Najmłodszy w tej rodzinie był Hipcio, twór pośredni między dwoma poprzednimi. Ani finezyjno-poetycki, ani też odpychający. Rysowany także w odmienny sposób – miękką, płynną i zwinną kreską, dopełnioną tu i ówdzie plamami szarości. Obły i ciężki, z pozoru dobroduszny. W istocie cwany, kuty na cztery nogi.
Wszystkim bohaterom Dudzińskiego towarzyszyła (i nadal tak bywa) istotka szczuropodobna. Odnajdywała się w każdej sytuacji, z każdym partnerem, na jakiego skazywał go (ją?) autor. Zdawała się być płci żeńskiej, choć nie jest to pewne. Również zmieniająca się z latami, ale głównie z wyglądu. Obserwowała scenki i do nich się odnosiła. Dogryzała, dopowiadała, doradzała.
Pokrak skłonił Dudzińskigo do przekroczenia kolejne granicy: rysunki satyryczne zaczęły przeistaczać się w malarstwo.
Z daleka kompozycyjnie wydają się one abstrakcjami. Jakieś nieregularne plamy, chlapnięcia, urywające się kreski. Z bliska oko widza wyłapuje konkrety: figury ludzkopodobne lub pokrakopodobne, postaci jak z dawnych rysunków, lecz bez tekstów i kontekstów. Te obrazy sprawiają wrażenie radosnych, spontanicznych – zarazem coś w nich niepokoi. Bo pod maską luzu i humoru kryje się jakaś niechciana, nieprzyjemna prawda o nas, odbiorcach.
Kto chce zobaczyć, jak Andrzej Dudziński sumuje swoje półwiecze – daje o tym pojęcie wystawa „Pięćdziesiąt na pięćdziesiąt” w sopockiej Państwowej Galerii Sztuki.
– Monika Małkowska
PS. Mało kto wie, że ptak z rysunków prasowych doczekał się pomnika. Rzadkość.
TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy
Wystawę „Pięćdziesiąt na pięćdziesiąt” można oglądać w Państwowej Galerii Sztuki w Sopocie (Plac Zdrojowy 2) do 15 marca 2020 roku.