Wystarczy wejść na stronę internetową dobrego, licencjonowanego salonu broni i popatrzeć: są niezłe egzemplarze za dwa-trzy tysiące i są cacka za kilkanaście i kilkadziesiąt tysięcy złotych. – W produkcji broni, także sportowej, najważniejsza jest tradycja i za to się płaci – wyjaśnia Krzysztof Szuster. – Na rynku królują Niemcy, Austriacy i Amerykanie. Choć, oczywiście, także w tej dziedzinie spotkamy chińską produkcję, której nie polecam – dodaje.
– A jaki sport nie kosztuje? – pyta retorycznie Paweł Łukasik, kiedy dopytuję, czy to pasja tylko dla bogatych. – Przecież narty też ludzie kupują coraz lepsze, skomplikowane rowery są coraz droższe, że o żaglówkach nie wspomnę. Ale nawet student, jak się zdecyduje i umie oszczędzać, to z własnych zarobków jest w stanie udźwignąć koszt pierwszej broni – zapewnia.
– Własna broń to nie tylko sprawa posiadania, to także poważna oszczędność, jeśli naprawdę chce się uprawiać ten sport – mówi wspomniany już profesor Politechniki Warszawskiej, który swoim zapałem do strzelania zachęcił liczne grono przyjaciół i przyjaciół własnych synów.
Licencję trzeba corocznie przedłużać, a to oznacza konieczność udziału w tak zwanych zawodach. Zawody polegają na tym, że się przychodzi i strzela – odbywały się więc nawet podczas pandemii, bo ludzie się tam ze sobą nie stykają. Na zawodach nie ma podium i medali, ale jest tarcza i obowiązek zademonstrowania umiejętności; wynik wprawdzie nie ma znaczenia, ale odpowiednią ilość nabojów trzeba wystrzelić. – Jeśli masz własną broń i aktualne pozwolenie, kupujesz amunicję w sklepie i nie przepłacasz na strzelnicy, która potrafi liczyć 2,50 za sztukę – tłumaczy profesor.
– Własna broń to także inwestycja, bo taki na przykład colt python, którego produkcja została przerwana dwadzieścia lat temu, kiedyś kosztował około 2000 dolarów, a dziś kosztuje co najmniej 15 tysięcy, a i tak jest niemal nieosiągalny – dowodzi Krzysztof Szuster. – A przecież nie mówimy o broni kolekcjonerskiej i pamiątkowej, które mają konkretną wartość jako dzieło sztuki użytkowej czy obiekt historyczny. Mówimy tylko o broni sportowej.
Ale trzeba postawić kropkę nad „i”: rozwój tej sportowej pasji to jeszcze jeden dowód na to, ze społeczeństwo się bogaci. W przeciwnym razie byłaby to tylko fanaberia.
Powrót do normalności
Wśród znawców i miłośników tej dyscypliny sportu nikt nie ma wątpliwości, że jest ona społecznie niebywale potrzebna. Przeciwników o zdanie nie pytam.