„Dopóki chodzę po świecie, będę starał się wprowadzać te zmiany w Kościele w Polsce. I to nie jest jakiś obraz idealny, który sobie wyśniłem. Taki jest Kościół tuż za granicą: w Niemczech, w Austrii, w Czechach, we Francji, nawet we Włoszech. Nasz też taki będzie, bo dinozaury, które myślą kategoriami Kościoła zza żelaznej kurtyny – bastionu i oblężonej twierdzy – odejdą kiedyś na emeryturę” – stwierdził.
Pojawił się na pogrzebie Wojciecha Jaruzelskiego, co uznał za kapelański obowiązek, bo umierający generał poprosił o przyjęcie sakramentów, więc jak mógł odtrącić ten gest – tłumaczył w TOK FM. A gdy na warszawskim Placu Defilad Piotr Szczęsny dokonał samospalenia, w proteście przeciw łamaniu w Polsce praworządności, Lemański – w ramach suspensy mógł pełnić posługę dla osób, które znalazły się
in periculo mortis, czyli w niebezpieczeństwie śmierci – udzielił w szpitalu desperatowi ostatniego namaszczenia.
Grupa milczenia
I wciąż mówił swoje: o polskim Kościele, że „ten gmach naprawdę zaczyna się chwiać” (film „Kler” uznał za „bardzo prawdziwy”); zaś o Watykanie, że to stajnia Augiasza.
Nawet zabawne, że nie przeszkadzało mu to zwracać się do Hosera o cofnięcie kar, bo „są podstawy do tego”. W tej samej sprawie napisał też list do papieża Franciszka. I stało się tak po czterech latach, gdy Hoser poszedł na emeryturę, zaś w lipcu 2018 roku nowy biskup warszawsko-praski Romuald Kamiński zawiesił karę na terenie Archidiecezji Łódzkiej i w dyskrecji skierował Lemańskiego do pracy w łódzkim Zakładzie Karnym oraz parafii św. Andrzeja Boboli w Łodzi-Nowosolnej.
Sam Lemański nazywa to okresem próbnym pod duszpasterską opieką arcybiskupa Grzegorza Rysia. „Brakowało mi już kontaktu z wiernymi. Prawdziwa ambona to coś zupełnie innego niż rozważania facebookowe” – komentował, choć w Internecie zgromadził tysiące wyznawców, zaś w kościele ma ich kilkudziesięciu. Mówi, że przyjęli go miło.
Latem pojawił się w Pabianicach na 93. pielgrzymce do Częstochowy. Na głowie miał żydowską chustę, na plecaku cytat z Władysława Bartoszewskiego: „Warto być przyzwoitym”. Został przydzielony do grupy milczenia, czyli bez śpiewów.
Ale milcząca zaduma chyba niewiele dała, skoro po śmierci piosenkarki Kory potrafił napisać do księdza krytykującego świecki charakter pochówku: „Zamilknij klecho. Po tym, jak została przed laty skrzywdzona przez faceta podobnego do ciebie, powinniśmy Bogu dziękować, że zmarła nie zażyczyła sobie, by na jej pogrzeb nie wpuszczano żadnego księdza”. I znów zebrał poklask od tysięcy wyznawców!