Kultura

Nie dałoby się jej kupić za żadne sumy czy przywileje. Pani od El Greca

Nawet w najgorszym, stalinowskim zamordyzmie nie uległa indoktrynacji. Zawsze wiedziała, co to wolność sumienia i wolność osobista. Wyrażało się to nawet w… noszeniu spodni. Była pionierką tej mody, nieakceptowanej w dobie socrealizmu. Nieważne? Ależ to wymagało nie mniejszego hartu ducha, niż dziś zajęcie stanowiska niepopularnego w środowisku ludzi kultury. Stanowiska konserwatywnego.

Jest w roku taki czas, kiedy więcej mówimy o zmarłych niż żywych. W dniu Wszystkich Świętych media zmieniają ramówki i przypominają tych, którym winniśmy pamięć z racji ich zasług dla kraju, kultury, nauki. A co, jeśli ktoś wart utrwalenia w powszechnej świadomości pożegna się z doczesnością właśnie 1 listopada? To przypadek Izabeli Galickiej, historyk sztuki, która odeszła tego roku w wieku 88 lat.

Niemłoda, powie ktoś; miała swoje lata, dorzuci inny. Ten, kto znał Izę, nie zgodzi się na takie komentarze. Oczywiście nie mogła już biegać po górach, uczestniczyć w rajdach, pokonywać na rowerze wielokilometrowych dystansów. Ale jej „wit”, jak mówią Anglicy, jej rozumo-dowcip nie doznały z latami uszczerbku. Także jej moralny kompas nie wychylił się ani o milimetr od tego wytyczonego w młodości, może nawet w dzieciństwie.

Obrzucano ich obelgami, wyśmiewano, a obrazy kupowano z litości. Gwiazda antysystemowców

Zniszczyła swoje wczesne prace, bo uznała je za mało oryginalne. Wściekła się też, gdy Édouard Manet „poprawił” jeden z jej obrazów.

zobacz więcej
Niewielu jest ludzi, którzy całym sobą, instynktownie wiedzą, co prawe, a co nie. Izy Galickiej nie dałoby się kupić za żadne sumy czy przywileje.

Zapisane kursywą

Ona nawet sprzeciwiała się, gdy zwracano się do niej per „pani profesor”. Nigdy tego tytułu nie dostała, do końca życia pozostała jedynie doktorem nauk humanistycznych (miała stanowisko inwentaryzatora i redaktora katalogu zabytków dawnego województwa warszawskiego).

Co do pracy pedagogicznej – na jej talencie wykładowcy mieli okazję poznać się wyłącznie studenci Europejskiej Akademii Sztuk, pierwszej polskiej prywatnej uczelni artystycznej powstałej w 1992 roku; żadna państwowa uczelnia nigdy nie zaproponowała jej zajęć dydaktycznych.

Rok wcześniej Instytut Sztuki Polskiej Akademii Nauk, w którym pracowała w Dziale Dokumentacji Naukowej Pracowni Konserwacji Zabytków od 1962 roku, po prostu posłał ją na emeryturę. Emeryturę w wysokości niewiele powyżej najniższego uposażenia.

Nie skarżyła się nigdy na tę niegodziwość i inne, których doświadczyła. A było tego sporo. Poczynając od największych przykrości, których nie oszczędzono jej i Hannie Sygietyńskiej, podając w wątpliwość wartość ich dokonanego w 1964 roku odkrycia.

Wtedy to, podczas inwentaryzacji zabytków na wschodnich ziemiach polskich, dwie młode historyczki sztuki natrafiły w Kosowie Lackim na obraz „Ekstaza świętego Franciszka” i przypisały mu – jakże trafnie! – autorstwo El Greca. Musiała upłynąć dekada, zanim ich diagnoza zyskała potwierdzenie konserwatorów sztuki – po tym, gdy podczas renowacji znaleziono sygnaturę hiszpańskiego mistrza. Wcześniej największe autorytety zaprzeczały intuicji badaczek.

Wszystkie te wydarzenia, także tło historyczne i okoliczności polityczne, w kontekście których rzecz się wydarzała, omówione zostały dokładnie w książce Katarzyny J. Kowalskiej „Polski El Greco”.
Izabella Galicka i dyrektor Muzeum Diecezjalnego w Siedlcach ks. Robert Mirończuk. Obraz „Ekstaza św. Franciszka” pędzla El Greco na stałe znajduje się właśnie w siedleckim muzeum. Fot. PAP/Stanisław Rozpędzik
Wkrótce ma się ukazać biografia Izabeli Galickiej pióra tej samej autorki, która spisując historię słynnego obrazu, następnie losy jego odkrywczyni, związała się z badaczką na dobre i złe. A to złe doszło do naszej świadomości mniej więcej rok temu, kiedy lekarz onkolog ogłosił Glickiej werdykt: nowotwór. Zaawansowany. Żeby wygrać wyścig z czasem, Kowalska spisywała relacje/opowieści Izy w każdym możliwym momencie, nawet podczas kolejnych szpitalnych pobytów.

Mnie Iza odmawiała radiowych zwierzeń, na jakim etapie jest jej biografia. Wykręcała się, mówiąc, że właśnie „jest w licem” albo że akurat „przeszła na drugi rok studiów” i to za mało, żeby zapowiadać książkę.

Na szczęście, zachowała notesiki zapisane drobnym, ręcznym pismem – taki skrótowy pamiętnik, bardziej hasła, niż głębsze refleksje na temat bieżących wydarzeń. Pokazywała mi te notki – gęsta kursywa, piękne ręczne pismo. Ciekawe, co powiedziałby grafolog. Ja czytam z tego charakteru pisma prawość i niezłomność.

Rozkręcił akcję „nie świruj”. A mógł pozostać Szalonym Kapelusznikiem z posiwiałą plerezą...

Z hipisowskich lat zachował otwarte podejście do ludzi. Potem wessała go polityka, choć sam woli określać to jako obywatelską powinność.

zobacz więcej
Na potwierdzenie tychże cech – nawet w najgorszym, stalinowskim zamordyzmie Iza nie uległa indoktrynacji. Zawsze wiedziała, co to wolność sumienia i wolność osobista. Wyrażało się to nawet w… noszeniu spodni. Była pionierką tej mody, nieakceptowanej w dobie socrealizmu. Nieważne? Ależ to wymagało nie mniejszego hartu ducha, niż obecne zajęcie stanowiska niepopularnego w środowisku ludzi kultury. Stanowiska konserwatywnego, czytaj: wiernego wyznawanym od zawsze wartościom.

Odmieniec wśród swoich

Iza Galicka zawsze się dziwiła, gdy podkreślano jej „odmienność”, „stałość” i inne zalety, coraz rzadziej spotykane. Że patriotka? A cóż w tym nadzwyczajnego, to powinność i już! Że nie upomina się o siebie, tylko zależy jej na dobru innych? To chyba oczywiste. Miała to we krwi.

Jak mówiła, rodzina długo utrzymywała przed nią w tajemnicy przyczyny śmierci jej ojca, profesora Karola Mikulskiego. W końcu wyszło na jaw, że to było samobójstwo w odruchu sprzeciwu wobec nakazu hitlerowców, żądających sporządzenia listy chorych nadających się do eksterminacji. Tragedia, której w 1940 roku doświadczył profesor Mikulski, ordynator szpitala psychiatrycznego w Gostyninie, została upamiętniony w dokumencie filmowym „Śmierć psychiatry. Eugenika i totalitaryzm” (2012).

Źródło:Teologia Polityczna/YouTube
Jednak znacznie wcześniej bohaterska postawa psychiatry zainspirowała Stanisława Lema do napisania pierwszej części trylogii „Czas nieutracony” (ukończona w 1948, wydana w 1955). Ta pierwsza część, „Szpital Przemienienia”, to historia młodego lekarza, który po studiach znajduje pracę w szpitalu psychiatrycznym – a rzecz dzieje się podczas II wojny, na terenie okupowanym przez hitlerowców. Główna postać opowiadania wzorowana była na osobie profesora Mikulskiego.

Iza Galicka nie wychylała się ani z tą opowieścią, ani też z innymi koneksjami – a rodzinnie była powiązana z najlepszymi rodami. Nigdy też tych relacji nie wykorzystywała. Żyła po swojemu, z przytupem.


Skautka i osoba uprawiająca prawdziwie sportowy tryb życia. Wspinała się po górach (doszła do rangi alpinistki), jeździła niemal wyczynowo rowerem, prowadziła samochód jak rajdowiec.

Dorota Zemła, konserwatorka sztuki, także ongiś wykładowczyni na Europejskiej Akademii Sztuki, zapamiętała ją następująco: „40 lat temu Iza zabrała swoim Fiatem 126 wracającą z Porzecza Mariańskiego autostopowiczkę i tak los nas połączył. Uczyła mnie jak rajdowo jeździć samochodem, bo mało kto wie, ale była kierowcą rajdowym. Startowała też w zawodach narciarskich i slalom gigant zawsze wygrywała. Była poliglotką i porozumiewała się swobodnie nawet w suahili.”

A ja pamiętam, jak na wieść o tym, że właśnie wróciłam z Budapesztu, Iza zwróciła się do mnie po węgiersku – co było niecały rok temu! Ile znała języków? Kto to wie…
Dość oczywiste jest to, że przed pierwszym stypendialnym pobytem w Madrycie (po odkryciu El Greca) nauczyła się hiszpańskiego, bo przecież znała francuski – ale suahili? Po prostu Iza miała wielki talent językowy. Kiedy była w Afryce, opanowała suahili.

Z pobytu na Czarnym Lądzie zachowała też wspomnienia o szamańskich praktykach, których była naocznym świadkiem. Nie była pod wpływem psychotropów, widziała to przy stole w ambasadzie, a szamanizm uprawiał wyedukowany w Europie dyplomata. To ją tylko umocniło w wierze w istnienie świata pozaziemskiego.

Nie odeszła

Iza fascynowała ludzi z różnych pokoleń. Nie dlatego, że była ekscentryczna czy oryginalna. Przeciwnie, ubierała się do bólu zwyczajnie, nosiła od stulecia modną fryzurę „na pazia” (inaczej zwany „bob”), mieszkała w standardowym bloku na warszawskim Żoliborzu, wyposażonym w sprzęty dostępne w PRL-u. Mimo to w jej mieszkaniu „się działo”. Wciąż ktoś przychodził, wpadał, odwiedzał. Na „usługi” Izy zgłaszało się wielu chętnych, od trzydziestolatków po ich dziadków. Nie było problemu, gdy zachodziła potrzeba podwiezienia jej w jakieś miejsce.

Może to, co piszę, wydaje się bardzo zwyczajne – ale proszę wskazać kogoś, kto ma równie życzliwą i bezinteresowną armię pomocników.

Iza Galicka odpłacała im tylko jedną monetą: szacunkiem i empatią. A że nie miała wątpliwości, co naprawdę jest cenne, mimochodem dawała przykład innym. Czasami, trochę kokieteryjnie, a trochę zaambarasowana, że sprawia kłopot, pytała: „Nie wiem, czym sobie zasłużyłam na tylu przyjaciół?”.

Ale nikomu go nie sprawiała. Dziś już tylko smutek, że tego nie robi.

– Monika Małkowska

PS. Pisząc ten tekst, miałam z tyłu głowy: zadzwonię do Izy, skonsultuję, czy ona akceptuje… To chyba najlepszy dowód, że od nas nie odeszła.


TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy

„Ekstaza Św. Franciszka” – El Greco
Zobacz więcej
Kultura wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Flippery historii. Co mogło pójść… inaczej
A gdyby szturm Renu się nie powiódł i USA zrzuciły bomby atomowe na Niemcy?
Kultura wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Strach czeka, uśpiony w głębi oceanu… Filmowy ranking Adamskiego
2023 rok: Scorsese wraca do wielkości „Taksówkarza”, McDonagh ma film jakby o nas, Polakach…
Kultura wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
„Najważniejsze recitale dałem w powstańczej Warszawie”
Śpiewał przy akompaniamencie bomb i nie zamieniłby tego na prestiżowe sceny świata.
Kultura wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Najlepsze spektakle, ulubieni aktorzy 2023 roku
Ranking teatralny Piotra Zaremby.
Kultura wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Anioł z Karabachu. Wojciech Chmielewski na Boże Narodzenie
Złote i srebrne łańcuchy, wiszące kule, w których można się przejrzeć jak w lustrze.