Cywilizacja

Krew na ulicach Moskwy… Władza gotowa jest wsadzać opozycjonistów do więzień na lata

Przeciwnicy Władimira Putina chcą wejść do stołecznego parlamentu, aby się wylansować. Tego Kreml boi się najbardziej.

Mimo okresu wakacyjnego w Rosji zaczyna się nowy sezon polityczny przed zapowiedzianymi na początek września wyborami lokalnymi. Chodzi oczywiście o protesty związane z odmową rejestracji opozycyjnych kandydatów chcących się ubiegać o miejsce w moskiewskiej Dumie.

Jednak z kilku względów obserwowane w Rosji polityczne przyspieszenie jest zasadniczo odmienne od tego co mogliśmy obserwować w poprzednich latach. Obóz władzy wydaje się mniej sprawny niźli w przeszłości, opozycja dojrzalsza i lepiej zorganizowana, blok siłowy bardziej zdeterminowany, a społeczeństwo odporniejsze na socjotechniczne sztuczki i propagandowe klisze, a na dodatek bardzo już zmęczone i oczekujące zmian.

Wszystko to stanowi groźną mieszankę i doprowadzić może nawet do tego, że – jak powiedział w rozmowie z Radio Svoboda niezależny ekonomista Władisław Inoziemcow – już w najbliższą sobotę, w czasie trzeciej fali zapowiedzianych przez opozycję protestów, „zobaczymy na moskiewskich ulicach krew”.

Władze się nie ugną

Przypomnijmy. W sobotę 27 lipca, w trakcie protestów w centrum Moskwy, na przeprowadzenie których władza nie wydała zgody, siły porządkowe licznie ściągnięte do rosyjskiej stolicy aresztowały niemal 1400 osób. W dodatku protesty poprzedzone zostały prewencyjnymi aresztowaniami opozycjonistów oraz nocnymi rewizjami w ich mieszkaniach, czego w Rosji nie praktykowało się od czasów sowieckich. Już po demonstracjach większość liderów opozycji trafiła do aresztów, gdzie odsiadywać będzie niezbyt długie administracyjne wyroki od 7 do 30 dni więzienia.
"Mam prawo do swojego kandydata" - pod takim hasłem manifestowali moskwianie 27 lipca 2019 r. Fot. REUTERS/Maxim Shemetov
Najbardziej niepokojące wieści napłynęły od stronników Aleksieja Nawalnego, który po zatrzymaniu poczuł się źle i u którego stwierdzono – według oficjalnego komunikatu – „silną reakcję alergiczną”. W kraju, którym rządzi ekipa mająca na koncie trucie przeciwników reżimu mieszkających za granicą i która oskarżana jest o zabójstwa opozycjonistów, takich jak Borys Niemcow, doniesienia tego rodzaju należy traktować poważnie. Są one bowiem sygnałem wysyłanym wprost zarówno do społeczeństwa, jak i liderów opozycji, iż władze się nie ugną.

W podobnych kategoriach rozpatrywać należy skalę zatrzymań w ostatni weekend w Moskwie. Rosyjskie media opisując postępowanie Gwardii Narodowej używają terminu „decymacja” (czyli zdziesiątkowanie) i zwracają uwagę nie tylko na brutalność postępowania siłowików, ale również na całkowitą przypadkowość tego, kto został aresztowany. Gleb Pawłowski, rosyjski politolog, a w przeszłości doradca Putina, jest zdania, iż w gruncie rzeczy „władze trenowały” zarządzanie miastem w realiach stanu wojennego czy wyjątkowego.

O determinacji rosyjskiego reżimu świadczyć może z jednej strony to, że Prokuratura Generalna już zapowiedziała, iż w razie powtórzenia się nielegalnych protestów, co planuje na 3 sierpnia opozycja, ich organizatorzy będą sądzeni na podstawie innych niż dotychczas artykułów kodeksu. Teraz będą musieli spodziewać się nie kilkunastodniowych wyroków administracyjnych, ale tego, że w więzieniu spędzą kilka, a nawet kilkanaście lat. Ponadto mer Moskwy Siergiej Sobianin, człowiek z samego szczytu rosyjskiego obozu władzy, oficjalnie podziękował Gwardii Narodowej za to, że dzielnie, przy użyciu pałek, broniła porządku i odrzucił możliwość jakiegokolwiek kompromisu z opozycją.

Nadchodzi rok 2024

Oczekiwania opozycji, formalnie rzecz biorąc, są niewielkie. Domaga się ona, aby jej kandydaci mogli wziąć udział w nadchodzących wyborach do miejskiej Dumy. Liczba chcących startować i realnie mogących zdobyć mandat opozycjonistów jest na tyle niewielka, że nie mają szansy zdominować 45 osobowej Rady Miejskiej. A i sama Rada Miejska na tle innych ciał tego rodzaju w Rosji, ma w sumie niewielkie uprawnienia.

Dlaczego więc rządzący w tej – pozornie niewiele znaczącej sprawie – nie zamierzają ustąpić?

Decyduje o tym przyjęta przez obóz władzy strategia polityczna i już rysujące się plany związane z umownym rokiem 2024, czyli czasem, kiedy kończy się kolejna kadencja Władimira Putina. Wtedy, podobnie jak w 2012 roku, będzie musiało nastąpić przegrupowanie władzy, tak aby rosyjski „samiec Alfa” mógł nadal realnie rządzić Federacją.

Po roku 2013, kiedy Nawalny w wyborach na mera rosyjskiej stolicy zdobył 27% głosów, na Kremlu uznano, że w przyszłości nie wolno dopuścić do podobnej sytuacji.

Prywatna armia
Władimira Putina

Po co Kremlowi Gwardia Narodowa?

zobacz więcej
W tym celu przez ostatnie lata władze starały się obniżyć rangę wyborów i zniechęcać mieszkańców Moskwy od uczestnictwa w głosowaniu. Ta strategia okazała się skuteczna, bo w ostatnich wybory do Dumy Miejskiej była frekwencja na poziomie niewiele ponad 20%.

Drugim elementem tej strategii było zapełnienie moskiewskiej Dumy ludźmi bezbarwnymi, społecznie słabo, albo w ogóle nierozpoznawalnymi. Ten pomysł był skuteczny tylko na krotką metę i wytworzył niebezpieczną z punktu widzenia władz sytuację w perspektywie roku 2021, kiedy odbędą się ostatnie przed prezydenckimi wybory do rosyjskiej Dumy Państwowej. Otóż Moskwa, z racji swej wielkości, podzielona jest na okręgi, wybierające kilkunastu deputowanych do rosyjskiego parlamentu. Jak obliczyli rosyjscy „technolodzy władzy” przy niskiej frekwencji, wystarczy około 15–16 tysięcy głosów, aby zdobyć mandat. Tyle właśnie głosów uzyskiwali obecni deputowani z Moskwy.

Jak to wszystko ma się do obecnych wyborów do rady miasta? Aby zarejestrować swa kandydaturę opozycjoniści zgodnie z przepisami muszą przedstawić listy z poparciem 3 proc. mieszkańców okręgu, w którym zamierzają kandydować. W praktyce jest to około 5 tys. podpisów. Zebranie ich nie jest łatwe, władza stosuje wiele tricków i sztuczek, mających na celu uniemożliwienie pokonania tej bariery.

Opozycja dojrzała

Większości opozycjonistów udało się jednak zebrać wymagana liczbę podpisów. Z trzech powodów.

Po pierwsze: mamy dziś do czynienia z nowym pokoleniem rosyjskich polityków opozycji (takich jak z Liubow Sobol, prawniczka założonej przez Nawalnego Fundacji Walki z Korupcją), o znacznie bardziej technokratycznym nastawieniu do polityki, a przez to o niebo sprawniejszych, niźli „romantyczni” przywódcy starej daty. Znacznie lepiej też czują oni media społecznościowe i z powodzeniem się nimi posługują. To ważne, bo wszystkie badania socjologiczne pokazują, że w ostatnich latach maleje siła propagandowego przekazu, narzucanego przez kontrolowane przez władze oficjalne medie, a rośnie znaczenie runetu (jak nazywa się rosyjskojęzyczny internet).

Po drugie: opozycja porozumiała się na poziomie technicznym, skończyła z publicznymi kłótniami i podziałami. Ludzie Nawalnego zorganizowali wspólny dla całej opozycji bank podpisów, wspólna akcję ich zbierania.

Po trzecie: co istotne, a wydaje się, że wśród obserwatorów z zewnątrz niedoceniane, jest to, że opozycja skoncentrowała się na narracji dotyczącej praw i swobód obywatelskich, a nie na kwestiach politycznych czy personalnych. Warto zwrócić uwagę, że wszystkie, a przynajmniej ogromna większość „pomarańczowych rewolucji” na przestrzeni postsowieckiej, poczynając od ukraińskiego Majdanu a kończąc na ostatniej „aksamitnej” rewolucji w Armenii, wywołane były brakiem zgody społeczeństw na konstytucyjne „reformy” polegające na ograniczaniu praw obywateli.
Władze Moskwy odrzuciły możliwość jakiegokolwiek kompromisu z opozycją. Fot. REUTERS/Maxim Shemetov
Wszystkie te czynniki, i znacznie większa sprawność organizacyjna opozycji, przyczyniły się do tego, że zdołała ona skompletować listy z poparciem dla kandydatów. Gdyby nastroje społeczne w Rosji były lepsze (ale o tym później), zadanie to nie byłoby łatwe.

Paradoksalnie, do wzmocnienie opozycji, przyczyniła się władza. Próbując zastraszyć wyborców, odwieść ich, albo zniechęcić do podpisywania list umocniła stopień determinacji tych, którzy zdecydowali się to uczynić. Gdy władze kwestionowały podpisy na listach, twierdząc, że „nie ma takich obywateli”, opozycji udało się skłonić wielu z tych, którzy podpisali listy, aby publicznie potwierdzili fakt ich poparcia, a demonstracje odbywały się pod hasłem „my istniejemy”.

Warto dodać, że w ostatnim czasie powstała w Rosji, już wykorzystywana przy okazji ostatnich protestów, sieciowa struktura, spontaniczna, którą nawet liderzy opozycji nie są w stanie sterować, a tym bardziej nie jest w stanie jej kontrolować władza. I zdaniem rosyjskich socjologów, taka komunikująca się ze sobą za pośrednictwem sieci społecznościowych i internetu, niekontrolowana przez nikogo, fala społeczna, którą łączy dążenie do zmian i determinacja, aby do nich doprowadzić, jest może nie wystarczającym, ale koniecznym warunkiem przyszłego sukcesu opozycji.

Koniec konsensusu

Oczywiście pod warunkiem, że mamy do czynienia z sukcesem prawidłowo zdefiniowanym, i celami możliwymi do osiągnięcia. Jakie to mogłyby być cele?

Plan wprost opisuje Michaił Chodorkowski, kiedyś rosyjski oligarcha, później krytyk Putina, skazany za rzekome biznesowe przekręty, obecnie na emigracji. Twierdzi on, że dziś celem opozycji jest wprowadzenie kilkunastu lokalnych liderów do moskiewskiej Dumy i w miarę możliwości powtórzenie dobrych rezultatów w innych częściach Rosji.

Chodzi o to, aby dotychczasowi politycy opozycyjni drugiego szeregu zyskali większą społeczną rozpoznawalność, na tyle dużą, aby w nieodległej przyszłości, móc z powodzeniem ubiegać się o mandat deputowanego do Dumy Państwowej.

I znów: w najbliższych wyborach do Dumy Państwowej także nie będzie chodziło to, aby je wygrać, ale aby być w składzie rosyjskiego parlamentu i uczynić z niego organ władzy, którego Kreml nie będzie w stanie kontrolować, aby poszerzyć już rysujące się podziały, a może nawet wejść w alians z grupami wpływu i interesów w nie monolitycznym przecież obozie władzy w Rosji.

Kazachstan – czyli mała Rosja. Czy Putin pójdzie drogą Nazarbajewa?

Ten kraj jest militarnym sojusznikiem Moskwy. Ale przez trzy miesiące prowadził wraz z USA ćwiczenia wojskowe, podczas których w jego oddziałach wdrażano standardy NATO.

zobacz więcej
Ale to plan na rok 2021, dziś trzeba wejść do Dumy w Moskwie, po to, aby być słyszanym. W regionach trzeba władzę Jednej Rosji osłabić. I dlatego Nawalny już jesienią ubiegłego roku wzywał, aby ludzie chcący zmian głosowali na każdego – nieważne czy to opozycjonista, komunista czy zwolennik Żyrinowskiego – byle nie na przedstawiciela obozu władzy. Za wezwaniem tym nie kryły się złudzenia co do rzeczywistej roli koncesjonowanej przez Kreml „opozycji systemowej”, ale przekonanie, że osłabienie obozu władzy doprowadzi w konsekwencji do jego wewnętrznych podziałów.

Na tle pogarszających się nastrojów społecznych ta strategia wydaje się skuteczna. Jesienią w Rosji, prócz wyborów do moskiewskiej Dumy, odbędą się też w szeregu regionów wybory gubernatorów, w tym tak prestiżowe jak w Petersburgu. I o ile w świetle badań rosyjskiej opinii publicznej jeszcze w czerwcu wszyscy związani z Kremlem kandydaci mieli perspektywę sukcesu w pierwszej turze, o tyle teraz, miesiąc później, pięciu z nich na 16 kandydujących, musi się liczyć z drugą turą. Wszystko wskazuje na to, że w Rosji kończy się nieformalny układ władzy że społeczeństwem, który socjologowie nazwali „krymskim konsensusem” – nie ma już zgody na zaciśnięcie pasa w imię odbudowy mocarstwa.

Putin niezastąpiony?

W tej sytuacji dziś dopuszczenie opozycji do wyborów lokalnych – z perspektywy Kremla – oznacza ryzyko, że moskiewska Duma zostanie przekształcona w trybunę przeciwników władzy, a ich przekaz łatwiej będzie mógł docierać do obywateli Federacji Rosyjskiej. A jeśli w kraju pojawi się większość chcąca zmian, to Duma Państwowa po wyborach w 2021 roku może zmienić swe oblicze.

Wzmocnieniu ulegną – wyrażane już teraz przez jej przewodniczącego Wiaczesława Wołodina – dążenia do przyznania rosyjskiemu parlamentowi większej samodzielności w rosyjskim systemie władzy. A to wszystko może oznaczać, że już przygotowywany scenariusz roku 2024, czyli kolejnej metamorfozy rosyjskiej władzy, po to aby Putin mógł nadal realnie rządzić, a interesy obecnej elity władzy były gwarantowane, staje się coraz trudniejszy do realizacji, a przynajmniej wystawiony na większe ryzyka.

Kreml mógłby zgodzić się na pewne reformy, jeśli miałby przed sobą perspektywę poprawy koniunktury gospodarczej w Rosji. Ale takiej nie ma. Wzrost jest rachityczny, spodziewana dekoniunktura na świecie sprawia, że perspektywy rosyjskiej gospodarki opartej na eksporcie surowców są coraz ciemniejsze, co zresztą powoduje, że nie ma ostatnio tygodnia w którym rozmaite rosyjskie i światowe instytucje nie korygowałyby prognoz dla rosyjskiego wzrostu gospodarczego w tym i w przyszłym roku w dół.
Siły porządkowe licznie ściągnięte do rosyjskiej stolicy aresztowały 27 lipca niemal 1400 osób. Fot. REUTERS/Shamil Zhumatov
Nawet oficjalne dane Rosstatu, rosyjskiego odpowiednika naszego GUS-u, wskazują na pogarszający się poziom życia w Rosji. W pierwszym półroczu tego roku liczba obywateli Federacji Rosyjskiej mających na życie mniej niż niewysokie oficjalne minimum wzrosła o 500 tys. i dziś stanowi już niemal 21 mln osób.

Nastroje więc raczej będą się pogarszały, a w najlepszym – z punktu widzenia władz – wypadku, nastąpi ich stabilizacja na niskim poziomie. Trochę tak jak odnotowano w ostatnim sondażu Centrum Lewady (niezależnego ośrodkiem badania opinii publicznej w Rosji), które raportuje, że 38% Rosjan nie chciałoby, aby Władimir Putin rządził kolejną kadencję. Warto zauważyć, że jest to najwyższy poziom tego wskaźnika od 2012 – 2013 roku, kiedy osiągnął on pułap 40 i 45%.

Ale warto też zwrócić na inne wnioski z tego badania. Otóż 43% Rosjan, i to jest najwyższy poziom od 2001 roku, jest zdania, że ludzie ufają Putinowi, bo nie widzą nikogo innego, na kim mogliby oprzeć swe nadzieje i oczekiwania.

To dla strategii Kremla informacja fundamentalna. Nie można dopuścić, aby taka osoba się pojawiła! Dlatego obecna władza w Rosji, raczej nie ustąpi przed żądaniami opozycji.

– Marek Budzisz

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy

Zdjęcie główne: Moskwa, 27 lipca 2019. Fot. REUTERS/Maxim Shemetov
Zobacz więcej
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Legendy o „cichych zabójcach”
Wyróżniający się snajperzy do końca życia są uwielbiani przez rodaków i otrzymują groźby śmierci.
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Pamiętny rok 2023: 1:0 dla dyktatur
Podczas gdy Ameryka i Europa były zajęte swoimi wewnętrznymi sprawami, dyktatury szykowały pole do przyszłych starć.
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Kasta, i wszystko jasne
Indyjczycy nie spoczną, dopóki nie poznają pozycji danej osoby na drabinie społecznej.
Cywilizacja wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Jak Kościół katolicki budował demokrację amerykańską
Tylko uniwersytety i szkoły prowadzone przez Kościół pozostały wierne duchowi i tradycji Ojców Założycieli Stanów Zjednoczonych.
Cywilizacja wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Budynki plomby to plaga polskich miast
Mieszkania w Polsce są jedynymi z najmniejszych w Europie.