Kultura

Anglik, który kochał Polskę i ostrzegał przed fałszywymi kapłanami

Chesterton dostrzegł, że narzędziem rewolucji, która może unicestwić Europę, jest kultura. Tym samym obnażył strategię lewicy, opracowaną w okresie międzywojennym przez włoskiego filozofa komunistycznego Antonia Gramsciego, a realizowaną na naszych oczach przez rozmaitych inżynierów społecznych.

Mocarstwa zachodnie a sprawa polska

Jak Europa przyjęła rozbiory Rzeczypospolitej?

zobacz więcej
Termin „agent wpływu” ma pejoratywne znaczenie. Także wtedy, gdy dodamy do niego przymiotnik „polski”. Niemniej określenie tym mianem – rzecz jasna z pewną nutą ironii – Gilberta Keitha Chestertona jest jak najbardziej na miejscu.

Angielski prozaik i eseista, którego 145. rocznica urodzin minie 29 maja (zmarł w roku 1936), miał do Polaków stosunek szczególny. Podziwiał ich między innymi za to, że ocalili Europę wpierw przed islamem, a później – przed bolszewizmem. Propolskiej postawie dawał wyraz przy różnych okazjach – choćby we wstępie do angielskiego wydania „Nie-boskiej komedii” Zygmunta Krasińskiego.

Dla Chestertona I Rzeczpospolita padła łupem zaborców nie dlatego, że – wbrew powszechnym opiniom – zgubiła ją wewnętrzna anarchia, lecz z powodu sąsiadowania z dwoma barbarzyńskimi mocarstwami: Prusami i Rosją. Działały one według innych reguł gry niż państwo chrześcijańskie, jakim była Polska. W tym przypadku wierność zasadom moralnym przegrała z brutalną przebiegłością.

Pisarz, zwracając się do swoich rodaków argumentował, że oskarżenia formułowane pod adresem polskiej „złotej wolności” – przede wszystkim zarzut o osłabianie króla na rzecz szlachty – mogłyby zostać skierowane również w stronę Anglików. Jeśli zatem nie doszło do rozbiorów Anglii, to między innymi dlatego, że – zdaniem Chestertona – kraj ten cieszy się szczęśliwym, wyspiarskim położeniem i jest otoczony przez ludy cywilizowane.

Walczył za pomocą dowcipu i sarkazmu

Oczywiście takie wywody brzmią jak narracja piarowska, a nie faktografia (skądinąd wówczas, w zalewie antypolskiego hejtu – także w Wielkiej Brytanii – głosy sympatii dla Polaków stanowiły wartość samą w sobie), ale trzeba dostrzec głębszy wymiar rozważań pisarza. Chesterton był patriotą dawnej Anglii – tej sprzed wielkich odkryć geograficznych i podbojów kolonialnych – oraz piewcą Christianitas – średniowiecznej przeszłości Europy. Za wzór stawiał cnoty rycerskie, które przeciwstawiał makiawelicznym tendencjom nowożytnej polityki.
Pisarze (od lewej) George Bernard Shaw, Hilaire Belloc i Gilbert Keith Chesterton po debacie w Londynie. Chesterton uwielbiał publiczne spory. Był mistrzem groteski i absurdalnego humoru. Napisał w autobiografii, że razem z Shawem grali kowbojów w niemym filmie, który nigdy nie trafił do kin. Kiedyś zwrócił uwagę chudemu przyjacielowi: „Patrząc na ciebie, ktoś mógłby pomyśleć, że głód uderzył w Anglię”. Shaw odrzekł: „Patrząc na ciebie, ktoś mógłby uznać, że go spowodowałeś”. Fot. PA Images via Getty Images
Rzecz jasna można w takiej jego postawie dopatrywać się staroświeckiej naiwności. Tyle że był on zarazem twardo stąpającym po gruncie, przenikliwym demaskatorem rozmaitych przesądów, które zrodziły się z bałwochwalczego traktowania nowoczesności, postępu, rozumu.

W twórczości Chestertona ważna była nie tylko treść, lecz i forma. Z pewnością zasłużył on na to, żeby uznawać go za jednego z czołowych apologetów chrześcijaństwa XX wieku. Piórem szermował na miarę czasów, w których przyszło mu żyć. Nie był autorem ciężkich i nudnych traktatów filozoficznych czy teologicznych. Walczył za pomocą dowcipu i sarkazmu. W błyskotliwy i humorystyczny sposób wykazywał wyższość Ewangelii nad mądrościami „tego świata”.

Jednocześnie dzieła Chestertona są owocem jego duchowej przemiany. Pisarz wychowywał się w środowisku anglikańskim. Na łono Kościoła katolickiego wstąpił w roku 1922.


Znany jest głównie z sensacyjno-metafizycznej powieści „Człowiek, który był Czwartkiem” oraz dystopii „Napoleon z Notting Hill”, a także serii opowiadań o księdzu Brownie – katolickim duchownym, wykazującym też pasje detektywistyczne. Ale z antagonistami Kościoła spierał się nie tylko na polu prozy. Trzeba tu też wspomnieć pozycje eseistyczne, w tym zwłaszcza „Ortodoksję”, będącą świadectwem dochodzenia pisarza do wiary katolickiej.

W tym kontekście warto przywołać, zamieszczone w roku 1936 na łamach tygodnika „Prosto z Mostu”, wspomnienie Andrzeja Mikułowskiego z pobytu w Wielkiej Brytanii. W tekście napisanym na wieść o śmierci Chestertona, skonfrontowane zostały dwie grupy wyznaniowe: kwakrzy i katolicy.

Ci pierwsi razili Mikułowskiego ponurą surową ascezą. Oto fragment jego relacji z wizyty w domu modlitwy „owej najbardziej protestanckiej ze wszystkich chrześcijańskich sekt” w Jourdans pod Londynem: „Wnętrze to spora, zupełnie pusta salka, w której odbywają się nabożeństwa, a właściwie rozmyślania. Na prostych, drewnianych ławkach, ustawionych rzędami w czterech pustych ścianach nieozdobionych niczym, siedzi gromadka angielskich »szarych ludzi« w atmosferze dziwnej bezcelowości. Co chwila ktoś podnosi się z miejsca i archaicznym biblijnym językiem wygłasza parę słów moralnej nauki. Są to przeważnie słowa o gniewie Bożym, suche i teologiczne, choć bezpośrednio dydaktyczne uwagi. Skończywszy, siada i wszyscy pogrążają się w milczeniu”.
Brytyjski aktor Alec Guinness zagrał w ekscentrycznej komedii „Ojciec Brown” (1954) słynnego kapłana z opowiadań Chestertona. Pisarz wykreował postać będącą przeciwieństwem Sherlocka Holmesa – tak w wyglądzie (w opowiadaniach ksiądz Brown jest niski i pulchny), jak i w sposobie prowadzenia śledztwa, bowiem zamiast metody indukcyjnej, czyli wnioskowania „od szczegółu do ogółu”, duchowny stosuje dedukcję i rozważa aspekty psychologiczne przestępstwa. Fot. Hulton Archive/Getty Images
Niedaleko od Jourdans znajduje się Beaconsfield, gdzie jest świątynia katolicka. Mikułowski udał się do niej na niedzielną mszę. Swoje wrażenia z tego, co zobaczył, opisał tak: „Kościół tętnił blaskiem, śpiewem, radością. A wśród klęczących wiernych górowała ogromna postać o zwichrzonej grzywie białych włosów nad czerwoną twarzą: G. K. Chesterton. Wśród całej rozmodlonej rzeszy wybijał się i wyróżniał, choć klęczał, śpiewał i modlił się jak inni. Z całej postaci biła radość, ufność, pewność życia – w modlitwie jego miało być więcej dziękczynienia, wdzięczności, hołdu, niż lęku, ekstazy, błagania”.

Intelektualiści groźniejsi niż przestępcy

Jeśli dziś warto sięgać po książki Chestertona, to nie tylko dla przyjemności lektury. Można w nich znaleźć profetyczne wątki dotyczące debat w Europie, których jesteśmy obecnie obserwatorami. Weźmy choćby kwestię umocowania demokracji w tradycyjnych wartościach.

W „Ortodoksji” na ten temat czytamy: „Tradycja to nic innego, jak demokracja rozciągnięta w czasie. Tradycja oznacza ufanie zgodnemu chórowi ludzkich głosów, a nie jakiemuś jednostkowemu, arbitralnemu świadectwu. (…) Tradycję można zdefiniować jako rozszerzenie praw wyborczych, jest ona bowiem udzieleniem prawa głosu najbardziej zapomnianej ze wszystkich klas: naszym przodkom. Tradycja to demokracja umarłych, która nigdy nie podda się małej, choć aroganckiej oligarchii tych, którzy przypadkiem teraz właśnie chodzą po świecie”.

Dalej Chesterton konkludował: „Wszyscy demokraci sprzeciwiają się dyskwalifikowaniu ludzi z powodu ich urodzenia; tradycja sprzeciwia się dyskwalifikowaniu ludzi z powodu ich śmierci. Demokracja każe nam brać pod uwagę opinię każdego człowieka, nawet jeśli jest on tylko naszym lokajem; tradycja każe nam brać pod uwagę opinię każdego człowieka, nawet jeśli jest on tylko naszym ojcem. Ja w każdym razie nie potrafię oddzielić pojęcia demokracji od pojęcia tradycji”.
Gilbert Keith Chesterton z rodziną w ogrodzie swojego domu w Beaconsfield (1926). Poślubił Frances Blogg (pierwsza z lewej) w 1901 roku i małżeństwo trwało do końca jego życia. Był wdzięczny Frances za włączenie go do Kościoła anglikańskiego, choć później uznał anglikanizm za „bladą imitację” katolicyzmu. Do Kościoła katolickiego wstąpił w 1922 r. Fot. Fox Photos/Getty Images
Innym problemem, na który zwracał uwagę pisarz, było brzemienne w skutkach wchodzenie artystów i intelektualistów w rolę kapłanów. Chesterton dostrzegł, że narzędziem rewolucji, która może unicestwić Europę, jest kultura. Tym samym obnażył on strategię lewicy, opracowaną w okresie międzywojennym przez włoskiego filozofa komunistycznego Antonia Gramsciego, a realizowaną na naszych oczach przez rozmaitych inżynierów społecznych.

Intelektualiści przejęli rolę kleru

Francuski historyk Pascal Ory: Afera Dreyfusa nie byłaby możliwa w żadnym innym państwie, gdyż nigdzie indziej Żyd nie mógł być oficerem armii.

zobacz więcej
Według Chestertona, autorytety, które w imię obłąkańczych koncepcji filozoficznych zmieniają znaczenie pojęć podstawowych dla funkcjonowania społeczeństwa, są dla ludzi bardziej niebezpieczni niż pospolici przestępcy. W „Człowieku, który był Czwartkiem” myśl tę poniekąd wyłuszcza tytułowemu bohaterowi napotkany przez niego na ulicy policjant.

Tropiącemu spisek anarchistów detektywowi Gabrielowi Syme’owi mówi on: „Teraz najgroźniejszy ze wszystkich przestępców to nowoczesny filozof, nieuznający żadnych praw. W porównaniu z nim włamywacze i bigamiści są w zasadzie moralni i o wiele bliżsi mojemu sercu. Oni bowiem uznają podstawowe ideały ludzkie, tylko szukają ich na błędnej drodze”.

Tę nieoczywistą, śmiałą tezę policjant próbuje wyjaśnić poprzez paradoksy: „Złodziej uznaje własność, a jeśli chce rzecz jakąś zagarnąć dla siebie, to po to, by ją jako swoją tym bardziej szanować. Lecz filozof nienawidzi zasady własności, chce zniszczyć nawet pojęcie osobistego mienia. Bigamista uznaje małżeństwo, inaczej nie trudziłby się obrzędowymi formalnościami bigamii. Lecz filozof gardzi małżeństwem jako takim. Mordercy cenią życie: jeśli je odbierają drugiemu człowiekowi, to po to, by swoje własne wzbogacić ofiarą cudzego, mniej – jak im się zdaje – wartościowego. Ale filozof nienawidzi życia w ogóle, zarówno własnego, jak cudzego”.

Z chrześcijańskiej perspektywy – nasuwa się wniosek – nie ma większej zbrodni niż deprawacja człowieka i tym samym sprowadzanie go na ścieżkę grzechu ciężkiego. Stawką bowiem w walce o rząd dusz – zarówno 100 lat temu, jak i obecnie – jest zbawienie każdej osoby, a nie raj na ziemi, którego miraże roztaczają przed ludźmi filozofowie z książek Chestertona.

– Filip Memches

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy

Zdjęcie główne: Wizyta Gilberta Keitha Chestertona (w środku, w kapeluszu) w kwietniu 1927 r. w Warszawie. Na dworcu witali go m.in. Wacław Borowy (1. z lewej), na prawo za nim rtm. Wacław Calewski, Ferdynand Goetel (2. z lewej) i za nim, też na prawo pułkownik Bolesław Wieniawa-Długoszowski. Na prawo od Chestertona major Adam Grocholski (z wąsami), adiutant ministra spraw wojskowych Józefa Piłsudskiego, a w głębi, w okularach Jan Lechoń. Fot. NAC/IKC, sygn. 1-K-2079-1
Zobacz więcej
Kultura wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Flippery historii. Co mogło pójść… inaczej
A gdyby szturm Renu się nie powiódł i USA zrzuciły bomby atomowe na Niemcy?
Kultura wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Strach czeka, uśpiony w głębi oceanu… Filmowy ranking Adamskiego
2023 rok: Scorsese wraca do wielkości „Taksówkarza”, McDonagh ma film jakby o nas, Polakach…
Kultura wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
„Najważniejsze recitale dałem w powstańczej Warszawie”
Śpiewał przy akompaniamencie bomb i nie zamieniłby tego na prestiżowe sceny świata.
Kultura wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Najlepsze spektakle, ulubieni aktorzy 2023 roku
Ranking teatralny Piotra Zaremby.
Kultura wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Anioł z Karabachu. Wojciech Chmielewski na Boże Narodzenie
Złote i srebrne łańcuchy, wiszące kule, w których można się przejrzeć jak w lustrze.