– Jest przedstawiany jako arogancki dupek, a nie jako ktoś, kto musiał wkładać trzy razy więcej wysiłku, by osiągnąć coś, co innym przychodziło łatwo. Naprawdę czułam się niekomfortowo siedząc w kinie i słuchając ludzi śmiejących się z mojego ojca – powiedziała w jednym z wywiadów Shannon, córka Bruce’a Lee. Jak zaznaczyła, ojciec unikał walki z ludźmi, którzy nie byli profesjonalistami w tym, co on sam robił.
O co dokładnie poszło? Czyje podejście do mistrza ją zirytowało? Winowajcą jest Quentin Tarantino. A dokładniej jedna ze scen jego filmu „Pewnego razu… w Hollywood”, którego światowa premiera miała miejsce w maju ubiegłego roku.
Bruce Lee wyzywa w niej na pojedynek kaskadera, w którego wciela się Brad Pitt. Przy okazji chwali się, że pokonałby samego Muhammada Alego. Walka kończy się zwycięstwem Pitta, zaś mistrz, instruktor i filozof sztuk walki zostaje nie tylko pokonany, ale efektownie rzucony na stojący na planie samochód. To właśnie oburzyło Shannon Lee i sprawiło, że na Tarantino posypały się gromy.
Pytany o jej wypowiedź reżyser odrzekł dość lapidarnie, że jego dzieło to fikcja, ale obrazu Lee nie przerysował.
Nie wymyśliłem zbyt wiele…
– Bruce Lee był trochę aroganckim facetem. Nie wymyśliłem zbyt wiele. Słyszałem, jak mówił takie rzeczy – twierdził Tarantino. Na dowód przytoczył fragment biografii Lindy Lee, czyli żony aktora-mistrza. Miała ona przyznać, że jej mąż chwalił się, że dałby radę pokonać Alego.
– Brad Pitt nie byłby w stanie pokonać Bruce’a Lee, ale grany przez niego Cliff Booth mógłby. Gdy mówię, że mógłby to zrobić, mam na myśli, że jest to postać fikcyjna. W takim wypadku mógłby to zrobić – tłumaczył reżyser i dodał, że w taki właśnie sposób chciał… uhonorować mistrza sztuk walki.