Historia

Antypolski jad Zachodu

Pierwszy to „najwyraźniej w głębokiej depresji, ograniczony, podstępny i wyjątkowo próżny prezydent, któremu wydaje się, że jest Napoleonem”. Drugi ma „rozbiegane oczy”. Coś wam to przypomina? Sto lat temu na Zachodzie mówiono tak o Józefie Piłsudskim i Romanie Dmowskim, którzy śmieli zabiegać najpierw o niepodległość, a potem o odtworzenie dawnych granic Polski.

Jak Polska odzyskała wolność? Komu ją zawdzięczamy? Jak rodziła się II RP? O tym opowiadamy na niepodlegla.tvp.pl

Broniły Lwowa, Wilna i Warszawy. Nie mogły palić i rozmawiać z mężczyznami. Pierwsze polskie żołnierki

Przyjmowano wyłącznie ochotniczki ze „świadectwem moralności”, między 18. a 40. rokiem życia, wyznania rzymsko-katolickiego.

zobacz więcej
Po Wielkiej Wojnie, nazwanej dużo później pierwszą wojną światową, państwa dominujące dotychczas politykę europejską i globalną zaczęły mieć duże kłopoty. Materialne, co zrozumiałe, ale i mentalne. Na skutek rozpadu Austro-Węgier i wojny domowej w Rosji zaczęły powstawać nowe państwa, do istnienia których nikt nie był przyzwyczajony. W Paryżu, Londynie i także w Waszyngtonie skonstatowano, że – owszem – mogą sobie istnieć, ale tak, by nie zaszkodziły zbytnio pokonanym w wojnie Niemcom i Rosji, która – jak wierzono – może zawrócić z drogi bolszewizmu. To wymaganie szczególnie dotyczyło Polski, leżącej pomiędzy Rosją a Niemcami.

Polska nie restytuująca ziem zaboru pruskiego odpowiadałaby Niemcom. Na konferencji w Paryżu, zakończonej Układem Wersalskim, nikt się ich o zdanie nie pytał, ale chciano uniknąć powodów do przyszłego rewanżu. Przegrywająca wojnę domową Biała Rosja Denikina i Wrangla mogła się łaskawie zgodzić na jakąś formę autotomii, w ramach państwa rosyjskiego, dla ziem dawnego Królestwa Polskiego. Rosja bolszewicka, jak się okazało w 1920 roku, widziała Polskę jako republikę radziecką. O czym dowodnie świadczy przybycie Polrewkomu, rządu dla Polski komunistycznej, z towarzyszami Dzierżyńskim i Marchlewskim, w taborach Armii Czerwonej.

Trzeci zaborca, Austro-Węgry, rozpadając się na wiele państw i będąc już w agonii, przejawiał jeszcze chęć wpływania na rzeczywistość. Jeden z książąt domu cesarskiego krzątał się wytrwale, aby Galicja Wschodnia nie przypadła Polsce. Wilhelm von Habsburg-Lothringen, jeden z trzech synów Karola Stefana z Żywca, wychowywany na Polaka, został Ukraińcem z wyboru – prawdopodobnie z przekory.

Nie bez znaczenia było to, że arcyksiążę Karol Stefan marzył o koronie polskiej, której Wilhelm – jako najmłodszy syn – nie miałby szans odziedziczyć. Jego dwaj bracia służyli w wojsku polskim, dwie siostry wyszły za polskich arystokratów. Najstarszy brat, dziedziczący Żywiec po Karolu Stefanie, nie dał sobie w 1939 wytłumaczyć gestapo, że jest Niemcem, za co zapłacił zdrowiem i skonfiskowanym przez III Rzeszę majątkiem.
Wilhelm Franciszek Habsburg-Lotaryński, zwany Wasylem Wyszywanym, był pretendentem do tronu Ukrainy, wspieranym m.in. przez emigracyjny ruch Ukraińskiego Wolnego Kozactwa. Został za to wydziedziczony przez ojca. Podczas II wojny sympatyzował z nazistami. W 1947 r. aresztowany przez GRU, wywieziony do ZSRR i skazany jako „angielski agent” na 25 lat więzienia. Zmarł na gruźlicę w łukianiwskim więzieniu w Kijowie. Fot. Wikimedia Commons/ http://spilka.webua.org/library/habsburg.html, Domena publiczna
Wilhelm, będąc oficerem armii austro-węgierskiej w czasie pierwszej wojny zadbał, by dowodzić oddziałami złożonymi z Ukraińców. Do pewnego czasu było to popierane przez dwór w Wiedniu, ale gdy jego ambicje atamańsko-hetmańskie i monarsze stały się kłopotliwe, zostawiono mu oddział złożony jedynie z tysiąca Kozaków.

Baczyński z Wołynia

Według poety Zygmunta Jana Rumla, na Kresach było miejsce dla wielu kultur.

zobacz więcej
Na jego czele Wasyl Wyszywany (przezwisko od haftowanej ukraińskiej koszuli, którą nieregulaminowo wzbogacał swój mundur) podążył na pomoc swoim do Lwowa w 1918. Nie zdążył, bo na każdej stacji kazał zatrzymywać pociąg i zmieniać jej nazwę z polskiej na ukraińską. Wasyl Wyszywany, zanim pochłonęło go życie paryskie – aż tak intensywnie, że z czasem wyrzekła się go rodzina – zdążył ogłosić światu, że rządy polskie we Lwowie są „barbarzyńskie”. Inni przeciwnicy polskiej państwowości też bywali groteskowi, ale nie do tego stopnia.

„Hrabia jerozolimski” i syn wydziedziczony za Polskę

Powstająca po ponad stu latach Polska miała do czynienia z arogancją podszytą ignorancją zwycięskich mocarstw zachodnich. W roku 1919, a szczególnie 1920, kiedy ważyły się losy Polski, a Stany Zjednoczone powróciły do tradycyjnego izolacjonizmu, o ładzie powojennym w Europie decydowały Anglia i Francja.

Zwycięski w pierwszej wojnie światowej premier Wielkiej Brytanii, David Lloyd George, pozostawał na stanowisku w latach kształtowania się granic Rzeczypospolitej i wojny polsko-bolszewickiej. Po klęsce wyborczej Georgesa Clemenceau we Francji był najsilniejszą indywidualnością w rządowych gabinetach Europy.

Lloyd George nie miał zielonego pojęcia o Europie Środkowej i Wschodniej. Ten demiurg, chcący ustalać tam granice, bo przecież Traktat Wersalski nie precyzował wszystkiego, był ignorantem geograficznym nawet jak na standardy Imperium. Urzędnicy Jego Królewskiej mości mogli nie wiedzieć, gdzie leży Lwów, ale należy sądzić, że – zgodnie z interesem Imperium – odróżniali na przykład Nepal od Bengalu. Jak podaje Andrzej Nowak w książce „Pierwsza zdrada Zachodu”, premier mylił Mekkę z Ankarą i ucieszyła go wiadomość, że Nowa Zelandia leży na wschód od Australii.

W sprawach polskich miał eksperta – był to Lewis Namier, urodzony jako Ludwik Bernstein w zaborze rosyjskim. Po przeprowadzce do Galicji, całkiem spolonizowana rodzina zakupiła duży majątek ziemski i zmieniła nazwisko na Niemirowski (według części źródeł: Namierowski), które Namier skrócił po przeniesieniu się do Anglii. Podobno podczas studiów we Lwowie spotkał się z antysemityzmem. Ktoś miał o jego ojcu, panu na Kobyłowłokach, powiedzieć: „hrabia jerozolimski” i młody Ludwik zapamiętał to na całe życie.

Pracując w kluczowych dla Polski latach w Foreign Office, przygotowywał dla premiera raporty, których antypolski jad zaczął z czasem dziwić nawet jego bezpośrednich przełożonych. Premierowi to odpowiadało – czytał, co chciał czytać i co nie sprzeciwiało się jego uprzedzeniom. A trudno było Namierowi odmówić kompetencji, innego urzędnika urodzonego w Polsce i wykształconego na polskim uniwersytecie (studia oczywiście uzupełnił w Oxfordzie) brytyjski MSZ nie miał.
Jak pisze Andrzej Nowak, ambicje Polski na wschodzie, wykraczające poza linię Bugu, Namier określał jako dążenia polskich obszarników do przywrócenia ich dominacji na terenie, gdzie polskość jest znienawidzona. Plany Piłsudskiego o federacji z Polską państw-spadkobierców Wielkiego Księstwa Litewskiego przedstawiał jako parawan „dla polskiego imperializmu”, który tym różni się od innych imperializmów, że kryje w sobie niebezpieczeństwo masowych pogromów ludności żydowskiej.

Pierwszy szef PZPN był ginekologiem, a polską drużynę obrażano, że jest „tak zła, jak wasza waluta”

Trener przemycił do Budapesztu kosz jedzenia dla kadry. Pierwszy mecz po odzyskaniu niepodległości biało-czerwoni rozegrali w grudniu 1921 roku z Węgrami.

zobacz więcej
Tu Namier mógł się odwołać – poza swoją intuicją – do amerykańskiej prasy, która naliczyła 10 000 ofiar pogromów w Galicji Wschodniej. Przysłana do Polski komisja senatu USA zredukowała tę liczbę do 280 Żydów, ofiar represji wojska i zemsty ludności za prawdziwe czy rzekome sprzyjanie bolszewikom i Ukraińcom.

Komisja Morgenthaua – od nazwiska przewodniczącego – ekscesy potępiła, kładąc je na karb okołofrontowej dezorganizacji, natomiast wykluczyła antysemityzm jako ich podłoże i zaznaczyła wyraźnie, że nie były to pogromy. Żydowskie alarmy zadziałały także za Kanałem i do Polski przyjechała komisja brytyjska, która również nie dopatrzyła się w kraju atmosfery pogromowej.

Antyimperialistyczne raporty Namiera czytał człowiek zarządzający 450 milionami poddanych korony brytyjskiej nie będących Brytyjczykami, w najróżniejszych częściach świata, ale co wolno wojewodzie... Te hipotetyczne pogromy być może czyniły różnicę.

Choć niekoniecznie. W umyśle Lloyda George’a i panów przemierzających korytarze brytyjskich ministerstw, imperializm wyspiarzy był misją cywilizacyjną, a rozsądnie stosowana przemoc była w dłuższej perspektywie samym dobrem. Silne państwa miały nie tylko prawo, ale obowiązek urządzać świat. W Europie to Francja, Niemcy i Rosja, a poza Kontynentem panować powinien porządek anglo-saski. A tutaj nagle jakaś Polska, o której nic nie wiadomo, ośmiela się stosować siłę w obronie granic, zamiast zdać się na to, co zdecydują mocarstwa. Nie do przyjęcia!

Delegacja brytyjska na konferencję w Paryżu była zaopatrzona przez Namiera w mapę stosunków etnograficznych. Bezdyskusyjnie polska była tam część Wielkopolski, niewielka część Śląska i centrum kraju. Na wschodzie dominująca polskość kończyła się 20 kilometrów za Siedlcami, ale tak mniej więcej linia Bugu była do zaakceptowania, nawet niech już będzie, że ze Lwowem, lecz bez Wilna i Wileńszczyzny. Jeszcze przed wojną rosyjskie spisy naliczyły w Wilnie 2% ludności litewskiej – przez jaką lupę patrzył Namier, że w 1919 r. zrobiła mu się z tego litewska większość?

Co do Lwowa, to Namier się wahał. Raz przyznawał, że to miasto polskie, innym razem dodawał, że to niczego nie powinno przesądzać. Namier naciągał, przeinaczał i manipulował, żeby Polska była jak najmniejsza. Przyjmował i kolportował założenie, że każdy Ukrainiec, Białorusin, Litwin czy Żyd jest automatycznie ofiarą Polaków.

Dmowskiego i jego współpracowników działających dla sprawy polskiej na Zachodzie nazwał „czarnosecinną bandą”. Gdy Polacy w końcu 1918 roku walczyli z Ukraińcami o Lwów i Przemyśl, w memoriałach Namiera trafiających na najważniejsze biurko w Anglii zaczęło się aż roić od „polskiego imperializmu”.
Lewis Namier, urodzony w bogatej, zlaicyzowanej i spolonizowanej rodzinie żydowskiej, był głównym doradcą brytyjskiego premiera Davida Lloyda George'a w sprawach polskich podczas konferencji pokojowej w Paryżu. Przeciwnik odrodzenia Polski. Niektórzy historycy sądzą, że sfałszował zapis demarkacyjnej linii Curzona, przypomnianej na konferencji w Spa w lipcu 1920 r. przez Philipa Kerra – wariant Namiera odcinał Lwów i Wilno od Polski. Fot. Wikimedia Commons/http://www.slate.com/id/2161438/, Domena publiczna
Namier ostatecznie chciał Lwów i całą Galicję Wschodnią przyznać Czechosłowacji, a nawet bolszewikom, byle nie Polsce. Uważał, że ziemie te zamieszkują prawie wyłącznie Małorosjanie i Białorosjanie związani naturalnie z Rosją oraz Żydzi. A to, że najprawdopodobniej odrodzi się jakaś Rosja niebolszewicka było na Zachodzie myśleniem życzeniowym nie tylko w memoriałach Namiera. Ten zapędził się tak daleko, że ostrzegał, iż jeżeli Polska sięgnie po Wołyń to będzie panowała na wschodzie nad „dwudziestoma milionami (sic!)” ludności niepolskiej.

Niepiśmienni chłopi stali się Polakami. Inny Cud nad Wisłą

Osamotnione, wyniszczone państwo, po 123 latach nieistnienia, dokonało czegoś, co nie miało prawa się udać.

zobacz więcej
W kwietniu 1920 roku, w momencie rozpoczęcia ofensywy kijowskiej przez Piłsudskiego, Namiera nie było już w Foreign Office. Nie znalazł się na drukowanej przez „Timesa” liście urzędników najbardziej zasłużonych dla pokoju. Urażona do żywego, tym razem w innym kraju, ambicja skierowała go ku karierze akademickiej. Antysemityzm brytyjski jest do tego stopnia dyskretny, że nigdy go nie było i nie ma, i nie mógł mieć, oczywiście, wpływu na brak nazwiska Namiera na liście „Timesa”.

Kariera owego młodzieńca w Foregin Office zaczęła się listem jednego wpływowego dżentelmena do innego wpływowego dżentelmena: „polecam Panu wyjątkowo inteligentnego Żyda”... Lewis Namier dalsze lata życia po odejściu z Foreign Office poświęcił badanom historii Anglii XVIII wieku i intensywnej działalności syjonistycznej.

Ojciec Namiera, Polak z wyboru – wspomnieć można, że dwaj dziadkowie Lewisa brali udział w powstaniu styczniowym – wydziedziczył syna, gdy doszły go słuchy o jego antypolskich wyczynach.

Polacy, urodzeni niewolnicy

Najważniejszy czytelnik memoriałów Namiera, David Lloyg George, uważał, że przekazanie Polsce Górnego Śląska, to jak danie zegarka małpie.

Był przekonany, że rolą mocarstw jest ustalenie i pilnowanie światowego ładu. Kiedy Stany Zjednoczone wycofały się za Atlantyk i zajęły sobą w 1920 roku, zaczął się rozglądać za innymi sprzymierzeńcami. Wprawdzie w Rosji panował bolszewizm i armie białych nie spełniły pokładanych w nich nadziei, to przecież bolszewizm sam upadnie, gdy tylko dać mu spokój. Handel z Rosją spowoduje tam wzrost dobrobytu i wszystko będzie dobrze. Znajdzie się partnerskie mocarstwo, jak w czasie Wielkiej Wojny…

Cóż, Lloyd George, jak większość jego kolegów w kręgach rządowych na Zachodzie, nie miał pojęcia również o ideologii komunistycznej. Politycy brytyjskiej Partii Pracy mogliby go oświecić, gdyby chciał słuchać. Życzliwie nastawieni do eksperymentu społecznego w pierwszym państwie robotników i chłopów, dla jakichś – sobie znanych – powodów nie przystąpili do III Międzynarodówki.

Premier brytyjski Rosję traktował, jak potencjalne klasyczne mocarstwo, bez jej czerwonego mesjanizmu. Jego celem na kontynencie był trwały pokój, nie zagrożony przez tendencje do rewanżu żadnego z ważnych krajów. Celem polityki brytyjskiej w Europie od XVI wieku jest równowaga. Wrogiem staje się każdy, kto zbytnio rośnie w siłę.

I tak Rosja ma szachować Niemcy, wspólna granica byłaby tu pożądana, choć już niemożliwa. Ale to, co pomiędzy, nie powinno być zbyt silne. Rządzący Brytanią byli przekonani, że silna Polska wzmacnia Francję, a Francja jest tuż za Kanałem, tradycyjnie zagrażała Wyspom i może zagrażać. No i Polska, zabierając ziemię zamieszkałe przez Rosjan lub prawie (Mało.. i Biało...), spowoduje w przyszłości chęć rewanżu ze strony Rosji.
Wojna polsko-bolszewicka była nie tylko przejawem polskiego imperializmu, ale także imperializmu irytuącego, bo w Londynie w 1920 roku przebywała delegacja bolszewicka do rozmów handlowych, które Lloyd George chciał przekształcić w rozmowy polityczne. Rzeczywiście niebawem dojechał Lew Kamieniew, druga osoba po Leninie. Premier widział się w roli architekta drugiego Wersalu, teraz dla Europy Wschodniej.

Powrót Hallera, pierwszy piesek II RP i pierwszy Marsz Niepodległości

Filmy pokazujące polską drogę do wolności. Wyszukane w archiwach agencji Reuters.

zobacz więcej
Karygodny polski imperializm przeszkadzał nie tylko w budynkach rządowych. Brytyjskie związki zawodowe karmione bolszewicką propagandą spowodowały falę strajków dokerów, którzy nie chcieli ładować zakupionej przez Polskę broni. Przez miasta Anglii przeszła fala demonstracji pod hasłem: „Ręce precz od Rosji”.

Marszałek polny Jan Smuts, przedstawiciel Południowej Afryki w Gabinecie Imperialnym, uważał Polaków za kafirów (urodzonych niewolników, arab.) i apelował do premiera jeszcze podczas konferencji w Paryżu, by w ogóle nie tworzyć „zamku z piasku” – czyli Polski. Kraj ten zabierze ziemie zamieszkałe „przez Niemców i Rosjan”(sic!) i jego powstanie będzie niesprawiedliwością wobec tych wielkich narodów. Kompetencje ekscelencji w zakresie stosunków pomiędzy ludami Zulu i Soto oparte były zapewne na solidniejszych podstawach.

Philip Kerr, protektor Namiera, już w czasie wojny polsko-bolszewickiej utwierdzał premiera w przekonaniu, że bolszewicy chcą pokoju, a przeszkodą jest „polski imperializm”. Maurice Hankey, sekretarz gabinetu premiera, zapisał w pamiętniku: „Osobiście wątpię, by Polska była coś warta, jako że jej naród jest niestabilny”. Wspomniany już Philip Kerr, sekretarz osobisty premiera, uważał, że stosunkom Zachodu z bolszewikami przeszkadza „absurdalna polska ofensywa”. To byli użytkownicy biurek, przez które przechodziły dziesiątki notatek i memoriałów Namiera zanim trafiły na biurko najważniejsze.


Polska pozostawała dla Anglików nierozwiązywalną zagadką nawet, gdy podejmowali trud wizyty w tym kraju. Sir Maurice Hankey był w Rzeczypospolitej w składzie misji międzysojuszniczej pod koniec lipca 1920 roku. Już po sześciu dniach wyjechał, odnosząc wrażenie, że Piłsudski szykuje przewrót probolszewicki, aby zachować nadwątloną władzę, a tak w ogóle to jest przyjacielem Lenina.

Norman Davies w książce „Orzeł biały i czerwona gwiazda” cytuje jego wrażenia: Piłsudski to „wyjątkowy mizerak, najwyraźniej w głębokiej depresji, krótko ostrzyżony na niemiecki fason, (...) ograniczony, podstępny i wyjątkowo próżny prezydent (...), któremu wydaje się, że jest Napoleonem”; Witos to „chłop na pokaz”; Daszyński – „proniemiecki, z rozbieganymi niebieskimi oczami”; Rosvadossski (Rozwadowski – szef sztabu) – „nieznośny”. Tyle zobaczył w Polsce sir Maurice.

„Bania w Paryżu”, przedtem i teraz

Francja inaczej patrzyła na wojnę polsko-bolszewicką i walkę o granice powstającego państwa. Granicząc z Niemcami, chciała mieć zaprzyjaźniony kraj, który by mógł szachować Niemcy od wschodu. Najlepiej, żeby to była Rosja, ale po przewrocie bolszewickim Francja musiała postawić na Polskę.

Około 3 000 oficerów i podoficerów szkoliło polskie wojsko w ramach francuskiej misji wojskowej. Pełne wyekwipowanie armii Hallera nie zakończyło dostaw sprzętu wojennego do Polski. Probolszewickie strajki w Czechosłowacji wstrzymały dostawy na kilka tygodni, ale to już nie wina Francji, tylko rządu czechosłowackiego, który nie kwapił się, aby zaradzić sytuacji.
Manewry wojskowe w pobliżu Chalons-sur-Marne we Francji, wrzesień 1932 roku. Na zdjęciu m.in.: minister wojny Joseph Paul-Boncour (w płaszczu i kapeluszu), generał Maxime Weygand (I rząd 1. z lewej), gen. Maurice Gamelin (I rząd 3. z lewej). Fot. NAC/IKC, sygn. 1-E-4876
Najwyższy rangą we francuskiej misji wojskowej był generał Maxime Weygand. Przyjechał do Polski z nadzieją objęcia dowództwa, jeżeli nie całego wojska, to jakiegoś znaczącego zgrupowania. Marszałek Piłsudski zapytał go retorycznie, ile dywizji przywiózł ze sobą i zignorował. Nie słuchano jego porad, a radził, by umocnić obronę na Wiśle przed nacierającymi bolszewikami. Manewr znad Wieprza był sprzeczny ze wszystkim, co reprezentowała myśl taktyczna Weyganda. A w opinii europejskiej to on wygrał bitwę warszawską, no bo przecież nie Piłsudski.

Nie lubił sejmokracji i importowanych idei. Ostatni Sarmata

Piłsudskiego „lewicowość” i „prawicowość” w ogóle nie interesowały.

zobacz więcej
„Porzucił Polską Partię Socjalistyczną; opuścił Niemców; okazał nieposłuszeństwo Entencie. W Anglii i we Francji uważano go za zdradliwego sojusznika, który wiedzie Polskę ku ruinie; (...) Wszyscy – od Lenina po Lloyda George'a, od »Prawdy« po »Morning Post« – uznawali go za wojskowego ignoranta i politycznego nieudacznika. W sierpniu 1920 roku panowała powszechna opinia, że katastrofalna kariera Piłsudskiego zostanie uwieńczona upadkiem Warszawy. A gdy stało się odwrotnie – kiedy w ciągu kilku dni Armia Czerwona została pokonana i odepchnięta – nikt nie mógł sobie wyobrazić, by sprawcą sensacji mógł być Piłsudski. Na skutek poprzednich doświadczeń ta prawda była nie do zniesienia. Jak mógłby powiedzieć Voltaire: gdyby Weygand nie istniał, trzeba by go było wymyślić.” (Norman Davies, „Orzeł biały i czerwona gwiazda”).

Generał Maxime Weygand został, ku swojemu zdumieniu, powitany na dworcu w Paryżu przez prezydenta Francji jako zwycięzca spod Warszawy. Francja powodowana własnym interesem lepiej rozumiała Polskę niż Anglia. Ignorancji było nieco mniej, arogancji tyle samo.

Po wielu latach od tych wydarzeń Janusz Szpotański napisał, niestety niedokończony, poemat „Bania w Paryżu”, zjadliwy pamflet na liberalną nową lewicę we Francji i na całym Zachodzie. Jest tam scena, gdzie w salonie księżnej de Guise („de domo Cohn”), który gromadził towarzystwo od Simone de Beauvoir do terrorysty Carlosa, a zaglądali i dyplomaci radzieccy, goście oczekują lewicowego intelektualisty z oficjalnych sfer PRL-u. Na skutek jakiejś pomyłki pojawia się opozycyjny (niezbyt groźny, skoro dali mu paszport i stypendium) polonista i raczy gości prelekcją „Antytotalitaryzm Konopnickiej”. Kiedy przechodzi do przekładu wiersza „Jaś nie doczekał” („Jano est mort avant”), ktoś nie wytrzymuje i przerywa prelegentowi:
Polacy to nacjonaliści!
Antysemici! To faszyści!
A ten ich cały Konopniki
to pewnie jest watażka dziki,
tak jak Pilsuki, co zdradziecko
zaatakował powstający
Kraj Rad, młodziutki, prawie dziecko!


Jeżeli się zaatakowało zdradziecko Kraj Rad, to opinia ciągnie się przez dekady. Szpotański nie zmyśla, syntetyzuje, daje ekstrakt tego, co eleganckie, postępowe salony europejskie myślały o Polsce w końcu lat siedemdziesiątych, kiedy „Bania...” była pisana. Oprócz świadectwa ducha tamtych lat to także antycypacja, bo – jak się wydaje – nic się nie zmieniło, co podkreśla sposób w jaki prelegent się broni:
Ach, panowie!
Ja także jestem lewicowiec!
I zawsze miałem mnóstwo fobii
na punkcie polskiej ksenofobii.

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy


– Krzysztof Zwoliński

Przy pisaniu korzystałem z książek: Andrzeja Nowaka „Pierwsza zdrada Zachodu” i Normana Daviesa „Orzeł biały i czerwona gwiazda”.
Zdjęcie główne: Traktat pokojowy z Austrią w Saint-Germain. Premierzy Wielkiej Brytanii David Lloyd George (pierwszy od prawej) i Francji Georges Clemenceau podczas defilady w dniu podpisania dokumentu, 10 września 1919 roku. Fot. NAC/IKC, sygn. 1-M-3
Zobacz więcej
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Bankiet nad bankietami
Doprowadził do islamskiej rewolucji i obalenia szacha.
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Cień nazizmu nad Niemcami
W służbie zagranicznej RFN trudno znaleźć kogoś bez rodzinnych korzeni nazistowskich, twierdzi prof. Musiał.
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Kronikarz świetności Rzeczypospolitej. I jej destruktor
Gdy Szwedzi wysadzili w powietrze zamek w Sandomierzu, zginęło około 500 osób.
Historia wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Burzliwa historia znanego jubilera. Kozioł ofiarny SB?
Pisano o szejku z Wrocławia... Po latach afera zaczęła sprawiać wrażenie prowokacji.
Historia wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Ucieczka ze Stalagu – opowieść Wigilijna 1944
Więźniarki szukały schronienia w niemieckim kościele… To był błąd.