Cywilizacja

Spisek przeciw Donaldowi Trumpowi? Ukraiński ślad. Z Aleksandrem Kwaśniewskim w tle

Joe Biden, najpoważniejszy kandydat Partii Demokratycznej na prezydenta USA, może mieć kłopoty. Po ujawnieniu kulis współpracy Waszyngtonu z Kijowem.

Jaki związek ma niedawna półtoragodzinna rozmowa prezydenta Stanów Zjednoczonych z Władimirem Putinem i informacja, która pojawiła się kilka dni później, że Amerykanie zmieniają swego ambasadora w Kijowie? Wbrew pozorom nie chodzi o geopolityczną przyszłość Ukrainy, ale o zbliżającą się szybkimi krokami kampanię wyborczą do Białego Domu.

Wiele wskazuje na to, że jeśli poprzednie 4 lata upłynęły pod znakiem szukania „rosyjskich śladów”, to najbliższe miesiące mogą skupiać uwagę opinii publicznej na tym, co działo się kilka lat temu w Kijowie.

Kijów dostarczy amunicji

Przeprowadzony wśród zwolenników Demokratów na początku tego tygodnia sondaż, kogo z polityków, którzy ogłosili swój start w przyszłorocznych wyborach, najchętniej widzieliby w Białym Domu, daje zdecydowane zwycięstwo byłemu wiceprezydentowi w administracji Baracka Obamy, Joe Bidenowi. Dostał on 40% wskazań, podczas gdy jego główny konkurent w tej rodzinie politycznej, senator Bernie Sanders jedynie 19%.
Trump przy telefonie! Na zdjęciu rozmowa amerykańskiego prezydenta z Władimirem Putinem ze stycznia 2017 roku. W Owalnym Gabinecie także (od lewej) szef personelu Białego Domu Reince Priebus, wiceprezydent Mike Pence, sekretarz prasowy Sean Spicer i doradca do spraw bezpieczeństwa narodowego Michael Flynn. Fot. Drew Angerer/Getty Images
Biden, długoletni senator z Delaware urasta więc na głównego rywala Donalda Trumpa. Tym bardziej, że mimo dość liberalnych poglądów, jest popularny w tzw. swinging states (czyli w tych stanach, w których nie ma trwałej większości którejś z partii) i uchodzi za eksperta w sprawach międzynarodowych – a na tym polu Trump nie może pochwalić się znaczącymi sukcesami.

Warto też przywołać inny wątek. Wspomniana rozmowa telefoniczna Donalda Trumpa z Władimirem Putinem w niemałej części poświęcona była zawartości raportu specjalnego prokuratora Roberta Muellera na temat ingerencji Rosji w poprzednie amerykańskie wybory prezydenckie. Prokurator – przypomnijmy – nie znalazł żadnych dowodów na współpracę Trumpa i jego otoczenia z Rosjanami.

Dziennikarze zastanawiali się, dlaczego Biały Dom wystąpił z inicjatywą rozmowy, a potem nagłośnił właśnie kwestie prokuratorskiego raportu. I doszli do wniosku, że pracujący już sztab wyborczy amerykańskiego prezydenta postanowił sprawdzić, na ile „rosyjski ślad” może być interesujący dla opinii publicznej. Ten „zwiad bojem” ma być potrzebny nie tylko po to, aby neutralizować potencjalne zagrożenia, ale również po to, aby przedstawić własną wersję wydarzeń. Nie tylko przedstawić, ale przekonać do niej amerykańską opinię publiczną.

W największym skrócie: narracja Białego Domu sprowadza się do przypominania, iż – jak stwierdził Mueller – nie było żadnych powiązań Trumpa z Rosjanami. Mieliśmy natomiast do czynienia ze spiskiem Demokratów, którzy „organizując przecieki”, chcieli zmniejszyć szanse obecnego prezydenta Stanów Zjednoczonych na sukces w rywalizacji z Hilary Clinton. Przy okazji tuszując swoje nieczyste interesy.

Wiele wskazuje na to, że amunicji niezbędnej dla budowy tej opowieści dostarczy Kijów, gdzie w ostatnich tygodniach ujawniono niezwykle interesujące, ale dość kłopotliwe, przynajmniej dla Demokratów, materiały.

Presja poskutkowała

Zaczęło się od wywiadu, jakiego Prokuratur Generalny Ukrainy Jurij Łucenko udzielił w kwietniu 2019 roku amerykańskiemu portalowi i gazecie „The Hill” (mediom, które specjalizują się w opisywaniu politycznych działań na Kapitolu). Łucenko objął swą funkcję w maju 2016 roku. W wywiadzie stwierdził, że niedługo potem, w czasie swego pierwszego spotkania z nową ambasador USA Marie Jovanović, dostał od Amerykanki listę osób – obywateli Stanów Zjednoczonych, ale również Ukraińców, w tym deputowanych – wobec których „nie mogą być prowadzone dochodzenia”. Łucenko, bliski współpracownik prezydenta Petra Poroszenki twierdzi, że odmówił, i od tego momentu jego relacje z ambasadą Stanów Zjednoczonych były napięte.

Czy przyszłego prezydenta Ukrainy wybrała Moskwa? Rosyjski „Plan Pinokio”

Niebezpieczne związki. Faworyt wyborów powiązany z oligarchą, oligarcha używający argumentów Kremla.

zobacz więcej
Wraz z wywiadem z Łucenką „The Hill” opublikował wyniki dochodzenia swojego dziennikarza śledczego Johna Solomona (wcześniej m.in. badającego sprawę niedopatrzeń amerykańskich służb specjalnych w przeddzień ataku 11 września). Po publikacji artykułu i wywiadu z Departamentu Stanu dochodziły wieści, że wywołał on wściekłość urzędników, ale sugerowano, że oficjalnej reakcji nie będzie. Jednak w połowie tygodnia ogłoszono, iż ambasador Marie Jovanović kończy swą misję w Kijowie.

Co takiego napisał „The Hill”, że wywołało to tak gwałtowną reakcję administracji? Otóż sprawa dotyczy nie byle kogo, bo wspomnianego wyżej byłego wiceprezydenta Joe Bidena.

Dziennikarz John Salomon idąc śladem jednej z publicznych wypowiedzi Bidena, zaczął drążyć sprawę odwołania ukraińskiego prokuratora generalnego Wiktora Szokina, który sprawował swą funkcję do 3 kwietnia 2016 roku (daty w tej sprawie są dość ważne). Joe Biden w wywiadzie pochwalił się bowiem, że w marcu 2016 roku zażądał od prezydenta Poroszenki, aby ten natychmiast, w ciągu jednego dnia, odwołał z funkcji ukraińskiego prokuratora generalnego.

Gdyby ukraiński prezydent nie zgodził się na taki ruch, to Stany Zjednoczone – relacjonował amerykański wiceprezydent – miały zagrozić, że nie dadzą Ukrainie gwarancji umożliwiających zaciągnięcie kredytów o wartości miliarda dolarów.

W ówczesnej sytuacji gospodarczej Ukrainy równałoby się to ogłoszeniu niewypłacalności kraju. Nie ma się zatem co dziwić, że presja poskutkowała. Szokin podał się do dymisji, a prezydencka większość w Radzie Najwyższej zatwierdziła odwołanie prokuratora generalnego.

Na liście płac oligarchy

John Solomon badał sprawę, rozmawiając z wieloma ukraińskimi urzędnikami wysokiego szczebla i doszedł do wniosku, że Biden trochę koloryzował, bo w istocie nie chodziło o jedną „męską rozmowę”, ale o trwającą kilka miesięcy presję amerykańskich dyplomatów na ukraińskich prokuratorów, aby ci „nie badali pewnych spraw”. O groźbach pod adresem Poroszenki wiedział ponoć Barack Obama – tak wynika ze słów Bidena w czasie wykładu wygłoszonego w amerykańskiej Radzie ds. Stosunków Międzynarodowych.

Oficjalnym powodem, dla którego przedstawiciele amerykańskiej dyplomacji domagali się w dość bezceremonialny sposób odejścia Szokina, była nieudolność, a może brak chęci zwalczania rozplenionej na Ukrainie korupcji. Ale, jak twierdzi Solomon, wiceprezydent USA nie wspomniał o jednym znaczącym elemencie tej układanki.
W lutym 2015 na wniosek prezydenta Petra Poroszenki parlament ukraiński powołał Wiktora Szokina na prokuratora generalnego (obaj na zdjęciu). Ponad rok później, w marcu 2016, prokurator został odwołany. Podobno na żądanie amerykańskiego wiceprezydenta. Fot. Vladimir Shtanko/Anadolu Agency/Getty Images
Otóż w momencie odwołania ukraińskiego prokuratora generalnego, jego podwładni prowadzili bardzo zaawansowane śledztwo w sprawie firmy Burisma Holding. Śledztwo, które mogło zagrozić interesom rodziny amerykańskiego wiceprezydenta. I właśnie to – zdaniem dziennikarza śledczego – było głównym powodem jego szybkiej akcji.

Burisma Holding jest własnością Mykoły Złoczewskiego, dość podejrzanego biznesmena, w przeszłości ministra w rządzie Wiktora Janukowycza. Sama firma jest ciekawa, ale jeszcze bardziej interesujące jest to, kogo zatrudniała. Jak ujawnił w grudniu 2015 roku „The New York Times”, jednym z jej prawników, a potem dyrektorów, był… Hunter Biden, prywatnie syn wiceprezydenta USA. Pracował on dla Złoczewskiego między wiosną 2014 a końcem roku 2015, a zatem w tym samym czasie, kiedy jego ojciec na polecenie Obamy nadzorował sprawy ukraińskie.

Ale nie tylko Biden junior był na liście płac ukraińskiego oligarchy. Znajdziemy tam również jego partnera w interesach Devona Archera. Ich wspólna firma Rosemont Seneca Partners LLC z Waszyngtonu miała otrzymać od Burisma zapłatę w kwocie co najmniej 3 mln dolarów.

Polski ślad

Jak ujawnił w 2016 roku konserwatywny dziennikarz Peter Schweizer, autor książki „Secret Empires” (opisującej to, co zwykliśmy nazywać amerykańskim deep state) Rosemond Seneca jest częścią holdingu stworzonego przez Rosemont Capital, firmy, w której główne skrzypce gra pasierb innego prominentnego polityka Partii Demokratycznej, byłego Sekretarza Stanu Johna Kerry’ego (prywatnie wieloletniego bliskiego przyjaciela Bidena seniora). Jesteśmy zatem w samym centrum establishmentu.

John Solomon z „The Hill” dotarł do informacji, że wiceprezydent spotykał się z przyszłym biznesowym partnerem syna, zanim ten zaczął pracować dla Burismy. Do rady dyrektorów ukraińskiego holdingu jako pierwszy wszedł partner w interesach Bidena juniora i to najprawdopodobniej on ściągnął swego kolegę do pracy, ale Biden senior interesował się wcześniej tą firmą i wiedział, że jego syn zaczyna dla niej pracę.

Zdymisjonowany prokurator generalny Wiktor Szokin tuż przed swoim odwołaniem w 2016 roku ujawnił, że miał przygotowany dokładny plan przesłuchań w trzech wątkach śledztwa dotyczącego Burismy. Miały one objąć wszystkich członków rady dyrektorów holdingu, w tym także Bidena juniora. Tylko, że właśnie wtedy amerykański wiceprezydent zażądał od Poroszenki, aby Szokina odwołać ze stanowiska…

Inaczej się ubierają, jedzą i myślą. Religijni frustraci kontra aroganckie elity. Czy Trump uratuje Amerykę?

Blisko 60 procent wyborców Hillary Clinton nie odczuwa szacunku wobec zwolenników Trumpa.

zobacz więcej
W całej sprawie jest też polski ślad, bo w zarządzie firmy ukraińskiego oligarchy (który zresztą wkrótce po upadku Wiktora Janukowycza zbiegł za granicę) zasiadał były polski prezydent Aleksander Kwaśniewski. Kiedy sprawa stała się głośna, Dariusz Joński, wówczas rzecznik SLD pytał publicznie Kwaśniewskiego, czy to z pieniędzy pochodzących z Burisma Holding finansowany jest nieudany projekt polityczny byłego prezydenta Europa Plus.

Wkroczyła ambasada

Po odwołaniu Szokina śledztwo w sprawie Burismy miało być przekazane specjalnej ukraińskiej instytucji antykorupcyjnej NABU (odpowiednikowi polskiego CBA) będącej pod bezpośrednim nadzorem amerykańskich wysłanników „w ramach pomocy technicznej”. Niedługo potem jednak śledztwo zakończono, nikogo nie przesłuchano, nie zdobyto żadnych dowodów.

Inna sprawa prowadzona przeciw Burisma Holding przez służby brytyjskie również zakończyła się umorzeniem, bo śledczy nie otrzymali z Ukrainy żadnych dokumentów. W efekcie rodzina Bidenów uniknęła bardzo ambarasującego śledztwa i zapewne nagłośnionych przez media światowe przesłuchań, które na dodatek toczyłoby się w trakcie prowadzonej przez Hilary Clinton kampanii prezydenckiej.

Jurij Łucenko powiedział Johnowi Salomonowi, że dysponuje również dowodami na to, jak inne amerykańskie firmy zatrudniające wpływowych polityków były zasilane pieniędzmi pochodzącymi od ukraińskiego oligarchy. Zaproponował też, że spotka się z nowo powołanym amerykańskim prokuratorem generalnym Williamem Barrem i chętnie opowie mu o wszystkim. Ale to nie koniec historii. Po publicznych wypowiedziach Bidena na temat ultimatum, które ten przedstawił Poroszence, ukraińska prokuratura postanowiła wrócić do sprawy i na początku 2018 roku rozpoczęła dochodzenie. Tak przynajmniej oświadczył szef specjalnej prokuratury antykorupcyjnej Nazar Hołodnicki.

Wtedy do akcji znów wkroczyła amerykańska ambasada. Najpierw pani Marie Jovanović, a później przebywający w Kijowie z wizytą zastępca szefa amerykańskiego Departamentu Stanu ds. politycznych David Hale wezwali tamtejsze władze do natychmiastowego odwołania Hołodnickiego.

Prezent dla Trumpa

W ostatnich dniach ujawniono kolejny wątek z politycznymi podtekstami. Opublikowane zostały nagrania, w których Artem Sytnik, szef wspomnianego powyżej NABU, ukraińskiego biura do walki z korupcją mówi wprost o tym, że przekazywał sztabowi wyborczemu Hilary Clinton dowody, które jego służby zdobyły w trakcie dochodzenia prowadzonego przeciw Paulowi Manafortowi, byłemu szefowi sztabu wyborczego Donalda Trumpa. Sytnik opowiada, że przekazał Amerykanom informacje na temat „lewej księgowości” Partii Regionów, które miały pogrążyć Trumpa, a wesprzeć kampanię Hillary Clinton.
Barack Obama z Joe i Hunterem Bidenami na meczu koszykówki. Fot. REUTERS/Jonathan Ernst
Ukraińscy dziennikarze przypominają, że niewielki fragment dokumentów związanych z „lewą kasą” Partii Regionów, o których mówi Sytnik, został ujawniony na początku 2016 roku, zaś całość, dossier, które znalazło się w rękach ukraińskich służb, została utajniona. I – jak mówił Sytnik - miała być przekazana, za pośrednictwem kijowskiej ambasady stosownym służbom amerykańskim.

Niedługo potem w Kijowie podjęto jednak decyzję o ujawnieniu tych materiałów. Dlaczego? Stało się to, jak dziś się okazuje, w odpowiedzi na pytania dziennikarzy kierowane do NABU m.in. przez „New York Timesa”. Logiczne wydaje się, że dziennikarze amerykańskiego dziennika otrzymali z Departamentu Stanu USA albo bezpośrednio od kijowskiej ambasady Stanów Zjednoczonych „kontrolowany przeciek” o treści utajnionego dossier. A celem było wywołanie skandalu, który mógł pogrążyć Trumpa.

Innymi słowy: mielibyśmy do czynienia z polityczna intrygą, a nawet spiskiem, w której zaangażowana byłaby administracja prezydenta Baracka Obamy oraz amerykańskie służby dyplomatyczne i siły specjalne. Moskiewski ślad zaś miał być zasłoną dymną stworzoną po to, aby ukryć niejasne i nie do końca czyste interesy establishmentu amerykańskich Demokratów w Kijowie.

Jeśli rewelacje mediów okażą się prawdą, to mogą stać się wymarzonym prezentem dla idącego po drugą kadencję Donalda Trumpa, który swą pozycję zbudował na krytyce hipokryzji lewicowo-liberalnych elit Waszyngtonu.

– Marek Budzisz

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy

Zdjęcie główne: Wiceprezydent Joe Biden, prezydent Barack Obama i sekretarz stanu John Kerry. Samo serce liberalno-lewicowego establishmentu USA. Luty 2015. Fot. Aude Guerrucci/WHITE HOUSE POOL (ISP POOL IMAGES)/Corbis/VCG via Getty Images
Zobacz więcej
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Legendy o „cichych zabójcach”
Wyróżniający się snajperzy do końca życia są uwielbiani przez rodaków i otrzymują groźby śmierci.
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Pamiętny rok 2023: 1:0 dla dyktatur
Podczas gdy Ameryka i Europa były zajęte swoimi wewnętrznymi sprawami, dyktatury szykowały pole do przyszłych starć.
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Kasta, i wszystko jasne
Indyjczycy nie spoczną, dopóki nie poznają pozycji danej osoby na drabinie społecznej.
Cywilizacja wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Jak Kościół katolicki budował demokrację amerykańską
Tylko uniwersytety i szkoły prowadzone przez Kościół pozostały wierne duchowi i tradycji Ojców Założycieli Stanów Zjednoczonych.
Cywilizacja wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Budynki plomby to plaga polskich miast
Mieszkania w Polsce są jedynymi z najmniejszych w Europie.