Kreml przedstawia Polskę jako antysemicki skansen nazistów, w którym panuje polityczny terror i wszechobecne ubóstwo
piątek,
14 lutego 2020
Skąd Rosja czerpie oskarżenia wobec Polski? Między innymi od polskiego rzecznika praw obywatelskich, ze stowarzyszenia „Nigdy Więcej” oraz z publikacji Jana Grabowskiego i Jana Tomasza Grossa.
Rosyjskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych opublikowało 7 lutego 2020 raport o prawach człowieka „w poszczególnych państwach”. Już sam tytuł publikacji wskazuje, że zagadnienie potraktowano dość wybiórczo. Bo wymienione w raporcie „poszczególne państwa” to – poza kilkoma wyjątkami – kraje o rozwiniętym systemie demokratycznym, akurat takie, od których Rosja mogłaby się zapewne sporo nauczyć w kwestii poszanowania praw człowieka.
Nie znajdziemy w wykazie obejmującym 45 państw żadnej ze współczesnych środkowoazjatyckich satrapii, pominięte są rozliczne dyktatury z Azji i Afryki, z którymi Rosja często utrzymuje przyjazne stosunki, nie ma też mowy o tak „wrażliwych” z punktu widzenia polityki Kremla państwach jak Chiny.
Są za to – rzecz jasna – Stany Zjednoczone, Szwajcaria, Wielka Brytania, a nawet Luksemburg i San Marino. Zresztą nie jest do końca jasne, po co w raporcie umieszczono tę średniowieczną, apenińską republikę, skoro pisze się o San Marino, że nie ujawniono tu „żadnych, poważnych naruszeń praw człowieka”.
Putin wystraszył się irredenty
W rosyjskim raporcie znajdziemy oczywiście i Polskę, której poświęcono sporo miejsca. Z publikacji dowiemy się m.in., że polskie organy ścigania nadużywają siły, że obecne władze naruszają niezależność wymiaru sprawiedliwości, a również, że nie tolerują krytyki ze strony niezależnych dziennikarzy – jako przykład prześladowań wobec mediów podano wydalenie z Polski korespondenta rosyjskiej agencji RIA Leonida Swiridowa w 2015 roku.
Jednocześnie – jak czytamy w raporcie – w Polsce można zaobserwować gwałtowny wzrost nastrojów ksenofobicznych i antysemityzmu. Niejako na dokładkę – choć to akurat bardzo znaczące dopełnienie – dopisano do tych zarzutów oskarżenie, że Polska próbuje przepisywać na nowo historię II wojny światowej. Nie ma to wprawdzie nic wspólnego z prawami człowieka, ale za to odkrywa nam rzeczywiste motywy autorów publikacji, które – jak łatwo się zorientować – są dość odległe od głównej tematyki raportu.
Nie jest to pierwszy raport rosyjskiego MSZ na temat przestrzegania praw człowieka. Publikacje takie ukazują się od 2011 roku. Podczas prezentacji pierwszego raportu, dzisiejszy senator z Murmańska, a wówczas pełnomocnik rosyjskiego MSZ ds. praw człowieka, demokracji i praworządności Konstantin Dołgow, jasno przedstawił główny cel publikacji i dość specyficzny dobór wymienionych w niej państw.
Niektórym krajom – jak stwierdził Dołgow – znacznie łatwiej jest pouczać innych, niż zajmować się rozwiązywaniem problemów z przestrzeganiem praw człowieka u siebie w domu. Dlatego – jak można wnioskować – Rosja będzie odtąd wytykać swoim krytykom hipokryzję i punktować deficyty praworządności.
Oczywiste jest zatem, że zainteresowanie Rosji prawami człowieka ma instrumentalny charakter. Bierze się to stąd, że w optyce Kremla, prawa człowieka są wyłącznie narzędziem presji politycznej Zachodu, który dąży do przekształcenia świata – w tym Rosji – na swój własny wzór. A Rosja, zgodnie z wprowadzoną przez Władimira Putina doktryną „suwerennej demokracji”, nie będzie kopiować liberalnych wzorców, lecz wprowadzi własne, które – zdaniem prezydenta – lepiej odpowiadają̨ specyfice tego kraju.
Nieprzypadkowo też raporty ukazują się od 2011 roku, a więc od chwili, gdy przez Bliski Wschód przetoczyła się arabska wiosna ludów i Władimir Putin nie na żarty wystraszył się podobnej irredenty w Rosji, zwłaszcza że pod koniec tego roku w największych rosyjskich miastach wybuchły protesty zorganizowane przez pozasystemową opozycję, którym Zachód przyglądał się z dużą sympatią.
Sięgać do źródeł uznanych za wiarygodne
Idea przyświecająca publikacji raportów jest więc taka, że krytykuje się w nich te kraje, które – zdaniem Kremla – zbyt ingerują w wewnętrzne sprawy Rosji lub te, z którymi władzom w Moskwie jest z różnych powodów nie po drodze. Bywa też tak, że – zgodnie z zasadą „dziel i rządź” – w raportach broni się państw uznanych za dysydenckie. Tak jest w przypadku Węgier, których rząd, poważnie skonfliktowany z instytucjami Unii Europejskiej, wykazuje się jednocześnie – w odróżnieniu od Polski – sporą sympatią wobec Rosji.
„Polacy zabili więcej Żydów niż Niemców” – powtarzał telewizyjny propagandysta Władimir Sołowjow w transmitowanym w porze największej oglądalności show.
zobacz więcej
Tegoroczny raport cytuje wprawdzie zarzuty wobec Węgier zgłaszane przez różne instytucje zajmujące się prawami człowieka, ale zastrzega, że mają one charakter politycznego nacisku na władze w Budapeszcie. Należy zauważyć – czytamy w raporcie – że „oceny międzynarodowych organizacji pozarządowych zajmujących się prawami człowieka wyglądają na stronnicze i wydają się wynikać z dążenia Brukseli i Waszyngtonu do ukarania Węgier za próbę prowadzenia niezależnej polityki zagranicznej, która odpowiada interesom narodowym tego państwa. Nieukrywane rozdrażnienie Zachodu jest najwyraźniej spowodowane polityką gabinetu Viktora Orbana zmierzającą do budowania pragmatycznych i korzystnych dla obu stron stosunków z Rosją.”
Na taką wyrozumiałość nie może jednak liczyć żaden kraj, którego władze na Kremlu postrzegają jako wroga. W przypadku Polski, państw bałtyckich, Gruzji czy Ukrainy stronnicze oceny organizacji broniących praw człowieka, okazują się nagle w oczach Moskwy bardzo rzetelne i wiarygodne.
Wśród instytucji, których sprawozdania dotyczące przestrzegania praw człowieka, są potem wybiórczo wykorzystywane jako amunicja przeciwko krytykom Kremla, można znaleźć organizacje pozarządowe w rodzaju Amnesty International, agencje Rady Europy, Unii Europejskiej oraz ONZ, a także krytyczne wobec rządu miejscowe media (w Polsce przykładowo TVN). Założenie jest proste, chodzi o to, aby sięgać do źródeł uznawanych przez liberalną część opinii publicznej w krajach zachodnich za wiarygodne i wyjmować z nich to, co akurat odpowiada politycznej strategii Moskwy.
Czy Polacy urządzają pogromy Murzynom?
W przypadku Polski dużym wzięciem ze strony analityków rosyjskiego MSZ cieszą się badania rzecznika praw obywatelskich, w tym te poświęcone dyskryminacji na tle etnicznym oraz uprzedzeniom rasowym wśród Polaków. „Według szacunków opublikowanych w styczniu 2019 roku przez rzecznika praw obywatelskich Adama Bodnara, liczba przestępstw motywowanych nienawiścią etniczną i rasową w latach 2016-2018 pozostawała bardzo wysoka” – czytamy w rosyjskim raporcie.
Rosjanie sięgnęli zapewne do „nowatorskich badań” (jak je określił rzecznik), których ostatecznymi wynikami Adam Bodnar pochwalił się z okazji Międzynarodowego Dnia Walki z Dyskryminacją Rasową. Wynika z nich, że „najczęstszym dostrzeganym powodem dyskryminacji w Polsce jest pochodzenie etniczne i narodowość – na tę przesłankę w 2018 r. wskazało aż 49 proc. badanych i wskaźnik ten w ostatnim czasie istotnie się zwiększył”. Rzecznik dodał też, że „aż 43 proc. osób z Afryki Subsaharyjskiej, 18 proc. obywateli Ukrainy i 8 proc. mieszkających w Polsce wyznawców islamu mogło doświadczyć przestępstwa z nienawiści w latach 2016-2017”.
Informacje te, całkowicie pozbawione dokładnych wyliczeń, Rosjanie nie cytują przecież całości badań, mają świadczyć o gwałtownym wzroście ksenofobii w Polsce. Rzeczywiście, mając do dyspozycji dane o 49 proc. i nie znając liczby ankietowanych, można wywołać wrażenie, że Polacy urządzają pogromy Murzynom. Taki jest zresztą cel rosyjskiego raportu, jest on przecież rozpowszechniany w ONZ, gdzie państwa pozaeuropejskie stanowią większość. Wskazanie, że Polska i cała Europa jest przeżarta rasizmem (w odróżnieniu, ma się rozumieć, od Rosji) ma pomóc Moskwie w pozyskiwaniu egzotycznych sojuszników.
Brzmi dziwnie? Niezupełnie, jeśli przypomnimy sobie o „walce narodowowyzwoleńczej” prowadzonej pod auspicjami ZSRR w czasie zimnej wojny. Moskwie udało się wtedy sformować całkiem pokaźny blok klientów zawsze głosujących po jej myśli na sesjach ONZ.
Jednak nie chodzi tu tylko o daleką Afrykę. Rosjanie bardzo chętnie wykorzystują przeciwko Polsce wątek ukraiński (i vice versa). Na licznych, sponsorowanych zapewne przez Moskwę, portalach skierowanych do odbiorcy ukraińskiego – zarówno rosyjskojęzycznych jak i publikujących materiały po ukraińsku – aż roi się od tekstów wyliczających przypadki agresji wobec Ukraińców mieszkających i pracujących w Polsce.
O większości z tych „aktów agresji” nikt u nas nie słyszał, mają one jednak wywołać wrażenie, że Ukraińcy w Polsce są powszechnie znienawidzeni, dyskryminowani i atakowani. Nie oznacza to oczywiście, że takich przypadków nie ma, Rosji chodzi jednak o zafałszowanie rzeczywistej skali problemu.
Za szczyt cynizmu rosyjskiego MSZ można uznać przedstawiony w raporcie zarzut powszechnego wydalania imigrantów z Rosji ubiegających się o azyl. „Praktyka ta stosowana jest przez władze polskie, w tym w odniesieniu do obywateli rosyjskich narodowości czeczeńskiej, od których polscy funkcjonariusze graniczni odmawiają przyjęcia wniosków o nadanie statusu uchodźcy”. Oczywiście odpowiedzi na pytanie, czemu czeczeńscy obywatele Rosji decydują się na ucieczkę z własnego kraju w raporcie już nie znajdziemy.
Metoda nietypowa
Znacznie poważniejszą manipulacją jest podnoszony przez Moskwę zarzut antysemityzmu w Polsce. W raporcie rosyjskiego MSZ poświęcono temu dużo miejsca. „Dane porównawcze na temat sytuacji Żydów w Polsce i innych krajach Unii są orientacyjne” – czytamy. „Na przykład Polska znajduje się na pierwszym miejscu pod względem liczby respondentów, którzy w ciągu ostatnich 12 miesięcy byli świadkami agresji słownej lub fizycznej wobec Żydów (32 proc.), a na trzecim miejscu pod względem liczby respondentów, których członkowie rodziny byli poddawani agresji słownej lub fizycznej (25 proc.) […] Ponadto społeczność Żydów w Polsce charakteryzuje się najwyższym stopniem nieufności w UE wobec działań rządu na rzecz zwalczania antysemityzmu. 91 proc. badanych uważa, że władze robią nic lub prawie nic w tym zakresie.”
W wywodach prezydenta Rosji na temat współpracy II Rzeczypospolitej z III Rzeszą nie chodzi o dociekanie, jak było, lecz o to, żeby uderzyć w wizerunek dzisiejszej Polski, zwłaszcza w oczach Żydów.
zobacz więcej
Skąd te dane? Ich źródłem jest raport „Doświadczenie i postrzeganie antysemityzmu” opublikowany w grudniu 2018 roku przez Agencję Praw Podstawowych UE w Wiedniu. Agencja – jak jej nazwa wskazuje – zajmuje się przestrzeganiem fundamentalnych praw człowieka ustanowionych i zatwierdzonych przez państwa członkowskie Unii Europejskiej. Jednak, jak mogłoby wynikać z witryny internetowej Agencji, jej ekspertów – zwykle specjalistów od praw człowieka z różnych uczelni europejskich – najbardziej zajmują kwestie antysemityzmu i islamofobii.
Badanie, na które powołuje się rosyjski MSZ, przeprowadzono latem 2018 roku i objęło ono 12 państw Unii Europejskiej, w tym Polskę. Jak przyznają autorzy badania, metodologia była dość nietypowa. „Wobec braku miarodajnych ram doboru próby [Agencja] zdecydowała się skorzystać z ankiet online” i choć – jak zaznaczają autorzy badania – daje to gwarancję wiarygodności, to nie zapewnia „losowej próby prawdopodobieństwa spełniającej statystyczne kryteria reprezentatywności.”
Zresztą w przypadku Polski próba była najmniejsza ze wszystkich badanych państw i wyniosła zaledwie 422 osoby. Czy zatem rzeczywiście jest to miarodajne źródło informacji? I jak można interpretować wysoki 32 proc. wynik Polski w pytaniu o doświadczenie słownej lub fizycznej agresji? Ilu spośród tej garstki 422 osób – przy założeniu, że byli szczerzy – było świadkami fizycznej, a ilu słownej agresji?
Tego nie wiemy, bo obie formy agresji połączono w jednym pytaniu. I choć obie jej formy są godne potępienia, to jednak istnieje różnica pomiędzy niekiedy dość subiektywnie odczuwanym atakiem werbalnym a przemocą fizyczną.
Zaglądają do antyrządowych mediów
Nie wdając się jednak w dalsze rozważania na temat miarodajności opublikowanych badań, zostały one bardzo chętnie podchwycone przez analityków rosyjskiego MSZ, jako potwierdzenie szeroko promowanej przez Kreml narracji o rozpowszechnionym antysemityzmie wśród Polaków.
Doskonale wpisuje się to w konflikt między Polską i Rosją wokół II wojny światowej, w którym propaganda Kremla, czerpiąc obficie z publikacji Jana Grabowskiego i Jana Tomasza Grossa, oskarża Polaków o współudział w Holokauście i wymordowanie 200 tysięcy Żydów.
W tym momencie znacznie łatwiej zrozumieć nam, dlaczego do raportu rosyjskiego MSZ, poświęconego jakoby przestrzeganiu praw człowieka, dołączono zarzuty dotyczące „przeinaczania najnowszej historii”. Władze polskie „przemilczają prawie wszystkie pamiętne daty związane z wyzwoleniem Polski przez wojska sowieckie. Częścią tej kampanii są starania władz polskich o walkę z pomnikami żołnierzy Armii Czerwonej, którzy wyzwolili Polskę.”
Podważanie sowieckiej roli w wyzwoleniu Europy idzie w parze z antysemityzmem i ksenofobią. Taki jest przekaz rosyjskiego raportu.
Jednak nie samymi badaniami posługują się analitycy rosyjskiego MSZ. Chętnie zaglądają też do antyrządowych mediów, aby znaleźć w nich przykłady, którymi można byłoby zilustrować suche liczby podane przez organizacje obrony praw człowieka. I choć znalezienie takich przykładów okazało się najwyraźniej trudnym zadaniem, to uwadze Rosjan nie uszła mocno naciągana historia „urodzin Adolfa Hitlera” zorganizowanych w lesie pod Wodzisławiem Śląskim, co nagłośnili (a zdaniem niektórych wymyślili) reporterzy TVN.
Raport odwołuje się też do doniesień medialnych o Marszu Niepodległości, w którym mieli uczestniczyć „prawicowi radykałowie”, wznoszący jakoby rasistowskie hasła. Biorąc pod uwagę fakt, że wśród owych „prawicowych radykałów” znalazła się grupa rzeczywistych wyznawców Władimira Putina, takie zarzuty świadczą o tym, jak instrumentalnie Kreml traktuje swoich nielicznych popleczników nad Wisłą.
Choć z drugiej strony warto w tym miejscu zauważyć, że autorzy raportu wstawiają się za działaczami promoskiewskiej partii Zmiana, przedstawiając ich perypetie z polskimi władzami jako formę politycznej dyskryminacji i naruszania wolności zrzeszania w Polsce.
Prywatne szacunki socjologa
Bardzo pomocne dla kremlowskiej propagandy okazały się również „szacunki” Stowarzyszenia „Nigdy Więcej”, sprzeciwiającego się – jak można wyczytać w jego deklaracji – „rasizmowi, neofaszyzmowi, ksenofobii i dyskryminacji”. Raport odwołuje się prawdopodobnie (podano link do wypowiedzi, ale nie podano nazwiska) do opinii socjologa Rafała Pankowskiego, który w rozmowie z TVN24 stwierdził, że „środowisko osób, do których dociera ideologia neofaszystowska, liczy dziś w Polsce od kilku do kilkunastu tysięcy ludzi.”
Skąd to wie? „Nie mamy jednego sposobu liczenia” – odpowiada. „Każda metoda ma swoje wady. Kiedyś można było oceniać po nakładach płyt zespołów, które grają muzykę z elementami faszystowskimi. Ale dziś zamiast sklepów z płytami jest internet.”
Zapewne p. Pankowski, rozmawiając z TVN24, nie spodziewał się, że jego prywatne „szacunki” oparte na nakładach płyt, zostaną włączone do raportu rosyjskiego MSZ, jako amunicja w walce z krytykami współczesnej Rosji.
Moskwa wmawia w swoim raporcie, że organizacje nacjonalistyczne są wspierane przez „władze i środowiska katolickie.” Według doniesień medialnych – jak czytamy w rosyjskim raporcie – władze finansują przejazd uczestników ONR na marsze i demonstracje oraz zapewniają im zaplecze na imprezy. O jakie doniesienia medialne chodzi? W tym przypadku o portal, zdaniem niektórych, finansowany pokątnie przez władze rosyjskie.
Amerykański historyk: Hiszpanie są zdania, że Franco zrobił i dobre, i złe rzeczy. To ciekawe, bo taka odpowiedź różni się od oficjalnej propagandy.
zobacz więcej
Rosjanie chętnie też korzystają z wypowiedzi działaczy Ośrodka Monitorowania Zachowań Ksenofobicznych i Rasistowskich, choć robią to za pośrednictwem polskich mediów. Np. kremlowski portal propagandowy Sputnik cytował wypowiedź Konrada Dulkowskiego dla tvn24.pl o konieczności delegalizacji ONR i Młodzieży Wszechpolskiej.
Trudno przy tej okazji nie zauważyć, że działalność obu tych organizacji, odwołujących się do szowinizmu i radykalnej ideologii nacjonalistycznej, jest wodą na młyn kremlowskiej propagandy. Raport rosyjskiego MSZ podkreśla wyniki badania CBOS, z których wynika, że w 2017 roku 38 proc. respondentów w wieku od 18 do 24 lat podzielało poglądy ONR. Z punktu widzenia Moskwy, im więcej będzie zwolenników ONR, tym lepiej dla interesów Rosji.
Wspólnicy Krzyżaków
Rosyjskie MSZ bardzo szeroko rozpisuje się w swoim raporcie o kolejnych organizacjach skrajnej prawicy. Padają nazwy Narodowego Odrodzenia Polski, bliżej nieznanych Elbląskich Patriotów itp. Wszystko to ma wywołać wrażenie, że w Polsce wręcz kipi od faszystów i neonazistów. Okazuje się nawet, że niektórzy z nich – zdaniem rosyjskiego MSZ – współpracują ze swoimi „kolegami” z Ukrainy – neobanderowcami.
Nic w tym dziwnego, jeśli przyjrzymy się na chwilę głównemu autorowi raportu, 50-letniemu Grigorijowi Łukiancewowi, pełniącemu dziś obowiązki pełnomocnika rosyjskiego MSZ ds. praw człowieka, demokracji i praworządności. Łukiancew, jakoby specjalista w tych dziedzinach (w internecie można znaleźć raptem jedną jego książkę), od kilkunastu lat aktywnie działa na forum międzynarodowym z misją „walki z nazizmem i fałszowaniem historii II wojny światowej”.
Jest w tej swojej roli tak konsekwentny, że – jak ujawnił rosyjski bloger Jurij Sztengiel, a za nim niektóre rosyjskie media – co kilka lat, począwszy od 2008 roku, powtarza na forum ONZ to samo przemówienie na temat konieczności walki ze wzrostem rasizmu, dyskryminacją i ksenofobią. Zapytana o te autoplagiaty rzeczniczka rosyjskiego MSZ Maria Zacharowa odpowiedziała, że nic w tym nadzwyczajnego, bo przecież zdanie władz Rosji w tych sprawach nie zmieniło się.
Łukiancew zaciekle zwalcza „faszyzm na Ukrainie” i jest gorącym zwolennikiem przedstawiania państw położonych w Europie Środkowej i Wschodniej jako krajów antysemickich i popleczników Hitlera, a zatem wymagających szczególnego potępienia. Pomysł połączenia polskiej radykalnej prawicy z banderowcami jest zapewne jego autorskim wynalazkiem.
Przypomina to nieco próby pokazywania Amerykanów jako wspólników Krzyżaków od Adenauera w propagandzie z lat pięćdziesiątych XX wieku. Zresztą podobieństw jest więcej. Polska – w rosyjskim raporcie – okazuje się nie tylko antysemickim skansenem nazistów, ale również krajem, w którym panuje polityczny terror i wszechobecne ubóstwo – o tym ostatnim świadczy głębokie zaniepokojenie Moskwy „skrajną nędzą, która najczęściej dotykają rodziny z trojgiem lub większą liczbą dzieci, a także grupy ludności znajdujące się w trudnej sytuacji, takie jak bezrobotni, emeryci, rolnicy, imigranci, członkowie społeczności romskiej i bezdomni”.
Kreml w obronie Bodnara
Rosjanie, powołując się na Komitet Przeciwko Torturom ONZ, zwracają uwagę na przypadki nadużywania siły przez służby porządkowe (jedynym wymienionym przykładem jest śmierć Igora Stachowiaka na komisariacie we Wrocławiu w 2016 roku), co mogłoby sugerować – wraz z omówioną również kwestią reformy wymiaru sprawiedliwości przez rząd PiS, protestami w tej sprawie oraz rzekomymi czystkami w mediach – że w Polsce panuje brutalna dyktatura.
W czerwcu 2018 roku – jak podaje raport rosyjskiego MSZ – organizacja pozarządowa Amnesty International „poinformowała, że uczestnicy demonstracji ulicznych przeciwko reformom przeprowadzonym przez władze są ścigani przez państwo (w 2017 r. do warszawskich sądów skierowano 632 sprawy przeciwko protestującym, podczas gdy w 2016 r – ani jednej). […] Wydając zezwolenia na organizowanie demonstracji, polskie władze preferują lojalne wobec nich organizacje i stowarzyszenia o charakterze nacjonalistycznym, a także monitorują przywódców ruchów protestacyjnych. Podobne oceny zostały zawarte w raporcie opublikowanym we wrześniu 2018 r. przez urząd Rzecznika Praw Człowieka w sprawie wolności zgromadzeń w Polsce w latach 2016-2018.”
I tak znów wracamy do rzecznika praw obywatelskich, który – jak się okazuje – budzi w Polsce bodaj największe zainteresowanie władz na Kremlu. Rosyjski MSZ ubolewa nad zmniejszeniem finansowania biura rzecznika przez rząd. Temat ten stał się nawet jednym z punktów debaty przeprowadzonej w lipcu 2019 roku podczas rozpatrywania sprawozdania na temat Polski przez Komitet Przeciwko Torturom ONZ.
W trakcie sesji sprawozdawcy Komitetu przypominali przedstawicielom polskiego rządu, że „właściwe finansowanie RPO powinno być standardem w praktyce działania państwa.” Protekcjonalny ton tych pouczeń okazuje się nieco bardziej czytelny, jeśli uświadomimy sobie, że głównym sprawozdawcą w tej sprawie był niejaki Bachtiar Tuzmuchamedow, rosyjski prawnik i zarazem syn Raisa Tuzmuchamdowa, czołowego sowieckiego specjalisty od „walki z kolonializmem i rasizmem”. Drugą sprawozdawczynią była z kolei Ana Racu z Mołdawii, bliżej nikomu nieznana (32 obserwujących na Twitterze) absolwentka Uniwersytetu w Kiszyniowie.