Gorzkie żale księcia i aktoreczki. Wywiad, który wstrząsnął brytyjską monarchią
piątek,
12 marca 2021
Najwięcej na tym stracił Harry. W rankingach popularności spadł na czwarte miejsce w rodzinie Windsorów, za królową, Williamem i księżną Kate.
Przyszłość i funkcjonowanie monarchii to z pewnością ważna sprawa, ale plotkarskie, obyczajowe smaczki zawsze są na pierwszym planie. Brytyjską opinię publiczną najbardziej nurtuje więc pytanie, kto w rodzinie królewskiej snuł rozważania, jaki kolor skóry może mieć mały Archie, synek księcia Harry’ego i Meghan Markle. Ciekawość do tej pory nie została zaspokojona i bardzo możliwe, że nikt nigdy się tego nie dowie, ale przynajmniej wiadomo, że owym tajemniczym kimś nie była królowa Elżbieta ani książę Filip.
Cały wywiad księcia Harry’ego i Meghan Markle miał oczywiście quasi-plotkarski charakter. Nie w tym sensie, że opowiadali pikantne czy choćby tylko zakulisowe historie o innych, lecz że zyskali okazję, by mówić o sobie w sposób, który zwykłym ludziom pozwolił zerknąć przez dziurkę od klucza na świat dla nich samych niedostępny.
Nikt chyba zresztą nie sądził, że wywiad może być inny. Oprah Winfrey nie zaprosiła księcia i księżnej Sussex po to, by pytać, jak wyobrażają sobie monarchię za dziesięć, dwadzieścia czy pięćdziesiąt lat i co by w niej chcieli zmienić. Zresztą, prawdę mówiąc, ich poglądy na ten temat są najwyżej ciekawostką, bo znaczenia żadnego nie mają, zwłaszcza od chwili, gdy odeszli z dworu.
Aż 54 proc. Brytyjczyków nie widzi potrzeby, by książę Harry z Meghan wrócili na dwór i podjęli dawne obowiązki.
zobacz więcej
Oprah Winfrey zaś, gdyby trzymała się poważnych tematów, nie zainkasowałaby 7 mln dolarów, a może i więcej (pisze się nawet o 9 mln), jakie podobno zapłaciła jej za wywiad telewizja CBS. Poważne tematy nie przyciągają wielomilionowej widowni. Ujawnianie, co dzieje się za drzwiami królewskich pałaców, zwłaszcza ciemnych stron życia na dworze, to zupełnie inna sprawa.
Oprah poruszyła więc jak najbardziej właściwą strunę, dając książęcej parze szansę, by wyżaliła się szerokiej publiczności, opowiadając o krzywdach, które skłoniły ją do rozstania z dworem. Dla Harry’ego i Meghan była to zarazem szansa na zaprezentowanie własnej wersji wydarzeń. Ściślej mówiąc, jest to jedyna taka relacja, bo inni członkowie rodziny Windsorów do tej pory nie przejawiali chęci, by opowiadać w mediach, co było nie tak z księciem i księżną Sussex.
Okropne słowo „rasizm”
Z małej, nawet całkiem niewinnej kwestii w sprzyjających warunkach może się zrodzić niemały problem. Tak właśnie stało się ze wspomnianym pytaniem o kolor skóry dziecka, które ma urodzić żona księcia Harry’ego. Choć przecież nie wiadomo, w jakiej sytuacji i w jakim kontekście to pytanie padło – a to jest sprawa podstawowa. Mogło ono faktycznie mieć podtekst pogardliwy, a nawet rasistowski, ale mogło być też podyktowane najzwyczajniejszą w świecie ciekawością, a nie, nie daj Boże, rasizmem. To nawet zrozumiałe, bo takiej sytuacji nigdy jeszcze w rodzinie Windsorów nie było.
Opowieść o tym nie wzbudziłaby pewnie aż takiego poruszenia, gdyby nie histeria, jaka w ostatnich miesiącach zapanowała na punkcie wszystkiego, co czarne i białe. Ruch BlackLivesMatter. wraz z jego akcjami, manifestacjami i agresją, spowodował, że każda uwaga mieszcząca się w kategorii spraw czarno-białych jest traktowana jako przejaw rasizmu. To absurd, ale efekt jest taki, że kwestię domniemanego rasizmu eksponują nie tylko media najbardziej postępowe, takie jak BBC czy dziennik „Guardian”, który uważa, że jest to „najbardziej szokująca ze wszystkich ujawnionych spraw”, ale właściwie wszystkie. Nawet Pałac Buckingham w wydanym krótkim oświadczeniu zapowiedział, ze sprawa zostanie zbadana w gronie rodzinnym.
Warto zresztą pamiętać, że od chwili, gdy ogłoszono zaręczyny księcia Harry’ego z amerykańską aktorką, która często podkreślała, że jest „rasy mieszanej” czy też osobą „dwurasową” – jak to się obecnie określa, by uniknąć słowa „Murzyn”, równie strasznego jak „rasizm” – i w dodatku uważa to za swój atut, na dworze nikt i nigdy nie zająknął się ani słowem na temat jej pochodzenia. To nie tylko kwestia dobrych obyczajów. Mówienie o tym nie byłoby właściwe, skoro monarchia ma za zadanie jednoczyć Wielką Brytanię, już mocno zaawansowaną na drodze do wielokulturowości, i spajać, do pewnego przynajmniej stopnia, Commonwealth.
W mediach zdarzają się też głosy rozsądku. W tygodniku „Spectator” autorka analizy zatytułowanej „Czy Harry i Meghan są w stanie udowodnić swe prowokacyjne zarzuty” nie kryje wątpliwości wobec wszelkich ich enuncjacji, bo – zwraca uwagę – są one po prostu gołosłowne. Nie ma w nich żadnych konkretów.
Ofiara knowań dworu
Choć przebieg rozmowy jest doskonale znany, bo wywiad nie tylko został zakupiony przez wiele stacji telewizyjnych (również w Polsce), ale i omówiony ze wszystkimi szczegółami przez media, przypomnijmy pokrótce jego najważniejsze, poza wspomnianym pytaniem o kolor skóry synka książęcej pary, punkty. Po pierwsze, mały Archie, dziś już półtoraroczny, nie otrzymał tytułu książęcego, jaki mu się należy jako prawnukowi królowej, a w związku z tym również należnej ochrony. Meghan jest przekonana, że stało się tak wyłącznie dlatego, iż jest „rasy mieszanej”.
Po drugie, Meghan czuje się ofiarą mediów, przede wszystkim popularnych tabloidów, które traktowały ją wrogo, wytykając jej właśnie pochodzenie. Nie znalazła jednak zrozumienia również na dworze i nikt jej przed atakami prasy nie bronił. To zaś, po trzecie, doprowadziło ją na skraj załamania nerwowego, połączonego z poczuciem, że już nie chce żyć, bo dalej tak się nie da. Tu także nikt nie pospieszył jej z pomocą.
Po blisko 150 latach istnienia republiki ruch monarchistyczny we Francji ma się nieźle. Ale jak odzyskać tron, którego od tak dawna nie ma? Pretendentów nie brakuje. Nie tylko do francuskiej korony zresztą.
zobacz więcej
Po czwarte, Harry’ego i Meghan opuścili najbliżsi. O królowej Meghan mówi wprawdzie w superlatywach, ale o innych członkach rodziny – anonimowo, bez imion – już nie. Harry narzeka na ojca, księcia Karola, który miał go nie wspierać ani duchowo, ani finansowo. Meghan twierdzi, że w konfliktach z Kate, żoną księcia Williama, to ona była stroną pokrzywdzoną, choć prasa zawsze stawała po stronie Kate. Oboje poza tym twierdzą, że Karol i William, ojciec i syn, są świadomi, że tkwią w klatce, jaką stanowi życie w rodzinie Windsorów, ale obaj się z tym pogodzili. „Pod pozorem współczucia – pisze komentatorka «Spectatora» – kryje się w tym złośliwość”.
Rachunki z Windsorami
Sam fakt, że taki wywiad doszedł do skutku, ma swoją wymowę, bo ujawnia parę interesujących aspektów. Oprah Winfrey, specjalistka od rozmów telewizyjnych z gwiazdami i celebrytami i w tej dziedzinie najbardziej chyba renomowana na świecie, powiedziała, że rozmowa z Harrym i Meghan jest najważniejszą ze wszystkich, jakie przeprowadziła. Istotnie, o wywiad z członkami rodzin królewskich jest o wiele trudniej niż z politykiem czy z hollywoodzkim aktorem, choćby dlatego, że grono tych pierwszych jest bardzo ograniczone, a w dodatku nie odczuwają oni na ogół tak palącej potrzeby rozgłosu.
Druga strona medalu jest więc taka, że książęcej parze również musiało na wywiadzie zależeć. A skoro tak, to zadaje to aż nadto oczywisty kłam temu, jak uzasadniała ona swe odejście z dworu. Harry i Meghan mówili wówczas wiele o potrzebie prywatności, prowadzenia życia rodzinnego, wychowywania syna z dala od kamer, itp. Początkowo nawet im wierzono, sądząc, że pewnie zaszyją się gdzieś w Kanadzie, może na malowniczej, spokojnej prowincji. Już przeprowadzka do wielkiego Los Angeles, gdzie celebrytów jest na pęczki, zachwiała wiarą w ich deklaracje. Wywiad u Opry stawia jedynie kropkę nad „i”. Bo o jakiej prywatności może być mowa, gdy opowiada się o sobie i swych przeżyciach na oczach milionów ludzi?
Przy okazji prysł pewien mit. Do tej pory sądzono, że mały Archie nie otrzymał tytułu książęcego, bo Meghan tego nie chciała. Skromność zapisano jej na plus, porównując ją nawet do księżniczki Anny, która nie życzyła sobie, by jej dzieci, choć są wnukami królowej, nosiły tytuły. Nie miało to jednak, jak się okazało, nic wspólnego z prawdą, bo Meghan pragnęła tytułu dla syna. Z rozmowy z Oprą wynika czarno na białym, że byłoby to bardzo mile widziane, a jeśli Archie tytułu nie otrzymał, to właśnie dlatego, że jest „rasy mieszanej”. Oni nie mieli prawa mu tego zrobić, zauważyła rozgoryczona Meghan.
Otwarte jest też pytanie, jak to się stało, że w ogóle doszło do wywiadu. Kto wpadł na ten pomysł: Harry, Meghan, Oprah czy może jeszcze kto inny? Faktem jest, że interes był obopólny. Książęca para – która twierdzi, że za wywiad nie otrzymała żadnego honorarium – zyskała wyjątkową okazję, by na bardzo szerokim forum wyżalić się przed światem czy też raczej, jak to ktoś określił, wyrównać rachunki z Windsorami. Po tym jednak, co zostało powiedziane, oboje zamknęli sobie raczej szanse na powrót, nawet jeśli w wydanym oświadczeniu dwór zapewnia, że zawsze „będą kochani”.
Meghan nie musi się tym przejmować, bo wszelkie – wymierne i niewymierne – korzyści z małżeństwa już sobie zapewniła, ale Harry to zupełnie inna sprawa. Wywnętrzając się w sprawach rodzinnych, co nie jest w jego świecie przyjęte, w sposób oczywisty spalił za sobą mosty. Jeśli pomysł wywiadu wyszedł od Meghan, nie zdziwiłabym się wcale, gdyby także o to jej chodziło.
Oby była tego warta
– Nie wierzę ani jednemu słowu, jakie pada z ust Meghan – tak w programie „Good morning, Britain”, telewizji śniadaniowej kanału ITV, skwitował wywiad Piers Morgan. Ten stanowczy komentarz nabrał wyjątkowego rozgłosu, bo Morgan, choć jest prowadzącym programu, a przy tym jednym z najbardziej cenionych dziennikarzy telewizyjnych, opuścił studio, a dzień później rozstał się ze stacją. I podkreślił, że przemyślawszy wszystko raz jeszcze, tym bardziej obstaje przy swej opinii.
Brytyjczycy – komentatorzy i zwykli obywatele – w sprawie wywiadu podzielili się, jak było do przewidzenia, na tych, którzy wierzą w szczerość Meghan i ubolewają nad nieszczęściami, jakie nieprzygotowaną do królewskiego życia kobietę spotkały na dworze, i tych, którzy traktują jej wynurzenia z dystansem. Ci ostatni uważają, że Meghan zręcznie manipuluje opinią publiczną, starając się zdobyć jej przychylność i zarazem oczernić Windsorów. Gra rolę skrzywdzonego Kopciuszka – a że jest aktorką, może nie wybitną, ale jednak mającą pewne umiejętności, osiąga cel. Cóż to za problem, by siedząc na tarasie w wygodnym fotelu, z pięknym ogrodem w tle, odegrać niespecjalnie trudną rolę biednej kobiety z innego świata, skrzywdzonej przez wyniosłych arystokratów.
Autorytet monarchii jest tak wielki, że postępowanie obecnego króla nie napotyka oporu rządzących generałów.
zobacz więcej
Nieuchronne w tej sytuacji są też skojarzenia z historią Edwarda VIII i pani Wallis Simpson: kolejna Amerykanka w rodzinie królewskiej i kolejne problemy. Wbrew pozorom historia sprzed ponad 80 lat wydaje się bardziej klarowna, choć dotyczyła króla, a nie księcia zajmującego dopiero szóste miejsce w kolejce do tronu. Abdykacja Edwarda definitywnie zamknęła sprawę, która nie miała dalszych reperkusji. Jeżeli Edward miał pretensje do rodziny (jeżeli ufać w akuratność serialu „The Crown”, to nawet duże i nieustające), nie dawał im wyrazu publicznie. Czasy były inne, obyczaje też, nie istniały także sprzyjające zwierzeniom okoliczności – telewizja, programy informacyjne, które czymś muszą się żywić, wielkonakładowa plotkarska prasa.
Edward poświęcił koronę dla miłości (aspekty polityczne tym razem pomińmy), można więc powiedzieć, że Harry w pewnej mierze poszedł w jego ślady, poświęcając dla Meghan więzy rodzinne. Nie stało się to jednak w dobrym stylu i, jak trafnie zauważył popularny dziennik „Daily Express”, „oby Meghan była tego warta”. Słuszny jest też zarzut, że wywiad ukazał się w momencie najbardziej nieodpowiednim z nieodpowiednich, gdy dziadek Harry’ego, 99-letni książę Filip jest w szpitalu. Tym martwi się teraz rodzina – i Harry powinien mieć to na względzie.
Nietrafiony cios w serce
Jak to wszystko przetrwa monarchia – to najbardziej fundamentalne ze stawianych obecnie pytań. I wszystkie precedensy, i aktualne sondaże pozwalają sądzić, że i obecny kryzys nie powinien nią zachwiać. Poprzednie kryzysowe sytuacje były zresztą o wiele bardziej niebezpieczne.
Naprawdę poważnych problemów przysporzyła monarchii Diana, żona księcia Karola i matka Harry’ego. Jej słynny wywiad dla telewizji BBC, z listopada 1995 roku, w którym opowiadała ze szczegółami o swym nieszczęśliwym małżeństwie i problemach psychicznych, rzeczywiście nadszarpnął wizerunek dworu i monarchii. Złożyły się na to jednak dwa istotne powody: po raz pierwszy, co samo w sobie było szokujące, ktoś z rodziny królewskiej opowiadał publicznie o swych problemach, niedwuznacznie formułując zarzuty wobec dworu, no i Dianę Brytyjczycy kochali. O Meghan nie można tego powiedzieć.
Jeszcze gorzej było po śmierci Diany. Zbiorowa histeria osiągnęła wówczas apogeum, a poparcie dla monarchii drastycznie spadło – skutek powszechnego przeświadczenia, że królowa ludzkich serc zginęła z winy nieczułych Windsorów, którzy ją odtrącili, a po jej śmierci nie okazali należytego żalu. Dzięki umiejętnemu postępowaniu królowej – nie bez wpływu Tony’ego Blaira, popularnego nowego premiera – sytuację opanowano.
Co zresztą ciekawe, ci, którzy teraz wieszczą zachwianie instytucji monarchii, wcale nie odnoszą się do spraw podstawowych, takich jak rola zwornika Zjednoczonego Królestwa. Chodzi im głównie o poprawność, zwłaszcza nieszczęsny zarzut rasizmu. Wielu uważa, że tego rodzaju oskarżenie niełatwo będzie odeprzeć, dlatego dla monarchii może to być cios w samo serce.