W przestrzeni publicznej, zarówno w Polsce, jak i na świecie, pojawia się coraz więcej tekstów o „końcu naszego świata” i „o czasach zarazy”. Możliwe, że ich autorzy próbują błysnąć erudycyjnie i stąd nawiązania do odkopanych dzieł Daniela Defoe, czyli „Dziennika czasów zarazy” oraz Alberta Camus „Dżuma”, niemniej w debacie zagościła pewna apokaliptyczność.
Wina i kara
Znacznie mocniej motyw nadchodzącego upadku widać w mediach społecznościowych. Oprócz wielu ciekawych spostrzeżeń, pojawia się tam też sporo wpisów profetycznych na temat tego, co się może stać. I, jak to w tego typu przestrzeni bywa, liczne są przejawy lęków, poczucia, że świat, który znamy się kończy, u niektórych dominuje wręcz panika związana z brakiem zaufania do władz, a u innych pewien nadmiar zaufania.
U niektórych piszących, tych o nastawieniu bardziej prawicowym, przewija się motyw upadku moralnego świata Zachodu, za który musimy zostać ukarani. Z kolei po lewej stronie debaty publicznej (pisała o tym choćby „Krytyka Polityczna” na swoim portalu) epidemię z Wuhan wiąże się ze stosunkiem ludzi do zwierząt i różnych, zbrodniczych – zdaniem autorów – metod ich hodowli.
Strach przed „barbarzyńcami u bram”, który pojawił się w okresie rosyjskiej agresji na Ukrainę i w czasie pierwszego kryzysu migracyjnego w 2013 roku, powoli jest zastępowany przez „niewidzialnego wroga”, którego teoretycznie już poznaliśmy i wiemy, że ma on kontekst medyczny, lecz potencjalne skutki jego działań są dla nas niewyobrażalne i nieprzewidywalne.