Jak w styczniu donosiły media brytyjskie, członkom parlamentu przedstawiono wstępny raport projektu prowadzonego przez „Ruch Pierwszych 1001 Dni”. To sojusz organizacji charytatywnych i profesjonalistów (edukatorów, opiekunów społecznych, pielęgniarek środowiskowych) zajmujących się pierwszymi 3 latami życia dziecka. Obserwowali swych podopiecznych w czasie pandemii i – jak wykazało badanie – aż 98 proc. uznało, że niemowlęta i małe dzieci, z którymi pracowali, są dotknięte wyższym stresem i skutkami psychicznymi lęku rodzicielskiego. Zaś 92 proc. oceniło, że przerażone rodziny skutecznie odcinają się od świata zewnętrznego, rezygnując nawet z rutynowych spotkań z owym profesjonalistą. Dziewięciu na dziesięciu odnotowało, że dzieci bawiły się mniej lub były mniej aktywne. Co bolesne, ponad jedna czwarta stwierdziła, iż lockdown sprawił, że były bardziej narażone na konflikty domowe, wykorzystywanie lub zaniedbanie.
Oczywiście, stres związany z aspektami ekonomicznymi (utrata pracy przez rodziców i rodzeństwo) czy medycznymi pandemii (choroba i śmierć w najbliższej rodzinie) przenosi się na dzieci. I one go wchłaniają jak gąbka, niezdolne obronić się… przed wyrazem twarzy dorosłych, przed ich smutkiem, czy wręcz depresją, przed ich gniewem bezsilnym, przed ich strachem. Nie tylko śmiech jest zaraźliwy.
Jak donoszą socjologowie z University of Pennsylvania, to głównie matki poniosły na swych barkach ciężar pandemii – te, które musiały lub mogły podjąć pracę zdalną, o czym donosi pismo „Gender & Society”. Tak jest w USA, co przebadano na podstawie ponad 2 tys. gospodarstw domowych, nie mam prawa uważać, że w Polsce jest inaczej. Do roli matek, gospodyń domowych oraz pracownic przyszło im dodać część obowiązków nauczycielek szkolnych i przedszkolnych, do czego często nie miały żadnego przygotowania. Już samo to wygenerowało dodatkowy stres. Stres zaś rodzicielski, zwłaszcza matczyny, to czynnik niezwykle istotny rozwojowo dla małego dziecka, o czym pisałam szeroko w kontekście
koordynacji mózgów malucha i matki. Chodzi o to, że zestresowany rodzic nie jest w stanie wytworzyć ze swoim dzieckiem naturalnej więzi, która ma umocowanie nie tylko psychologiczne, ale wręcz neurostrukturalne.