– Zabiegaliśmy, żeby do koalicji doszła przynajmniej Unia Pracy. Gdyby tak się stało, to Pawlak prawdopodobnie całą kadencję byłby premierem. Układ sił w rządzie trójpartyjnym byłby zupełnie inny niż w dwupartyjnym. UP jednak nie weszła do rządu i zostaliśmy sami z SLD – opowiadał w wywiadzie dla Plusa Minusa, weekendowego dodatku „Rzeczpospolitej” Michał Strąk, szef Urzędu Rady Ministrów w rządzie Pawlaka. Ale liderem Unii Pracy był wówczas Ryszard Bugaj, pałający otwartą niechęcią do SLD. Formacja nie zdecydowała się na wspólne rządy z postkomunistami.
Zawsze było za ciasno
Rozmowy koalicyjne między SLD a PSL zaczęły się od tego, że Aleksander Kwaśniewski, ówczesny przewodniczący SdRP i lider całej koalicji SLD sondował, czy jego ugrupowanie, które wygrało wybory, ma szansę na tekę premiera. Spotkał się ze zdecydowanym sprzeciwem ludowców i szybko ustąpił, godząc się na Waldemara Pawlaka w tej roli. Podczas budowania rządu doszło do konfliktu o stanowisko dla Wiesława Kaczmarka, którego Pawlak nie chciał powołać na ministra prywatyzacji, mimo uzgodnień z SLD.
Kolejny konflikt dotyczył wojewodów, których było wówczas 49 – w umowie koalicyjnej obie partie przyjęły zasadę, że wojewodą zostaje kandydat tej partii, która na danym terenie zdobyła więcej głosów. Ale Pawlak przynajmniej czterech wojewodów powołał niezgodnie z tą regułą i SLD się z tego powodu burzył.
Ludowcy też mieli swoje żale. Twierdzili, że gdy wojewodą był członek SLD, a zastępcą PSL-owiec, to świetnie wszystko działało. Gdy było na odwrót, to SLD-owiec nie bardzo z tym się godził, zawsze starał się zdobyć dla siebie więcej władzy, zawsze było mu za ciasno.
Cichy wspólnik Wałęsy
Pierwszym spektakularnym konfliktem w koalicji SLD-PSL było odwołanie przez premiera Pawlaka wiceministra finansów Stefana Kawalca. Oficjalnym powodem była niewłaściwa wycena prywatyzacyjna Banku Śląskiego. Jednak – według historyka Antoniego Dudka – prawdziwą przyczyną tego konfliktu była kwestia dokapitalizowania pieniędzmi budżetowymi Banku Gospodarstwa Żywnościowego. Ludowcy liczyli, że ten bank stanie się ich finansową ostoją, ale Ministerstwo Finansów było przeciwne dofinansowaniu BGŻ.