Najdłuższa rozmowa jaką przeprowadziłem z moim z ojcem, była na jego grobie. Trwała 40 minut – opowiada Grzegorz Czerwicki, który 12 lat spędził w zakładzie karnym.
zobacz więcej
Starsi ludzie są jak matrioszki: mają w sobie tyle historii, wspomnień, różnych opowieści, a każda kolejna otwiera drzwi do następnej. Szkoda, że spychamy ich na margines życia. Przecież każdy z nas będzie stary. Tak jak oni byli kiedyś młodzi.
Różnice wieku często występują wśród bohaterów pani ksiażek.
Bo przenikanie się pokoleń jest fascynujące. Człowiek nie powinien ograniczać się do kontaktów z rówieśnikami. Czasem okazuje się, że przyjaźń z dzieckiem może dać nam o wiele więcej niż przyjaciółka w tym samym wieku.
W „Aptece marzeń” to właśnie dziecko pokazuje, że warto żyć nie tylko dla siebie. Że warto pomagać, uśmiechać się i walczyć do końca, nawet jeśli rokowania nie są najlepsze.
Ola i Karolina, bohaterki książki, poznają się w nietypowym miejscu, w nietypowej sytuacji. Dzieli je dziesięć lat różnicy wiekowej, co w przypadku dziecka i nastolatki jest przepaścią. Znajdują jednak wspólny język i pokazują, że nawet w najgorszych okolicznościach można myśleć o innych. Ola istnieje naprawdę, postać Karoliny łączy w sobie doświadczenia wielu nastolatek, którym życie podstawiło nogę.
Te dwie bohaterki łączy choroba, która zabrała im zwyczajne życie. A czasem i życie w ogóle.
Ola, ta prawdziwa postać, z krwi i kości, w wieku niecałych dwóch lat zachorowała na neuroblastomę. Pokonała ją, mimo trzykrotnej wznowy choroby i choć lekarze nie dawali jej większych szans na przeżycie.
Dziś ma piętnaście lat i jest przepiękną dziewczyną z włosami długimi do pasa. Chociaż już nie. Jakiś czas temu Ola ścięła swoje włosy i przekazała je dzieciom chorym na raka. Oddała to, co było jej największym skarbem, zwłaszcza po tylu latach „łysej głowy”. Teraz znowu je zapuszcza. W przyszłości chce zostać położną środowiskową i zawsze być dla dzieci i przy dzieciach.
Druga bohaterka mojej książki, Karolina, nie do końca jest postacią wymyśloną. Jest zlepkiem tych wszystkich dobrych duchów, którym choroba nie przesłania całego świata, a staje się motywacją do walki o siebie i o innych. Moja przyjaciółka opowiedziała mi kiedyś o córce swoich znajomych, która mimo białaczki próbowała spełniać marzenia innych dzieci. Nie jeździła wprawdzie po całej Polsce, ale i tak udało jej się uszczęśliwić niejednego szpitalnego malucha. Skontaktowałam się z nimi, a oni „pożyczyli” mi imię ich córki.
Poważna choroba, jak i starość, wiążą się z bólem, strachem, obcowaniem ze śmiercią. Chce pani uwrażliwić na to czytelnika?
„Apteka marzeń” nie jest książką o raku czy umieraniu, ale o sile, jaką ma w sobie każdy z nas. O walce z każdą kroplą chemii, utratą sił, włosów, siebie samego. Pewien mądry lekarz powiedział mi kiedyś, że rak to nie zawsze wyrok. To po prostu zmiana statusu z „jestem zdrowy” na „staję do walki”.