Reszta to już raczej różnice. „Legiony” opowiadają dzieje wojennego czynu od dołu, poprzez zwykłych bohaterów. Koncentrują się na ich walce ozdobionej historią miłosnego trójkąta, dość zresztą enigmatycznie zarysowanego, prawie bez słów. Liczy się głównie batalistyka, dzianie się, pięknie filmowane i chwilami wręcz poetycko oddawane, nie pozbawione w kilku miejscach suspensu. Choć i fabularnych szwów, naiwności, drobnych wpadek, jak w scenie wysadzania kolejowego mostu.
Czy na taki sposób opowiadania czekają widzowie, zwłaszcza młodzi, przy pewnym przesycie historyczną tematyką w ostatnich latach? Nie wiem. Na pewno to jakaś próba zbliżenia się do wzorca hollywoodzkiego, a raczej jednego z wzorców, bo amerykańskie filmy historyczne wcale nie są jednorodne. Ale czasem pokazywały, zwłaszcza wojnę secesyjną, w konwencji takiego barwnego widowiska. A trójkąt kojarzy się trochę z filmem „Pearl Harbor”.
„Piłsudski” pokazuje zdarzenia w dłuższym przedziale czasowym, bo z lat 1901-1918, z perspektywy samej góry. To ważny kawałek biografii lidera obozu niepodległościowego.
Nie całkiem słusznie opisywano mi ten film jako rodzaj rozbudowanego „teatru telewizji” z nieustannie gadającymi głowami. Początkowa scena ucieczki Piłsudskiego z rosyjskiego szpitala psychiatrycznego zrealizowana jest w konwencji emocjonującego kina przygody. Dramatyczne sceny masakry na placu Grzybowskim w Warszawie otwierającej rewolucję 1905 czy napadu na pociąg w Bezdanach w roku 1908, godne są kina akcji.
Ale oczywiście sporo jest tu rozmów, dyskusji, sporów. Próbuje się dociec motywów Piłsudskiego, opisać jego koncepcje i racje. Przy okazji pokazać też życie prywatne, charakter, otoczenie, po części to samo, co później, w II RP.
Sporo się tu więc można dowiedzieć ważnych rzeczy o naszych dziejach. Przy odrobinie wysiłku znajdziemy nawet wytłumaczenie, dlaczego późniejszy Piłsudski, zawsze szorstki i skoncentrowany na sobie, stał się potem kandydatem na dyktatora. Ileż razy musiał pokonywać nieludzkie trudności, łamać opór innych, borykać się z własną samotnością. Po prostu stwardniał. Był zresztą przez dobrych parę lat terrorystą, co ten film wydobywa.
Nie ma co więc tych filmów bezpośrednio porównywać. Różne są ich założenia, różne cele. Mnie osobiście bardziej ciekawi sposób opowiadania o historii prezentowany w „Piłsudskim” – widzi się ją przez pryzmat sprawców historii, robienia polityki. „Liczy się wola” – mówi w pewnym momencie Ziuk-Szyc do swojego antagonisty. To tu można jej szukać.