Zdzisław Najder zakończył pracę w RWE w 1987 roku, współpracował z „Kulturą” i także paryskim „Kontaktem”. W 1990 roku wyrok uchylono i mógł wrócić do kraju. Został doradcą najpierw prezydenta Lecha Wałęsy, potem premiera Jana Olszewskiego.
Zasłużony dla Polski TW „Zapalniczka”
Jeszcze w trakcie walki Wałęsy o prezydenturę Najder opowiedział się po jego stronie w tzw. wojnie na górze, jako przewodniczący Komitetu Obywatelskiego przy Lechu Wałęsie. Gdy wsparł nielubiany przez Wałęsę prolustracyjny rząd Jana Olszewskiego, z kręgów Kancelarii Prezydenta wyszła informacja, że w otoczeniu premiera jest były agent SB. Uderzono w ten sposób w rząd za wykonanie przezeń Uchwały Lustracyjnej Sejmu RP.
Zdzisław Najder w wywiadzie dla RWE przyznał, że w 1958 r. „samodzielnie zgodził się” na „dłuższe rozmowy” z SB, które miały na celu „wprowadzenie SB w błąd i ukrywanie tego, co rzeczywiście robili moi przyjaciele (...) i co robiłem ja sam”. Prof. Paweł Machcewicz i prof. Andrzej Paczkowski w artykule „Tajny agent”, zamieszczonym w „Rzeczpospolitej” w październiku 2005 roku, pisali: „Zachowana dokumentacja nie potwierdza wersji o prowadzeniu gry z SB, którą Najder przedstawiał w 1992 r. (...) Wygląda na to, że wersja o grze była racjonalizacją działań, do których sam miał stosunek negatywny”.
W o wiele lat późniejszym wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” Najder żałował, że w ogóle rozmawiał z SB, po czym ma wrażenie „upaprania”, przyznał się do jednego meldunku podpisanego „Zapalniczka” i utrzymywał, że nikomu nie zaszkodził. Pewnie też nie za bardzo pomógł SB, wyrok śmierci świadczy, że MSW nie zachowało go we wdzięcznej pamięci. Wiadomo, że gdyby się nie zgodził, to by nie skorzystał ze stypendium Fundacji Forda. Badania nad Conradem nie potoczyłyby się tak intensywnie, jeżeli w ogóle, bo paszportu pewnie by nie dostał przez lata.