Edmund Bojanowski jest dziś patronem Przymierza Rodzin i patronem Szkoły Wyższej PR. Ale dla Izabeli Dzieduszyckiej był kimś naprawdę bliskim. Pamiętam jej wspaniałą reakcję na wierszyk, który na jednym z obozów Przymierza Rodzin ułożyli mali chłopcy, a który przez ich wychowawców – raptem licealistów, ale to taki poważny wiek – nie został „dopuszczony” do wieczornych występów:
Edmund Bojanowski
miał wielkie troski,
budował ochronki,
rozdawał mielonki.
Pani Iza uważała, że to znakomite podsumowanie społecznikowskiej pasji świętego i jeszcze w dodatku dokumentacja obozowego menu (mielonki) i śmiała się do rozpuku, a śmiech miała cudowny, zaraźliwy i radosny.
Randka z kierowcą
Dlatego teraz przyszła pora, aby zdradzić wielką tajemnicę pani Izy, której tyle osób mówiło, jak bardzo się poświęca i pytało, skąd bierze na to siły.
– Poświęcić to złe słowo – wyjaśniała w czasie naszej rozmowy. – Bo ja to robię z radością, ja nic nie poświęcam. Moja własna rodzina daje mi tyle szczęścia i radości, że muszę dzielić się tym z innymi. Także rodzina, w której się wychowałam, zawsze była blisko Boga i blisko Kościoła, stad ciepło i radość. No i przede wszystkim to, że mój maż był moim meżem, pozwoliło nam tyle zbudować. To był człowiek wielki duchowo, mogliśmy stworzyć dom i rodzinę na miarę naszych marzeń.
Tadeusz Dzieduszycki z Zarzecza pochodził z podobnej jak ona rodziny: trzynaścioro dzieci, wiara i miłość, kulturotwórcza rola dworu, dom otwarty dla innych. W czasie wojny gromadziły się tam dziesiątki poszukujących schronienia czy pomocy, w tym także ks.dr Stefan Wyszyński, o czym kiedyś z radością pani Iza od niego usłyszała.
Tadeusz w czasach stalinowskich pracował jako zawodowy kierowca, bo dla takich jak on innego miejsca nie było. – Kierowca! A ja na pierwszej randce wsadziłam go na mój skuter osa i pomknęliśmy do Żelazowej Woli – śmiała się, duma, że się nie wystraszył.