Gdy Mieszko I oblał pogańskie bałwany, zapewne liczył się z oporem. Ale z pewnością nie przewidział, że za rządów jego wnuka zwolennicy dawnej religii opanują cały kraj i pogonią chrześcijan precz. Piastowicze odbudowali swe państwo w okolicznościach, które dzisiejsi hurrapatrioci uznaliby za karygodne – korzystając z militarnej pomocy zachodnich i wschodnich sąsiadów.
Po wiekach nieliczne ocalałe pogańskie artefakty uznano za bezcenne pamiątki czasów, gdy Słowianie nie byli jeszcze zatruci miazmatami europejskiej kultury i cywilizacji. Znaleźli się też artyści, usiłujący stworzyć na ich podstawie styl prawdziwie narodowy.
Czerwony, ale swój
Dziś historia gna z kopyta, więc każda akcja wywołuje natychmiastową reakcję.
Wojewoda podkarpacki ma chrapkę na rozebranie budzącego nieprzyzwoite skojarzenia rzeszowskiego pomnika Czynu Rewolucyjnego? Protestuje prezydent miasta. Ważą się również losy wystawionej ledwo 14 lat temu w centrum Katowic figury Jerzego Ziętka, powstańca, który na starość został komunistycznym dygnitarzem.
Ślązacy zignorowali ekspertyzę IPN, zaś happening niezłomnego Adama Słomki, zakończony obsmarowaniem postumentu czerwoną farbą i pozbawieniem generała jego ulubionej laski, uznali za profanację. Pośmiertnie prześladowanego ziomka bronią jak niepodległości.
Rozbiórka pomników Wdzięczności i Braterstwa z Armią Czerwoną, będąca pokłosiem ustawy dekomunizacyjnej, nie wzbudziła większych protestów. A przecież i one, po ponad półwieczu istnienia, zdążyły wrosnąć w krajobraz. Obca proweniencja spiżowo-betonowych „iwanów” kłuła jednak w oczy. Polska to nie Bułgaria, rusofilia zawsze była u nas zjawiskiem marginesowym. Aż dziw, że dotrwały aż do XXI wieku.
Per saldo więcej monumentów się między Odrą i Bugiem wznosi, niż usuwa. Warszawscy samorządowcy jednogłośnie zdecydowali, by upamiętnić premiera Jana Olszewskiego, powstańca Zbigniewa Ścibora-Rylskiego i poetę Krzysztofa Kamila Baczyńskiego. Prezydent Andrzej Duda wyznał z kolei, że chętnie uczciłby okrągłą rocznicę obrad Okrągłego Stołu odsłonięciem statuy Tadeusza Mazowieckiego. Cel takich propozycji jest przejrzysty – nowe pomniki miałyby integrować naród. Jak dotąd, raczej go skłócają.
Wszyscy mamy świeżo w pamięci przepychanki, towarzyszące uczczeniu pamięci Lecha Kaczyńskiego i ofiar katastrofy smoleńskiej. Ich finał nie jest zbyt budujący. By przełamać opór ratusza rząd uciekł się do prawnego wybiegu: zmilitaryzował Plac Saski, dzięki czemu może to miejsce urządzać po swojemu.
Katowiczanie próbują działać w podobnym stylu. Cóż prostszego, niż podarować fragment parku, w którym znajduje się pomnik Ziętka, Muzeum Śląskiemu? Nikt go wtedy nie ruszy.