Choć sam Boniek bronił zawodników. – Mylą się wszyscy, którzy sądzą, że z San Marino można wygrać 10:0. Takich kelnerów już w Europie nie ma – wyrokował. Dodajmy, że siedem lat później, w meczu eliminacji MŚ 2010 w Kielcach, Polska z trenerem Leo Beenhakkerem wygrała z San Marino... 10:0.
Zabrakło umiejętności
Nieubłaganie zbliżał się jednak kolejny mecz o punkty eliminacji Euro 2004, październikowe starcie w Warszawie z Łotwą, która zaczęła zmagania od niespodziewanego remisu u siebie z faworytem grupy – Szwecją. – Trzeba brać pod uwagę, że to wcale nie jest taki słaby zespół – mówił proroczo czołowy ówczesny polski napastnik Artur Wichniarek, król strzelców drugiej Bundesligi w barwach Arminii Bielefeld i jej najlepszy strzelec w pierwszej Bundeslidze w historii (zdobył w jej barwach w sumie 82 gole w obu dwóch ligach).
Ale zajmujący wówczas 97. miejsce w rankingu FIFA Łotysze (Polska była 35.) uchodzili za Kopciuszków europejskiego futbolu. – Moim zadaniem jest, aby po remisie ze Szwecją moi zawodnicy nadal mocno stąpali po ziemi i nie uwierzyli w swoją wielkość – komentował asekuracyjnie selekcjoner Łotwy Aleksandrs Starkovs.
Podczas przedmeczowego zgrupowania kadra znów zmierzyła się z Koroną Góra Kalwaria. – Nie było sensu nic zmieniać, skoro ten zespół tak dobrze nas nastroił przed San Marino – tłumaczył Boniek. Tym razem biało-czerwoni wygrali 10:0, co dawało nadzieję, że i z Łotyszami nie będzie najgorzej.
Stało się zgoła inaczej, a spotkanie z Łotwą do dziś jest wymieniane jako jedno z najczarniejszych w historii polskiej piłki. Zaczęło się nawet obiecująco, od ataków gospodarzy, ale gdy w 30. minucie Juris Laizāns strzelił gola dla gości, Polacy zostali całkiem znokuatowani i nie pozbierali się już do końca gry. Porażka 0:1 stała się faktem. – Dostałem piłkę, podciągnąłem z nią w okolice pola karnego i strzeliłem - opisywał potem swoją bramkę szczęśliwy Łotysz, który w sumie 15 razy trafiał w kadrze narodowej, przez kilka lat grał w CSKA Moskwa, a karierę zakończył w 2014 roku. A selekcjoner Łotwy podkreślał, że „nie podnieca się i twardo stąpa po ziemi, bo faworytami grupy wciąż są Polska i Szwecja”.
Polacy byli z kolei załamani. – W najczarniejszych snach nie sądziłem, że przegramy. Mecz nie ułożył się po naszej myśli, a porażkę przypisuję sobie – komentował zdruzgotany Boniek. – Zawiedliśmy trenera, kibiców i samych siebie – dodawał Paweł Kaczorowski, a legendarny Kazimierz Górski podkreślał, że zwyczajnie „zabrakło nam umiejętności”.
W mediach zaczęła się zmasowana nagonka na selekcjonera, któremu zarzucano brak wizji i niepanowanie nad zespołem. Do tego doszły oskarżenia, że część piłkarzy miała być po porażce widziana w stołecznych nocnych klubach.