Koty, ćmy, barokowe parady i sarmackie delie. Rymkiewicz i wszystkie jego urzeczenia
piątek,
10 lipca 2020
Splata się historia i pojedyncze doświadczenie, przywoływane są „warstwy” rymkiewiczowskiego dzieła. Ciemny barok i ksiądz Baka, „Kinderszenen” i okrutne, może tylko Polakom dane w takim stężeniu, doświadczenie Niemiec i Niemców.
W dniu 85. urodzin poety, w poniedziałek, 13 lipca 2020 roku TVP Kultura wyemitowała film „Rymkiewicz” w reżyserii Przemysława Dakowicza i Beaty Netz (Telewizja Polska S.A., 2020).
Poeta zmarł 3 lutego 2022 roku. Miał 86 lat.
zobacz więcej
Historycy literatury mają swoje formuły, publicyści – swoje. Jedni o „poecie metafizycznej pustki”, drudzy o „poecie pozwanym”. Jedni liczą mu wersy w trioletach, drudzy nominacje do Nike lub wyroki w procesach z Agorą. Cezary Łazarewicz (wówczas) z „Newsweeka” wyliczał w 2012 (nader złośliwie) „trzech polityków, którymi fascynował się Rymkiewicz”, Janusz Drzewucki w kilka lat później na łamach „Twórczości” – bliskich mu filozofów: od Heraklita do Spinozy. Czy jest szansa na ucieczkę od tych ustawień, na lekturę samego Rymkiewicza poza wszelką interpretacją, odczytaniem czy przypisaniem?
Dwie widmowe sosenki widmo jarzębiny
Widma - coś co tu nie ma wyraźnej przyczyny
Lekturę jednak – dodajmy od razu – w której powiązane by zostały myśli Rymkiewicza, obrazy tworzone przez Rymkiewicza z jego życiem i jego doświadczeniami. Innymi słowy – lekturę czy doświadczenie, w których, jak w szkolnej, pachnącej kredowym kurzem formule „życie i twórczość poety” powiązane by zostały dystychy z elementami biografii, które zestawiamy od lat, wierni czytelnicy, z dialogu w „Hańbie domowej”, z uwag w „Rozmowach polskich latem 1983 roku”, z tym, co można wyczytać w samych wierszach.
Aż dziwne, że ta formuła nie zaistniała dotąd – w jakiejś rozmowie-rzece, w biografii poetyckiej. Po raz pierwszy mamy szanse zderzyć wersy i biogram, dystych i dane w filmie Przemysława Dakowicza i Beaty Netz.
Niespełna godzinny „Rymkiewicz” jest tylko szkicem, przymiarką do biografii i aż dziwne, że udało się w nim zmieścić tak wiele, przywołać uniwersum Rymkiewicza (koty, ćmy, piszczele, barokowe parady, sarmackie delie i sowieckie szynele), obsesje Rymkiewicza, tematy Rymkiewicza, elementarne fakty z jego życia. Losy wojenne, kiedy życie kilkulatka zawisało na włosku (wędrówka we wrześniu 1939 pod rumuńską granicę, łapanka w Śródmieściu w Warszawie którejś okupacyjnej wiosny, sowiecki kukuruźnik polujący na wędrowców na torach EKD popowstaniowej jesieni) i losy powojenne, z uwiedzeniem przez komunizm, buntem przeciw niemu, wpisaniem w „polskie miesiące”.
Kopalnia przypisów dla ciekawych. Wiemy już, że 63 dni Powstania rodzina spędziła pod Warszawą, patrząc na słup dymu, podnoszący się na wschodzie, za torami, że wersy
Palą się schody drzwi do wszystkich mieszkań
Pali się Marszałkowska Piusa i Śniadeckich
Pali się brama na Koszykowej pod 38
Ale już nie pamiętam numeru telefonu
są z wyobrażenia, nie z obecności małego Marka: z wyobrażenia, przetwarzanego przez całe życie. Ale też, że numer „38”, pamiątka po nieistniejącej już kamienicy jest równie realny co słonica z przedwojennego zoo, mecz Polonia-ŁKS, który Polonia wygrała w Łodzi cztery do dwóch, pierogi ruskie, podawane w pensjonacie pani Anieli – wszystkie te smaczki, które wyłapywaliśmy przez laty, śledząc, zawsze tak ciekawy u pisarza, a szczególnie może u Rymkiewicza, cienki ścieg między zmyśleniem a doświadczeniem, ten szyb, a może wir, którym cząstki biografii, drobiny doświadczeń, wciągane są i nagle hop! – lądują w szkicu, w powieści, w dystychu.
Ćma wpadła do pokoju – otwieram jej okno
Na zewnątrz oleandry w letnim deszczu mokną
Głucha ślepa włochata nie bardzo przyjemna
Jest jak innego życia przepowiednia ciemna
Sam Jarosław Marek Rymkiewicz jest na ekranie (jeśli nie liczyć zdjęć z albumu rodzinnego) nieobecny, jeśli przywoływane są jego wypowiedzi, to raczej czytane z offu przez lektora niż cytowane z nagrań.
Przemysław Dakowicz rozmawia o pisarzu z półtuzinem rozmówców, wśród których prym wiodą Wojciech Kass i Maciej Urbanowski. Splata się historia i pojedyncze doświadczenie, przywoływane są „warstwy” rymkiewiczowskiego dzieła, jego odkrycia i urzeczenia. Ciemny barok i ksiądz Baka, „Kinderszenen” i okrutne, może tylko Polakom dane w takim stężeniu, doświadczenie Niemiec i Niemców. „Umschlagplatz” – esej z roku 1988, zapis polskiej pamięci, czułej, bolesnej i bezradnej (wobec doświadczenia Zagłady i jej późniejszych przeinaczeń) zilustrowany pokracznym, przysadzistym, wypolerowanym na kość pomniczkiem z ulicy Stawki i pustym, aż echo idzie, wnętrzem ocalałej synagogi.
Maria Janion i Jarosław Marek Rymkiewicz zmierzą się w ostatnim odcinku „Pojedynków stulecia”.
zobacz więcej
Maszerują przez ekran pochody zszywające różne epoki, których doświadczył poeta, różne jego urzeczenia – groteskowa, triumfalna manifestacja, ciągnąca we wczesnych latach 50. XX wieku przez warszawski MDM i radosna, wolna, naiwna (czy kiedyś komuś też wyda się groteskowa?) demonstracja „Solidarności” z lata 1981: generał Jaruzelski i jego laufry już dopinają scenariusze internowania, oddawania strzałów ostrzegawczych i topienia księży w Wiśle, ale Piotrkowską w Łodzi (a może to Mazowiecka w Warszawie?) idą roześmiani Polacy, chwieją się rude czupryny i ręcznie wpisane karki z hasłami, od „NZS” po „Uwolnić politycznych”.
Ale i tak największe wrażenie zrobi na wiernych czytelnikach JMR zobaczenie na ekranie tego, co wyobrażaliśmy sobie przez lata, co sprawia, ze ten film jest trochę jak uchylany medalion, jak szuflada, którą po latach wysuwamy z biurka. Ogród w Milanówku! Ogród i miasteczko wplecione w dwa przynajmniej tytuły zbiorków. Ogród, a w nim koty, trzynogie żaby, ba, przędziorek niszczący krzak oleandru, znani z tylu wierszy, pokazany nam jest, przez moment, za firanką czarnych prętów ogrodzenia, trochę kokieteryjnie, jakby Julka Śniadecka furknęła halką. Z wysokości dronu wznoszącego się nad cyplem widać wszystkie drzewa nadwigierskiej Gawrychrudy: świerki, jarzębiny i jesiony.
I wreszcie zdjęcie, do którego docierało się, kończąc „Rozmowy polskie…”, które dobrze jest przeczytać raz jeszcze każdej jesieni po powrocie z wakacji, z Suwalszczyzny. Mój egzemplarz, ten wydany przez białostocki Versus w roku 1991 (bo mam jeszcze dwa inne, „Nowej” z 1984, już prawie nieczytelne, i w eleganckiej twardej oprawie, PIWowskie, z 1998) rozkleił się w trzech miejscach: na awanturze z Psujem, na pocieszaniu Stasinka przez Egle i właśnie na opisie tego zdjęcia, więc odpowiednią stronę znajduję od razu.