Figurki Buddy pozbawione głów
Mao Zedong zmarł we wrześniu 1976 r., rewolucja kulturalna dobiegła końca i odtąd jego mumia spoczywa w mauzoleum na placu Tiananmen w Pekinie. Po nieudanym zamachu na życie Mao marszałek Lin Biao zginął już w 1971 r. jakoby w wyniku katastrofy lotniczej podczas próby ucieczki do Moskwy. Wdowę po Mao, Jiang Qing aresztowano w październiku 1976 r. i w 1980 r. najpierw skazano ją na śmierć, a potem na dożywocie. Ostatecznie zmarła w 1991 r., podobno popełniając samobójstwo.
Liu Shaoqi został pośmiertnie rehabilitowany w lutym 1980 r. Deng Xiaoping został przywódcą Chin w 1978 r. Zerwał z maoistowską ideologią i zainicjował bezprecedensowy kurs reform gospodarczych oraz otwarcia Chin na świat. Wielki skok, rewolucja kulturalna i hunwejbini stali się w Chinach tematami niewygodnymi. W szkołach wspomina się o nich jedynie marginalnie, „czerwone książeczki” poszły na makulaturę, a znaczki z Mao na złom.
Ale pamiętajmy, że choć w Chinach koszarowy komunizm i maoizm są już przeszłością, to jednak chińscy przywódcy nie odcięli się całkowicie od Mao (tak jak Sowieci od Stalina), a tym bardziej nie uznali jego działań za zbrodnicze – przez co porównywanie hunwejbinów do Hitlerjugend byłoby w Chinach absolutnie nie do pomyślenia. Ogromny portret Mao nadal wisi na bramie Tiananmen, a jego wizerunek wciąż widnieje na wszystkich chińskich banknotach.
Kiedy po raz pierwszy dotarłem do Pekinu w 1982 r., śladów po wandalizmie hunwejbinów było jeszcze mnóstwo. W bajkowym Pałacu Letnim tysiące figurek Buddy na ścianach świątyń wciąż były pozbawione głów, bo hunwejbini je poodrąbywali. Przed taoistyczną świątynią Dongyue walały się stosy rozdeptanych kilkusetletnich drewnianych matryc do drukowania modlitw. Grobowce cesarzy dynastii Ming i Qing były kompletnie zdemolowane.
Najpiękniejsze chwile w życiu
Teraz oczywiście wszystko już jest pięknie odnowione lub zrekonstruowane. Hunwejbini jednak, tak jak sam Mao, stali się dla licznych Chińczyków obiektami nostalgii – na tej samej zasadzie jak u nas czasem nostalgicznie wspomina się PRL. Bo dla wielu wówczas młodych Chińczyków był to przecież okres ekscytującej przygody, porywu, buntu, emocji.
Chińska opiekunka naszego syna w Pekinie, była hunwejbinka, ciągle opowiadała mu z rozrzewnieniem, jak jeździła za darmo po całych Chinach (pewnie żeby coś tam zdemolować) i jak za całe skromne kieszonkowe kupiła sobie raz w Kantonie kiść bananów, których nigdy wcześniej na oczy nie widziała. – To były najpiękniejsze chwile w moim życiu – wspominała, nucąc naszemu synkowi śpiewane niegdyś przez hunwejbinów rewolucyjne pieśni o Wielkim Sterniku.
Inna była hunwejbinka, Yu Xiangzhen wspomina na swoim blogu wiec z Mao na placu Tiananmen: „Miałam wtedy 13 lat. Gdy ujrzeliśmy Mao machającego do nas ręką dostaliśmy amoku. Darliśmy się i krzyczeliśmy aż zupełnie ochrypliśmy. Za Mao gotowi byliśmy umrzeć. Nawet gdybyśmy mieli narazić się na największe niebezpieczeństwa. Wierzyliśmy, że Mao jest nam bliższy niż matka czy ojciec, że bez Mao nie mielibyśmy niczego”.