Faktem jest niezaprzeczalnym, że współczesna medycyna nie działa „bezwypadkowo” i zdarzają się jej błędy. Leki są wycofywane z aptek czy w ogóle z receptariuszy ze względu na ich szkodliwość, podobnie dzieje się z procedurami terapeutycznymi (np. operacje ryzykowne, starego typu, zastępowane są bezpieczniejszymi). Dzieje się to jednak na drodze analiz chemicznych i badań klinicznych, a nie wrażeń i przeświadczeń.
Podobnie nikt przy zdrowych zmysłach nie zaprzeczy, że współczesna medycyna garściami czerpie dziś, w przeciwieństwie do sytuacji 150 czy 70 lat temu (kiedy próbowano wszystko, co terapeutyczne, zsyntetyzować chemicznie), z owych czasem bardzo starych almanachów medycyny naturalnej, zwłaszcza herboterapii. Powstają liczne preparaty jak najbardziej lecznicze i dostępne wyłącznie na receptę lub wręcz w leczeniu szpitalnym, na bazie związków pochodzenia roślinnego i zwierzęcego. Przykładów jest multum, a wystarczy wymienić „nasercową” digitoninę z naparstnicy purpurowej, przeciwnowotworowy Taxol z cisu, żeby zobaczyć, że związki takie używa się w walce z najpoważniejszymi ludzkimi schorzeniami. Ale... po badaniach klinicznych, rejestracji do użycia w terapii ludzi lub/i zwierząt i robią to lekarze oraz produkują w sposób kontrolowany zewnętrznie pod względem jakości firmy farmaceutyczne.
Pewne też procedury medycyny ludowej, np. stawianie baniek, zyskały po latach odrzucenia aprobatę środowisk medycznych, bo po prostu nie tylko zbadano, że są skuteczne, ale i poznano, dlaczego.
By podsumować ten wątek – nie chodzi o to, żeby ludzie na przednówku nie pili herbaty z miodem czy nie zażywali tranu, a niech będzie że w formie znacznie przyjemniejszych w smaku kapsułek z olejem z wątroby rekina. Ani o to, by uparcie nie brali przy przeziębieniu czy grypie WSPOMAGAJĄCO kropli z wyciągu wodno-alkoholowego z echinacea czyli jeżówki. Dla której istnieją nieliczne, ale jednak badania naukowe, sugerujące iż przyjęcie leku przed pierwszymi objawami może skrócić przebieg przeziębienia oraz badania świadczące o przeciwwirusowym działaniu wyciągów z jeżówki purpurowej w stosunku do grypy H5N1, H1N1 oraz H7N7.
Podobnie rzecz się ma z sokiem z bzu czarnego – naukowcom udało się odkryć, na jakiej zasadzie zawarte w nim substancje ogranicza „przyklejanie” wirusa grypy do komórek oraz aktywują produkcję cytokin. Te preparaty nasze babcie umiały – wiec i my umiemy – zrobić sobie w domu i mamy świadomość ich wspomagającego leczenie działania. Trzeba mieć do nich po prostu racjonalne podejście. A owo wyklucza, że jeden środek, ile skrętów by nie miał i w którą stronę by się nie skręcał, nawet jeśli jest niezbędna nam do życia witamina, pomoże na wszystko.