Iris Apfel, Carmen Dell'Orefice, Daphne Selfe, Philippe Dumas czy Polka Helena Norowicz.
zobacz więcej
Bo osób, które przeżywają swoją drugą młodość po 60. – jak uczestnicy programu Telewizji Polskiej „Sanatorium miłości” – jest coraz więcej. Wspomniane aktywności pozwalają im się rozwinąć, dają rozrywkę, ale też okazje do spotkania kogoś, z kim można po prostu porozmawiać, podzielić się radościami i smutkami. A kiedy rodzą się te nowe relacje, osoby w dojrzałym wieku coraz częściej odwiedzają gabinety psychoterapii.
– Wśród moich pacjentów są zarówno ci, którzy są kilka ładnych lat po rozwodzie i nagle znów się zakochują, jak i ci, których partner zmarł. Nie chcą wchodzić w te nowe relacje na oślep, nie chcą by przypominały te z ich młodości – tłumaczy psychoterapeuta Robert Rutkowski. – Wypełniają na nowo lukę w opuszczonym przez dzieci domu, po rozstaniu lub śmierci partnera. Są świadomi swoich potrzeb. Czasem to, co czują, nazywają wręcz swoją pierwszą miłością, a poprzedni związek, który już wygasł, określają jako zakochanie czy zauroczenie. Mówią, że teraz pierwszy raz udało im się wejść w fazę głębokiego uczucia – dodaje.
Psychoterapeuta z pozycji nauki podkreśla to, co czuł cytowany wcześniej pan Wojtek, uczestnik „Sanatorium miłości”: uczucia w każdym wieku nie wolno się wstydzić. Potrzeba miłości to pierwotny instynkt, ogromna siła, porównywalna z instynktem samozachowawczym. – Z punktu widzenia biochemii mózgu jedną z największych przyjemności jest właśnie bliskość z drugim człowiekiem, a to z kolei daje nam ogromne poczucie bezpieczeństwa – mówi Rutkowski.
Najważniejsze słowo w życiu
Bohaterowie drugiego sezonu „Sanatorium miłości” tego właśnie szukają.
– Wierzę w miłość po 60-tce. Chciałabym być osobą szczęśliwą, spełnioną. Jeśli bym kogoś pokochała, to z jego wadami i zaletami. Każdy z nas je ma, nie jesteśmy idealni. A miłość? Jest ważna. Powiem więcej: to najważniejsze słowo w życiu – zaznacza pani Halina.
I zapewne nie raz padało w malowniczym uzdrowisku Ustroń, w Sanatorium Równica, leżącym w paśmie górskim Beskidu Śląskiego, gdzie trafili uczestnicy programu. Każdy próbował flirtować i każdy miał własny sposób na podryw.
– Sprawdzają się delikatne spojrzenia. Takie, żeby mężczyzna zauważył, zwrócił uwagę, a potem sam wykonał pierwszy ruch – śmieje się pani Stenia z Wrześni. Bo mężczyźni, tak jak pan Wojtek, lubią być drapieżnikami i zdobywać. – Lubię łowić, ale też być zwierzęciem do upolowania. Jedna i druga forma jest fantastyczna. Ja zawsze goniłem za tą miłością, a jak już mi się wydawało, że ją dogoniłem, to się coś złego z nią działo. Chciałbym, żeby teraz, na tym etapie mojego życia, było to łatwiejsze – mówi uczestnik show. I dodaje, że najpiękniejsze jest samo szukanie uczucia i tej jedynej wybranki.