Na odsiecz Finom! Wojna zimowa a sprawa polska
piątek,
19 lutego 2021
Wróg mojego wroga jest moim przyjacielem – zgodnie z tą zasadą, gdy Armia Czerwona zaatakowała Finlandię, rząd generała Władysława Sikorskiego szybko nawiązał kontakt z władzami w Helsinkach. Emigracyjny gabinet zaoferował Finom wsparcie żołnierzy, lecz ostatecznie polskich marynarzy, lotników czy piechoty nikt w Skandynawii nie widział. Kluczem do naszego braterstwa na froncie była bowiem postawa aliantów, a ci woleli Polaków jako obrońców brytyjskiego nieba.
Jeśli posłużyć się metaforą drogową, Józef Stalin otrzymał zielone światło na agresywne kroki wobec Finlandii przy podpisywaniu umowy między III Rzeszą a ZSRR 23 sierpnia 1939 roku. Tajny protokół paktu Ribbentrop-Mołotow przewidywał, że skandynawski kraj znajdzie się w sowieckiej strefie wpływów, a że dyktator kuł polityczne żelazo póki gorące, już w październiku zaprosił Finów do Moskwy. Cel? „Przedyskutowanie kwestii politycznych”, a w praktyce – przyjęcie dyktatu Związku Sowieckiego, zakładającego m.in. 30-letnią dzierżawę portu Hanko na skraju Zatoki Fińskiej i przesunięcie ku północy granicy radziecko-fińskiej na Przesmyku Karelskim.
Finowie prawie 2 miesiące grali na czas, wysuwając wobec Sowietów własne propozycje korekt granicznych. Taktyki tej nie dało się jednak ciągnąć w nieskończoność, a jej złowrogim podsumowaniem stały się słowa Wiaczesława Mołotowa, ministra spraw zagranicznych ZSRR, skierowane do fińskiego dyplomaty Juho Paasikiviego: „Skoro my, cywile, nie potrafimy niczego osiągnąć, to może kolej, żeby przemówili żołnierze”. Armii Czerwonej do agresji potrzebny był tylko pretekst i aby go uzyskać, Sowieci posłużyli się prowokacją.
Czy korzystali z rad niemieckiego sojusznika (prowokacja gliwicka!) – nie wiadomo, ale faktem jest, że 26 listopada „fińscy artylerzyści” ostrzelali sowiecki posterunek graniczny w Karelii. Ta szopka przyniosła 4 czerwonoarmistom śmierć, a ich 9 kolegom poważne rany, a był to tylko wstęp do rozlewu krwi, jaki Stalin planował urządzić fińskiej armii. Czerwony satrapa posłał na front 500 000 żołnierzy i oczekiwał od nich co najmniej uszczuplenia terytorium Finlandii na rzecz ZSRR, a najchętniej – zajęcia kraju, zmienionego potem w republikę radziecką. Termin naglił, bo w grudniu przypadały urodziny dyktatora.
Dowództwu Armii Czerwonej tak zależało na przyniesieniu Stalinowi ziem sąsiada w prezencie, że na realizację ofensywy przeznaczyli tylko 12 dni. Więcej, sowiecka generalicja była na tyle pewna rzucenia przeciwnika na kolana, że krasnoarmiejcy otrzymali jasny komunikat: w pogoni za wrogiem nie zapędźcie się aby za granicę fińsko-szwedzką! Przewaga agresora była druzgocąca: na samym Przesmyku Karelskim naprzeciw 21 000 Finów stanęło 120 000 Sowietów, a naprzeciw 71 dział i 29 fińskich armat przeciwpancernych – 1400 radzieckich czołgów i 900 dział polowych. Widmo sowietyzacji zajrzało Skandynawom w oczy.
Liga rządzi, lecz nie radzi
Mimo rażącej dysproporcji sił, Finowie stawili Armii Czerwonej opór, jak się miało niebawem okazać, nad wyraz skuteczny. Z pola walki przenieśmy się jednak do politycznych gabinetów – militarną defensywę Helsinki uzupełniły dyplomatyczną ofensywą. Już 3 grudnia delegat fiński w Lidze Narodów Rudolf Holsti wystosował list do sekretarza generalnego organizacji Josepha Avenola, który nie pozostawiał złudzeń: „Fińskie stanowiska graniczne i otwarte miasta fińskie zostały zaatakowane. Szaleje śmierć i spustoszenie wśród ludności cywilnej”.
Nim przedstawiciele Ligi odnieśli się do tego listu, zareagował Mołotow. Oświadczył, że ZSRR utrzymuje serdeczne relacje z władzami Demokratycznej Republiki Finlandii – czyli powołanego przez Sowietów marionetkowego państwa, na czele z komunistą Otto Kuusinenem – i w związku z tym „Związek Radziecki nie znajduje się w stanie wojny z Finlandią ani nie zagraża wojną narodowi Finlandii”. A Armia Czerwona wkroczyła na ziemie fińskie, „zaproszona” przez rząd Kuusinena w celu „zażegnania niebezpiecznego ogniska wojny”. Niewiele to dało – 14 grudnia Liga usunęła ZSRR ze swoich szeregów.
Osiem scen i terminów wojny zimowej, które proszą się o kamerę.
zobacz więcej
Niestety, na tym interwencja organizacji się skończyła, a Finom pozostało apelowanie o pomoc do poszczególnych krajów. Apele te padły na podatny grunt w Angers, gdzie od października 1939 roku urzędował polski rząd. Premier Sikorski liczył, że potencjalna walka naszych żołnierzy w Finlandii, u boku zachodnich aliantów, pozwoli wciągnąć tych ostatnich w wojnę z ZSRR. W związku z tym w pierwszych dniach grudnia poseł w Helsinkach Henryk Sokolnicki złożył prezydentowi Kyösti Kallio’emu oraz głównodowodzącemu, marszałkowi Carlovi Mannerheimowi „wyrazy podziwu i gorącej sympatii” dla narodu fińskiego.
Biało-czerwoni lotnicy uskrzydlą Finów?
Aby słowa wsparcia przeszły w czyn, 6 grudnia podpułkownik Mateusz Iżycki zaproponował generałowi Józefowi Zającowi, dowódcy lotnictwa polskiego we Francji, wysłanie polskich pilotów internowanych w krajach bałtyckich, jako ochotników na front fiński. Realizacja pomysłu od początku napotkała wiele przeszkód – trudno było oczekiwać, że znajdujące się pod sowiecką presją Litwa, Łotwa czy Estonia (w każdym kraju stacjonowało około 20 000 żołnierzy Armii Czerwonej) zgodzą się na wypuszczenie Polaków, mających docelowo walczyć przeciw Sowietom.
Jeszcze większą naiwność wyrażała myśl, że Bałtowie pozwolą internowanym lotnikom opuścić obozowe baraki wraz ze sprzętem wojennym. Niemniej, takie rozważania snuto w niektórych polskich kręgach politycznych i wojskowych, choć minister spraw zagranicznych August Zaleski stanowczo wykluczył taki obrót zdarzeń na posiedzeniu rządu 2 stycznia 1940 roku. Szef MSZ dodał, że „bez niego [sprzętu] pomoc polska w samym materiale ludzkim nie będzie przedstawiać wartości, […] bowiem Finlandia sprzętu nie posiada”. Deski ratunku upatrywał we Francji, która mogłaby zaopatrzyć pilotów w broń kupioną od Szwecji.
Francuzi niespecjalnie byli zainteresowani tą koncepcją, w przeciwieństwie do planu zorganizowania polskiego dywizjonu myśliwskiego z lotników znajdujących się nad Sekwaną i przerzucenia go do Finlandii. Temat ten wypłynął w trakcie styczniowej konferencji polsko-francuskiej z udziałem szefa misji wojskowej przy rządzie RP, generała Victora Denaina i wspomnianego generała Zająca. Premier Sikorski natomiast nie był początkowo zachwycony perspektywą dywizjonu. Argumentował, że jego formowanie opóźni odbudowę polskiej armii we Francji.
Niemniej, siła francuskiej perswazji przeważyła i prace nad tworzeniem dywizjonu ruszyły. Na razie na papierze. W założeniu jednostka miała składać się z 2 eskadr i walczyć pod fińskim niebem jako część Polskich Sił Powietrznych, podporządkowana operacyjnie dowództwu fińskiemu. O jej przeszkolenie i wyposażenie mieli zatroszczyć się Francuzi, a było kogo szkolić. Zgodnie z planem, kadrę dywizjonu stanowiło bowiem 30 pilotów, 1 oficer techniczny, 24 mechaników samolotowych, 2 radiomechaników, 2 rusznikarzy i 1 reflektorzysta.
Churchill krzyżuje polskie plany
Tyle dokumenty, a jak ich realizacja? Otóż nijak, bo Paryż przy poważniejszych wojennych przedsięwzięciach oglądał się na Londyn, zaś RAF podejrzliwie patrzył na udział biało-czerwonego lotnictwa w wojnie zimowej. Oficjalnie chodziło o braki materiałowe aliantów i niemożność wyekwipowania pilotów, ale nie miejmy złudzeń – w zamyśle Brytyjczyków Polacy mieli przede wszystkim bronić Zjednoczonego Królestwa przed potencjalnymi nalotami Luftwaffe. Sprzeciw Londynu okazał się skuteczny i wizja polsko-sowieckich walk powietrznych pozostała w sferze pobożnych życzeń.
Skoro Polakom nie było dane wesprzeć Finów lotniczo, może powalczyć „za wolność naszą i waszą” drogą morską? I tu nasze władze czekało rozczarowanie, również za sprawą Brytyjczyków. Nim generał Sikorski usłyszał od nich „nie”, w grudniu 1939 roku spotkał się z fińskim attaché wojskowym we Francji, pułkownikiem Aladarem Paasonenem. Dyplomata zapewnił polskiego premiera, że Finom zależy na wsparciu Rzeczpospolitej, zwłaszcza na udziale polskich okrętów wojennych w „akcji Petsamo”.
Pod tą nazwą kryły się plany brytyjsko-francuskiego desantu w okolicach fińskiego miasta Petsamo, a w dalszej kolejności – ewentualnego zajęcia Murmańska. Polacy pozytywnie odpowiedzieli na prośbę Helsinek i nasz ambasador nad Tamizą Edward Raczyński 15 grudnia poinformował o tym fińskiego posła Georga Gripenberga. Z ust dyplomaty padło jednak „ale”: polska dobra wola nie wystarczy i o obecności ORP „Błyskawica” czy „Grom” wśród sił ekspedycyjnych zdecyduje brytyjska admiralicja.
Brytyjczyków zmanipulował „mały, antysemicki szakal z Cieszyna”, pretensje Niemiec do Polski były uzasadnione, Churchill był niekompetentny, a potęga imperium i legendarne bitwy to złudzenie – tak konserwatysta obala mity swego narodu o „słusznej wojnie”.
zobacz więcej
Ta zaś 18 grudnia odniosła się negatywnie do udziału polskich marynarzy w operacji Petsamo. Dlaczego? Podobnie, jak w przypadku lotnictwa, górę nad polskim i fińskim interesem wziął interes brytyjski. Winston Churchill, wówczas Pierwszy Lord Admiralicji, i Edward Wood, kierujący dyplomacją Albionu lord Halifax, uznali, że polskie niszczyciele i łodzie podwodne mogą się im jeszcze przydać do zabezpieczenia własnego wybrzeża przed zakusami Kriegsmarine. Skądinąd trudno się temu dziwić – dbali po prostu o swoje, ale polskim władzom po raz kolejny pokazano miejsce w szeregu.
Brygada, która nie zdążyła na front
Mówimy „Samodzielna Brygada Strzelców Podhalańskich”, myślimy „bitwa o Narwik”, ale skojarzenie podhalańczyków z wojną zimową jest również właściwe. Jednostkę powołano wszak do życia z myślą o skierowaniu jej do Finlandii i działaniu ramię w ramię z podkomendnymi marszałka Carla Gustawa Mannerheima. Na przeszkodzie stanęło zawarcie przez Finów pokoju z Moskwą 13 marca 1940 roku, a jako ciekawostkę warto wspomnieć, że helsińskie kręgi wojskowe w pewnym momencie oczekiwały bojowego wsparcia nie tyle brygady, co wszystkich polskich żołnierzy stacjonujących nad Sekwaną (!).
Brzmi jak mission impossible, lecz dokumenty nie kłamią. Jak pisał w raporcie z 7 stycznia attaché wojskowy w Helsinkach, podpułkownik Władysław Łoś, „wiele poważnych fińskich osobistości […] w rozmowach z Posłem RP, względnie ze mną, zaczęło lansować myśl uzyskania wojskowej pomocy dla Finlandii od Polski. […] Insynuacje te szły w czterech kierunkach: 1) przetransportowanie całej armii polskiej z Francji do Finl[andii]”. Autorowi tego pomysłu nie sposób odmówić kreatywności, zdecydowanie gorzej z realizmem politycznym.
Tymczasem Francuzi zaproponowali Sikorskiemu posłanie części sił lądowych Wojska Polskiego (odtwarzanego we Francji) na odsiecz Finom. Naczelny Wódz nie podszedł do tej idei ze specjalnym entuzjazmem, ale z czasem – podobnie jak w przypadku dywizjonu myśliwskiego – zmienił zdanie. Pomoc polskiej piechoty obwarował jednak warunkami: żołnierze mieli walczyć przeciw Armii Czerwonej w ramach alianckich sił ekspedycyjnych, ponadto Finowie powinni uznać polskie władze na uchodźstwie (dotychczas Helsinki nie akredytowały przy rządzie w Angers swojego przedstawiciela).