Rozmowy

Na oczach setek milionów ludzi wrzasnął: „Jestem silny jak diabeł!” 5 minut Kaszpirowskiego

Spotykali się z nim biskupi i kardynałowie. Jego seanse odbywały się w najważniejszych świątyniach Polski, od Bazyliki Mariackiej w Gdańsku aż po Jasną Górę – mówi Gabriel Michalik, autor książki „Kaszpirowski. Sen o wszechmocy”.

TYGODNIK TVP: W czasach epidemii koronawirusa Anatolij Kaszpirowski powrócił na scenę. Znów ulecza, teraz przez You Tube’a. Pan już dwa miesiące temu wydał o nim książkę. Skąd pojawił się taki pomysł?

GABRIEL MICHALIK: Bardzo chciałem taką książkę przeczytać. Do tej pory trudno mi zrozumieć, dlaczego przez całe lata nikt nie zajął się tym tematem. Polska przygoda z Kaszpirowskim, jego niesłychana, choć dość krótka kariera w naszym kraju, pokazuje jak głęboki upadek przeżyliśmy na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych.

Twierdzi, że w 6 godzin uleczył 10 milionów chorych. Teraz chce wzmocnić odporność ludzi na koronawirusa

Zdarzało się, że jego pacjenci lądowali w szpitalach psychiatrycznych.

zobacz więcej
Sowiecki psychiatra zajmujący się czymś, delikatnie mówiąc, kontrowersyjnym, nie tylko oczarował prosty lud, ale również elity polityczne i intelektualne Polski, nawet kościół hierarchiczny. Spotykali się z nim biskupi, kardynałowie. Rozmaite instytucje życia społecznego wręcz zabiegały o życzliwość sowieckiego gościa.

Teraz, po trzydziestu latach od pierwszego telewizyjnego seansu Anatolija Kaszpirowskiego w Polsce, ciekawie jest się przyjrzeć skąd wyszliśmy. Dokucza nam swoista wojna domowa, która toczy nasze życie społeczne, jesteśmy z siebie głęboko niezadowoleni. Opowiadając o naszym niegdysiejszym odurzeniu Kaszpirowskim chcę pokazać, że jednak coś bardzo istotnego się zmieniło. Że nie jest tak źle.

Opisywanemu bliżej do sztuki iluzji czy do psychiatrii?

W jego przypadku trudno oddzielić jedno od drugiego. To bardzo doświadczony psychiatra, człowiek oczytany, o dużej wiedzy ogólnej, obdarzony sporą inteligencją i rzadko spotykaną charyzmą. A wszystkich tych atutów używa do rozwijania czegoś, co sam uważa za „nową naukę”. Środowisko medyczne, wyjąwszy kilku rosyjskich i ukraińskich uczonych, ma jego działalność za humbug i szarlatanerię.

Od lat jeździ po rosyjskojęzycznym świecie - Rosja, Kazachstan, ale także diaspory w Izraelu i w USA - z występami pod szyldem „Moje niewidzialne strzały - demonstracja fenomenów, których świat nigdy nie widział”. Sam tytuł sytuuje zjawisko raczej w kręgu show-biznesu, a nie medycyny. Ale tymi strzałami, jak zapewnia sam Kaszpirowski, a w co wierzą kupujący dość drogie bilety widzowie, są uzdrowienia.

Nazwałem Kaszpirowskiego na użytek komentarza do mojej książki „genialnym iluzjonistą” nie tyle nawet ze względu na to, co robi na estradach, ale dla zobrazowania tego, co zrobił ze mną. Przed pierwszym spotkaniem poddał mnie szczególnemu treningowi, opracował mnie sobie i ulepił.

Obeszło się bez czarów. Wystarczyła siła jego osobowości i kilka - niby prostych, ale bardzo skutecznych tricków psychologicznych. Sam zdecydował, co będę wobec niego czuł, i jak będę o nim myślał.
Konferencja prasowa Anatolija Kaszpirowskiego w Warszawie w 1990 roku. Fot. PAP/Jan Bogacz
Brzmi to śmiesznie, ale wcale niełatwo było mi wrócić ze stanu uwiedzenia przez Anatolija Kaszpirowskiego do elementarnego choćby obiektywizmu. A zabierałem się za temat przecież nie pod wpływem wiary w „moc” Kaszpirowskiego, tylko po to, aby opowiedzieć o Polsce sprzed trzydziestu lat, w której działy się rzeczy doprawdy niepojęte...

Spektakle Kaszpirowskiego można porównać do seansów czarnej magii znanych choćby z „Mistrza i Małgorzaty”?

Te występy często zaczynają się od długiej prelekcji Kaszpirowskiego wymierzonej w zabobon, w wiarę religijną, w New Age i tak dalej, słowem - we wszystko co irracjonalne. Takie, powiedzmy, pranie mózgu w duchu afirmacji „światopoglądu naukowego”. Ja to odbieram jako dezawuowanie konkurencji. Trzeba pamiętać, że klientelą Kaszpirowskiego są osoby skłonne do myślenia magicznego.

Skojarzenie z seansem Wolanda jest nieuchronne. Podobnie jak on w „Mistrzu i Małgorzacie”, Kaszpirowski występuje w salach teatralnych. Anturaż, oprawa muzyczna, treści, które wypowiada, wszystko to odwołuje się do zestawu skojarzeń widzów, a tymi są przede wszystkim rosyjskojęzyczne kobiety po sześćdziesiątce. Pewnie wszystkie czytały „Mistrza i Małgorzatę”. Pewnie wszystkie słyszały o praktykach Wolfa Messinga, pewnie wszystkie mniej więcej wierzą w magię...

No a w samym Anatoliju jest też pewien demonicznych rys. Czarny strój, uzyskana z pomocą charakteryzacji „wieczna młodość”. Wiele lat temu, w okresie szczytu popularności, na oczach setek milionów sowieckich telewidzów, wrzasnął: „jestem silny jak diabeł”. Przyczepiło się to do niego, sprowokowało plotki o piekielnej proweniencji uzdrowiciela. Nawiasem mówiąc krzyknął tak, z wściekłości na... pijanego kamerzystę

Wszystko to razem sprzyja demonicznym skojarzeniom. Ostrożnie dodam, że raczej nie przeszkadza mu to w pracy.

Gdyby się jeszcze na chwilę zatrzymać przy postaci Wolanda. Podoba mi się pomysł, że dla Polski w 1990 roku Kaszpirowski stał się kimś analogicznym do szatana w Moskwie lat trzydziestych. Jego obecność uwyraźniała zachodzące procesy; jak to w przypadku każdego obserwatora, fakt obserwacji wpływał na przebieg zjawiska... Zgodzi się Pan, że to ciekawe jako punkt wyjścia do zabawy intelektualnej.

Trampolinę do jego kariery stanowiło okiełznanie enurezy, czy antestezjologia na odległość przy operacji nowotworu?

Pierwsze, decydujące zdarzenie, które pchnęło Kaszpirowskiego w stronę wielkiej kariery miało miejsce w roku 1984, w szpitalu psychiatrycznym w Winnicy, gdzie przepracował blisko ćwierć wieku w charakterze szeregowego lekarza. To było coś zarazem tragicznego i podłego. Sprawę nadal okrywa tajemnica. Udało mi się uchylić jej rąbka. Nie chcę psuć czytelnikom lektury, tak więc po szczegóły odsyłam do mojej książki.

Palili kurę, a popiół wcierali sobie w ciało. Rzucali czary. Wciskali fetysze w murawę...

Dla polskich piłkarzy afrykańscy rywale nie należeli do najłatwiejszych.

zobacz więcej
A co do terapii enurezy u dzieci za pośrednictwem telewizji i do znieczulenia przedoperacyjnego przez sugestię, były to wyczyny na tyle spektakularne, że z dnia na dzień Kaszpirowski stał się w całych Sowietach gwiazdą pierwszej wielkości, o znieczuleniu operacji chirurgicznych przez „telemost” rozpisywała się prasa całego świata. Działo się to w roku 1988 i 1989, ZRSR drżał w posadach, śnił o cudotwórcy.

Ten był idealny: lekarz, sportsmen (silny człowiek!), tak ładnie zakorzeniony w „światopoglądzie naukowym”, który przez siedemdziesiąt lat wlewano ludziom do głów; do tego ten wizerunek maga, no jak go nie łyknąć?

Wtedy pojawił się przy nim Jurij Spiżenko?

Semen Gluzman, ukraiński psychiatra, dawny dysydent, wieloletni więzień polityczny uważa, że właśnie Spiżence Kaszpirowski zawdzięcza to, że pod koniec lat osiemdziesiątych mógł ze swoimi niekonwencjonalnymi metodami przenieść się z małego oddziału leczenia nerwic w winnickim szpitalu wprost do Kijowa, a stamtąd do studia telewizyjnego.

Spiżenko był protegowanym Jegora Ligaczowa, szefa sekretariatu KC KPZR, ówczesnej persony numer dwa w Sowietach. Gdy w bardzo młodym wieku objął funkcję wiceministra, a wkrótce - ministra zdrowia Ukraińskiej Republiki Sowieckiej potrzebował sukcesu, który mógłby potwierdzić, że jest właściwym człowiekiem na właściwym miejscu.

Promował Aleksandra Dowżenkę, niebezpiecznego szarlatana, twórcę „genialnego” sposoby leczenia alkoholizmu. Clou metody polegało (a właściwie polega nadal, bo niemal w całym dawnym Sojuzie mnóstwo ludzi zarabia krocie stosując „patent Dowżenki”) na wprowadzaniu pacjenta w stan płytkiej hipnozy i poddawaniu go torturom, rzekomo skutkujących awersją do trunków.

Podobno kiedy Spiżenko poznał Kaszpirowskiego, zobaczył w nim idealnego kandydata na kolejny towar eksportowy ukraińskiej medycyny. Raczej się nie spodziewał, że przyćmi i Dowżenkę, i w ogóle całe lecznictwo. Bowiem wkrótce nastał czas, gdy pojawiały się głosy, że służbę zdrowia można zlikwidować, skoro pojawiło się panaceum w osobie Kaszpirowskiego.

Jasnowidzów mile widziała władza totalitarna, wspomnijmy Erika Hanussena, austriackiego iluzjonistę zwanego „prorokiem Hitlera”. Z Kaszpirowskim było podobnie skoro tęsknił za ZSRR?

Nieraz już pozywał do sądu dziennikarzy, którzy nazywali go parapsychologiem i porównywali do rozmaitych cudotwórców. Upiera się, że jego metoda ma wyłącznie naukowe podstawy. Swoją drogę samo pojęcie „światopogląd naukowy” jest z gruntu nienaukowe...

Ten hiperracjonalny Kaszpirowski każdy swój leczniczy spektakl opiera na budowaniu nastroju seansu czarnej magii. Wpada we własne sidła.
Allan Czumak, największy konkurent Anatolija Kaszpirowskiego. Fot. Wikimedia/ Я так думаю VIP Comments; http://skayvideo.tv/ - https://www.youtube.com/watch?v=80J8osXWbhc, CC BY 3.0
Jeśli chodzi o tęsknotę Anatolija za Związkiem Sowieckim widzę tu raczej rys charakterystyczny dla jego pokolenia. Ludziom sowieckim odbierano wiele w imię walki o świetlaną ideę. Ich słabość, strach, nędzne warunki życia, rekompensowało poczucie współtworzenia Imperium. Kiedy ono upadło zostali z poczuciem niepowetowanej straty. A Kaszpirowski ma jeszcze dodatkowy powód do cierpienia: uważa, że w 1989 roku, wykorzystując ogromną popularność mógł odwrócić bieg historii. Wyrzuca sobie, że tego nie zrobił.

W archiwach KGB nie figuruje?

Przeciwnie. Natomiast przyjęło się uważać, że KGB mu szkodziło. W jakimś stopniu zdaje się to potwierdzać fakt, że czekiści stali za wielką karierą jego głównego konkurenta, niejakiego Allana Czumaka, byłego dziennikarza partyjnej prasy, który podobno uwierzył, że potrafi leczyć jakąś tajemną energią.

Niepokornego Kaszpirowskiego zdjęto z anteny, i przez następne lata to Czumak uzdrawiał z ekranów jak Sowiety długie i szerokie. Jego główną przewagą nad rywalem był niesłychanie łagodny charakter, pełne oddanie przełożonym.

Nie od rzeczy było też to, że w odróżnieniu od Kaszpirowskiego Czumak podczas swoich występów w ogóle się nie odzywał, nie zaistniała, więc obawa o to, że powie coś nie po myśli kierownictwa. Jego „metoda” polegała na machaniu rękami. W milczeniu! Pal sześć telewizję, ale emitowano także przekomiczne seanse Czumaka w radiu. I wierz tu słuchaczu, że „mag” siedzi gdzieś w odległym studiu! Jednakże naród ufał i obstawiał radioodbiorniki naczyniami z wodą, którą Czumak rzekomo swoją energią zamieniał w środek leczniczy. W świecie postsowieckim po 1990 roku cieszył się on znacznie większą popularnością od Kaszpirowskiego. „Wodę czumakową” dodawano nawet do zacieru, żeby uniknąć ewentualnego zatrucia. (sic!)

Cerkiew zachowała się wobec Kaszpirowskiego znacznie bardziej wstrzemięźliwie od Kościoła...

Myślę, że Cerkwią kierował zdrowy rozsądek i przywiązanie do własnej nauki. Frapujące jest natomiast, dlaczego Kościół katolicki w Polsce tak bardzo ufnie i gościnnie podchodził do Kaszpirowskiego. Seanse odbywały się przecież w najważniejszych świątyniach naszego kraju, od Bazyliki Mariackiej w Gdańsku aż po Jasną Górę.

Akuszerkami jego sukcesu w Polsce byli dziennikarze: Halina Aczkasowa z TVP2 i reporter łódzkiego tygodnika „Odgłosy” Mirosław Kuliś.

Oboje po trochu. Ona sprawiła, że mieliśmy Kaszpirowskiego w telewizji, zaś on organizował jego występy poza ekranem. Zarobione w ten sposób ogromne jak na tamten czas pieniądze, pozwoliły Kulisiowi założyć tygodnik „Angora”, wydawany do dziś w imponującym nakładzie.

Czy Kaszpirowski miał jakiś wpływ na wybory polityczne Polaków?

Szeptuchy odwracają uroki, huculskie voodoo zabija wiedźmy

Znam mnóstwo zaklęć, więc znajomi czasami proszą mnie o pomoc. Jedna koleżanka powiedziała, że dzięki mnie zaszła w ciążę – opowiada etnolog badająca magię ludową.

zobacz więcej
Udzielił poparcia Lechowi Wałęsie, toteż istnieją przesłanki by uznać, że miało to wpływ na rezultat głosowania. Tym bardziej, iż przestrzegał przed Stanisławem Tymińskim.

Wałęsę i Kaszpirowskiego połączyła serdeczna znajomość. Są do siebie niezwykle podobni charakterologicznie z czego obaj zdają sobie sprawę. Zabawne było słuchać wspomnień o ich spotkaniach, jeden o drugim mówił używając podobnych przymiotników. Obaj też są obecnie w podobnej sytuacji życiowej; zepchnięci na margines, niepogodzeni z tym, że ich pięć minut minęło, i że było to zaledwie pięć minut!

W polskiej prasie z roku 1990 parę razy pojawiło się hasło: „Kaszpirowski na prezydenta”. Biorąc pod uwagę, że blisko prezydentury był Tymiński, a prezydentem został Wałęsa, można uznać, że wyborcy kierowali się wówczas kryteriami, które z dzisiejszego punktu widzenia trudno zrozumieć. Dlaczego, zatem nie Kaszpirowski?

Kilka związanych z nim wpływowych person (senator Janusz Baranowski, bankier Grzegorz Wójtowicz, lekarz Lechosław Gapik) z lat embrionalnego kapitalizmu III RP, trafiło przez oblicze Temidy...

Każdy za co innego. Finansista znalazł się w areszcie w wyniku odprysku afery Art-B - uniewinniono go. Parlamentarzyście zarzucono malwersacje w jego firmie ubezpieczeniowej Westa - nie skazano go, sprawa się przedawniła, zyskał prawo do ogromnego odszkodowania za lata spędzone w areszcie.

No, a profesor medycyny... Mój Boże, mam z nim wielkie zmartwienie. Naopowiadał mi cudownych rzeczy o „metodzie” Kaszpirowskiego, komentował minuta po minucie jego seanse, powstał z tego niezły rozdział. Jak przyszło do autoryzacji - wycofał się. Ten seksuolog i psychoterapeuta znalazł się w celi więziennej za nadużycia seksualne wobec pacjentek.

Był w tym pewien heroizm. Gdyby przyznał się do winy wyrażając skruchę prawdopodobnie zyskałby szansę na zwolnienie warunkowe. Tymczasem twardo stał na stanowisku, że nie zrobił nic złego. Odsiedział cały, czteroletni wyrok. W przypadku człowieka po siedemdziesiątce ma to dodatkowy wymiar.

Po matce Kaszpirowski odziedziczył domieszkę krwi polskiej, czy też rusińskiej?

Jadwiga Kaszpirowska, nazwisko panieńskie Chmielnicka, jak większość ludzi sowieckich z jej pokolenia, pilnie ukrywała swe korzenie. Anatolij przyszedł na świat w miejscu i czasie (rok 1939), kiedy niebezpiecznie było być Polakiem. W jego przypadku pamięć pokoleń nie sięga dalej niż do dziadków. Pokrewieństwo z Bohdanem Chmielnickim było motywem rodzinnych legend czy anegdot. Badań genealogicznych nikt nie prowadził.

Nadzwyczajne umiejętności nie zapewniły bohaterowi pana książki szczęścia rodzinnego.
Ogromna sława i bogactwo jakie spadły nań u progu lat dziewięćdziesiątych przyczyniły się do rozpadu jego rodziny. Z żoną się rozstał, dzieci wyjechały w świat. W dogorywającym ZSRS mnożyły się porwania członków rodziny ludzi majętnych. Elena, córka Anatolija była już właściwie dorosła i samodzielna, natomiast syna, Siergieja, wówczas nastolatka, ojciec postanowił ukryć za granicą. Chłopiec mieszkał przez jakiś czas w Polsce, pod opieką sowieckich dyplomatów, później przeniósł się do USA.

Elena, właściwie odkąd przyszła na świat, była najbliższą mu osobą. Droższą niż żony, kochanki. Trudno mi sobie wyobrazić jego ból po tym, jak półtora roku temu odebrała sobie życie. W dodatku ta świadomość, że gdzieś zawiódł, o coś nie zadbał. W końcu jest psychiatrą, powinien był przewidzieć...

W rosyjskim internecie i prasie kolorowej piszą, że osobistą tragedią Kaszpirowski spłaca piekłu dług zaciągnięty za nadprzyrodzone zdolności. Przywołuję tę opinię dla pokrzepienia serc, gdyby ktoś myślał, że to nasze dziennikarstwo plotkarskie osiągnęło poziom Rowu Mariańskiego.

Największym osiągnięciem Kaszpirowskiego pozostaje uwolnienie zakładników w Budionnowsku?

To historia niesamowita, lecz w Rosji kompletnie zapomniana, ponieważ ukazuje słabość państwa. Postacie Kaszpirowskiego i Siergieja Kowaliowa - dysydenta, obrońcy praw człowieka - zaangażowanych w negocjacje z terrorystami zupełnie nie pasują do współczesnej narracji Kremla, gdzie silni wojskowi i dzielni czekiści stawiają czoła wszelkim zagrożeniom.

14 czerwca 1995 roku oddział czeczeńskich partyzantów najechał Budionnowsk, sześćdziesięciotysięczne miasto w Kraju Stawropolskim. Po strzelaninie Czeczeni wraz z blisko dwoma tysiącami zakładników, zabarykadowali się w miejscowym szpitalu.

Mediacje z dowodzącym akcją Szamilem Basajewem prowadził właśnie Kaszpirowski. W ciągu kilku godzin doprowadził do uwolnienia kilkudziesięciu zakładników, a w toku kolejnych rozmów Basajew ograniczył żądania początkowe do paru łatwiejszych do spełnienia punktów.

Podstawionymi przez władze autokarami terroryści i zakładnicy odjechali na terytorium Czeczenii. Tam wszystkich przetrzymywanych uwolniono. Jako „żywa tarcza” w jednym z autobusów jechał Kowaliow.

Dodajmy, iż wcześniej i później Rosja stosowała się do żelaznej zasady „żadnych ustępstw wobec terrorystów”, bez względu na to, ilu zakładników zginie.
Anatolij Kaszpirowski był niesłychanie popularny także w Czechach. Na zdjęciu podczas spotkania w Pradze. Fot. PAP/ITAR-TASS
Czemu gigantyczna popularność „czerwonego maga” się skończyła?

W Rosji szybko przekształciła się w zbiorową niechęć. W jakiejś mierze było to następstwem aktywności popieranego przez KGB Czumaka, na którego występach w terenie czekiści zbili miliony, ale myślę, że nie bez znaczenia jest też to, że Kaszpirowskiemu ludzie sowieccy zaufali w chwili rozpaczy, gdy wszystko wokół się waliło. Uczepili się wiary w jego cuda. Potem, mówiąc kolokwialnie, nieco się ogarnęli i nie w smak im był czlowiek - symbol ich rozpaczliwych prób ratunku.

– rozmawiał Tomasz Zbigniew Zapert

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy


Gabriel Michalik, ur.1974: dziennikarz, pisarz. Autor książek: „Hamlet w staniu spoczynku. Rzecz o Skolimowie”, „Wniebowziety. Rzecz o Zdzislawie Maklakiewiczu” „Kobieta pracująca. Rzecz o Irenie Kwiatkowskiej i jej czasach”, biografii Danuty Szaflarskiej „Jej czas” oraz najnowszej -„Kaszpirowski. Sen o wszechmocy”
Zdjęcie główne: Anatolij Kaszpirowski. Fot. PAP/ITAR-TASS
Zobacz więcej
Rozmowy wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Zarzucał Polakom, że miast dobić wroga, są mu w stanie przebaczyć
On nie ryzykował, tylko kalkulował. Nie kapitulował, choć ponosił klęski.
Rozmowy wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
W większości kultur rok zaczynał się na wiosnę
Tradycji chrześcijańskiej świat zawdzięcza system tygodniowy i dzień święty co siedem dni.
Rozmowy wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Japończycy świętują Wigilię jak walentynki
Znają dobrze i lubią jedną polską kolędę: „Lulajże Jezuniu”.
Rozmowy wydanie 15.12.2023 – 22.12.2023
Beton w kolorze czerwonym
Gomułka cieszył się, gdy gdy ktoś napisał na murze: „PPR - ch..e”. Bo dotąd pisano „PPR - Płatne Pachołki Rosji”.
Rozmowy wydanie 8.12.2023 – 15.12.2023
Człowiek cienia: Wystarcza mi stać pod Mount Everestem i patrzeć
Czy mój krzyk zostanie wysłuchany? – pyta Janusz Kukuła, dyrektor Teatru Polskiego Radia.