu, by w następnych dniach obsadzić go wyłącznie Polakami.

Nie tylko ten sukces powstańców tak wyglądał. Zdarzało się częściej, że Niemcy po początkowej wymianie ognia ustępowali. Załogi różnych obiektów w mieście kapitulowały i dawały się rozbroić. Zdobywanie fortów, koszar i radiostacji przez frontalne ataki to mity zrodzone w II RP.
"Powstanie Wielkopolskie. Zwycięstwo. Zdobycie pojazdu pancernego" - Zbysław Kaczmarek (OTV Poznań)
Niemcy w Wielkopolsce mieli przewagę w ludziach i sprzęcie, gorzej było z duchem walki. Część oddziałów była zdemoralizowana. W Berlinie była rewolucja, cesarz abdykował i wprawdzie władzę przejął rząd socjaldemokratyczny, ale w praktyce rządziły, a raczej wprowadzały chaos Rady Robotniczo – Żołnierskie.

W Poznaniu zadbano, by w tych radach nie zabrakło Polaków. Nie wszędzie było to tak spektakularne, jak 13 listopada 1918 roku , kiedy do obradującej w ratuszu poznańskim Rady Robotniczej i Żołnierskiej wdarła się bojówka POW w Zaborze Pruskim i zażądała dołączenia do Rady czterech Polaków. Tak więc przed powstaniem strona polska wiedziała, co planuje najwyższa rewolucyjna władza niemiecka w mieście. We władzach przedrewolucyjnych, czy nierewolucyjnych, byli Polacy w radzie miasta, a nawet od 11 listopada nadburmistrz (potem prezydent) – Jarogniew Drwęski.

Antypolski jad Zachodu

Nazywano Polaków „urodzonymi niewolnikami”, a walkę o granice II RP – „polskim imperializmem”, który grozi pogromami Żydów.

zobacz więcej
O ile po rozejmie w Compiègne, uzgodnionym 11 listopada 1918 roku, większość żołnierzy niemieckich chciała jak najszybciej opuścić szeregi i dostać się do domów, to już niedługo, na skutek rewolucji wszyscy chcieli pozostać w armii, która dawała pewność utrzymania. Sytuacja w głębi Niemiec nie gwarantowała niczego poza niedostatkiem i niepewnością jutra.

Wojsko w Wielkopolsce było zrewolucjonizowane w różnym stopniu. Były oddziały, gdzie oficerom zerwano epolety i dowodziły Rady i takie, gdzie było wszystko po staremu, na co Rady się zgadzały. Jednak nikt nie chciał walczyć z powstańcami o niemiecką Wielkopolskę do ostatniej kropli krwi. Na przykład 6 pułk grenadierów wynegocjował honorowe, z bronią, wyjście z Poznania. Byli tacy wśród Polaków, którzy mieli pretensje do Komisariatu NRL, że się na to zgodził.

Jak widać, żadna ze stron nie dążyła do całkowitego unicestwienia przeciwnika. Zwłaszcza, że jeżeli chodzi o stronę polską, to pokonanie zdyscyplinowanych, większych oddziałów niemieckich nie rokowało najlepiej.

Rozważnie, ale i nieco romantycznie

Moment do powstania był idealny. Niemcy przegrały wojnę, Austro-Węgry się rozpadły, a Rosja podpisała separatystyczny pokój w Brześciu z Niemcami i nie groziła interwencja w imię Świętego Przymierza. Przymierza nie było, zaborcy po różnych stronach frontu, a groźna zawsze Rosja zgodziła się nie przekraczać linii wyznaczonej w Brześciu, mniej więcej wschodniej granicy byłego Królestwa Polskiego.

Oczekiwana przez Mickiewicza „wojna powszechna o wolność ludów” właśnie się zakończyła. Przegrali ją wszyscy trzej zaborcy. To był moment, kiedy – przede wszystkim rozważnie, ale i także nieco romantycznie – można było sięgnąć po swoje.

W Wielkopolsce nie zamierzano czekać na to, co spadnie ze stołu konferencyjnego w Paryżu. A z drugiej strony Naczelna Rada Ludowa nie chciała drażnić mocarstw, szczególnie Anglii, która z kolei nie chciała zbytniego osłabienia Niemiec.

Najlepiej przygotowane przemówienia Romana Dmowskiego nie mogły zmienić faktu, że sprawa polska na konferencji była drugorzędna w porównaniu z wagą zagadnień dotyczących Niemiec i Rosji. Powstanie toczyło się zrywami, bo cywile nie raz mitygowali wojskowych. Wiedzieli, że na konferencji paryskiej Anglicy mają oko na „polski nacjonalizm”.
Odezwy wydane podczas powstania wielkopolskiego przez Dowództwo Ostrowskiego Okręgu Wojskowego, Dowództwo Odcinka Leszneńskiego i Komisariat Naczelnej Rady Ludowej. Fot. NAC
Dopiero 9 stycznia 1919 roku NRL ogłosiła swoją wcześniejszą i tajoną przez kilka dni decyzję o przejęciu władzy w Wielkopolsce. W tych opanowanych przez powstańców miejscowościach, gdzie nie od razu miejscowego landrata mógł zastąpić przygotowany do tego Polak, trwała jakiś czas duwładza, dopóki się kandydat nie wciągnął w obowiązki.

Same walki nie zawsze pasowały do opinii Wielkopolan jako mistrzów organizacji. Cywile, wykorzystując luki w prawie, na oczach Niemców stworzyli polską administrację regionu. Wojsko – bywało – walczyło chaotycznie, bez odpowiedniej koordynacji i należytego rozpoznania terenu.

Powrót Hallera, pierwszy piesek II RP i pierwszy Marsz Niepodległości

Filmy pokazujące polską drogę do wolności. Wyszukane w archiwach agencji Reuters.

zobacz więcej
Po 27 grudnia 1918 r. wojsko polskie w Wielkopolsce miało wcale licznych i ostrzelanych na frontach Wielkiej Wojny żołnierzy, wyszkolonych w wilhelmińskiej armii. Niestety, przeważnie do stopnia sierżanta. Oficer powyżej stopnia kapitana był rzadkością. A i tak ci, którzy byli dostępni, to oficerowie rezerwy.

W armii kajzera na stopniu kapitana zaczynał się szklany sufit dla Polaków. W armii carskiej Polak pułkownik, a nawet generał nie budził zdziwienia, w niemieckiej było to nie do pomyślenia. Inaczej dowodzi się batalionem, a inaczej brygadą. Mówiąc po cywilnemu: kierowanie setkami żołnierzy nie zawiera doświadczenia kierowania tysiącami lub zgrania działań tych setek w różnych punktach i nie wystarczy, że ktoś jest dzielnym i dobrym Polakiem.

Powstanie, a właściwie już wojna polsko – niemiecka o Wielkopolskę, szybko przeniosła się w teren. A tam zdarzył się i taki wypadek, że zdobyte na Niemcach armaty pozostawiono bez dozoru, atakując dalej, na innym kierunku. Niemcy więc je sobie po prostu zabrali z powrotem.

Nie udawało się skoordynować równoczesnego uderzenia na miasteczka z różnych stron. Przy lepszym dowodzeniu straty na pewno byłyby mniejsze.

Swoje wojsko wykrwawił niepotrzebnie na przykład samozwańczy – jak wielu wtedy – dowódca Paweł Cyms. Bez rozeznania sił przeciwnika i doświadczenia walk w mieście ruszył z Gniezna na Inowrocław. Miasto wprawdzie zdobył, ale z niewspółmiernie dużymi stratami własnymi. Niemcy po przegranej wymaszerowali zwartymi kolumnami. A zajmowane po drodze miejscowości i tak poradziłyby sobie bez Cymsa. W większości nie było tam bowiem wojska i do urzędów przychodzili Polacy, przygotowani wcześniej i z rozdzielonymi zadaniami, mówiąc po prostu funkcjonariuszom niemieckim, że oni już tu nie rządzą.

Lepiej dowodzone musiały być oddziały, które w nocy z 5 na 6 stycznia zaatakowały lotnisko w Ławicy pod Poznaniem i po zniszczeniu wieży ogniem artyleryjskim przyjęły kapitulację załogi. Zdobyto kilkaset samolotów.

W reakcji samoloty niemieckie pojawiły się wkrótce nad Poznaniem, ale bombardowanie miasta nie uczyniło większych szkód. Z Ławicy w odwecie wyleciało kilka świeżo zdobytych maszyn, już z biało-czerwonymi szachownicami, i zbombardowało lotnisko niemieckie we Frankfurcie nad Odrą. Następnych lotów niemieckich nad Poznań nie było. Samoloty z Ławicy wzięły później udział w wojnie polsko- bolszewickiej.

Zadzwonił do Warszawy, to znaczy do innego państwa

Pierwszym dowódcą całej armii polskiej w Wielkopolsce był kapitan Stanisław Taczak, który był w Poznaniu przejazdem, gdy zastało go tu powstanie. Oficer, też rezerwista, wojska odrodzonej Rzeczypospolitej na kilkudniowym urlopie, dostał propozycję dowodzenia, bo był najstarszy stopniem (nie licząc dziarskiego pułkownika, weterana powstania styczniowego). Zadzwonił do Warszawy, to znaczy do innego państwa i uzyskał zgodę.
Józef Dowbor-Muśnicki, generał broni, dowódca wojsk wielkopolskich (pierwszy z lewej, zdjęcie z lat 1917 – 19) oraz Stanisław Taczak, generał brygady, dowódca OK II Lublin i pierwszy dowódca armii polskiej w Wielkopolsce (zdjęcie z lat 1928 – 1929). Fot. NAC/IKC, sygn. 1-H-328 i 1-W-588-2
W Poznaniu działały telefony, instytucje, handel, toczyło się normalne życie. Dopiero po miesiącu, 25 stycznia 1919 roku, wstrzymano ruch towarowy pomiędzy Wielkopolską a Rzeszą. To bardzo odróżnia powstanie wielkopolskie od innych.

Warszawa nie bardzo mogła posłać wojsko do Wielkopolski. Wobec nieuchronnie zbliżającej się wojny na wschodzie kraju, nie było rezerw dla Poznania. A poza tym opinia mocarstw – starano się nie drażnić ich przed konferencją pokojową.

Naczelnik Państwa Józef Piłsudski wyznaczył jednak oficera do przejęcia dowództwa w Wielkopolsce i zorganizowania powstańców w regularne Wojsko Polskie. Był nim generał Józef Dowbor Muśnicki, który pojawił się w Poznaniu 16 stycznia 1919 roku i przejął dowództwo od majora Taczaka.

Niepiśmienni chłopi stali się Polakami. Inny Cud nad Wisłą

Osamotnione, wyniszczone państwo, po 123 latach nieistnienia, dokonało czegoś, co nie miało prawa się udać.

zobacz więcej
Muśnicki zarządził pobór kilku roczników i w niedługim czasie Armia Wielkopolska liczyła około 100 000 żołnierzy. Wraz z generałem Muśnickim przyjechali jego podkomendni z Korpusu Polskiego w Rosji i niedobór kadry oficerskiej został przełamany.

Nie miało to wpływu na powstanie, gdyż do 15 stycznia wyzwolono niemal całą Wielkopolskę, ale – według Instytutu Pamięci Narodowej – kosztem 2 261 ofiar śmiertelnych. Po 15 stycznia walki toczyły się na obrzeżach dzielnicy i zaczęło być jasne, że Niemcy się na dobre otrząsnęli z zaskoczenia. Zaczęli odnosić sukcesy i planowali nie tylko odbić Wielkopolskę, ale i unicestwić nowo powstałe państwo polskie.

Na byłym froncie wschodnim, na linii wyznaczonej przez traktat w Brześciu, stała półmilionowa niemiecka armia złożona z wojska nie dotkniętego klęską, jak Niemcy na zachodzie Europy. Siły te wracały do Niemiec i mogły uderzeniem ze Śląska i Pomorza zgnieść powstanie i całe młode państwo.

Wprawdzie Niemcy 16 lutego 1919 r. podpisały z ententą rozejm w Trewirze, który dodał do traktatu z Compiègne postanowienie o zakończeniu walk polsko-niemieckich w Wielkopolsce na granicach już wywalczonych przez powstańców. Ale rozejm nie przeszkadzał Niemcom w dokonywaniu prowokacji tuż po jego zawarciu.


Na wiosnę planowali nawet operację „Wiosenne słońce” przeciwko Polsce. Marszałek Francji Ferdynand Foch, który także przyjął tytuł Marszałka Polski i ogólne zwierzchnictwo nad polską armią, zagroził Niemcom natychmiastową ofensywą aliantów na Zachodzie. Niemcy się przestraszyli i swoje zamiary odłożyli na 20 lat. „Wiosennego słońca” w 1919 r. powstanie wielkopolskie by nie wytrzymało i zapewne by nie wytrzymała tego zagrożona także od wschodu Polska.

Powstanie wielkopolskie zwyciężyło, bo ponownie, jak w 1806 roku, miało poparcie Francji. Wielkopolscy organicznicy mieli rację – nie można w pojedynkę występować przeciwko dużo silniejszemu przeciwnikowi. Postawa Francji broniącej rozejmu w Trewirze umożliwiła użycie wojsk wielkopolskich w wojnie polsko-bolszewickiej.

28 czerwca 1919 roku, podpisany w Wersalu akt kończący konferencję pokojową, przyznał Polsce to, co powstańcy wielkopolscy wywalczyli. Przekroczenie przez nich granic Śląska i Pomorza oraz próba stworzenia tam podobnych faktów, w innych warunkach i z innymi proporcjami ludności, prawdopodobnie pogrążyłoby także Poznańskie, bo wykluczyłoby wszelką pomoc z zagranicy. Zdrowy rozsądek nie pozwolił na importowanie tej narodowej „rewolucji”.
Wielkopolanie – i nie tylko – żalą się, że pamięć jedynego w historii Polski zwycięskiego powstania jest przytłumiana przez kult rewolt przegranych, listopadowej i styczniowej. Obrońcy rozsądnego zwyciężania sami często zapominają, że przed wielkopolskim było zwycięskie powstanie 1806 roku, czyli to, o którym mowa, nie jest jedyne. O okrągłych, dziesiątych rocznicach wielkopolskiego pamiętano w II RP i nawet w PRL-u po okresie stalinowskim.

A kult? Nie sposób było wygrać propagandowo z Wielką Emigracją i postyczniowym malarstwem Artura Grottgera. W II Rzeczypospolitej bliższe sercu Józefa Piłsudskiego były Kresy oraz inne zwycięstwa: Orląt Lwowskich i w bitwie warszawskiej, choć przypisywana mu niechęć do Poznańskiego to mit.

Wielkopolanie są lub czują się marginalizowani także w konkurencji z tymi zwycięstwami polskiego oręża pierwszej połowy XX wieku, nie tylko z rozpalającymi emocje wielkimi klęskami. No cóż, powstanie wielkopolskie zaważyło na kształcie państwa polskiego, ale w Poznaniu nie walczyły dzieci i nie było ono osiemnastą, najważniejszą bitwą w dziejach świata.

A poza wszystkim, to była endecja – wroga i dla sanacji w II RP, i dla „demokracji ludowej” w PRL.

– Krzysztof Zwoliński

Przy pisaniu artykułu korzystałem z książki Marka Rezlera „Powstanie wielkopolskie”


TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy

Zdjęcie główne: Obchody rocznicy powstania wielkopolskiego w Poznaniu, 26 grudnia 1933 r. Apel na pl. Wolności. Fot. NAC/IKC, sygn. 1-P-3307-7
Zobacz więcej
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Bankiet nad bankietami
Doprowadził do islamskiej rewolucji i obalenia szacha.
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Cień nazizmu nad Niemcami
W służbie zagranicznej RFN trudno znaleźć kogoś bez rodzinnych korzeni nazistowskich, twierdzi prof. Musiał.
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Kronikarz świetności Rzeczypospolitej. I jej destruktor
Gdy Szwedzi wysadzili w powietrze zamek w Sandomierzu, zginęło około 500 osób.
Historia wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Burzliwa historia znanego jubilera. Kozioł ofiarny SB?
Pisano o szejku z Wrocławia... Po latach afera zaczęła sprawiać wrażenie prowokacji.
Historia wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Ucieczka ze Stalagu – opowieść Wigilijna 1944
Więźniarki szukały schronienia w niemieckim kościele… To był błąd.