Pięć kul w głowę, 135 ciosów nożem. Nikt nie ucieknie przed zemstą
piątek,
17 lipca 2020
Najemni zabójcy działają na zasadzie tzw. przetargu. Gdy zostaje wydane na kogoś zlecenie, w pościg rusza kilka niezależnych od siebie grup (po 3-5 osób). Pełną sumę za wykonanie zadania dostaje ekipa, która pierwsza dotrze do celu i go zlikwiduje. Jeśli wpadną, nigdy nie wskazują organizatorów. Gotowi są nawet na wieloletnie wyroki, ale nie wsypią Ramzana.
„Uwierzcie mi, jeśli ktoś działa na mój rozkaz, wykona go, i jeśli misja będzie wykonana dyskretnie, nikt o tym się nie dowie” – tak przywódca Czeczenii Ramzan Kadyrow napisał w mediach społecznościowych w odpowiedzi na zarzut, że nasłał zabójcę na pewnego gruzińskiego dziennikarza. Niedoszłego kilera schwytano – akcja się nie udała. Ale kilkanaście dni później Kadyrow pokazał, jak długie ma ręce.
Raz się uda, raz się nie uda
Wieczór 4 lipca, parking w pobliżu centrum handlowego na wiedeńskim przedmieściu Gerasdorf. Pierwszy strzał. Mężczyzna upada. Potem kolejne cztery kule w głowę. Śmierć na miejscu.
Policja szybko pojawia się na miejscu. Pierwsza informacja: to imigrant z Rosji. Zabójcy poważnymi profesjonalistami raczej nie byli. Pierwszego złapano w Linzu, jakieś dwie godziny jazdy autem od miejsca zabójstwa. Niewiele później kajdanki zatrzasnęły się na rękach drugiego zamachowca. Obaj to rodacy ofiary. Czeczeni. Emigranci od lat żyjący w UE.
47-letni Sarali Achtajew przyjechał do Europy w 2002 roku. 37-letni Salman Magomadow w 2004 roku. Według nieoficjalnych informacji, Magomadow kiedyś służył w Centrum Antyterrorystycznym w czeczeńskim miasteczku Urus-Martan. Na razie nie wiadomo nic więcej o powiązaniach zamachowców ze służbami specjalnymi z Rosji.
Dlaczego zastrzelili rodaka? Odpowiedź kryje się w przeszłości i ostatniej aktywności ofiary. Członkowie czeczeńskiej diaspory w Austrii rozpoznali w nim 43-letniego Mamichana Umarowa, bardziej znanego pod pseudonimem Anzor Umarow lub Anzor z Wiednia.
Mężczyzna ostatnio założył na YouTube kanał, na którym ostro atakował Ramzana Kadyrowa. Mówił też o zaangażowaniu rosyjskich służb w zabójstwa czeczeńskich emigrantów politycznych poza Rosją. Według policji mężczyźnie oferowano wcześniej ochronę, ale odmówił. Umarow był w przeszłości kilkakrotnie karany, m.in. za przemyt i krzywoprzysięstwo, a we wrześniu 2019 roku został warunkowo zwolniony z więzienia. Dlaczego więc policja oferowała mu ochronę?
Mamichan Umarow żył w Austrii od 2005 roku pod nazwiskiem Martin Beck. W 2007 roku dostał status uchodźcy. Twierdził, że uciekł z Czeczenii, bo bał się, że padnie ofiarą czystek kadyrowców szukających ofiar wśród wszystkich tych, którzy kiedyś służyli Iczkerii (niezależna od Rosji Czeczeńska Republika Iczkerii nie została nigdy powszechnie uznana na arenie międzynarodowej – przyp. red.).
Popularny bloger czeczeński Tumso Abdurachmanow twierdzi, że w Czeczenii zabito brata Umarowa, a matkę torturowano, żeby dowiedzieć się o miejscu pobytu syna. Umarow pracował kiedyś w policji w Czeczenii. Sam twierdził, że był swego czasu członkiem służb bezpieczeństwa niepodległej Republiki Iczkerii. Umarow swego czasu skontaktował się z deputowanym ukraińskiego parlamentu Ihorem Mosijczukiem i powiedział mu, że dostał rozkazy od swego byłego przełożonego, Szaji Turlajewa, by zabić czeczeńskich ochotników walczących w Donbasie po stronie ukraińskiej: Adama Osmajewa i jego żonę Aminę Okujewą. Zresztą Mosijczuka również.
Kim jest ów Turlajew? Swego czasu szef służby bezpieczeństwa Asłana Maschdowa, prezydenta Iczkerii zabitego przez Rosjan, przeszedł na stronę Moskwy i jest teraz doradcą Kadyrowa.
Osmajewa zamachowcy próbowali kilka razy zabić. W jednym z ataków zginęła jego żona Amina Okujewa (jesień 2017). Kilka dni wcześniej zamach przeżył Mosijczuk. Prawdopodobnie Umarow przekazał wiele informacji ukraińskim i austriackim służbom na temat powiązań czeczeńskich polityków z zamachami w Europie. Choćby nagrania rozmów telefonicznych, na których słychać wspomnianego Szaję Turlajewa, jak też Adama Delimchanowa, deputowanego rosyjskiej Dumy, prawą rękę Kadyrowa.
Kilka nieudanych zamachów na Osmajewa pokazuje, że kilerzy spełniający zlecenie Kadyrowa nie zawsze są skuteczni. Kilkanaście dni przed udanym zamachem w Austrii, gruzińskie służby (z pomocą ukraińskich i nie tylko) udaremniły atak w Tbilisi.
Zabójcze toksyny w służbie Sowietów. Jak po cichu usuwano zdrajców i „wrogów ludu”.
zobacz więcej
W czerwcu gruzińska Służba Bezpieczeństwa Państwowego (SUS) poinformował, że zatrzymała w Tbilisi obywatela Rosji, który chciał zabić gruzińskiego dziennikarza. Giorgi Gabunia, ten sam, który zasłynął w ubiegłym roku ostrą, momentami wulgarną, krytyką Władimira Putina podczas telewizyjnego programu na żywo, twierdzi, że był celem zamachu, który udaremniły gruzińskie służby. Rzekomy kiler, pochodzący z Inguszetii (kaukaska republika w granicach Rosji) Wasambek Bokow został aresztowany 12 czerwca.
Co łączy te dwie sprawy: z Wiednia i z Tbilisi? W obu przypadkach celem byli ludzie, którzy nie tylko krytykowali Kadyrowa i Putina, ale używali do tego publicznie obraźliwych słów. Dla Czeczenów, czy szerzej kaukaskich górali, za taką zniewagę trzeba się odpłacić. Nawet w krwawy sposób.
Polowanie na „złych” Czeczenów
Zabójstwo Anzora z Wiednia to nie pierwszy tego rodzaju zamach dokonany w Austrii. W 2009 roku, w Wiedniu w biały dzień zastrzelono Umara Israiłowa, byłego ochroniarza Kadyrowa. Israiłow naraził się na gniew satrapy, ujawniając szczegóły tortur i zabójstw, w które osobiście byli zamieszani Kadyrow i Delimchanow. Czeczeński dyktator miał mieć szczególne upodobanie w poddawaniu więźniów elektrowstrząsom i strzelaniu w ich stopy.
Israiłow, który wyjechał z Czeczenii na Zachód w 2004 roku, pod koniec 2006 roku wniósł pozew przeciwko Rosji do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, w którym oskarżył Kadyrowa o stosowanie porwań i tortur wobec czeczeńskich bojowników i ich rodzin. Kadyrow, by zmusić go do powrotu, uprowadził, torturował oraz bezprawnie przetrzymywał w więzieniu przez ponad 10 miesięcy jego ojca. Ostatecznie schwytano zabójców Israiłowa, także Czeczenów (jednego w Polsce).
Choć zabójstwa czeczeńskich opozycjonistów w Europie to nic nowego, w ostatnim czasie częstotliwość zamachów wzrasta. W styczniu tego roku we francuskim Lille zamordowany został bloger Imran Alijew vel Mansur Stary. Napastnik zadał mu… 135 ciosów nożem. Natychmiast po ataku wrócił do Czeczenii.
W sierpniu 2019 roku Zelimchan Changoszwili, były komendant polowy czeczeńskich rebeliantów został zastrzelony w Berlinie. Niemiecka prokuratura o zorganizowanie zamachu oskarżyła rosyjskie władze. Changoszwili był ścigany przez władze rosyjskie z zarzutami terroryzmu. Jeszcze tego samego dnia niemiecka policja zatrzymała zabójcę – rosyjskiego obywatela powiązanego z FSB. Szef Niemiecko-Kaukaskiego Stowarzyszenia Ekkehard Maas twierdził, że nazwisko Changoszwilego widniało na liście mieszkających za granicą Czeczenów, którzy powinni być zlikwidowani. W 2008 roku jeden z portali wspierających czeczeńską niepodległość opublikował taką „czarną listę” rosyjskich służb. Od tamtej pory dużo osób z tego spisu zostało zabitych. Znacząca część w Turcji.
Ścigani przez Moskwę Czeczeni masowo uciekali już nie tylko z Rosji, ale w ogóle poza Kaukaz. Duża grupa znalazła się w Turcji. Część z nich nadal prowadziła stąd działalność przeciwko Kadyrowowi i Rosji. Ale i tu okazało się, że nie są bezpieczni. We wrześniu 2008 roku na stambulskiej ulicy zastrzelono Gaidżiego Edilsułtanowa. Schwytani czeczeńscy napastnicy twierdzili, że zrobili to dla pieniędzy – Edilsułtanow był bowiem „skarbnikiem” – zbierał pieniądze dla rebeliantów wciąż walczących w Kaukazie.
Trzy miesiące później, także w Stambule, do Islama Dżanibekowa, który szedł ulicą z żoną i dziećmi, podszedł zamachowiec i umieścił z bliskiej odległości trzy kule w głowie byłego komendanta rebeliantów.
Do zamachu znów w biały dzień, na ulicy, wśród wielu ludzi, doszło też we wrześniu 2011 roku. Zamachowcy zastrzelili wychodzących z meczetu trzech Czeczenów – powiązanych z Emiratem Kaukaskim. Świadkowie mówili, że napastnicy wykonali zadanie bardzo profesjonalnie. Dwóch Czeczenów zginęło od pierwszych kul, ale trzeci rzucił się do ucieczki. Drugi strzał był celniejszy – ofiara upadła ranna na ziemię. Jeden z kilerów podbiegł i dobił strzałem w głowę. Potem spokojnie wrócił do dwóch pozostałych Czeczenów, oddał kontrolne strzały w ich głowy, wsiadł do samochodu i odjechał z towarzyszami. Wszystko odbyło się tak szybko, że zszokowany tłum nie zdążył zareagować.
Tym razem to nie jakiś „Motorola”, „Giwi” czy inny „Batman”. Teraz zabito w samym centrum Doniecka samego „szefa” tzw. republiki, Aleksandra Zacharczenkę.
zobacz więcej
W kolejnych latach doszło do co najmniej pięciu podobnych zamachów na Czeczenów w Turcji. W większości przypadków tureckim służbom udało się zdobyć dowody wskazujące, że za atakami stały rosyjskie służby. Tropy wiodły do płatnych zabójców z tzw. grupy berlińskiej. Finansować miał jeden ze zbliżonych do Kremla oligarchów, a służby rosyjskie zapewniać ochronę. W zamian należący do grupy przestępczej rosyjscy i czeczeńscy emigranci wykonywali „mokrą robotę”.
Czeczeńscy przeciwnicy Putina i Kadyrowa nie mogą się też czuć bezpiecznie na Ukrainie. Pokazuje to historia wspomnianych już ataków na dowódcę batalionu czeczeńskich ochotników walczących w Donbasie po stronie Ukrainy, Adama Osmajewa i jego żony. 1 czerwca 2017 r. Czeczen udający dziennikarza z Francji postrzelił Osmajewa. Męża uratowała wtedy Amina Okujewa, strzelając do napastnika. Okazało się, że to obywatel Rosji Artur Kurmukajew, ps. Dingo, zamieszany wcześniej, w 2009 roku, w omawiane wyżej zabójstwo Umara Ismaiłowa, byłego szefa ochrony Kadyrowa.
Niemal dokładnie pięć miesięcy później, 30 października 2017, doszło do kolejnego zamachu na Osmajewa i Okujewą. Na obrzeżach Kijowa nieznani sprawcy ostrzelali ich samochód. Okujewa zmarła na skutek odniesionych ran.
Także na jesieni 2017 roku, 8 września, Timur Machauri, Czeczen z gruzińskim paszportem, jechał z żoną i córką w centrum Kijowa, gdy jego auto eksplodowało. Mężczyzna zginął, żona straciła nogę. Machauri walczył w wojnie rosyjsko-gruzińskiej (2008). Na Ukrainie, gdzie przyjechał w 2016 r., walczył z Rosjanami w Donbasie w szeregach batalionu czeczeńskich ochotników.
Mokra robota
Kilerzy wysyłani przez Kadyrowa nie działają wbrew Moskwie. Przeciwnie, często biorą na siebie akcje, których Kreml chce uniknąć. Wszystko odbywa się zgodnie z prawem. Już w 2003 roku generał Andriej Nieczajew, 1. zastępca szefa służby kontrwywiadu FSB, podpisał wewnętrzną dyrektywę zezwalającą na likwidowanie za granicą „osób nielegalnie zbiegłych z Rosji i poszukiwanych przez federalne służby specjalne”.
Zgodnie z prawem prezydent może wydać rozkaz specnazowi lub agentom wywiadu na przeprowadzenie w innych krajach operacji z możliwością pozbawienia życia. Jednocześnie przyjęto poprawkę do obowiązującej ustawy o walce z „ekstremizmem”, bardzo rozszerzającą definicję tej „przestępczej działalności”. Teraz za ekstremizm można już uznać nawet „oszczercze” słowa na temat administracji rządowej. W ten sposób stworzono legalne warunki do tego, by móc zabić dowolnego krytyka Moskwy w dowolnym punkcie świata.
Ofiary zabójców słanych na rozkaz rosyjskich władz można podzielić na trzy główne grupy. Jedna to byli oficerowie i agenci sowieckich i rosyjskich służb specjalnych (np. Litwinienko i Skripal). Druga to oligarchowie, biznesmeni i powiązani z nimi prawnicy, którzy zbiegli na Zachód po tym, jak Putin zaczął dokręcać śrubę w kraju (np. Boris Bieriezowski, Badri Patarkaciszwili, Aleksander Pieriepilicznyj). Jest wreszcie grupa trzecia, chyba najliczniejsza. To czeczeńscy emigranci, byli uczestnicy rebelii na Kaukazie lub byli kadyrowcy, którzy zerwali z Ramzanem.
Jeśli w dwóch pierwszych przypadkach agenci rosyjscy sięgają często po wyrafinowane środki (napromieniowanie, otrucie), to w przypadku czeczeńskich emigrantów nie ma subtelności – najczęściej giną od kul na ulicy, w biały dzień. Egzekucje na czeczeńskich emigrantach nie zawsze są zlecane przez Moskwę. Sam Kadyrow często robi to niezależnie od GRU czy FSB.
Z rąk najemnych kilerów z Czeczenii zginęła rosyjska dziennikarka Anna Politkowska, czeczeńscy dowódcy dwaj bracia Jamadajewowie, były ochroniarz, a potem krytyk Kadyrowa Umar Israiłow, rosyjski polityk opozycyjny Borys Niemcow. Czeczeńskie szwadrony śmierci działają nie tylko w Rosji, ale też poza jej granicami. Israiłowa dopadli w Wiedniu. Sulima Jamadajewa – w Dubaju. Alego Osajewa w Stambule. Aminę Okujewą w Kijowie. Tropią byłych polowych komendantów rebelii, politycznych przeciwników obecnych czeczeńskich władz, także byłych towarzyszy Kadyrowa.
Jak pisała dziennikarka „Nowej Gazety” Jelena Miłaszina, czeczeńscy najemni zabójcy działają na zasadzie tzw. przetargu. Gdy zostaje wydane na kogoś zlecenie, jednocześnie w pościg rusza kilka niezależnych od siebie grup (po 3-5 osób). Pełną sumę za wykonanie zadania dostaje ta ekipa, która pierwsza dotrze do celu i go zlikwiduje. Jeśli wpadną, zabójcy nigdy nie wskazują organizatorów i końcowych zleceniodawców akcji, przedstawiają motywy mające wykluczyć wszelkie zaangażowanie władz Czeczenii. Gotowi są nawet na wieloletnie wyroki, ale nie wsypią Ramzana. Tak było choćby z pięcioma zabójcami Niemcowa. W 2017 roku dostali kary od 11 do 20 lat więzienia.
Kadyrow do mordowania wrogów w Europie wykorzystuje najczęściej członków czeczeńskiej diaspory. Według różnych szacunków, liczbę Czeczenów mieszkających w UE szacuje się na ponad 100 tysięcy. Rosyjskie służby skwapliwie wykorzystały strumień uchodźców czeczeńskich z początku poprzedniej dekady, by osadzić w Europie swoich agentów. Było to tym łatwiejsze, że już wcześniej FSB i GRU w dużym stopniu zinfiltrowały szeregi czeczeńskich rebeliantów. Zamachy w Dubrowce czy Biesłanie, nie mówiąc już o rajdzie Basajewa na Dagestan czy serii zamachów na bloki mieszkalne latem 1999 roku to były skutki wielopoziomowych operacji prowokatorów z rosyjskich służb.
Ramzan Kadyrow aktywnie próbuje kontrolować czeczeńską diasporę od momentu dojścia do władzy w 2007 roku. Czeczenia to jedyny podmiot Federacji Rosyjskiej, który ma zorganizowane (z biurem i pracownikami) przedstawicielstwa w 47 z 85 regionów kraju. Emisariusze Ramzana prowadzą aktywną działalność w krajach postsowieckich (w pierwszej kolejności w Kazachstanie, na Ukrainie, w Azerbejdżanie i Gruzji). Szczególną wagę władze w Groznym przywiązują do Bliskiego Wschodu, Kadyrow prowadzi de facto własną dyplomację z Jordanią czy krajami Zatoki – oczywiście za zgodą Putina.