Kultura

Ksiądz, który zabił swoje dziecko i kochankę. Opowieść o grzechu i nawróceniu

Dlaczego „Miłosierdzie” jest książką nieukończoną? Jean Raspail wyjaśnił to ubiegłym roku swojemu polskiemu wydawcy Bogusławowi Kiernickiemu. Powiedział, że czuje się już zbyt stary i nie ufa sobie, a nie chciałby zepsuć tego, co już powstało, jakimś fałszywym słowem.

W czasach, gdy tryumfy w kinach święci antykościelny „Kler”, dostajemy do rąk powieść, która zaczyna się tam, gdzie film Smarzowskiego dawno się skończył. W przeciwieństwie jednak do głośnego filmu, powieść „Miłosierdzie” Jeana Raspaila – bo o niej tu mowa – nie jest sensacyjną opowieścią stygmatyzującą księży jako grupę społeczną, ale przejmującą historią dwóch nawróceń.

Do powieści Raspaila najbardziej pasuje słowo „testament”. To słowo, które dla artysty czy myśliciela ma zwykle swoją wagę. Testamentu duchowego czy intelektualnego nie pisze się w pośpiechu. Kiedy po śmierci św. Jana Pawła II opublikowano notatki znane jako jego „testament” mogliśmy zobaczyć krótkie teksty powstające przez kilkadziesiąt lat. Te zwięzłe zapiski były jednocześnie pełne treści.

30 lat w szufladzie

Podobnie jest z powieścią „Miłosierdzie” Jeana Raspaila. Ta króciutka i w dodatku niedokończona książka, to z pewnością najbardziej przejmujący utwór tego pisarza, jaki ukazał się w języku polskim. Podejrzewam, że w ogóle najbardziej przejmujący. Początki „Miłosierdzia” sięgają odległych już dla nas czasów, czyli końca lat sześćdziesiątych. W tych czasach Raspail nie był jeszcze autorem głośnym – takim uczynił go dopiero wydany w 1973 roku „Obóz świętych”, opowieść o upadku cywilizacji Zachodu.
Bohaterem jednej z książek Jeana Raspaila był Orélie-Antoine de Tounens, żyjący w latach 1825-78 francuski prawnik, powołany przez indiańskie plemiona Mapuczów na króla Araukanii i Patagonii. W 1998 roku pisarz (na zdjęciu) ogłosił się konsulem generalnym Królestwa Patagonii. Fot. REUTERS/Mousse Mousse
„Miłosierdzie” przeleżało w szufladzie Raspaila od roku 1970 do roku 2003, kiedy pisarz przekazał brulion zaprzyjaźnionemu księdzu, który zachęcił autora, by zakończył dzieło. Okoliczności te sprawiają, że każdemu, kto będzie chciał pisać o „Miłosierdziu” wytrącone zostaną z rąk poręczne i chwytliwe określenia takie jak „najnowsza”, czy też „ostatnia” powieść. Nie jest ona najnowsza, ponieważ pisana była od bardzo dawna, nie jest też ostatnia, ba można nawet powiedzieć, że jest jedną z pierwszych.

Inspiracją dla jej powstania była głośna w latach 50. historia morderstwa jakiego dokonał młody ksiądz na swojej będącej przy nadziei kochance oraz na ich nienarodzonym dziecku. Drastyczności sprawie dodaje fakt, że przed dokonaniem mordu ksiądz wydobył dziecko z łona kobiety i przed uśmierceniem ochrzcił.

W powieści pojawia się taki duchowny, choć – jak zapewnia Raspail w posłowiu – jego historia, poza samą zbrodnią, nie opisuje prawdziwych losów mordercy. Innym bohaterem jest adwokat, dzięki któremu ksiądz morderca został – po krótkiej rozmowie prawnika z prezydentem Francji – ułaskawiony, karę śmierci zmieniono mu na dożywocie.

Po kilkudziesięciu latach adwokat i duchowny spotkają się nieoczekiwanie ponownie w… konfesjonale. To połączenie losów jest jednym z niezwykłych momentów powieści i jej kluczowym wątkiem. Wątkiem tym bardziej przejmującym, że każdy kto zna inne książki Raspaila dostrzeże w adwokacie alter ego pisarza. Człowieka, który nie był zbrodniarzem, ale bez wątpienia był grzesznikiem.

Konfesjonał przyciąga

Rzecz jasna Raspail ukrywa swoją prywatność, często mocno ją kreuje, nie możemy zatem być pewni ani szczegółów, ani tego jak się dokładnie wyglądają sprawy sumienia dziewięćdziesięcioczteroletniego dziś autora, ale ton powieści sugeruje, że mamy do czynienia że swego rodzaju ekspiacją pisarza przed czytelnikiem.

Autor, sztandarowy dla wielu tradycjonalistów katolickich pisarz, opowiada ustami bohatera historie wyglądające na osobiste, jak choćby porzucenie żony, czy złamanie życia jednej ze swoich pracownic. Nawet jeśli je ubarwia, literacko przetwarza, to nie jest przecież tajemnicą, że Raspail przeżywał wiele duchowych rozterek. Takich, jakie stanowią ważną część historii powieściowego paryskiego adwokata.

Pisarz znakomicie zarysował wewnętrzna walkę bohatera, nieustanne zmaganie pomiędzy nie do końca dla niego zrozumiałą siłą przyciągającą go do konfesjonału, a buntem, rzuceniem w twarz spowiednikowi szyderstwa lub też wyzwania mającego zdemaskować ułudę sakramentu pokuty. Ta pokusa jest ważnym wątkiem osobistym widocznym też w innych tekstach Raspaila, szczególnie w wywiadach.

Forma i styl mają w „Miłosierdziu” duże znaczenie. Powieść nie dzieli się na klasycznie pojmowane rozdziały – ponumerowane lub zatytułowane – ale każda z partii tekstu jest przyporządkowana do roku. Raz jest to rok „1960”, innym razem rok „2001”. I tylko tyle, przenosimy się pomiędzy tymi dwiema epokami, w których króluje inny literacki klimat i inna atmosfera duchowa.

Czy Parlamentem Europejskim kieruje Antychryst?

Jak to możliwe, że nawrócony ateista, były wyznawca judaizmu, daje czytelniejsze świadectwo wiary niż wielu purpuratów?

zobacz więcej
Rozdziały podpisane „1960” zdecydowanie bardziej przypominają opublikowaną w połowie lat 80., a wydaną w Polsce w roku 1990 powieść Raspaila „Któż pamięta ludzi z Ziemi Ognistej”. To opowieść o plemieniu Kawaskarów, które jako pierwsze przeszło po zamarzniętej Cieśninie Barentsa z Azji do Ameryki, a potem było gnane przez napór kolejnych ludów – dziś nazywamy je indiańskimi – aż osiadło na ostatnim, niegościnnym skrawku kontynentu amerykańskiego, by ostatecznie w XX wieku wyginąć.

Francja Raspaila z przełomu lat 50 i 60., którą znajdujemy w „Miłosierdziu”, bardzo podobna jest do krain półdzikich ludów – pełna jest żyjących w nędzy dzieci i moralnie zepsutych dorosłych. Wśród nich w ubóstwie żyją księża niemal heroicznie trwający przy powołaniu, które, jak wydaje się, utraciło społeczny sens. Świat dookoła nich rozpada się, chrześcijaństwo zanika, ale większość z nich pozostaje wierna swemu posłannictwu. Raspail zdaje się stawiać pytanie, czy w tej wierności nie ma czegoś świętego, czy to nie zasługa bożej łaski?

Budzi, nie czaruje

Raspaila zalicza się czasem do pokolenia literackiego zwanego husarzami (Les Hussard) – napisał on zresztą zbiór nowel pod takim właśnie tytułem nawiązujący bezpośrednio do idei ruchu. Należeli do niego pisarze młodego powojennego pokolenia rozczarowani tchórzostwem Francuzów w czasie drugiej wojny światowej, zdegustowani „wielką ucieczką” z roku 1940 i przekonani o upadku moralnym Francji.

Najbardziej znanymi postaciami tego ruchu literackiego był zmarły młodo rówieśnik Raspaila Roger Nimier, autor wydanej w roku 1950 książki „Le hussard bleu”, która nadała miano całemu prądowi, a także przyjaciel naszego bohatera, Michel Deon, także pisarz, zmarły w 2016, członek Akademii Francuskiej. Choć o „husarzach” mówi się jako prądzie literackim lat 50. i 60 to trwał on znacznie dłużej – w latach 80. i 90. odrodził się w kolejnym pokoleniu jako neo-huzarzy.

Husarzy charakteryzował – różnie wyrażany – dystans do swojego kraju. Ich postacie literackie to ludzie wierni swoim zasadom i twardo dążący do celu, mający świadomość, że sami być może ulegają pewnemu złudzeniu w swoich wyborach. Tacy są przecież liczni bohaterowie Raspaila, tacy są księża w pisanych w latach 60. fragmentach „Miłosierdzia”. Podobny jest sam Raspail, kiedy deklaruje przywiązanie do Kościoła, monarchii i przedrewolucyjnej Francji. Tych dóbr minionych lub lekceważonych w dzisiejszym świecie, wydających się szerokiej opinii mirażem.

Dlaczego „Miłosierdzie” jest książką nieukończoną? Raspail wyjaśnił to ubiegłym roku podczas rozmowy że swoim polskim wydawcą Bogusławem Kiernickim. Powiedział, że nie skończy powieści, ponieważ czuje się już zbyt stary i nie ufa sobie, a nie chciałby zepsuć tego, co już powstało, jakimś fałszywym słowem. A w krótkim posłowiu zdaje się – choć nie wprost – sugerować, że finał książki musiał przejść z literatury do życia, ponieważ wiara w Chrystusa, w Kościół, w sakramenty, nie są literaturą. Nie wystarczy przeżyć uczucie uwznioślenia, jakie dają nawrócenie bohaterów w książkach Mauriaca, Bernanosa czy Raspaila. Trzeba się samemu nawrócić.
Książki Jeana Raspaila wydane w Polsce. Fot. archiwum
Tomasz Terlikowski, który także pisał o „Miłosierdziu”, twierdzi, że pisarzowi zabrakło środków wyrazu by opisać nawrócenie dwóch głównych bohaterów i dlatego powieści nie dokończył. Nie jestem przekonany do takiej interpretacji, to nie pasuje do tego autora. Można przecież artystycznie zawiesić głos w odpowiednim momencie. „Miłosierdzie” zaś urywa się w pół słowa, Raspail nas nie czaruje, raczej budzi. Choć nie jesteśmy do końca pewni, czy wierzy w nawrócenie, czy raczej jest gotowy bronić do śmierci pięknego złudzenia jak husarz.

Panie, nie jestem godzien

Po abdykacji Benedykta XVI pisarz notował: „Ta wiadomość mnie zasmuciła. Poczułem się osierocony. W czasach rozbuchanej kultury medialnej, która sprawia, że obecność Papieża jest prawie nie do pomyślenia, jego decyzja była więcej niż przewidywalna – była pożądana. Oczywiście, wydaje się, że to kres rzeczy dotąd niezmiennej: Papież królował aż do śmierci, jak królowie, ale myślę, że na swój sposób nie mógł postąpić inaczej. Na szczęście Papież zamierza teraz udać się do klasztoru i poświęcić się modlitwie. To bardzo ważne, bo wszystko skłania do wiary, że jego modlitwa będzie wysłuchana. Gdy o tym myślę, wraca do mnie zaufanie i spokój o przyszłe losy Kościoła rzymskiego, nad którym rozpostarty jest mistyczny parasol sprawowanych Mszy, miliardów modlitw wznoszących się od całych wieków – a także i teraz! – ze wszystkich klasztorów Europy i świata”.

Charakterystyczne jest dla Raspaila, że pisze: „wszystko skłania do wierzenia”. Czy to jednak oznacza to, że on sam wierzy? Ciekawe też, że w powyższym fragmencie Bóg nie pojawia się nawet jako figura, jest tylko Kościół, o którego los troszczy się pisarz. Podobnie niejednoznacznie kończy się postscriptum do „Miłosierdzia”: „W Mszy katolickiej, zaraz po kanonie następuje pewna bardzo krótka, melodyjna i piękna modlitwa, którą w mojej młodości, jak i dzisiaj, bardzo rzadko śpiewa się po łacinie. Śpiewałem ją jako dziecko, solo, sopranem, w święta, kiedy bito w dzwony na galerii bardzo ładnej kaplicy, dzisiaj ogołoconej, w mojej szkole w Normandii. Zdaje się, że miałem «anielski głos» i że moi profesorowie uważali, że na niego nie zasługuję. Jeszcze dzisiaj często ją sobie nucę. Oto jej pierwsze słowa:

Domine, non sum dignus…

Pisarz pozostawia nas z wątpliwością, czy można nucić modlitwę „Panie, nie jestem godzien” tylko jako wspomnienie z dzieciństwa, jako nostalgiczne przywołanie ciepła minionych dobrych czasów. Czy, może jednak niezależnie od stopnia zwątpienia tego, kto ją odmawia, modlitwa ta zachowuje swoją ważność.

Franciszek: papież czy guru?

Paweł Lisicki: Oczami wyobraźni widzę, jak papież Franciszek IV mówi, że wprawdzie sam akt aborcji jest czymś złym, ale nie można go zakazywać, ponieważ dla kobiety chcącej to zrobić, urodzenie dziecka będzie większym stresem, będzie bardziej bolesne.

zobacz więcej
Egzystencjalnie palące pytanie

Choć przylgnęło do Raspaila określenie katolickiego tradycjonalisty, to jest on pisarzem na wskroś nowoczesnym. Przed laty w wywiadzie dla Polskiego Radia mówił, że nie ma żadnych mistrzów i nikogo nie potrzebuje. Nie mieć mistrzów i nikogo nie potrzebować – to bardzo nietypowe dla tradycjonalisty. Na czym zatem może polegać tradycjonalizm kogoś, kto pochodzi z socjalistycznej rodziny, kto mówi o sobie jako „prawicowym płodzie”, a jednocześnie kreuje swój wizerunek zgodnie z prawidłami romantycznego indywidualizmu przenikającego współczesną sztukę?

Wydaje się, że odpowiedź jest dość prosta. Kościół jest ostatnią instytucją zapewniającą ciągłość i łączność z minionymi czasami, a ciągłość to – jak sam pisarz mówi – najważniejszy element sensowności świata. Hannah Arendt pisząc o końcu świata tradycji przytaczała aforyzm Rene Chara: „Notre héritage n’est précédé d’aucun testament” („Naszego dziedzictwa nie poprzedził żaden testament”).

Raspail odpowiada znakomitej autorce jej własnymi słowami: w Kościele, którego pamięć sięga głębiej niż obyczaje – bo aż do nadprzyrodzonego Krzewu Winnego – każdy ma dostęp do „testamentu informującego dziedzica o tym, co prawowicie będzie mu przysługiwało” i każdy, gdy tylko chce, „przekazuje przeszłe dobra dla przyszłości”.

A może przywiązanie Raspaila do Kościoła jest po prostu pogańskim przywiązaniem do instytucji i jakiegoś rodzaju odruchem estetycznym, sentymentem za przeszłością? Byłaby to odpowiedź nazbyt pospieszna. Bowiem pytanie Raspaila – czy wykorzeniony człowiek nowoczesny, który stracił niemal zdolność do aktu wiary, mimo że „wszystko [go] skłania do wiary”, może być zbawiony – jest egzystencjalnie palące. Czy on sam, Jean Raspail, może być zbawiony?

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy


Domine, non sum dignus...

– Tomasz Rowiński
Jean Raspail
Zdjęcie główne: Fot. Fernando Lavoz/NurPhoto/Getty Images
Zobacz więcej
Kultura wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Flippery historii. Co mogło pójść… inaczej
A gdyby szturm Renu się nie powiódł i USA zrzuciły bomby atomowe na Niemcy?
Kultura wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Strach czeka, uśpiony w głębi oceanu… Filmowy ranking Adamskiego
2023 rok: Scorsese wraca do wielkości „Taksówkarza”, McDonagh ma film jakby o nas, Polakach…
Kultura wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
„Najważniejsze recitale dałem w powstańczej Warszawie”
Śpiewał przy akompaniamencie bomb i nie zamieniłby tego na prestiżowe sceny świata.
Kultura wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Najlepsze spektakle, ulubieni aktorzy 2023 roku
Ranking teatralny Piotra Zaremby.
Kultura wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Anioł z Karabachu. Wojciech Chmielewski na Boże Narodzenie
Złote i srebrne łańcuchy, wiszące kule, w których można się przejrzeć jak w lustrze.