To prawica wymyśliła ekologię
piątek,
7 lutego 2020
W Polsce utrwalił się pewien szkodliwy stereotyp, który sugeruje, że idee ekologiczne to domena jedynie ugrupowań lewicowych. Tymczasem dorobek intelektualny Johna Ronalda Reuela Tolkiena i Jana Gwalberta Pawlikowskiego pokazuje, że również konserwatyzm ma swoje bogate tradycje walki z dewastacją środowiska naturalnego.
Czy urządzenia do wydobycia gazu i ropy oraz budynki mieszkalne na rosyjskiej Dalekiej Północy zawalą się?
zobacz więcej
Stosunek polskiej prawicy do zagadnień związanych z szeroką rozumianą ekologii bywa niejednoznaczny. Popularne jest przekonanie, że współczesna ekologia to domena „lewactwa”. Oczywiste powiązania konserwatyzmu, katolicyzmu i patriotyzmu z ekologią umykają uwadze.
Zważywszy na narastające problemy związane ze zmianami klimatu na świecie, a więc również w Polsce, oraz pewną nieudolność lewicy w przekonywaniu Polaków do kwestii ekologicznych, na przykład poprzez straszenie likwidacją miejsc pracy, pożądany i korzystny społecznie wydawałby się długotrwały mariaż prawicy z rozsądnie rozumianą ekologią. Aby to jednak było możliwe, potrzebne jest teoretyczne podłoże uzasadniające taką koligację.
Wbrew pozorom, inspiracji w tym zakresie jest sporo, a dostarcza ich choćby katolicka nauka społeczna, która wyraźnie mówi o odpowiedzialności człowieka za dzieło stworzenia i środowisko naturalne. Pięć lat temu szerokim echem odbiła się ekologiczna encyklika „Laudato si’” papieża Franciszka, o chrześcijańskiej ekologii dużo pisał też profesor Rocco Buttiglione, który pełnił niegdyś funkcję doradcy papieża Jana Pawła II.
W dalszej przeszłości zaś tematyką tą zajmowali się między innymi brytyjski pisarz i jeden z twórców współczesnej fantastyki – John Ronald Reuel Tolkien, a na gruncie polskim Jan Gwalbert Pawlikowski, członek władz Ligi Narodowej oraz lider Stronnictwa Narodowego w zaborze austriackim. Ich dzieła przypominają nam, że kiedyś związki ekologii i konserwatyzmu były o wiele mocniejsze niż obecnie.
Hobbici, elfy, krasnoludy, drzewce
We „Władcy Pierścieni” rzuca się w oczy afirmatywny stosunek, jaki żywił kultowy angielski prozaik do przyrody. Weźmy pod uwagę choćby rolę entów – Pasterzy Drzew w pokonaniu armii Saurona i Sarumana. Śmiało można powiedzieć, że gdyby nie sojusz hobbitów, elfów, krasnoludów i drzewców, zło nie zostałoby zwyciężone.
A dobro i zło w Śródziemiu Tolkien zobrazował w bardzo konkretny sposób, za punkt odniesienia przyjmując właśnie stosunek do przyrody. Andrzej Sapkowski zauważył, że w tolkienowskiej sadze Shire, ojczyzna hobbitów to kraina piękna, zielona, wręcz idylliczna, a Mordor Saurona jawi się jako ziemia zniszczona, nieurodzajna, jałowa, do cna wypalona, z zatrutym powietrzem. Mieszkańcy Mordoru – Orkowie, reprezentują wartości zgoła odmienne od hobbitów – nie szanują przyrody i są bezmyślnymi jej niszczycielami, w deptaniu trawy czerpią wręcz przyjemność. Z kolei hobbici, tak jak elfy i enty, żyją w naturalnej symbiozie z przyrodą, zamieszkując w lasach i pełniąc rolę swoistych opiekunów ekosystemu.
Wracając do wojny, jaka toczyła się we „Władcy Pierścieni”, angielski pisarz słowami jednego z bohaterów wyraźnie dał do zrozumienia, że powodem porażki Sarumana było to, że entów nie chciał i nie potrafił zrozumieć, a także nie miał pomysłu, jak się zmierzyć z ich żywiołem. Nie przewidział też skutków własnej prowokacji. Jej efektem miało być wycinanie drzew przez orków. To rozgniewało entów. I doprowadziło do ich tryumfu nad czarodziejem w akompaniamencie okrzyków: „morderca drzew!”.
Choć ekologiczne wątki w twórczości Tolkiena wpłynęły na wielu lewicowców, warto mieć świadomość, że pisarz od swojej religijnej matki przejął katolicyzm, a chrześcijaninem pozostał do końca swojego życia. Politycznie było mu blisko do konserwatyzmu jako koncepcji negatywnie oceniającej wiele aspektów współczesnej cywilizacji. I właśnie z tych pozycji wyrażał swoją troskę o środowisko.
Kluczowa w prozie Tolkiena idea „stewardship”, czyli odpowiedzialności za powierzone nam dobro, w tym przede wszystkim za ekosystem, wynika wprost z doktryny katolickiej. To, a także doświadczenia z dzieciństwa spędzonego na angielskiej prowincji, w wiosce Sarehole opodal Birmingham, gdzie chodził po okolicznych łąkach, stawach i lasach, wytworzyły w nim przekonanie o zgubnych skutkach wszechobecnego postępu technicznego, inwazyjnego dla przyrody, wyrażającego się w rosnącej liczbie samochodów oraz stale rozbudowywanej infrastrukturze drogowej.
W przekonaniu tym utwierdził się, gdy Sarehole skontrastował z realiami życia w Birmingham, do którego później się przeprowadził. Humphrey Carpenter, autor jego biografii, napisał o tym tak: „(…) życie domowe bardzo się różniło od tego, co pamiętał z Sarehole. (…) widok z okna stanowił smutny kontrast z krajobrazem Warwickshire [hrabstwo, w granicach którego położone było wówczas Birmingham]: pnące się pod górkę tramwaje, bezbarwne twarze przechodniów, a w dali dymiące kominy fabryk”.
Anarchizujący konserwatyzm
We „Władcy Pierścieni” oraz „Hobbicie” można też zauważyć oddziaływanie dystrybucjonizmu –doktryny społeczno-gospodarczej, która optuje za rozdrobnionym podziałem własności i środków produkcji. Ów podział ma zapobiegać monopolom cechującym gospodarki kapitalistyczne oraz nadmiernej koncentracji bogactwa w rękach garstki osób uprzywilejowanych. Twórcami dystrybucjonizmu są konserwatywni myśliciele, pozostający pod wpływem katolickiej nauki społecznej – Gilbert Keith Chesterton i Hillaire Belloc.
Dystrybucjoniści hołdowali tradycyjnym wartościom kulturowym. Bliski im był agraryzm. Pozostawali sceptyczni wobec rewolucji przemysłowej i jej skutków. Krytykując kapitalistyczne monopole, oponowali również przeciwko socjalistycznej wszechwładzy państwa, co świetnie koresponduje z trochę anarchizującym konserwatyzmem Tolkiena.
Sielankowe Shire było miejscem stworzonym wedle wzorców dystrybucjonizmu, o czym w jednym ze swoich tekstów tak pisał Patrick Curry: „»Władca Pierścieni« rozpoczyna się i kończy obrazem hobbitów w Shire. W świecie tym akcentowany jest wymiar społeczny, kulturowy i polityczny. Zawiera on bowiem takie rzeczy, jak przywiązanie hobbitów do własnej wspólnoty, zdecentralizowaną demokrację gminną, bioregionalizm (zamieszkiwanie obszaru, którego granice wynikają z naturalnych charakterystyk), oraz ich trwałą miłość i przywiązanie do swego miejsca na ziemi. W tych wszystkich przypadkach, główny kontrast wynika ze zderzenia tego świata z brutalnym uniwersalizmem i scentralizowaną efektywnością totalitarnego Mordoru”.
Idee dystrybucjonizmu przeniesione w realia Shire, są bardzo istotne w kontekście bliskiego Tolkienowi szacunku do przyrody. Shire ma charakter rolniczo-ogrodniczy, co oznacza, że hobbici przekształcali przyrodę, ale w sposób zrównoważony. Tak jak w teoriach snutych przez Chestertona, władza polityczna jest tam mocno ograniczona do jedynie kilku urzędów, a jednocześnie hobbici rozdrobnili własność, po to aby zniwelować nierówności społeczne. Każdy ma tam tyle, ile mu potrzeba do spokojnego i skromnego życia.
Koliduje to z konsumpcjonizmem promowanym w gospodarkach kapitalistycznych, który siłą rzeczy szkodzi środowisku. To właśnie w organicznych i harmonijnie zorganizowanych wspólnotach lokalnych Tolkien widział najprostszą drogę ku przyjaznej koegzystencji człowieka z przyrodą.
Filisterska moda
Żeby dowiedzieć się o prawicowych korzeniach ekologii, nie trzeba jednak z zazdrością zerkać na Wyspy Brytyjskie, bowiem w tym zakresie mamy swoje chlubne, choć nieco już zapomniane tradycje. Co więcej, był człowiek, który nie dość, że nie kopiował bezwiednie zachodnich wzorców, to jeszcze potrafił inspirować zagranicznych myślicieli.
To żyjący w latach 1860-1939 Jan Gwalbert Pawlikowski. Dla wielu zaskoczeniem może być to, że nie był on związany z ówczesnym ruchem socjalistycznym, lecz sympatyzował i działał aktywnie w szeregach Narodowej Demokracji. Przypuszcza się, że jego bliskie relacje z endecją, częściowo mogły być spowodowane krytycznym stosunkiem do egoistycznej polityki galicyjskich konserwatystów.
Pawlikowski był nie tylko szeregowym działaczem ruchu narodowo-demokratycznego. Od pewnego momentu zaczął pełnić w nim ważne i odpowiedzialne funkcje – w 1902 roku zapisał się do Ligi Narodowej, w latach 1904-1905 był jednym ze współorganizatorów legalnych struktur endecji we Lwowie, po to by w końcu objąć najważniejsze stanowiska w lwowskim Stronnictwie Demokratyczno-Narodowym – wiceprezesa, a od 1907 roku prezesa. Niechęć rządu austriackiego do polskiego patrioty wymusiła na nim opuszczenie Galicji i osiedlenie się w znajdującym się na terenie zaboru rosyjskiego Żytomierzu.
Wznowione blisko 10 lat temu w ramach „Biblioteki Obywatela” wydanie „Kultury a natury” Pawlikowskiego z 1913 roku było przez wydawcę reklamowane jako „pionierski manifest ochrony przyrody”, a także „pierwszy w Polsce całościowy i tak dobitny głos wskazujący na konieczność ochrony dziedzictwa przyrodniczego”, na długo zanim idee ekologiczne stały się modne.
W najsłynniejszym swoim dziele polski myśliciel prezentuje koncepcję dotyczącą idei ochrony przyrody, sprzeciwiając się między innymi utylitarnemu jej traktowaniu środowiska naturalnego. Za niewystarczającą uznał opiekę o charakterze muzealnym. Postulował więc ochronę przyrody w całości – ochronę, która obejmowałaby również krajobraz. Dopuszczał przekształcanie środowiska naturalnego przez człowieka, ale tylko w sposób harmonijny i zrównoważony.
Chesterton dostrzegł narzędzie rewolucji, która dziś może unicestwić Europę.
zobacz więcej
Nie licuje to żaden sposób z poglądami osób, które bazując na słowach Stwórcy z Księgi Rodzaju o „czynieniu sobie ziemi poddaną”, interpretowali je jako zielony sygnał dla człowieka, który z przyrodą może robić to, co mu się podoba. Można nawet zetknąć się z opinią, że Pawlikowski wypracował całkowicie odrębny kierunek w światowym ruchu ochrony przyrody. Położył bowiem akcent na ochronę środowiska naturalnego w kontekście duchowego rozwoju człowieka.
W „Kulturze a naturze” autor polemizował też z przeciwstawianiem sobie tytułowych pojęć. Uważał że kultura pochodzi od natury – przez pewien czas nosiła jej cechy, a dopiero później zwróciła się przeciwko niej. Jednocześnie powątpiewał w to, że XX-wieczna „barbarzyńska kultura”, traktującą ekologię jako kolejną filisterską modę, jest w stanie z respektem odnosić się do przyrody. Z takiej konstatacji Pawlikowski wyciągał wnioski dotyczące postulatu powrotu do natury. Był przeciwny odcinaniu się od kultury jako takiej. Piętnował jej nowoczesną postać, którą uważał za szkodliwą. Był natomiast admiratorem kultury „ducha i serca”. Jego zdaniem, powinna ona funkcjonować z przyrodą w symbiozie.
Jako uznany taternik, wnikliwy badacz górskich jaskiń i autor programu Towarzystwa Tatrzańskiego, Pawlikowski był związany z Zakopanem i polskimi górami. A to właśnie na Podhalu człowiek coraz brutalniej zaczął ingerować w przyrodę dla własnych korzyści. Pawlikowski chciał zachowania Tatr w pierwotnej formie, dlatego sprzeciwiał się ułatwieniom dla turystów we wspinaczce, a także wybudowaniu drogi i schroniska nad Morskim Okiem oraz kolejki linowej na Kasprowy Wierch i Gubałówkę.
Przewidzieli skutki dewastacji przyrody
Angażował się również w ideę budowy Tatrzańskiego Parku Narodowego, która to została zrealizowana dopiero po jego śmierci.
O potrzebie stworzenia w Tatrach rezerwatu pisał już w publikacji „O celach i środkach ochrony przyrody”: „(…) ochrona Tatr powinna dokonać się sposobem urządzenia z nich rezerwatu, a to w pewnych częściach zupełnego, w innych zaś niezupełnego, w którym by prowadzenie dróg jezdnych, budowanie domów, eksploatacja sił wodnych i kopalin zależne były od specjalnego w każdym wypadku i ściśle określonego zezwolenia władz ochronnych. Zarówno piękność krajobrazowa, jak i wartości naukowo-przyrodnicze w ten tylko sposób mogą tu być zachowane. Urok gór wysokich polega na ich dzikości; przez nieopatrzne wkroczenie kultury urok ten może zostać niepowrotnie zniszczony. A wartości, które powstaną, nie opłacą może ani w setnej części wartości straconej. Bo to jest wartość jedyna i nie dająca się już nigdy i niczym zastąpić”.