Kolejnym i najważniejszym krokiem administracji obecnego prezydenta, mającym „zabezpieczyć” prawo do aborcji, jest mianowanie takich sędziów federalnych, którzy popierają pełną możliwość przerywania ciąży. Starania w tym zakresie wynikają z faktu, iż w Sądzie Najwyższym, zasiada obecnie konserwatywna większość (sędziowie Sądu Najwyższego w USA zasiadają w nim dożywotnio; łącznie to 9 osób).
Demokraci planują, że jeśli Sąd Najwyższy obali dotychczasowe prawo aborcyjne, to mianowani przez Bidena sędziowie federalni poprą federalną ustawę legalizującą aborcję (amerykańskie sądy federalne orzekają w kwestiach regulowanych przez prawo federalne, a więc stanowione przez prezydenta i Kongres Stanów Zjednoczonych).
Innym pomysłem Partii Demokratycznej na przełamanie większości konserwatywnej w Sądzie Najwyższym, jest zwiększenie liczby zasiadających w nim sędziów – Biden mógłby wtedy mianować takich, którzy popierają np. prawo do aborcji. Taki scenariusz nie jest niemożliwy.
Prawo człowieka?
Kwestia legalizacji aborcji w Stanach Zjednoczonych zaczęła się od głośnej sprawy Roe versus Wade (w kwietniu tego roku miała miejsce światowa premiera filmu zatytułowanego właśnie „Roe v. Wade”, w Polsce pokazywanego pod tytułem „Wyrok na niewinnych” , który przybliża tę sprawę; twórcy filmu mieli liczne trudności z jego produkcją, m.in. odmawiano im wynajmu pomieszczeń, blokowano reklamy; w jednej z głównych ról wystąpił Jon Voight).
Przypomnijmy tę historię: Norma McCorvey ps. Roe pod koniec lat 60. spodziewała się trzeciego dziecka, którego, podobnie jak poprzednich, nie miała zamiaru wychowywać. Postanowiła dokonać aborcji, lecz obowiązujące wówczas przepisy zezwalały na przerwanie ciąży tylko w przypadku zagrożenia zdrowia i życia kobiety.
Roe już po porodzie, do którego, jak utrzymywała, została zmuszona przez państwo, szukała pomocy prawnej. Zgłosiła się do dwóch prawniczek, które wytoczyły proces stanowi Teksas, stwierdzając w pozwie, że przepisy stanowe w sprawie aborcji są niezgodne z konstytucją. Ostatecznie sprawa trafiła do Sądu Najwyższego, który w 1973 r. uznał, że zmuszenie kobiety do urodzenia dziecka jest faktycznie niezgodne z konstytucją, gdyż narusza jej prawo do prywatności. Sąd, w uzasadnieniu, nie odwołał się do prawa do życia dziecka poczętego, lecz do 14 poprawki do konstytucji, która gwarantuje ochronę własności prywatnej każdego obywatela.
Ten argument na dobre zadomowił się w środowiskach dążących do pełnej dowolności w przerywaniu ciąży, dzisiaj pod szyldem „moje ciało – moja sprawa” czy „aborcja prawem człowieka”.
W roku 1973, zgodnie z wyrokiem Sądu Najwyższego, wszystkie amerykańskie stany musiały przyjąć prawo, które mówiło, iż do 3 miesiąca ciąży obowiązuje całkowita swoboda dokonania aborcji, od 3 do 6 miesiąca warunki aborcji mogą być regulowane prawem stanowym (lecz nie może ona być zakazana), a w ostatnim trymestrze aborcja może być zakazana, choć też pod pewnymi warunkami. Szacuje się, że od tamtej pory w Stanach Zjednoczonych w wyniku aborcji życie straciło 60 mln dzieci.