Cywilizacja

Tabaka, machorka i vaper. Rośnie pokolenie uzależnionych od nikotyny 2.0

Miliony młodych ludzi zaczęło palić e-papierosy z podobną gorliwością, co ich dziadkowie 70 lat temu tradycyjną używkę. Do wykreowania mody wystarczył aktywny marketing – oczywiście w mediach społecznościowych. Reklama tytoniu jest zakazana, ale kanały o vapowaniu na polskim YouTube mają miliony subskrybentów. Firmy skorzystały z influencerów i promowały się w internecie nawet przy kreskówkach.

Papierosy i kawa, dwaj nieodłączni towarzysze poranków tysięcy Polaków. O ile o czarnym napoju wiemy, że sprowadził go spod Wiednia król Jan III Sobieski i właśnie nad Wisłą rozpowszechniono obyczaj podawania go z mlekiem, to historia papierosów owiana jest mgiełką tajemnicy. W każdym razie z nikotyną żyjemy już pięć wieków.

Sobieski się nie zaciągał?

Pierwszy liść tytoniu (tütün to słowo z języka tureckiego) zaprezentował na polskim dworze w roku 1590 poseł Rzeczypospolitej w Turcji Paweł Uchański. Ale używka nie zdobyła szerszego uznania. Co innego na zachodzie Europy, gdzie drogocenny towar importowany przez Jeana Nicota (nazwa „nikotyna” pochodzi właśnie od tego francuskiego dyplomaty i... lekarza, który zachwalał medyczne właściwości rośliny) już w XVI w. zyskiwał amatorów, ale także pierwszych przeciwników. Najważniejszym okazał się król Jakub I Stuart, który nie dość, że wydał w roku 1604 traktat „A Counterblaste to Tobacco” (Przeciw tytoniowi), to jeszcze wprowadził pierwszą akcyzę. A w tym czasie w Anglii było już kilka tysięcy miejsc, gdzie kupowało się tytoń.


Wielkim protektorem towaru z Nowego Świata miał być Zygmunt III Waza, ale już prawdziwym palaczem mienił się Jan Sobieski. Za młodu musiał poznać używkę w trakcie rozlicznych podróży po europejskich krajach. To, że był amatorem puszczania dymka, znajduje potwierdzenie w relacji Moriza Hermanna.

Historyk, opisujący odsiecz wiedeńską w książce „Alt- und Neu-Wien”, wspomina o upodobaniu Lwa Lechistanu, który właśnie palił fajkę, gdy rozeszła się wieść o ponownym natarciu Turków. Sobieski ruszył z wojskami, a sprawdziwszy, że alarm był fałszywy, wrócił dokończyć palenie wraz z marszałkiem Ernstem von Starhembergiem. „Zdobyłem w obozie Kara Mustafy fajkę dużą, a ponieważ Turcy nie przychodzą jej odbierać, więc zechciej pan przyjąć moją na pamiątkę tej gościnności” – miał powiedzieć polski król.

Ten podarunek dla dowódcy obrony Wiednia, zaginiony w XIX wieku, do dziś jest jednym z najbardziej poszukiwanych zbiorów do kolekcji muzeum w Wilanowie. Poszukiwać trzeba fajki wodnej, bo taką musiał palić polski król. W wieku XVI i XVII była popularna w Turcji, a dziś w krajach arabskich i Iranie pod nazwą nargila. Zatem duży cybuch z pojemnikiem na filtrującą dym wodę, a nie „lulka”.
W 1560 roku lekarz Jean Nicot ofiarował Katarzynie Medycejskiej pudełko tabaki, jako środek na migreny. Jeszcze w XIX w. lekarze europejscy stosowali na wiele dolegliwości lewatywy z dymu tytoniowego. Lansowano też tezę, że palenie papierosów może zapobiec, a być może nawet wyleczyć cholerę. Reklamę ze zdjęcia opublikowano w „The Illustrated London News” we wrześniu 1892 r., gdy w Hamburgu szalała epidemia i obawiano się, że przejdzie na Brytyjczyków. Fot. Universal History Archive/Getty Images
Drugie słowo użyte po raz pierwszy w kontekście palenia w polskiej literaturze („Jedzą, piją, lulki palą”), w wierszu „Pani Twardowska” Adama Mickiewicza, również pochodzi z tureckiego, zaś opisany obyczaj miał być rozpowszechniony wśród Kozaków. Wieszcz, zapalony nałogowiec, chętnie lokował produkty tytoniowe w swojej twórczości. Poświęcił spory fragment w jednej z ksiąg „Pana Tadeusza” na opis raczenia się tabaką. Ksiądz Robak częstował proszkiem szlachtę i to nie byle jakim, bo wytwarzanym przez paulinów z Jasnej Góry.

Faktycznie, to wciąganie tabaki propagowanej przez kupców niemieckich, osadników holenderskich i szkockich, to był najbardziej rozpowszechniony sposób używania tytoniu przez obywateli Rzeczypospolitej. Jakże więc dziwnie muszą brzmieć dzisiejsze zapisy ustawy o ochronie zdrowia przed następstwami używania tytoniu i wyrobów tytoniowych, w której i fajka wodna i tabaka nazwane są w artykule 2. mianem „nowatorskich wyrobów tytoniowych”.

Polityczny liść

Tytoń przywieziony z Nowego Świata zyskiwał największą popularność w krajach, które wyjątkowo brutalnie tępiły importowany towar, ale jednocześnie miały warunki, aby zakładać jego uprawy na szerszą skalę. Surowe kary za palenie od XVI wieku obowiązywały bowiem u tureckich sułtanów, także car Michał Romanow był najzagorzalszym przeciwnikiem używki – wprowadził kary chłosty za pierwsze przyłapanie delikwenta na paleniu, obcięcia nosa za drugie i śmierć za trzecie. Choć sankcje były surowe, to wkrótce zaczęto z nich rezygnować widząc, że liczba amatorów nie maleje, a podatki czy zyski z upraw zasilają carską kasę.

Palisz – nie złapiesz koronawirusa? Cała prawda o tym, czy papierosy chronią przed zarażeniem

Wysokie stężenie nikotyny we krwi zabezpiecza przed chorobą – uważają niektórzy lekarze.

zobacz więcej
I to właśnie w Rosji w XIX wieku tytoń zyskał swoje najbardziej znane dziś oblicze, czyli owiniętego w bibułkę, gotowego do zakurzenia papierosa. Sam wynalazek przypisuje się co prawda napoleońskim wiarusom, którzy wpadli na pomysł, aby zawijać tytoń w gazetę, zamiast męczyć się pykaniem fajki. Jednak to w XIX-wiecznej Rosji – jak przekonuje amerykańska historyk Tricia Starks w książce „A History of Tobacco in Imperial Russia” (pol. Historia tytoniu w Imperium Rosyjskim) – narodziła się masowa produkcja papierosów, które wraz z żydowskimi emigrantami z Europy Wschodniej przywędrowały do Stanów Zjednoczonych i tam się rozpowszechniły.

Tytoń w tej rosyjskiej koncepcji nie miał być rolowany we własny liść, jak upowszechnione wcześniej przez Hiszpanów cygara, produkowane w Sewilli od 1717 r. z tytoniu przywożonego z hiszpańskiej kolonii, jaką była Kuba. tzw. sewille były modne w całej Europie i potem w USA – popularyzowane przez takich przywódców, jak Abraham Lincoln czy Winston Churchill. W 1821 r. Hiszpania zezwoliła Kubie na samodzielną produkcję cygar i tak narodziły się cenione havany. Określenie „cygaro” pochodzi zaś prawdopodobnie z języka Majów, gdzie „sik'ar” oznacza palenie tytoniu.

Jednak na ziemi cara zamiast liścia do zawijania miał być używany cienki i trwalszy pergaminowy papier. Co ciekawe, właśnie nazwy „papirosy” używa badaczka tego nałogu w kontekście Rosji, choć w rosyjskim „papier” to „бумага” (bumaga), a „papierosy” to „сигареты” (sigariety). „Papirosy” oznaczają dziś towar krajowy marnego gatunku i słowo ma etymologię w języku polskim.

Prof. Starks zaznacza przy tym, że ważnymi ośrodkami produkcji papierosów były Warszawa i Wilno. Do dziś Polska jest najdalej na północ wysuniętym miejscem świata, w którym uprawia się tytoń.
Warto wiedzieć, że w tradycyjnym polskim rolnictwie roślina ta była stosowana jako naturalny pestycyd, co daje wiele do myślenia. Warto też wspomnieć, że dorastający w zaborze rosyjskim bohaterowie naszej niepodległości – Józef Piłsudski i Roman Dmowski – już od młodości lubowali się w tytoniowym nałogu, a używane tam i wtedy papierosy były znacznie mocniejsze od tych dostępnych dzisiaj.

Kowboj bez machorki

W Imperium Rosyjskim kręcono z tytoniu Nicotiana rustica, czyli machorki zawierającej kilka razy więcej nikotyny niż Nicotiana tabacum (tytoń szlachetny) rosnący na polach Wirginii, Kentucky czy Karoliny Północnej. Przez lata był on największym eksportowym skarbem USA, na południu kraju używanym nie tylko do palenia, ale głównie do żucia.

Katalizatorem popularności używki była I wojna światowa, gdy tysiące żołnierzy wracało z frontu z nałogiem palenia przydziałowego tytoniu, traktowanego – co tu dużo ukrywać – jako dopalacz. „Pytacie mnie czego potrzebuję do wygrania tej wojny? Papierosów nie mniej niż naboi” – telegrafował do Departamentu Obrony John Pershing, generał dowodzący armią USA w czasie I wojny.

Papierosa potrzebowały także kobiety, tzn. branża potrzebowała klienta. W promocji pomagało kino, a Marlena Dietrich stała się ikoną nowej mody, która na dobre eksplodowała po II wojnie światowej. Audrey Hepburn, Marilyn Monroe, James Dean i Marlon Brando — chyba łatwiejsze jest stworzenie listy gwiazd lat 50., których na srebrnym ekranie nie widziano z papierosem.

Zresztą kino w tej branży do dziś odgrywa szczególną rolę, chyba większą niż wszystkie reklamy i banery razem wzięte. Nawet teraz organizacje promujące zdrowie zarzucają platformie Netflix, że w serialach „Stranger Things”, „House of Cards”, czy „Orange Is the New Black” występuje podejrzanie duża ekspozycja papierosów.
Związki używki z popkulturą zawsze były mocne. Geniusz, a raczej demon marketingu Leo Burnett wykreował w 1954 r. kowbojski archetyp tzw. Marlboro Mana wieloletnią kampanią reklamową czerwonych marlboro. Niestety, aż pięciu aktorów występujących w tych reklamach zmarło na choroby wywołane paleniem. Najbardziej znana marka świata zyskała nawet w Stanach przydomek „zabójca kowboi”.

Krucjata przeciwko papierosom rozpoczęła się w świecie zachodnim w latach 60. XX wieku. Badania medycznie nie pozostawiały żadnych wątpliwości, że nałóg nikotynowy jest groźny nie tylko dla palaczy – wpływa na zdrowie nienarodzonego dziecka. Zaczęto sygnalizować zagrożenie biernych palaczy, choć tu akurat pierwszym krajem, który na poważnie wprowadził zakaz palenia w środkach transportu i urzędach, były nazistowskie Niemcy. Od roku 1939 obowiązywał także funkcjonariuszy SS na służbie, co stawia pod znakiem zapytania słynne sceny ze „Stawki większej niż życie”, w których Brunner raczy się dymkiem.

Po wojnie szkodliwość palenia długo była kwestionowana, a potężne koncerny lobbowały nie tylko przeciw zakazom, ale i ograniczaniu reklam. W niektórych krajach wycofano je z telewizji w miarę szybko: w roku 1962 we Włoszech, 1965 w Wielkiej Brytanii i w 1971 r. w USA, ale w żadnym nie spowodowało to zmniejszenia liczby palących, ani tym bardziej spadku przychodów koncernów tytoniowych. Prawidłowość jest wręcz zastanawiająca, bo wraz z liczbą restrykcji i wzrostem świadomości społecznej rośnie na świecie produkcja tytoniu. Z 4,2 mln ton w roku 1971 aż do 5,9 mln w 1997. Inna sprawa, że w krajach takich jak Polska, wielkoformatowe reklamy dymiącego kowboja zdobiły centra miast jeszcze do końca lat 90.

PRL bez filtra, „Mocne” z Kaliningradu

W czasach komunizmu ta czerwono-biała paczka zza oceanu była synonimem wolności i dobrobytu, niedostępnym w PRL-u. A był to czas dla ekspansji nałogu wyjątkowy, zapalony papieros był dosłownie wszędzie.

Popielniczki w biurach, szpitalach i szkołach. PRL mocno dymił

Paliło się w pracy przy biurku, w fabryce, w kolejce do sklepu, na dworcowym peronie i w samolocie.

zobacz więcej
Dzieciństwo w latach 70. i 80. XX w. oznaczało wyrastanie w kłębach dymu, bo nikt nie wychodził zapalić na balkon, tylko dymił w domu, przy małych dzieciach. Naturalne było palenie w czasie pracy, w biurach, pokojach nauczycielskich, autobusach. I nikt nie przejmował się niepalącymi. W pociągach jeszcze do końca lat 90. wspaniałomyślnie utrzymywano przedziały dla „niepalących”, później zamienione na przedziały dla „palących”.

Polski monopol tytoniowy miał własną inwencję i produkował wiele, bardzo różnych marek, znajdujących odbiorców we wszystkich klasach socjalistycznego społeczeństwa. Paczka, jaką kupował obywatel, była wręcz wyznacznikiem jego statusu. Atrybutem profesorów i intelektualistów była oczywiście fajka, rolnicy i robotnicy mieli swoje „Popularne”, „Klubowe” czy „Extra Mocne”, studentki i inteligencja m.in. „Carmeny” i „Caro”, a sportowcy… „Sport”, które były oficjalną marką Wyścigu Pokoju. Większość z nich w tzw. miękkich opakowaniach i oczywiście bez filtra.

Pojawiały się też mentolowe „Zefiry”, kolorowe marki zdobiły frontową szybę kiosków Ruchu. Przedmiotem pożądania było jednak właśnie to, co było niedostępne. Zachodnie marki palili cinkciarze i wyjeżdżający w latach 80. na handel do Berlina Zachodniego oraz ci, których było stać na to, by za dolary, marki czy talony kupić sobie kapitalistyczne „pachnące fajki” w Peweksie. Palił je także serialowy milicjant z „07 zgłoś się” – porucznik Sławomir Borewicz.

Po roku 1989 zachodnie produkty nadal były substytutem luksusu, choć w latach 90. nagle na bazarach, takich jak dawne targowisko pod Pałacem Kultury i Nauki w Warszawie, zaczęły powstawać budy z amerykańskimi czy francuskimi markami. Z filtrem i bez, krótkimi i długimi, grubymi i cienkimi. Można było kupić paczkę, ale… sprzedawano je też na sztuki.
Po 2000 roku kampanie antynikotynowe nabrały rozpędu. Ale mimo lat walki z paleniem rośnie nam nowe pokolenie uzależnionych, tym razem od dymka elektronicznego. Na zdjęciu grafik Andrzej Pągowski podczas inauguracji ogólnopolskiej kampanii „Młodość wolna od papierosa”, organizowanej przez Państwową Inspekcję Sanitarną w 2008 r. Fot. PAP/Andrzej Rybczyński
Koncerny dawały sobie czas na przejęcie państwowych zakładów, choć były ciekawe przypadki tworzenia lokalnych marek przez międzynarodowych potentatów. Historia polskiego palenia zatoczyła koło, gdy British American Tobacco wprowadziło na rynek obrzydliwe... „Sobieskie”. I stało się to w latach 90. pomimo protestów, że naruszane są tradycje narodowe, imię zmarłego króla i mimo znacznego oporu Urzędu Patentowego.

Przełom wieków to początek intensywnych kampanii antynikotynowych, w tym słynnego plakatu Andrzeja Pągowskiego „Papierosy są do dupy” (choć hasło miało brzmieć „Mamo, tato, nie pal przy mnie”), ale państwo tak naprawdę skupione było głównie na walce o przychody z akcyzy. Zamiast naprawdę walczyć z paleniem, tropiono nielegalną kontrabandę z byłego ZSRR. W Kaliningradzie bowiem wiedziano, co lubią Polacy o – jak relacjonowała w latach 90. nasza prasa – podrabiano tam nawet nasze „Extra Mocne”.

Mentole „zrób to sam”

Nikotynowy nałóg powoduje rocznie na świecie 8 milionów zgonów, z czego 1,2 mln ma związek z biernym paleniem – pozwala to szacować, iż w ciągu każdej dekady pozbawia życia więcej ludzi niż obie wojny światowe razem wzięte. W Polsce liczba zgonów, których przyczyną są choroby wywołane paleniem (m.in. rak płuc, udar, nadciśnienie), sięga 70 tys. rocznie.

Historia relacji nikotyny i władzy pokazuje, że państwo było bardziej zainteresowane kontrolą obrotu i podatkiem od wyrobów tytoniowych niż konsekwencjami, jakie palenie ma dla obywateli. Prawdziwa walka z tytoniem zaczęła się dopiero na początku nowego millenium. W europejskich stolicach zaczęto zakazywać palenia w barach i restauracjach, a przede wszystkim w miejscach pracy. W Polsce w roku 2010 został wprowadzony szereg ograniczeń, ale przede wszystkich radykalnie zmieniło się postrzeganie nałogu. To, co przez dekady było naturalne, czyli palenie w pracy, autobusie czy pociągu dziś jest i łamaniem przepisów, i przede wszystkim naruszeniem normy społecznej.
Papierosy w ciągu dekady pochłaniają więcej ofiar niż obydwie wojny światowe. Na zdjęciu billboard antynikotynowy odliczający liczbę osób zabitych przez nałóg. Kampanię sponsorowały amerykańskie stowarzyszenia zajmujące się zdrowiem serca i płuc oraz nowotworami, 1997 r. w Los Angeles. Fot. Gilles Mingasson / Getty Images
Regulacje Komisji Europejskiej doprowadziły do wycofania z rynku papierosów slim i mentolowych, choć idzie to opornie, bo zakaz zaczął funkcjonować w tym roku, lecz swoją historią sięga do 2013. Mentole tworzą aurę mniejszej szkodliwości, a aromat faktycznie maskuje prawdziwy smród dymu, w wyniku czego pali się więcej. Wycofano wersje z aromatyzowaną kulką, podobnie papierosy slim. Paczka powinna mieć co najmniej 20 sztuk, 68 mm wysokości, 20 mm głębokości oraz szerokość przedniej płaszczyzny 52 mm i oznaczenie związane ze szkodliwością palenia, czyli np. przerażające zdjęcie narządu zaatakowanego rakiem.

Czy te rygory zniechęcą palaczy? Na straszące zdjęcia chorób, które wywołuje nałóg, palacze już mają sposób – sprzedawane są pudełeczka, do których wkłada się paczkę i strach znika w niej wraz z ostrzeżeniami. Wprawdzie o slimach musimy zapomnieć, ale mentole już można zrobić sobie samemu, kupując kartonik nasycający paczkę aromatem i to zaledwie za parę złotych.

Regulator przez lata nie zainteresował się natomiast filtrami, które de facto są marketingowym trickiem, wykreowanym przez koncerny jeszcze w latach 50. XX w. Mają dawać nie tylko złudne wrażenie, że palenie jest mniej szkodliwe (według naukowców nie jest), ale także pozwalają producentom zaoszczędzić setki tysięcy ton tytoniu w skali globalnej (przy utrzymaniu lub podwyższeniu ceny za paczkę). Sposobem na to, by ukrócić papieros o filtr, może byłoby wykazanie, że tworzywo sztuczne, z którego powstaje, nie rozkłada się w przyrodzie i zaśmieca planetę.

Nowe, lepsze życie nikotyny?

Przeciwnikom nikotynowego nałogu w ostatnich latach wyrósł jednak nowy, o wiele poważniejszy problem. W epoce wszechobecnej cyfryzacji także papierosy nie są już tylko analogowe. Rynek przeżywa boom dzięki alternatywnym, elektronicznym metodom wdychania nikotyny. Pojawiły się dwa konkurujące ze sobą rozwiązania. Jedno to e-papierosy, których działanie polega na podgrzaniu płynu będącego mieszanką płynnego glikolu, aromatu i nikotyny. Drugie to urządzenie IQOS, w którym tytoń jest podgrzewany do niższej temperatury niż przez żar ognia zwykłego papierosa, co zmniejsza ilość wydzielanych substancji smolistych.
Nowe palenie - podgrzewacze do tytoniu
Wynalazki od początku były przedstawiane jako rewolucyjne rozwiązania, które pozwolą uporać się z negatywnymi skutkami palenia i zredukują tragiczny bilans zgonów. Niestety, jak jest używka, muszą być też skutki uboczne. Dziesiątki milionów młodych ludzi na świecie, którzy formalnie nie mogą kupić papierosów w sklepie, przerzuciło się na nowo wykreowaną modę na e-papierosy.

Nie są reklamowane w telewizji, bo... nie muszą. Młodzież przecież telewizji nie ogląda, więc wystarczy aktywny marketing – oczywiście w mediach społecznościowych, gdzie prowadzą swoje e-życie. Techniki promocyjne potentata amerykańskiego rynku, firmy Juul, właśnie przechodzą do historii jako część kanonu reklamy XXI wieku (tak jak kiedyś reklama w prasie czy później – telewizji). Przedsiębiorstwo wykreowało wśród nastolatków modę na vapowanie, rekrutując influencerów i wykorzystując ich wpływ na młodzieżowe mody, korzystając z kanałów na Instagramie, czy promując się nawet przy kreskówkach w internecie i serwisach dla nastolatków.

Roczna sprzedaż e-papierosów na świecie przynosi ponad 10 miliardów dolarów. Nowa moda rozeszła się jak wirus, bo właśnie z takim wirusowym marketingiem mamy tu do czynienia. Wszystko pod szyldem misji chroniącej nas przed paleniem papierosów lub pomocy w rzucaniu nałogu.

Problem w tym, że wciąganie podgrzanej pary z nikotyną stało się rozrywką 12-, 13-, czy 14-latków, którzy jeszcze dekadę temu nie pomyśleliby, żeby wziąć do ust papierosa. Zanim zaczęto badać skutki „nowych lepszych papierosów” i kontrolować ich używanie w przestrzeni publicznej, młodzież – jak przed 70 laty ich dziadkowie – zaczęła palić wszędzie, łamiąc dopiero co wypracowane bariery.

Tymczasem przyjmowanie nawet czystej nikotyny nie tylko pobudza i uzależnia, ale na dłuższą metę powoduje choroby serca. Co najważniejsze, niemal jedna trzecia nastolatków, którzy zaczynają palić tradycyjne papierosy to ci, którzy zaczęli od elektronicznej wersji. W Polsce trend jest podobny, bo choć ustawa reguluje ograniczenia w sprzedaży i promocji e-papierosów, to zapisy są martwe. Dymią gimnazjaliści, a zakaz reklamy w mediach nic nie daje, skoro kanały poświęcone vapowaniu na polskim YouTube mają kilka milionów młodych subskrybentów.
Ponad jedna czwarta uczniów szkół średnich w USA używała w 2019 roku e-papierosów w ciągu ostatnich 30 dni przed badaniem, w którym ich o to zapytano. Zdecydowana większość zgłosiła używanie smaków owocowych lub mentolowych. Amerykańskie stany prowadzą kampanie przeciwko e-papierosom, jak tu Minnesota, gdzie do vapowania przyznaje się 20 proc. uczniów szkół średnich. Fot. Michael Siluk/Education Images/Universal Images Group via Getty Image
Produkt sprzedaje się świetnie, głównie wysyłkowo, rozprowadzany przez internet, gdzie klienci kupują rozmaite smakowe wersje płynów. Później w domu dawkują sobie nikotynę według własnego uznania, a niekiedy – co jest tajemnicą poliszynela – „podkręcają” e-papierosa narkotykami. Niebezpiecznie zrobiło się w ubiegłym roku w USA, gdy choroba płuc związana z vapowaniem spowodowała 60 zgonów, najczęściej młodych ludzi. Okazało się, że na niekontrolowanym przez państwo rynku pojawiły się mieszanki z substancją THC i toksycznym octanem tokoferolu.

Dla starszych i bardziej konserwatywnych palaczy alternatywą mają być podgrzewacze tytoniu IQOS, innowacja firmy Philip Morris, znanego producenta marek Marlboro, Chesterfield czy LM. Koncern przekonuje, że do roku 2035 tradycyjnie żarzące się papierosy znikną z rynku i chce przejąć inicjatywę, oferując „alternatywny i bezpieczny” sposób wdychania tytoniu.

Gra idzie o miliardy dolarów zysku, ale w dyskusji o mniejszej szkodliwości tego rodzaju palenia należy zachować ostrożność. Śledztwo Reutersa wykazało, że szwajcarski instytut finansowany przez koncern nie do końca rzetelnie przeprowadzał badania dotyczące emisji substancji smolistych w czasie podgrzewania wkładów. Również polscy pulmonolodzy, choćby z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, przekonują – powołując się na amerykańskie badania – że nie ma bezpiecznego sposobu palenia, a w aerozolu z IQOS-a stężenie związków powodujących nowotwory jest niewiele niższe niż w tradycyjnym dymie tytoniowym.

– Cezary Korycki

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy

Sonda - podgrzewacze tytoniu – czy traktujemy je jak normalne palenie?
Zdjęcie główne: Po tym jak choroba płuc związana z vapowaniem spowodowała w USA 60 zgonów, stany prowadzą kampanie przeciwko e-papierosom, jak ta przekonująca, że uzależniają one tak samo, jak zwykłe papierosy. Fot. Michael Siluk/Education Images/Universal Images Group via Getty Images
Zobacz więcej
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Legendy o „cichych zabójcach”
Wyróżniający się snajperzy do końca życia są uwielbiani przez rodaków i otrzymują groźby śmierci.
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Pamiętny rok 2023: 1:0 dla dyktatur
Podczas gdy Ameryka i Europa były zajęte swoimi wewnętrznymi sprawami, dyktatury szykowały pole do przyszłych starć.
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Kasta, i wszystko jasne
Indyjczycy nie spoczną, dopóki nie poznają pozycji danej osoby na drabinie społecznej.
Cywilizacja wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Jak Kościół katolicki budował demokrację amerykańską
Tylko uniwersytety i szkoły prowadzone przez Kościół pozostały wierne duchowi i tradycji Ojców Założycieli Stanów Zjednoczonych.
Cywilizacja wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Budynki plomby to plaga polskich miast
Mieszkania w Polsce są jedynymi z najmniejszych w Europie.