Czy James zostanie Luną? Jak zmienić 7-latkowi płeć
piątek,
15 listopada 2019
W większości najnowszych produkcji Hollywood czy w seriali telewizyjnych pojawiają się transpłciowi bohaterowie albo nastolatki – mające po 16-17 lat – które deklarują „płynną seksualność” i żyją zgodnie z tą dewizą, zmieniając płcie i partnerów.
Prowadzona od kilku lat batalia w ostatnich miesiącach stała się głośna, bo spór pomiędzy rodzicami wybuchł ze zdwojoną siłą. Wszystko za przyczyną ojca, Jeffreya Youngera, który postanowił nadać sprawie rozgłos, oskarżając eksmałżonkę o próbę „chemicznej kastracji i zmiany płci” ich syna.
Sednem sporu jest bowiem… płeć dziecka. Nie, nie ta biologiczna: tu nie ma wątpliwości, James urodził się jako stuprocentowy chłopiec. Chodzi raczej o jego – jak to się mówi dzisiaj – „seksualną tożsamość” (gender).
Ojciec utrzymuje, że 7-letni dzisiaj James, gdy przebywa z nim, zachowuje się jak zwykły chłopak. Z kolei matka, lekarka-pediatra, Ann Georgulas twierdzi, że chłopiec tak naprawdę jest dziewczynką, bo przebywając z nią, zachowuje się jak dziewczynka. Dlatego nawet nazywa ją (jego) Luna.
Matka podpiera się diagnozami terapeutów, którzy zastosowali wynalezioną niedawno jednostkę chorobową – „gender dysphoria” polegającą na psychicznym dyskomforcie wywołanym konfliktem pomiędzy płcią biologiczną (którą każdy posiada od urodzenia) a odczuwaną tożsamością seksualną.
Pani Georgulas oskarżała byłego męża przed sądem, że ten działa na niekorzyść dziecka, uniemożliwiając mu płciową „przemianę”. Dodatkowo chciała go obciążyć kosztami transpłciowej terapii i ewentualnego, długoletniego i bardzo kosztownego farmakologicznego wsparcia.
Płeć wymuszona
Pod koniec października 2019 roku ława przysięgłych sądu w Teksasie przyznała pełnię praw decydowania o losie dziecka matce. Pełnię, a więc także w kwestii wyboru płci.
Politycy z partii z Emmanuela Macrona mówią wprost: „Nie ma czegoś takiego, jak prawo dziecka do ojca”.
zobacz więcej
Kilka dni później sędzia Kim Cooks częściowo zmieniła jednak wyrok, uznając również prawo ojca do podejmowania decyzji dotyczących zdrowia chłopca. Ostatecznie – przynajmniej na razie – rodzice będą musieli w przyszłości razem uzgadniać ewentualne procedury lekarskie.
Jednocześnie sędzia zakazała ojcu wypowiadania się w mediach, jakichkolwiek kontaktów z prasą, a także nakazała mu zablokować stronę internetową „Ocalić Jamesa” (www.savejames.com), na której apelował on o przerwanie „chemicznej kastracji” syna. Jeśli mężczyzna się do tego nie dostosuje, trafi do aresztu.
W czasie procesu prawnicy pani Georgulas deklarowali, że w chwili obecnej ich klientka nie zamierza stosować specjalnych leków hormonalnych, które zablokują dalszy rozwój chłopca – jako chłopca. Jednocześnie jednak, jak donosili reporterzy dziennika „The Texan”, prawnicy dodawali: „Nikt nie powiedział, że pani Georgulas nie jest otwarta na zastosowanie hormonów, gdy James zacznie dojrzewać”.
Matka miała mówić przed sądem, że po „społecznej przemianie” z reguły następuje „medyczna przemiana”, gdy dziecku podaje się leki blokujące jego rozwój jako chłopca, a pobudzające cechy dziewczynki.
Zatem na razie sukieneczki i przebieranki, ale gdy James zacznie dojrzewać, zablokuje się być może jego rozwój jako chłopca środkami farmakologicznymi.
„Cała Ameryka” – oprócz mediów
Przez kilka dni sprawą żyła „cała Ameryka”. Może bez przesady „cała”, ponieważ sprawą nie zainteresowały się jakoś szczególnie media głównego nurtu, gdzie transpłciowość i osoby transseksualne cieszą się specjalnymi prawami. Generalnie panuje w nich zasada „dajmy się ludziom kochać, jak chcą”, co w praktyce oznacza, że transpłciowość uznawana jest za normę, a dzieci trans są traktowane niczym medialne gwiazdy.
W telewizji można zobaczyć materiały o kilkulatkach traktowanych przez rodziców jak sławetne „drag queen”, czyli dorosłych transwestytów. Nawet renomowany kiedyś „National Geographic” w 2017 r. zamieścił okładkowy tekst „Rewolucja Gender”. Materiał miał uświadomić czytelnikom, czego doświadczają transpłciowe dzieci.
Fotograf Robin Hammond sfotografował osiemdziesięcioro 9-letnich dzieci z ośmiu krajów, zadając im te same pytania. „Dziewięciolatki są wystarczające dorosłe, aby mówić jasno o swoim życiu, choć nie są jeszcze dorosłe. Pomyśleliśmy, że to ciekawy wiek, aby zapytać je o odczucia związane z ich tożsamością seksualną (seksualną)” – wyjaśniał fotograf.
Z głównych mediów o sprawie napisała szerzej tylko nowojorska bulwarówka „The New York Post”, ale pewnie dlatego, że należy do imperium Murdocha, podobnie jak stacja Fox News, która też poświęciła sprawie trochę czasu.
Zamieszanie zrobili za to konserwatywni blogerzy i publicyści, dzięki czemu do sprawy odniósł się sam gubernator Teksasu Greg Abbot. Na Twitterze zadeklarował, że „sprawie 7-letniego Jamesa Youngera przygląda się urząd prokuratora generalnego Teksasu” oraz stanowy departament ds. rodzin. Urząd teksańskiego prokuratora generalnego potwierdził, że trwa dochodzenie, którego celem „jest ochrona dziecka”. Teksańczycy, tłumaczono, rozumieją, iż „dzieci są otoczone miłością, powinny być wspierane i znajdować się pod odpowiednią opieką, gdy dorastają w naszych społecznościach”.
Uważał, że traumę u gwałconych dzieci wytwarza histeria dorosłych wobec pedofilii, a nie same działania pedofilów.
zobacz więcej
Także posłowie stanowej legislatury z Partii Republikańskiej zapowiedzieli, że w następnej sesji (w Teksasie stanowy parlament obraduje tylko przez 140 dni raz na dwa lata) złożą projekt ustawy zabraniającej w ich stanie stosowania terapii chemicznych blokujących rozwój naturalnej płci przez osoby poniżej 18. roku życia.
12-letnie biseksualistki
W całej historii jak na dłoni widać to, do jak wielkich przemian doszło w amerykańskim społeczeństwie. Jeffrey Younger opisywał na swojej stronie internetowej – zanim została ona zablokowana przez panią sędzię – że w „przemianę” jego syna w dziewczynkę na życzenie byłej żony zaangażowani są wszyscy, łącznie z instytucjami.
„James w szkole ubiera się jak dziewczynka. Ma dziewczęce imię, korzysta z toalety dla dziewcząt. Wszystkie osoby w szkole, które mają autorytet – dyrektor, nauczyciele, ochroniarze, koledzy z klasy, bibliotekarz – wszyscy potwierdzają, że jest dziewczynką. Wszystkie instytucje, które powinny go chronić, okłamują to dziecko. Wszystko to spowodowała pani Georgulas, która chce usunąć ojca z życia syna, gdyż wie, że on nigdy nie zgodzi się na potwierdzenie tego, że jego syn jest dziewczynką. Znalazła ona doskonały sposób na pozbawienie ojca resztek wpływów, jakie jeszcze ma”.
A nie mówimy o jakimś superlewicowym stanie – jak Kalifornia czy Massachusetts – ale o uważanym za ostoję konserwatyzmu Teksasie.
Zamieszanie wokół siedmiolatka skłoniło do refleksji Roda Drehera, najbardziej bodaj cenionego współczesnego pisarza i publicystę piszącego o religii i moralności w Stanach Zjednoczonych. Ten konserwatysta, który zdegustowany amerykańskim Kościołem katolickim przeszedł na prawosławie, jest autorem (wydanego także po polsku) bestselleru z 2017 r. „Opcja Benedykta. Jak przetrwać czas neopogaństwa”.
Otóż uważa on, że sprawa ta jest smutnym potwierdzeniem jego diagnozy współczesnej Ameryki. „Jeszcze dziesięć lat temu, może trochę wcześniej, dla większości ludzi byłoby jasne – przynajmniej dla większości ludzi zasiadających w ławach przysięgłych – że matka, która chce chemicznie zablokować rozwój chłopca albo pakować w niego estrogen, powinna być uznana za niezdolną do opieki nad nim. Ale ta decyzja ławy przysięgłych (przyznające pełnię praw rodzicielskich matce – przyp. red.) jest owocem długiej, zakończonej sukcesem akcji propagandowej. To jest pochrześcijańskie społeczeństwo. Gdybyśmy na początku tego wieku powiedzieli, że tak się stanie, nazwano by nas wzbudzającymi strach fanatykami. Dzisiaj to już rzeczywistość. Nigdy, nigdy, przenigdy nie dowierzajcie lewicowcom w tych sprawach. Powiedzą cokolwiek, co tylko pomoże im rozbroić opozycję” – napisał Dreher na swoim blogu.
W swojej książce wręcz nawołuje on żarliwych chrześcijan, aby zabierali swe dzieci ze szkół publicznych, w których właściwie już panuje ideologia gender. Podaje przykłady tego, z czym zmagają się rodzice w takich placówkach. Oto niektóre z nich z opublikowanej w 2017 r. „Opcji Benedykta”:
„Pewna znajoma z miasteczka spod Baltimore opowiedziała mi, że w szkole średniej jej córki zatrważająca liczba nastolatków skarżyła się rodzicom, że uważa się za transgenderowców i poprosiła o podawanie hormonów”.
Inna osoba (czytelniczka bloga Drehera) opowiadała, że jako matka musi wieczorami wysłuchiwać opowieści 12- letniej córki o tym, „która z jej koleżanek jest bi-. Powiedziałam córce, że to statystycznie niemożliwe, aby tylu uczniów w jednej grupie było biseksualnych. W odpowiedzi wysłuchałam bełkotu o płynnej i niebinarnej tożsamości płciowej”. Gdy owa czytelniczka zadzwoniła do koleżanki, która ma córkę w tej samej klasie, ta stwierdziła: „Gdzieś ty się uchowała? Co najmniej jedna trzecia dziewczynek mówi o sobie, że są bi-”.
A mówimy o 12- latkach, które legalnie nie mogą kupić nawet tytoniu, ale już wiedzą, że być może nie są – znów jak to się popularnie mówi – „heteronormaywne”.
Kościoły nie mogą milczeć
Skąd te wpływy? Generalnie winne są kultura popularna i wpływ rówieśniczy. W większości najnowszych produkcji Hollywood czy seriali telewizyjnych pojawiają się transpłciowi bohaterowie albo nastolatki – mające po 16-17 lat – które deklarują „płynną seksualność” i żyją zgodnie z tą dewizą, zmieniając płcie i partnerów.
A będzie ich jeszcze więcej, bo domagają się tego aktywiści LGBT+. W niedawnym raporcie ich grupa interesu GLAAD na podstawie swoich badań przekonuje, że już 12 proc. Amerykanów nie jest orientacji heteroseksualnej, a w wieku 18-34 – nawet 20 proc. (Instytut Gallupa twierdzi, że wszystkich deklarujących się jako LGBT jest tylko 4,5 proc, a 8,1 proc. wśród tzw. millenialsów). W związku z tym GLAAD zaapelowała do kierujących stacjami telewizyjnymi, aby „do 2025 r. 20 procent postaci w serialach wyświetlanych w najlepszym czasie antenowym były osobami LGBT”.
Dreher jest zatem zdania, że to czas, gdy żarliwi chrześcijanie muszą zmierzyć się z tą kwestią na poważnie. W przypadku dziecka z Teksasu oboje rodzice należą do miejscowego greckiego kościoła ortodoksyjnego. Ich spór doprowadził do podziałów w kongregacji.
Zdaniem Drehera teraz trzeba głośno mówić, w co się wierzy. „Mówię to każdemu prawosławnemu biskupowi czy księdzu, wszystkim liderom chrześcijańskich kościołów: wcześniej czy później trzeba będzie zająć twarde stanowisko. To nadchodzi. Jeśli nie mówicie o ideologii gender w swoich kościołach, nie nauczacie o niej, dlaczego tego nie robicie? Wasze milczenie zostanie uznane przez waszych wiernych za współpracę ze współczesnym Babilonem, dla innych będzie to kapitulacja przed fanatyzmem” – napisał Dreher.
Czas neutralności się skończył, sugeruje publicysta. Jako dowód cytuje słowa Davida Gushee, teologa ewangelickiego wspierającego środowiska LGBT. W 2016 r. napisał on, że czasy stania „pośrodku” się skończyły.