Cywilizacja

Kobieta-pająk z Lublina

Wysokość piątego piętra. Przeciętni śmiertelnicy łapią zadyszkę na trzecim, o ile nie wjeżdżają windą. A Aleksandra Mirosław pokonuje 15 metrów pionowej ściany w nieco ponad 7 sekund. Jest najlepszą zawodniczką świata w speed climbingu. Wspinaczka sportowa, której elementem jest jej widowiskowa konkurencja, zadebiutuje na igrzyskach olimpijskich w Tokio. A 17 sierpnia obroniła w japońskim mieście Hachioji tytuł mistrzyni świata.

Przyćmiła Tarzana. Jako pierwsza lekkoatletka zdobyła olimpijskie złoto. Halina Konopacka, Miss Igrzysk w czerwonym bereciku

31 lipca 1928 roku w Amsterdamie pierwszy złoty medal olimpijski zdobyła dla Polski Halina Konopacka.

zobacz więcej
Od wyścigów nie można oderwać wzroku, widowiskowość i emocje przewyższają rywalizację lekkoatletycznych sprinterów. Zawodnicy dosłownie wbiegają po pionowej ściance, a zwycięzcą zostaje ten, który dotknie zawieszonego na szczycie wyłącznika. Czasem do zwycięstwa brakuje dosłownie kilku setnych sekundy, które rywalka wydziera szybciej. 15 metrów w pionie z prędkością dwóch metrów na sekundę. To zdecydowanie najszybszy sport świata.

Sportowa wspinaczka na czas (ang. speed climbing) to dyscyplina tak samo widowiskowa, jak i niszowa. Zanim Polka pokazała, że nie ma sobie równych na świecie, trudno było znaleźć o niej wzmianki w mediach. Dopiero gdy w jednym z telewizyjnych kanałów pojawiła się relacja z mistrzostw w Innsbrucku, na polskim Facebooku zrobiła się wrzawa. Skąd jest ta dziewczyna poruszająca się po ścianie jak człowiek-pająk? Dlaczego nikt o nie nie słyszał? Ona właśnie zostaje mistrzynią!

Sprinterka w kotłowni

Dzielnica Helenów nie należy do miejsc pierwszego ani nawet piątego wyboru turystów odwiedzających urokliwe zakątki „Perły Wschodu”, jak lublinianie chcieliby, aby mówiono o ich mieście. Zapuszczone baraki, żużlowe uliczki, hurtownie części samochodowych. To już nie jest nawet świadectwo minionej świetności industrialnego świata, bo jej na pewno tu nie było. Były osmolone zaplecza przemysłowej dzielnicy miasta, cegielnia i kotłownia, która też już dziś nie kotłuje. Może i lepiej, bo właśnie w jednym ze starych przemysłowych budynków miejsce znalazł wspinaczkowy klub o takiej właśnie nazwie – „Kotłownia”.
Aleksandra Mirosław w „Kotłowni”. Fot. TVP
Co mieli zrobić, gdy umowę wynajmu ścianki wspinaczkowek wypowiedział im Uniwersytet Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie? Padło na starą montownię, która miała dwie zalety: przestrzeń i ładnych kilka metrów do sufitu. Sami zbudowali sztuczną ściankę. Dziś władze lubelskiej uczelni plują sobie w brodę. Nie potrafili porozumieć się ze wspinaczami. Tymczasem z klubu wyrzuconego na peryferie miasta rekrutuje się mistrzyni świata. Sprinterka z Lublina.

Sztukmistrzem wspinaczki nie może być każdy. To zawsze było elitarne hobby. I nie chodzi o koszt sprzętu czy wyjazdów, a o bezwzględne prawo grawitacji. Zostawia na dole większość amatorów. Biegać, windsurfować, nurkować, ukończyć triathlon może prawie każdy. Oczywiście przy odpowiedniej dozie samozaparcia. Pokonywanie pionowych skał wymaga zaś nie tylko lat pracy nad techniką, ale także żelaznej siły ramion, palców i wielu innych mięśni całego ciała, przy bardzo specyficznej budowie. Trzeba być tak samo lekkim, jak i silnym.

Sofia Ennaoui: Na pewno wyjdę za mąż za Polaka

Wicemistrzyni Europy w biegu na 1500 metrów została zawodowym żołnierzem.

zobacz więcej
Sam trening daleki jest od romantycznej wspinaczki na wapiennych klifach w scenerii zachodzącego słońca. – Fajnie jest się wspinać w skałach, blisko natury, z pięknymi widokami za plecami. Dziś jednak jako zawodnik nie mogę pozwolić sobie na takie wyjazdy – mówi Aleksandra Mirosław, która tytuł mistrzyni zdobyła jeszcze jako Rudzińska (niedawno wyszła za mąż i zmieniła nazwisko). Naturalną skałę – jak mówi – zostawia sobie na czas po zakończeniu kariery.

Jesteśmy w „Kotłowni”, rozmawiamy pomiędzy seriami kolejnych pajacyków. Jej ramiona to splot subtelnie wyrzeźbionych mięśni, znamionują niezwykłą siłę. Łyk niesłodzonej czarnej kawy i kolejna seria, kolejny łyk i następne ćwiczenie.

Sala treningowa nad ścianką do niedawna nie przypominała modnych siłowni. Ot, drążek, sztanga z ławeczką i stół do ping-ponga. Wyposażenie jednak cały czas się zwiększa. Pojawiają się nowe ściany systemowe, kolejne narzędzia ułatwiające rozgrzewkę i trening, obok stołu – gumy oporowe.

Na tę salę w „Kotłowni” wchodzi się na rozgrzewkę. Jednym z najbardziej znanych dla laików akcesoriów jest wiszący drążek. Podciąganie na nim to ćwiczenie trudne zwłaszcza dla kobiet. Niejedna gwiazda polskiego fitnessu ze wstydem musiałaby przyznać, że ma problem z jednym powtórzeniem. Ola staje pod drążkiem do ukierunkowanego treningu, w którym do pasa przypina się kilkudziesięciokilogramowe obciążenie. Pierwsze arkana treningu sprinterów wspinaczki odkryte – to praca nad tzw. eksplozywną siłą mięśni, czyli zdolnością ciała do rozwijania maksymalnej siły w możliwie najkrótszym czasie. Proste ćwiczenia, bez konieczności angażowania maszyn i atlasów. Sztanga, przysiady, drążek.

Na co dzień trenuje także na normalnej siłowni, gdzie pracuje nad siłą oraz wykonuje trening plyometryczny, czyli ukierunkowany na maksymalną dynamikę. Pomimo drobnej sylwetki, jest piekielnie mocna. Pytam ją o „muscle-upy” – ćwiczenie, które jak dotąd nie doczekało się polskiej nazwy, a przez swoją trudność odróżnia pozerów od prawdziwych sportowców. Polega na tak szybkim i dynamicznym podciągnięciu ciała nad drążek, aby zakończyć na wyprostowanych ramionach na górze. Bez problemu robi dwa, a ja dziękuję w duchu, że nie zapytała, czy chciałbym spróbować.

Olimpijska złota szansa… z trudnościami

– Gdy walczysz z siłą ciążenia, to każdy kilogram ma znaczenie – podkreśla sportsmenka, która przez lata stała się również mistrzynią bilansowania własnej diety. Dla wspinaczy kluczowe jest zachowanie odpowiedniej, ale wcale nie jak największej masy ciała. Włókna mięśniowe dają siłę, ale gdy „bicepsa” jest zbyt dużo, stają się balastem. To różnica pomiędzy sprinterami biegającymi, którzy wyglądają jak kulturyści, a wspinaczami. Dlatego filigranowa 25-latka przed zawodami pilnuje wagi.
Aleksandra Rudzińska (dziś Aleksandra Mirosław) w finale Pucharu Świata w Chamonix. Źródło: EVN (Eurovision News Exchange)
W Polsce dopiero od niedawna zaczęto tworzyć pierwsze ścianki do speed climbingu. Mistrzyni w rodzinnym mieście wspinaczkowy sprint trenuje na ścianie udostępnionej przez Straż Pożarną.

11 lat dyscypliny i cierpliwej pracy na ściance przekładają się na codzienność i regulaność. Ola nad ziemią – czy jako zawodnik, czy instruktor – spędza większą część swojego życia. W szkole, w której jest nauczycielem wychowania fizycznego, próbuje zachęcić dzieci do wspinaczki. Do tego weekendowe dojazdy na studia, uparcie kontynuowane na warszawskiej Akademii Wychowania Fizycznego, a w sezonie wyjazdy na zawody Pucharu Świata.

Wspinaczka w przyszłym roku zadebiutuje na igrzyskach olimpijskich. MKOl nie mógł pominąć dyscypliny, która przyciągnie przed ekrany nieortodoksyjnych kibiców. Sięganie po nowe, można rzec – młodzieżowe sporty i emocje to już trend: w Tokio odbędzie się również rywalizacja surferów i deskorolkarzy. Start nowicjuszy okupiony jest jednak wyjątkowo niefortunnym kompromisem: rozdany zostanie tylko jeden komplet medali. A to oznacza, że na igrzyskach wspinaczka na czas nie będzie samodzielną konkurencją, lecz częścią trójboju.
Zawodnicy powalczą w trzech różniących się od siebie dyscyplinach: sprincie, w którym Polka jest mistrzynią, ale także boulderingu (wspinaczka bez asekuracji liną) i prowadzeniu (wygrywa zawodnik, któremu uda się w wyznaczonym czasie wejść jak najwyżej). Miejsca uczestników w każdej z konkurencji będą mnożone i dopiero iloczyn miejsc we wszystkich trzech wskaże, komu przypadnie historyczny olimpijski laur.

Połączenie dyscyplin jeszcze bardziej utrudni sprawę zawodnikom, których piętą achillesową jest technika, albo szybkich, jak Polka, ale jednocześnie mniej wytrzymałych. Każde miejsce poza czołową dziesiątką będzie bezwzględnie zmniejszać końcowy wynik. Premiowani będą najbardziej wszechstronni.

Ola nie ukrywa, że dwie dodatkowe konkurencje w trójboju nie są jej koronnymi i chyba nigdy nie będą. – Niestety, to tak jakby najszybszy człowiek świata Usain Bolt musiał nagle startować w biegu przez płotki, a później jeszcze maratonie – tłumaczy. Bo też dwie pozostałe konkurencje trójboju to zupełnie inne elementy wspinaczkowego rzemiosła. W boulderingu pokonać musi niską, ale bardzo trudną ściankę, gdzie kąt nachylenia wymaga techniki i siły, a punktowane są chwyty – ZONA znajdująca się w połowie problemu wspinaczkowego i TOP, czyli chwyt końcowy. Zadaniem zawodnika jest dojście do TOP-u w jak najmniejszej ilości prób. A prowadzenie to sześć minut wspinania się na liczącą co najmniej 15 metrów trudną ścianę, gdzie kluczowa jest nienaganna technika i ogromna wytrzymałość.


Na razie celem lublinianki jest zarówno obrona tytułu mistrzyni świata w swoim koronnym speed climbingu, jak i awans na igrzyska w Tokio. Tam oczywiście może wydarzyć się wszystko, choć najważniejsze będzie zwrócenie uwagi sponsorów i instytucji, że w ten sport warto zainwestować. I może być to inwestycja długofalowa.

Polscy kibice wspinaczki będą musieli przełknąć kontrowersyjne zasady olimpijskiego turnieju. Na szczęście tylko jeden raz. W następnych igrzyskach, w roku 2024 w Paryżu, wspinaczka ma być przeprowadzona w innej formule: speed climbing będzie oddzielną konkurencją z własnym kompletem medali. Czy Ola Mirosław będzie cierpliwie czekać na swoją złotą szansę?

– Za pięć lat będę miała 30-stkę, dla sprintera to nie jest jeszcze najgorszy wiek. Jeżeli będę w stanie fizycznie temu sprostać, to najprawdopodobniej podejmę rękawicę. Nie wykluczam też, że stanę po drugiej stronie i do tego czasu wychowam swojego następcę – rozważa. I przypina do pasa 20-kilogramowy stalowy krążek. Trening się sam nie zrobi.

– Cezary Korycki

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy

Zdjęcie główne: Aleksandra Mirosław (do niedawna Rudzińska) cieszy się ze zwycięstwa w finale szybkiej wspinaczki kobiet podczas Mistrzostw Świata we Wspinaczce IFSC 2018 w Innsbrucku, Austria, 13 września 2018 r. Fot. PAP/EPA / PHILIPP GUELLAND
Zobacz więcej
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Legendy o „cichych zabójcach”
Wyróżniający się snajperzy do końca życia są uwielbiani przez rodaków i otrzymują groźby śmierci.
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Pamiętny rok 2023: 1:0 dla dyktatur
Podczas gdy Ameryka i Europa były zajęte swoimi wewnętrznymi sprawami, dyktatury szykowały pole do przyszłych starć.
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Kasta, i wszystko jasne
Indyjczycy nie spoczną, dopóki nie poznają pozycji danej osoby na drabinie społecznej.
Cywilizacja wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Jak Kościół katolicki budował demokrację amerykańską
Tylko uniwersytety i szkoły prowadzone przez Kościół pozostały wierne duchowi i tradycji Ojców Założycieli Stanów Zjednoczonych.
Cywilizacja wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Budynki plomby to plaga polskich miast
Mieszkania w Polsce są jedynymi z najmniejszych w Europie.