Buty, wojenna flaga, psy i świnie. Co obraża muzułmanów?
piątek,
16 sierpnia 2019
Gesty pod adresem muzułmanów to często inicjatywa postępowych Europejczyków. Jednak to, co miało być dyktowanym empatią gestem dobrej woli, często okazuje się dobrze skalkulowanym przejawem poprawności. Przykłady? W angielskim miasteczku Radstock, gdzie wśród 5600 mieszkańców było zaledwie 16 muzułmanów (!), rada miejska całkiem poważnie zastanawiała się, czy nad budynkiem ratusza może powiewać flaga z krzyżem św. Jerzego, patrona Anglii. Taka flaga może muzułmanom źle się kojarzyć, ponieważ walczyli pod nią krzyżowcy. Blisko tysiąc lat temu!
Spór o uścisk ręki to nowe pole konfliktu czy może nawet wojny religijnej i kulturowej.
zobacz więcej
Właściwie każdy powód jest dobry, od fundamentalnych zasad religijnych po najbłahsze sprawy dnia codziennego. Może to być karykatura proroka Mahometa z głową okrytą turbanem w kształcie bomby – jedna z tych, które ukazały się niegdyś w duńskim dzienniku „Jyllands Posten”. Mogą być cytaty z Koranu na sukniach prezentowanych podczas pokazu mody. Albo potrawy z wieprzowiny serwowane w stołówkach czy obraźliwa woń smażonego boczku. Czy też obecność psa, który jest zwierzęciem nieczystym.
Dlatego można było sądzić, że wprowadzenie w Holandii częściowego zakazu noszenia burek i nikabów w miejscach publicznych urazi jej muzułmańskich mieszkańców do żywego i wywoła gorące protesty.
Tymczasem były one więcej niż mizerne. I nic dziwnego, bo jaki sens ma protestowanie przeciwko przepisom, które okazały się martwe już w chwili wejścia w życie? Przecież holenderska policja z góry zapowiedziała, że nie będzie egzekwować przestrzegania zakazu. Ma inne, ważniejsze sprawy.
Jedyna więc reakcja warta odnotowania to otwieranie przez organizacje proislamskie kont, na które będą zbierane pieniądze na ewentualne grzywny. Jest też oferta bezpłatnego rozdawania nikabów osobom, które chcą zademonstrować sprzeciw wobec nowego prawa.
Skalane błotem i brudem
To jednak wcale nie znaczy, że problem przeczulenia muzułmanów nie istnieje. Doskonałą tego ilustracją są niedawne ich żale o buty sportowe wypuszczone na rynek przez firmę Nike.
Na podeszwach butów Air Max 270 widnieje napis, który podobno łudząco przypomina słowo „Allah” pisane alfabetem arabskim. Stąd krok tylko do żądania, by firma wycofała buty z rynku. W ciągu dwóch miesięcy, w styczniu i lutym, gdy wokół tej sprawy narobiono wielkiego szumu, pod petycją do firmy zebrano ponad 44 tys. podpisów. Do dziś jest ich 48.591 - a zatem cel, jakim było zgromadzenie 50 tys. podpisów, nie został osiągnięty.
W dodatku, o dziwo, sprawa przycichła. Może dlatego, że Nike tym razem nie ugięła się pod presją, tłumacząc, że napis to tylko stylizowane logo marki Air Max.
Zupełnie inaczej niż w 1997 roku, gdy firmie przydarzyła się taka sama historia. Jej kierownictwo wówczas dowodziło, że umieszczony na butach napis, w którym muzułmanie także dopatrzyli się słowa „Allah”, miał przedstawiać płomienie. W końcu jednak Nike ustąpiła: buty wycofała z rynku, przeprosiła i tytułem rekompensaty wpłaciła 50 tys. dolarów na budowę boiska przy jednej z muzułmańskich szkół w USA.
„Imię Boga na podeszwach butów będzie deptane i kopane, zostanie skalane błotem i brudem” – tak Saiqa Noreen, 25-letnia muzułmanka z Wielkiej Brytanii, inicjatorka petycji, uzasadnia akcję. Nike godząc się na to, „dopuściła się rzeczy potwornej, skrajnie obraźliwej dla muzułmanów i obelżywej wobec islamu. Dlatego wzywamy do wycofania ze sprzedaży tych bluźnierczych butów”.
Bóg nie jest pustym słowem
Czy to reakcja przesadna? Raczej tak. Mieszkańcom Europy, którzy nie są obeznani ani z islamem, ani z pismem arabskim, zwłaszcza w wymyślnej formie używanej w Koranie, trudno ocenić, czy rzeczywiście napis może przypominać słowo „Allah”. Jakiż cel zresztą miałaby firma w bezsensownym znieważeniu islamu, i to w tak drastycznej formie – bo w świecie muzułmańskim buty też są przecież uważane za nieczyste? Trudno uwierzyć, by ktokolwiek beztrosko wpadł na taki pomysł. Biznes i handel rządzą się innymi prawami niż satyra. Narysować obraźliwy rysunek to zupełnie co innego niż wprowadzić na rynek coś, czego część potencjalnych nabywców na pewno nie kupi.
Z drugiej jednak strony ta i inne tego rodzaju historie nie pozostawiają wątpliwości, że „Bóg” nie jest dla wyznawców islamu pustym słowem. Stąd ostre reakcje powodujące, że mieszkańcom Zachodu muzułmanie wydają się społecznością niesłychanie drażliwą i bardzo skłonną do demonstrowania obrazy. Niewiele trzeba, by zaczynali masowo protestować, od protestów gładko przechodzić do gróźb, a często do czynów.
Należy tu jednak uczynić pewne rozróżnienie, w grę bowiem wchodzą dwie całkowicie różne sprawy. Pierwsza to sytuacja, gdy, zdaniem muzułmanów, obrażono Allaha lub proroka Mahometa. Druga wiąże się z nakazami religijnymi dotyczącymi życia codziennego i ze zwyczajami świata muzułmańskiego.
– Gdzie nie spojrzeć przyjezdni z Bliskiego Wschodu – mówią mieszkańcy Podhala.
zobacz więcej
W drugim wypadku muzułmanie reagują umiarkowanie albo wcale, za to obraza wobec Allaha nie może pozostać bez odpowiedzi. Bluźniercze kpiny z wiary bolą muzułmanów do żywego. Czy nie dlatego już ponad 30 lat temu masowo protestowali oni przeciwko negatywnemu obrazowi islamu, jaki w swej książce „Szatańskie wersety” zawarł Salman Rushdie?
Buty Nike mieszczą się oczywiście w pierwszej kategorii. Nieważne, czy napis faktycznie przypomina słowo „Allah” – ważne jest to, że części wyznawców islamu tak się wydaje. Bardzo możliwe, że ci, którzy podpisali petycję, są w swej opinii dość odosobnieni, bo liczba zebranych podpisów nie jest imponująca. Ale bywa i tak, że obraza jest dotkliwa, a reakcja więcej niż ostra.
Karykatury Mahometa, które ukazały się w duńskiej gazecie, doprowadziły do gwałtownych protestów zarówno wśród muzułmanów w Europie, jak w świecie islamu. Wzywano także do bojkotowania duńskich towarów, a w Aarhus do domu autora rysunków wdarł się uzbrojony w nóż i siekierę muzułmanin, który świętokradcę postanowił zabić.
Najwyższą cenę zapłacili dziennikarze i rysownicy francuskiego tygodnika satyrycznego „Charlie Hebdo”, słynącego z wyjątkowo ostrego naigrawania się ze świętości islamu: 7 stycznia 2015 roku w zamachu na redakcję zginęło dwanaście osób. Satyrykom wiele wolno, ale w tym wypadku nie brakowało opinii, że twórcy nie byli bez winy.
Dobrze skalkulowane przejawy poprawności
Czy bożonarodzeniowe szopki, choinki, jasełka, kolędy – kwintesencja chrześcijańskiej kultury Zachodu – mogą kogokolwiek obrażać? Takie pytanie, które jeszcze całkiem niedawno mogłoby brzmieć zgoła abstrakcyjnie, dziś już nikogo nie dziwi. Opinię publiczną zarówno w Europie, jak w Ameryce od dłuższego czasu bulwersują doniesienia o celowym ograniczaniu przejawów tradycji świątecznych.
A to we włoskiej szkole postanowiono, że nie będzie jasełek, a to w brytyjskim hrabstwie Oxford władze lokalne uznały, że stawianie choinki jest niewłaściwe, a to amerykańska sieć handlowa Walmart zabroniła pracownikom żegnania klientów słowami „Merry Christmas” – Wesołych Świąt Bożego Narodzenia...
Odmienność obyczajów, czyli to, co dzieje się na styku świata muzułmańskich imigrantów i świata Zachodu to właśnie ów wspomniany drugi aspekt konfliktów. To zupełnie inna kategoria, bo zawarty w obyczajach „potencjał obrażania” właściwie nie jest wielki. Być może dzieje się tak dlatego, że pod tym względem sami muzułmanie nie stanowią zwartej masy. To, co jednych dotyka, innym nie przeszkadza.
Sedno problemu kryje się gdzie indziej: gesty pod adresem muzułmanów to często inicjatywa postępowych Europejczyków, którzy utrzymują, że nie należy stawiać choinek ani śpiewać kolęd, bo wyznawcy islamu będą się z tym czuli nieswojo.
Tymczasem okazywało się, że muzułmanie wcale nie czuli się nieswojo, a ich stowarzyszenia otwarcie dystansowały się od takich pomysłów, niekoniecznie zresztą dotyczących tradycji świątecznych. To więc, co miało być dyktowanym empatią gestem dobrej woli, okazywało się dobrze skalkulowanym przejawem poprawności.
Wszystko to blednie w porównaniu z wyczynem szacownego wydawnictwa Oxford University Press. Zaleciło ono, jak ujawnił jeden z jego autorów, by w publikacjach przeznaczonych dla dzieci unikano wszelkich wzmianek o... świniach i wieprzowinie. Indagowany w tej sprawie rzecznik OUP ogólnie tłumaczył, że „zaleca się autorom, by brali pod uwagę różnice kultury i wrażliwości”, ale nowe standardy największego na świecie wydawnictwa akademickiego wielu zdumiały bardziej niż cokolwiek innego.
Czy postępowcom zależy na uczuciach muzułmanów?
Fouad Ajami, zmarły parę lat temu znawca Bliskiego Wschodu z uniwersytetu Stanforda, a w swoim czasie doradca amerykańskiej sekretarz stanu Condoleezzy Rice zastanawiał się niegdyś na łamach dziennika „Washington Post”, gdzie kryją się przyczyny przeczulenia muzułmanów. Punktem wyjścia jego rozważań był wprawdzie stan ducha Arabów, ale konkluzje badacz sformułował w odniesieniu do muzułmanów w ogóle.
Otóż, według niego, konflikt sprowadza się do starcia między zasadami islamu a ochroną wolności słowa, niezwykle ważną w świecie zachodnim, ale dla muzułmanów mało zrozumiałą. Nowoczesność wymaga gotowości, by pogodzić się z obrazą, a to jest coś, czego – jak oceniał – muzułmanom ciągle brakuje.
Tej wystawie przyświeca wyrazista ideologia, w której szwarccharakterem jest europejska, chrześcijańska i patriarchalna cywilizacja stojąca na straży seksizmu, rasizmu bądź homofobii.
zobacz więcej
Choć zdarzają się wyjątki. Gdy w Irlandii Północnej pastor James McConnell stanął przed sądem, ponieważ w kazaniu obraził islam, nazywając go religią „szatańską i barbarzyńską”, w sukurs przyszedł mu znany imam Muhammad al-Hussaini, który specjalnie w tym celu przyjechał z Londynu. „Zadaniem sądu nie jest karanie za słowo”, skomentował w rozmowie z BBC wyrok uniewinniający.
Za to szef rządu Irlandii Północnej, Peter Robinson, który poparł McConnella, zasłużył sobie na cierpkie słowa miejscowej komisarz do spraw równości, która oznajmiła, iż „premier nie jest mistrzem równości, ale może się nim stać, jeśli dobrze go przyciśniemy”.
Gdyby wierzyć w dobre intencje wyznawców idei poprawności, okazałoby się, że bywają oni bardziej katoliccy od papieża czy też – dbajmy o kontekst – bardziej muzułmańscy od niejednego imama. Ale czy postępowcom naprawdę zależy na uczuciach muzułmanów? Trudno oprzeć się wrażeniu, że choć pozornie wspierają duchowo islam, jest to tylko pretekst do walki z tradycjami i chrześcijańskim charakterem Europy.