Cywilizacja

Narodowa duma i pokrzepienie serc. Polacy pod narciarską skocznią

Adam Małysz podbijał serca i pokrzepiał rodaków w niełatwych czasach. Pokazał, że sport bywa czymś więcej niż tylko sportem.

Sport ma pewną fajną cechę: wyzwala emocje, które łączą ludzi we wspólnym przeżywaniu. Poczynając od wspólnoty kibiców po wspólnoty narodowe. Dlatego, gdy jakaś dyscyplina cieszy się szczególnym wzięciem całej zbiorowości, nazywamy ją narodową. Z czego to wynika i co jest tego podłożem?

Jesteśmy jednością

Ranga wydarzenia oraz przywiązanie do konkretnej formuły wyczynowej wpływa na zasięg wspólnotowych misteriów zarówno wtedy, gdy ludzie są razem wymachując flagami jak i wówczas, kiedy siedzą w czterech ścianach patrząc w telewizory. To działa równolegle i w każdych okolicznościach, choć nie zawsze z jednakową siłą.
To nie ma nic wspólnego z nacjonalizmem. Nic wspólnego z szowinizmem. Skoki wyzwalają w nas po prostu postawy patriotyczne. Na zdjęciu polscy kibice podczas zawodów Pucharu Świata w grudniu 2017 w szwajcarskim Engelbergu. Fot. PAP/Grzegorz Momot
Siła reakcji związana jest z przebiegiem akcji albo wyjątkowym przywiązaniem do jakiegoś sportu. Skoki narciarskie w Polsce należą do kategorii dyscyplin wyróżnionych i są po temu powody. Po pierwsze – wyniki, po drugie - uczucia. To pierwsze plus to drugie równa się to trzecie: aktywne spoiwo zbiorowości.

Podczas konkursów z udziałem Polaków nie ma znaczenia, kto głosował na PiS, a kto na Platformę. Wszyscy jesteśmy Polakami, wszyscy stoimy murem za Stochem i naszymi chłopakami. Wszyscy jesteśmy jednością bez względu na to, co nas dzieli.

Na tym polega magia sportu. Na solidarnym przeżywaniu ulotnych momentów, w których odczuwamy dumę, odnajdujemy naszą tożsamość. One są krótkie, one są nietrwałe, ale są. One dowodzą, że duch wspólnoty nie zginął. Można z tego kpić, bo to jest tylko sport. Jednak w takich chwilach to właśnie sport nam przypomina, że jesteśmy jednym narodem.

Nie wiem, czy w naszym życiu publicznym, i gdziekolwiek na ziemi, istnieje równie pozytywny aktywator emocji, równie nietoksyczne spoiwo społeczeństw jak sport. Nieważne, że tymczasowe i krótkotrwałe. Ważne, że działa i to pozytywnie. To nie ma nic wspólnego z nacjonalizmem. Nic wspólnego z szowinizmem. Akurat skoki wyzwalają w nas po prostu postawy patriotyczne. I nie jesteśmy pod tym względem żadnym wyjątkiem.

Duma Jamajki, przebudzenie Afryki

Cała Jamajka wstrzymywała oddech, gdy na stadion wkraczał Bolt. Jamajka kochała Bolta i wszystkich jamajskich sprinterów. Dla biednej wyspy, w sąsiedztwie bogatego USA, sportowy geniusz Bolta, jego szybkich koleżanek i kolegów, pozwalał rodakom wyprostować plecy i wysoko podnieść głowę. Gdy świat mówił Bolt, myślał Jamajka. Gdy mówił Jamajka, myślał Bolt.

Nie tylko świat sportowy, ponieważ skala tego fenomenu rozpalała miliardy ludzi na całej ziemi. Będąc mieszkańcem kraju, w którym mieszka Bolt, trudno nie odczuwać satysfakcji, że jest się Jamajczykiem. Nie śpiewać hymnu, nie machać flagami, nie zakładać strojów w barwach ojczystych. Trudno się powstrzymać od spontanicznych manifestacji wspólnoty, której wyrazem są trwałe symbole narodowe i której żywym symbolem stał się Bolt - duma i sława Jamajki.

Pewnie nie wszyscy pamiętają, że do połowy XX wieku Afryka nie istniała na arenach lekkoatletycznych. Etiopczyk Bikila Abebe oraz Kenijczyk Kip Keino rozpoczęli afrykańską podróż przez stadiony. Zrobili to z przytupem, gdyż obaj zostali mistrzami olimpijskimi w biegach. Od tamtych czasów wyrosłe nowe pokolenia kibiców, które nie znają lekkoatletyki bez biegaczy z Kenii, Etiopii czy Erytrei.

Sofia Ennaoui: Na pewno wyjdę za mąż za Polaka

Wicemistrzyni Europy w biegu na 1500 metrów została zawodowym żołnierzem.

zobacz więcej
W krajach pochodzenia afrykańscy mistrzowie uznawani są za narodowych bohaterów. Ich kibice nie zachowują się inaczej od Jamajczyków czy Polaków. Tak samo identyfikują się ze swoimi idolami, demonstrują narodowe symbole, manifestują swój patriotyzm. Dziś każdy kenijski dzieciak chciałby być Rudischą, mały Etiopczyk wielkim Gebrselassie.

Abebe i Keino obudzili ten kontynent, i swoje kraje, z letargu i wycofania. Na własnych przykładach pokazali ścieżkę światowego sukcesu i lepszego życia, co było i pozostaje ważną motywacją w tamtych regionach.

Norwegowie przy ognisku

Ale nie tylko w krajach niezamożnych, czy wręcz biednych sport spaja więzi społeczne, czasem rozluźnione przestępczością a częściej polityką. Tak się dzieje także w krajach bogatych. Nic nie łączy równie mocno Norwega z Norwegiem jak biegi narciarskie. Piłka nożna nie ma przy nich szans. Pod tym względem Norwegia należy do krajów egzotycznych. Na punkcie biegów Norwegowie są zakręceni.

Żeby zobaczyć swoje gwiazdy na żywo, pakują plecaki, jadą wieczorem na trasę, gdzie spędzają noc przy ogniskach po to, żeby zająć dobrą miejscówkę, dopingować, machać, śpiewać. Utożsamiać się z tymi, co biegają i z tymi, co śpiewają. Po prostu cieszyć się z bycia Norwegiem.

Krótko mówiąc sport ma w sobie magnetyzm, który spaja społeczności, wyzwala patriotyczne nastroje i łączy ludzi bez względu na wszelkie podziały, które niestety nie znikają, jednak podlegają zawieszeniu podczas sportowego wydarzenia. Poszerza to definicję samego sportu, który bywa czymś więcej niż tylko rozrywką, czymś więcej niż tylko popisem sprawności fizycznej. Sięga głębiej do sfery ducha, będąc czymś w rodzaju społecznej psychoterapii, która łagodzi napięcia, wycisza złość, a przynajmniej odsuwa je w czasie.

W tym miejscu warto zaznaczyć, że wszelkie akty agresji, kibolskie burdy nie mają nic wspólnego ze sportem. One nie mają źródła w sporcie, lecz poza nim. Kto przychodzi na stadion naładowany frustracjami jak bomba trotylem, nie robi tego dla sportu. Przychodzi, żeby wyładować swoją wściekłość i nienawiść, którą przyniósł z zewnątrz. Dlatego sport jest ofiarą a nie przyczyną agresji.

Porucznik AK na nartach

Czy sportowe widowiska zawsze jednoczą zbiorowości, komponują spontaniczne fiesty narodowe z jednakową siłą?

Otóż nie zawsze i nie wszędzie, ponieważ sport jest sportem, a czymś więcej bywa tylko czasem i to właśnie dlatego, że jest tym, czym jest.
Będąc mieszkańcem kraju, w którym mieszka Usain Bolt, trudno nie odczuwać satysfakcji, że jest się Jamajczykiem. Nie śpiewać hymnu, nie machać flagami, nie zakładać strojów w barwach ojczystych. Na zdjęciu Bolt po zwycięskim biegu na 100 metrów w finale Lekkoatletycznych Mistrzostw Świata w Pekinie w styczniu 2008. Fot. Giuliano Bevilacqua/Corbis via Getty Images
Istotą sportu jest walka o zwycięstwo. Zatem potrzebny jest sukces, który zmienia luźną strukturę widowni złożoną z osób, które się nie znają, a często są od siebie oddalone, w zwartą grupę patriotów. Sukces albo przynajmniej nadzieja na sukces to niezbędne stymulatory identyfikacji we wspólnocie. Na sukcesach buduje się więzi z konkretną dyscypliną, z jej bohaterami, którzy przecież reprezentują rodaków i najważniejsze: zaspokajają potrzebę sukcesu, obecną w każdym narodzie i w każdym pokoleniu. Polskie skoki narciarskie wpisują się w ten scenariusz od lat za sprawą ludzi, którzy tworzyli ich historię.

Tak się złożyło, że przełomowe momenty tej konkurencji związane są ze skoczkami, którzy odnosili wybitne sukcesy sportowe, ale byli też kimś więcej niż tylko sportowcami. Stawali się symbolami swoich czasów, narodowymi ikonami. A na początku był „Dziadek”.

Taki przydomek nosił Stanisław Marusarz, pierwszy polski medalista w skokach narciarskich, który w Lahti na mistrzostwach świata w 1938 roku zdobył srebro. Opisanie sportowej kariery Marusarza i jego sukcesów wymagało by odrębnego tekstu. Opisanie jego życiorysu - co najmniej książki. „Dziadek” był postacią barwną i wielowymiarową. Był też prawdziwym, polskim patriotą. Podczas wojny, jako porucznik Armii Krajowej, był kurierem tatrzańskim, który przeprowadzał ludzi, przemycał materiały konspiracyjne i pieniądze na działalność podziemną z Zakopanego do Budapesztu i z powrotem. Uciekł z celi śmierci więzienia Montelupich tuż przed planowaną przez Niemców egzekucją.

To tylko kilka faktów tej bogatej biografii, które wiążą się ze sportem wyłącznie przez nazwisko wybitnego sportowca, jednak wiele mówią o człowieku, jego charakterze i znaczeniu jaki miał ten przykład dla innych.

Doklejony skok

Wojciech Fortuna to idol nowych czasów i nowej percepcji sportu. Chociaż od jego sukcesu w Sapporo minęło 47 lat, on był tym pierwszym, który poruszył lawinę popularności i uwielbienia, o czym dziś nie pamiętamy, więc uprzejmie przypominam.

W 1972 roku telewizja była już bardzo aktywna na rynku imprez sportowych, toteż młodziutki mikrus z Zakopanego stał się znany i kochany przez cały kraj, głównie dzięki licznym wywiadom. Pojęcie Małyszomanii weszło do obiegu publicznego dopiero za Małysza. Jednak Wojtek ewidentnie był podmiotem Fortunomanii, choć wówczas takiego określenia jeszcze nie wymyślono.

Biało-czerwoni... tylko w sercu

W hokejowej reprezentacji Kanady na igrzyskach w Pjongczang gra Wojtek Wolski. Nie pierwszy Polak, który reprezentuje obce barwy. I na pewno nie ostatni.

zobacz więcej
Popularność Fortuny była efektem czegoś, co można by nazwać percepcją wsteczną. Nikt w Polsce nie oglądał tego skoku na żywo, ponieważ ówczesna TVP nie transmitowała tego konkursu. Bohdan Tomaszewski, który zmontował wspomnienia z Sapporo w wersji filmowej, wydobył ten złoty skok z zasobów jakiejś agencji zagranicznej i dokleił do innych obrazków, stąd wiemy jak to wyglądało. Powodem turbulencji była mega niespodzianka, jaką Wojtek sprawił kibicom i mediom. Nikt się po nim nie spodziewał medalu.

Sportowe władze nie chciały go wysłać do Japonii, chociaż sygnalizował formę podczas mistrzostw kraju tuż przed igrzyskami. Jednak wtedy lista VIP była już zamknięta, wysłanie zawodnika oznaczało skreślenie ważnego działacza, więc opór materii był potężny.

Pomogły artykuły w gazetach, Fortuna poleciał na igrzyska do Sapporo i zdobył pierwszy złoty medal olimpijski dla Polski w całej historii sportów zimowych. Dopiero 38 lat później w Vancouver drugie olimpijskie złoto w konkurencjach zimowych wywalczyła Justyna Kowalczyk, co obrazuj skalę osiągnięcia Fortuny.

Szabla Małysza

Adam Małysz to siła sukcesu i magia legendy. W kategoriach sportowych Małysz był skoczkiem przełomu. Nie mam na myśli wyników, ale drogę, która do nich prowadziła. Gdy skończyła się jego współpraca z czeskim trenerem Pavlem Mikeską, Adam chciał zerwać ze sportem, bo uważał, że jego talent się wypalił.

Wtedy w sporcie pojawiła się nowa metoda, a nawet - moda na nowy sposób przygotowań. W niektórych dyscyplinach indywidualnych następował odwrót od tradycyjnego modelu szkolenia - jeden trener plus jeden zawodnik. Zespoły specjalistów pracujących na sukces wybitnej gwiazdy zostały rozbudowane, objęły szerszy pakiet usług treningowych, wspomagających wysiłek sportowca w różnych zakresach przygotowań, co przynosiło widoczne efekty.

Polski Związek Narciarski poszedł tą drogą, a że nie miał wówczas zbyt wielu ostrych szabel, postawił na taką, która wydawała się najostrzejsza, a był nią Małysz. Tak zaczęła się sportowa reaktywacja przyszłego idola narodu.
Gdy Justyna Kowalczyk biegała w pucharach, na igrzyskach i mistrzostwach świata, cały naród trzymał kciuki przyklejony do telewizorów, było machane, było płakane, było istne zbiorowe szaleństwo. Na zdjęciu finał biegu na 9 km w Val di Fiemme w styczniu 2012 roku. Fot. REUTERS/Alessandro Garofalo
Profesor fizjologii Jerzy Żołądź, psycholog Jan Blecharz, dwóch trenerów, sztab medyczny i odnowy biologicznej podjęli współpracę z Adamem. Korzystała na tym grupa skoczków trenująca z liderem, ale to on był głównym podmiotem tej nowej metody szkoleniowej. Jak to się toczyło, wiemy: tytuły mistrza świata, wygrane Puchary, Plebiscyty, worek medali z wyjątkiem jednego – złota na igrzyskach olimpijskich.

Narodowa terapia

Efektem sportowych sukcesów była popularność Adama, jednak Małyszomania była czymś więcej. To był trudny czas dla wielu Polaków. Młyny transformacji mieliły nierówno. Pojawiło się nowe zjawisko, jakim było bezrobocie. Ludzie bali się o przyszłość, tracili nadzieje.

W tym klimacie wystrzelił chłopaczek, który bez lęków i oporów ruszył po złote runo: kosił rywali, zbierał laury z lekkością motyla, rozsławiał swój kraj. Miał talent i wiarę w siebie. Tylko tyle i aż tyle. Nie miał kompleksów wobec nikogo. To inni zapadali na kompleks Małysza.

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy


A on po prostu robił swoje, nie mając raczej świadomości swojej dodatkowej roli poza rolą skoczka narciarskiego. Tymczasem stawał się kimś w rodzaju narodowego terapeuty. Leczenie sukcesem odbywało się regularnie raz na tydzień przez parę lat.

Bardzo w tym pomagał jego publiczny wizerunek. Na początku kariery Małysz wydawał się skromnym, nawet nieśmiałym chłopakiem, czym nie odróżniał się od wielu rówieśników. Przed kamerą był naturalny, konkretny, nie pozował na mistrza. Normalny chłopak od sąsiadów z kosmicznym talentem do brawurowych skoków, to było to, czym podbijał serca i pokrzepiał rodaków w tamten niełatwy czas. Pytanie, czy sport bywa czymś więcej niż tylko sportem, wydaje się w tym kontekście retoryczne.

Plemienne atawizmy

Kamil Stoch to czwarta ikona skoczni i pierwszy z liderów, którego tak skutecznie wspiera grupa kolegów. Toteż rezonans społeczny konkursów uległ rozszerzającej modyfikacji razem z sukcesami drużyny. Ma to wpływ na siłę odbioru, ponieważ wszelkie elementy zespołowe w sporcie działają niezwykle intensywnie na zbiorowe emocje.

Określenie „Nasza mistrzowska drużyna”, wyraża i ducha wspólnoty, i poczucie dumy, i poczucie tożsamości, a gdzieś głęboko uśpione atawizmy plemienne. W sumie odbiór i emocje konkursów ulegają wzmocnieniu.

Viktor Orbán ogląda bezgłowe zwłoki kozła

Premier na tropie pokrewieństwa Węgrów z koczowniczymi ludami Azji Środkowej.

zobacz więcej
W kategoriach czysto sportowych Stoch jest najlepszym polskim skoczkiem w historii, a drużyna, której on przewodzi – najlepszą polską drużyną. Stoch ma to, czego nie miał Małysz – złote medale olimpijskie. I ma to, co Małysz miał – naturalny sposób bycia bez żadnych przejawów gwiazdorstwa.

A że Adam w reklamie wcinał bułkę z bananem, a Kamil poklepuje samochody, to znak czasu i zmiany możliwości konsumenckich. Zresztą nieważne, co kto reklamuje, ważne jak skacze. Ważne by porywał tłumy, bo one wcale nie są anonimowe.

Wtopy futbolowe

Chyba wszystkie narody mają swoje sporty narodowe. Do takiej nominacji niezbędne są sukcesy, lecz one nie przesądzają, która dyscyplina stanie się tą narodową, a która niekoniecznie. No to co decyduje?

Dobre pytanie, chociaż trudne. Idąc na łatwiznę, można je zbyć twierdzeniem – decydują słupki oglądalności. I w pewnym stopniu tak jest, choć nie do końca.

15 milionów telewidzów oglądało konkurs Małysza i długo była to widownia rekordowa w TVP. Rekord został pobity podczas polskiego Euro i poprawiony przy ostatnim mundialu. Rekord Małysza wieńczył sukces. Rekordy piłkarskie – ciężkie wtopy sportowe. Zatem statystyka sobie, a narodowe nominacje sobie.

Nie koniec na tym: bieg Justyny Kowalczyk na 30 km w Vancouver obejrzało prawie 10 mln telewidzów. Patrząc wyłącznie na słupki, można by wnioskować, że biegi narciarskie to także nasz sport narodowy. Gdy Justyna biegała w Pucharach, na igrzyskach i mistrzostwach świata, cały naród trzymał kciuki przyklejony do telewizorów, było machane, było płakane, było istne zbiorowe szaleństwo. W tym szaleństwie goniliśmy Norwegów.

Miłość niejedno ma imię

Dziś raczej nikt nie powie, że biegi na nartach to narodowy sport Polaków. Tak więc od czego ten honor zależy?

Gdyby rzeczywiście decydować miały słupki oglądalności, to nasuwa się kolejne pytanie - a co decyduje o słupkach? Skoro ważne są sukcesy, kiedy łączą i nieważne są porażki, kiedy nie dzielą, bo w obu przypadkach słupki są wysokie (Małysz, który wygrywa i piłkarze, którzy dostają baty), to musi być coś, co wpływa na szczególne przywiązanie do konkretnej dyscypliny na tyle, że można ją nazywać narodową. Odpowiedzią mogą być dwa zdania wyrwane z zupełnie innego kontekstu: Miłość niejedno ma imię. I miłość ci wszystko wybaczy…
Miłość ci wszystko wybaczy... Piłkarze dostali baty na Mundialu w Rosji, a jednak byli witani przez tłum na warszawskim lotnisku Okęcie. Na zdjęciu Arkadiusz Milik rozdaje autografy 29 czerwca 2018. Fot. PAP/Paweł Supernak
Otóż to: a przekładając poetyckie uniesienia na język cywilny, wiele wskazuje, że więzy uczuciowe rzeczywiście decydują o wyborach sportów narodowych, a co za tym idzie o słupkach oglądalności. Mają one charakter trwały. Nacechowane są niezłomną wiarą. Skupione wokół pamiętnych wydarzeń i charyzmatycznych postaci. Odświeżane w kadencjach czasu, co podtrzymuje wysoką temperaturę emocjonalną, która przechodzi w patriotyczną gorączkę za każdym razem, gdy nasi skaczą, wychodzą na boisko, by zagrać w piłkę albo na parkiet, by rozegrać mecz siatkówki.

I tak dochodzimy do pointy: skoro tak wielu zawdzięcza nielicznym tak wiele pozytywnych doznań, warto uprawiać sport nie tyle dla samego sportu, co dla ludzi, którzy tego potrzebują. Bo czują się częścią wydarzeń, bo czują się częścią wspólnoty szczerze oddanej bohaterom chwili. Każda taka chwila to złota chwila i wykracza poza sport.

A że podłożem tych więzi jest sprawność fizyczna oraz dzielność charakteru u jednych, a rodzaj miłości u drugich… To chyba dobrze, a nie źle?

– Marek Jóźwik

23 lutego pierwszy konkurs Mistrzostw Świata w skokach narciarskich. Transmisja w TVP1 w sobotę od godz. 14.30.
Zdjęcie główne: Kamil Stoch jest najlepszym polskim skoczkiem w historii, a drużyna, której przewodzi – najlepszą polską drużyną. Określenie „Nasza mistrzowska drużyna”, wyraża i ducha wspólnoty, i poczucie dumy, i poczucie tożsamości, a gdzieś głęboko uśpione atawizmy plemienne. Na zdjęciu Stoch w serii próbnej przed zawodami w Zakopanem 27 stycznia 2018. Fot. PAP/Grzegorz Momot
Zobacz więcej
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Legendy o „cichych zabójcach”
Wyróżniający się snajperzy do końca życia są uwielbiani przez rodaków i otrzymują groźby śmierci.
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Pamiętny rok 2023: 1:0 dla dyktatur
Podczas gdy Ameryka i Europa były zajęte swoimi wewnętrznymi sprawami, dyktatury szykowały pole do przyszłych starć.
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Kasta, i wszystko jasne
Indyjczycy nie spoczną, dopóki nie poznają pozycji danej osoby na drabinie społecznej.
Cywilizacja wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Jak Kościół katolicki budował demokrację amerykańską
Tylko uniwersytety i szkoły prowadzone przez Kościół pozostały wierne duchowi i tradycji Ojców Założycieli Stanów Zjednoczonych.
Cywilizacja wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Budynki plomby to plaga polskich miast
Mieszkania w Polsce są jedynymi z najmniejszych w Europie.