Premiery mają tu w sobie coś snobistycznego. Pojawiają się znani aktorzy, dają się fotografować na tle ścianki, albo filmować na podwórku. Ale ten klimat to w istocie przedłużenie najpiękniejszych teatralnych rytuałów i sentymentów z dawnych czasów.
Czekając na Szekspira
Czy Ewa Wiśniewska, Magdalena Zawadzka, Teresa Lipowska, Tomasz Stockinger to celebryci? To przede wszystkim ludzie zasłużeni dla teatralnej kultury w Polsce. Kochani przez widzów za to, że im przypominają dawny świat, kiedy wyprawa do teatru była świętem. A że kręcą się między nimi młodzi artyści, także ci zapraszani do występowania tu (Kamienica nie ma stałego zespołu, etatów, nie płaci aktorom ZUS)? Ja w tym spotkaniu pokoleń widzę wspaniały symbol ciągłości, żywotności najlepszych nawyków.
To miejsce żyje zresztą także wtedy, kiedy nie gra się w nim spektakli. Odbywają się tu najróżniejsze imprezy: charytatywne, integracyjne, adresowane do młodych ludzi. Dyrektor jest tu cały czas. W jednej z salek można obejrzeć makietę przedwojennej Warszawy. Ten teatr jest czymś naprawdę żywym .
Co do repertuaru – cóż. Pewnie bym wolał, żeby więcej tu było takich spektakli, jak grana od lat „Kolacja na cztery ręce” o Bachu i Haendlu, czy jak widowisko „Wiera Gran” z Justyną Sieńczyłło, aktorką towarzyszącą zresztą Kamińskiemu na dobre i złe. Ale to teatr prywatny, który musi bardzo ostrożnie gospodarować swoim budżetem. Przeważają więc niskoobsadowe farsy, czasem znakomite, czasem poprawne. Czy to źle? To repertuar dla ludzi, którzy potrzebują śmiechu. Sam się z nimi śmieję, choć czasem bardziej, czasem mniej.
Ale kibicuję Kamińskiemu, który sam zainwestował w to przedsięwzięcie swój czas i pieniądze, kiedy narzeka na system finansowania teatrów. Uważam, że takie placówki jak jego powinny się ustawiać w kolejce po granty – i samorządowe i rządowe, na równych prawach z teatrami publicznymi. Wtedy i repertuar byłby ambitniejszy, a może Emilian Kamiński spełniłby jedno ze swoich marzeń i zagrał na prywatnej scenie Szekspira. Acz warto odnotować wsparcie dla Kamienicy ze strony państwowej firmy Orlen, która wzięła na siebie obciążenia czynszowe. Dobre i to. Ale już warszawski samorząd mógłby być dla tego najbardziej warszawskiego z warszawskich teatrów hojniejszy.
Bez zbędnego gestu
Tak się akurat składa, że jesień 2019 roku to złoty czas Kamienicy. W ciągu trzech miesięcy od września do października teatr wystawił trzy premiery, z których każda wzbudziła moje bynajmniej nie grzecznościowe, ale całkiem szczerze zainteresowanie. Nie tylko mówi się tu do widzów zrozumiałym językiem, ale mówi o ważnych sprawach. Chapeau bas za to.