Tomasz Terlikowski, który także pisał o „Miłosierdziu”, twierdzi, że pisarzowi zabrakło środków wyrazu by opisać nawrócenie dwóch głównych bohaterów i dlatego powieści nie dokończył. Nie jestem przekonany do takiej interpretacji, to nie pasuje do tego autora. Można przecież artystycznie zawiesić głos w odpowiednim momencie. „Miłosierdzie” zaś urywa się w pół słowa, Raspail nas nie czaruje, raczej budzi. Choć nie jesteśmy do końca pewni, czy wierzy w nawrócenie, czy raczej jest gotowy bronić do śmierci pięknego złudzenia jak husarz.
Panie, nie jestem godzien
Po abdykacji Benedykta XVI pisarz notował: „Ta wiadomość mnie zasmuciła. Poczułem się osierocony. W czasach rozbuchanej kultury medialnej, która sprawia, że obecność Papieża jest prawie nie do pomyślenia, jego decyzja była więcej niż przewidywalna – była pożądana. Oczywiście, wydaje się, że to kres rzeczy dotąd niezmiennej: Papież królował aż do śmierci, jak królowie, ale myślę, że na swój sposób nie mógł postąpić inaczej. Na szczęście Papież zamierza teraz udać się do klasztoru i poświęcić się modlitwie. To bardzo ważne, bo wszystko skłania do wiary, że jego modlitwa będzie wysłuchana. Gdy o tym myślę, wraca do mnie zaufanie i spokój o przyszłe losy Kościoła rzymskiego, nad którym rozpostarty jest mistyczny parasol sprawowanych Mszy, miliardów modlitw wznoszących się od całych wieków – a także i teraz! – ze wszystkich klasztorów Europy i świata”.
Charakterystyczne jest dla Raspaila, że pisze: „wszystko skłania do wierzenia”. Czy to jednak oznacza to, że on sam wierzy? Ciekawe też, że w powyższym fragmencie Bóg nie pojawia się nawet jako figura, jest tylko Kościół, o którego los troszczy się pisarz. Podobnie niejednoznacznie kończy się postscriptum do „Miłosierdzia”:
„W Mszy katolickiej, zaraz po kanonie następuje pewna bardzo krótka, melodyjna i piękna modlitwa, którą w mojej młodości, jak i dzisiaj, bardzo rzadko śpiewa się po łacinie. Śpiewałem ją jako dziecko, solo, sopranem, w święta, kiedy bito w dzwony na galerii bardzo ładnej kaplicy, dzisiaj ogołoconej, w mojej szkole w Normandii. Zdaje się, że miałem «anielski głos» i że moi profesorowie uważali, że na niego nie zasługuję. Jeszcze dzisiaj często ją sobie nucę. Oto jej pierwsze słowa:
Domine, non sum dignus…”
Pisarz pozostawia nas z wątpliwością, czy można nucić modlitwę „Panie, nie jestem godzien” tylko jako wspomnienie z dzieciństwa, jako nostalgiczne przywołanie ciepła minionych dobrych czasów. Czy, może jednak niezależnie od stopnia zwątpienia tego, kto ją odmawia, modlitwa ta zachowuje swoją ważność.