Państwo, którego nie ma
piątek,
14 maja 2021
Pokoju i spokoju pozazdrościć mu może nie tylko pogrążona w chaosie Somalia, od której odłączył się równo 30 lat temu, ale wiele innych krajów. Do międzynarodowego uznania to jednak nie wystarcza.
Somaliland. Islamska republika we wschodniej Afryce nad Zatoką Adeńską powstała 18 maja 1991 roku, gdy jej przywódcy przekonywali, że nie dokonują secesji – wracają jedynie do stanu z 26 czerwca 1960 roku, dzień obchodzony jako święto niepodległości Somalilandu, gdy Wielka Brytania zwróciła wolność byłym włościom. Pięć dni później miejscowi dali się porwać panafrykańskiej euforii i zjednoczyli z Somalią, wcześniej kolonią Włoch (jedynie somalijskie wiano Francji nie dało się namówić na małżeństwo bez miłości i istnieje jako niepodległe Dżibuti). Somaliland przez lata traktowany jak młodszy brat Somalii: za republiki (1960-1969) i rządów wojskowego dyktatora Mohammeda Siada Barre (1969-1991). Po tych doświadczeniach miejscowi przywódcy stwierdzili, że poprzednicy popełnili błąd i trzeba go naprawić.
W 1991 roku, podczas zamachu stanu w Somalii, partyzanci oblegali Mogadiszu, lecz włodarze Somalilandu nie wzięli udziału w bitwie o stolicę, władza w kraju ich nie interesowała. Zajęli zburzone miasto Hargeisa, ustanowili stolicą Somalilandu i na nowo zakreślili stare granice. „W 1960 roku istniały dwa niepodległe państwa somalijskie, które się ze sobą połączyły tak jak Zanzibar z Tanganiką tworząc Tanzanię. Przez 30 lat pozostawaliśmy w związku, którym nam nie służył. Nic dobrego z tego nie przyszło, dlatego uważamy, że powinno się pozwolić na rozwód. Tak będzie lepiej dla wszystkich” – tłumaczył niegdyś minister dyplomacji (obecnie – finansów) Saad Ali Shire. Miał rację: gdy Somaliland ogłaszał niepodległość, Somalia pogrążała się w wojnie domowej, dotykały ją zbrojne inwazje sąsiadów, terroryzm i dżihadyzm, klęski żywiołowe suszy i głodu.
Narody niereprezentowane
Emancypacja państw to nic nowego: od lat samozwańcy dążą do niepodległości, choć większość nowych tworów to efemerydy. Wielka Brytania chwilowo straciła Anguillę (1967-1969); Bośnia i Herzegowina – Chorwacką Republikę Herceg-Bośni (1992-1994), Republikę Serbską (1992-1995) i Zachodnią Bośnię (1993-1995); Chorwacja – Republikę Serbskiej Krajiny (1991-1995); Gruzja – Adżarię (1991-2005); Mołdawia – Gagauzję (1990-1994); Azerbejdżan – Nachiczewan (1990-1990) i Tałysko-Mugańską Republikę Autonomiczną (1993-1993; Mjanma – Kaczin (1962-1994); Indonezja – Południowe Moluki (1950-1950); Fidżi – Rotumę (1987-1988); Malediwy – Suwadiwy (1959-1963); Pakistan – Waziristan (2006-2006); Papua-Nowa Gwinea – Wyspy Bougainville’a (1990-1997); Nigeria – Biafrę (1967-1970); Demokratyczna Republika Konga – Kasai Południowe (1960-1961) i Katangę (1960-1964); Republika Południowej Afryki – Bophuthatswanę (1977-1994), Ciskei (1981-1994), Transkei (1976-1994) i Vendę (1979-1994); Angola – Kabindę (1975-1976); Zimbabwe – Rodezję (1965-1980).
Buntownicy powrócili do macierzy, ale na mapie wciąż istnieją białe plamy: państwa nieuznawane przez świat, choć stanowiące osobne byty i kontrolują posiadane (?) terytoria. W latach 1912-51 Tybet wybił się na niepodległość i ją utracił; od 1949 roku funkcjonuje tak Tajwan, nazwany Republiką Chińską, choć nie zostało to uznane przez Chińską Republikę Ludową jako mylące z ChRL i sprzeczne z polityką jednych Chin. W 1974 roku Cypr Północny oderwał się od Cypru; w 1990 roku Naddniestrze od Mołdawii; w 1991 roku Górski Karabach od Azerbejdżanu; w tym samym czasie Osetia Południowa i Abchazja od Gruzji. W 2014 roku na Ukrainie powstały Doniecka Republika Ludowa i Ługańska Republika Ludowa – i trwają w przeciwieństwie do Charkowskiej Republiki Ludowej, która upadła… Od lat niejasny jest status Palestyny w granicach Izraela, znowu wystawiany na ciężką próbę, oraz Sahary Zachodniej zależnej od Maroko, oby pozostała w zdrowiu. Nawet Kosowo, najmłodsze państwo europejskie z 2008 roku, nie zostało uznane przez wszystkie kraje.
A musi? W myśl dominującej w prawie międzynarodowym zasadzie nie jest to warunek konieczny do powstania państwa. W praktyce jest inaczej, choć nieuznawane quasi-kraje mogą dobrze funkcjonować i sprawować kontrolę nad „swoimi” terenami. Zresztą tylko nieliczne twory można do nich zaliczyć, bo wiele obszarów separatystycznych ogłaszających niepodległość pozostaje pod faktyczną władzą kraju, do którego należały lub wciąż trwają tam walki. Na przykład buzuje wciąż w Czeczeni, bo już z Tatarstanem (1991-1994) Rosja poradziła sobie sprawnie. Albo – jak Państwo Islamskie, które ogłosiło się kalifatem w 2014 roku – można posiadać kontrolę nad płynnym terytorium i mieć znamiona państwowości, lecz z powodu łamania międzynarodowych praw człowieka i zbrodniczość wpisaną w ideę działania, ISIS znacznie bliżej do organizacji terrorystycznej i okupanta niż państwa nieuznawanego.
Renegatów skupia Międzynarodowa Organizacja Narodów i Ludów Niereprezentowanych (Unrepresented Nations and Peoples Organisation – UNPO), która powstała w 1991 roku z siedzibą w Hadze. Kilku jej dawnych członków to dzisiaj państwa niepodległe: Armenia, Estonia, Gruzja, Łotwa, Palau i Timor Wschodni. 44 członków wciąż aspiruje do zauważenia na arenie międzynarodowej – chodzi o prawie-kraje, mniejszości narodowe (węgierską w Rumunii) i rdzenne społeczności (Aborygenów australijskich). Ich cele mogą być różne – od zachowania autonomii kulturalnej, języka i tradycyjnego sposobu życia, do uzyskania pełnej niepodległości. Najważniejsze to ochrona prawa do samostanowienia oraz zachowania tożsamości narodowej i kulturalnej; również poszukiwania pokojowych rozwiązań konfliktów na tle narodowościowym. UNPO to jedyny twór międzynarodowy, do którego należy Somaliland.
Prezydent z akademii im. Gagarina
Holandia, Suazi, Czechy, Birma, RPA i Cejlon. Co łączy te kraje?
zobacz więcej
To trudny przypadek, bo nie uznał go nikt. W 2016 roku, na ćwierćwiecze samozwańczej republiki, do stolicy Hergeisy przyjechał jeden zagraniczny gość: kenijski poseł Mohammed Shidiye, który oświadczył, że świat jest najwyraźniej ślepy, skoro nie uważa za państwo spokojnego Somalilandu, za to widzi je w upadłej Somalii. Przewodnicząca Unii Afrykańskiej Nkosazana Dlamini-Zuma przyznała, że Somaliland bez niczyjej pomocy podniósł się z wojennych zniszczeń i nie uwikłał w bratobójczą wojnę; w istocie spełnia wszystkie warunki do uznania niepodległości, jednak jej organizacja – i właściwie cała Afryka – pozostaje przywiązana do zasady nienaruszalności postkolonialnych granic. Nikt nie chce secesji, które mogłyby zachęcić innych naśladowców; wywołać wojny graniczne, religijne i etniczne. Dwa wyjątki, na jakie kontynent się zdecydował, umocniły wszystkich w tym przekonaniu: Erytrea od 1993 roku stanowi satrapię, z której uciekają obywatele; podobnie Południowy Sudan od 2011 roku pogrążony w wojnie domowej.
Tymczasem w Somalilandzie panuje ład: starszyzna klanowa na początku istnienia państwa rozbroiła partyzanckie oddziały, wyłoniła rząd, powołała sądy i policję, ustanowiła walutę (szylinga) i konstytucję. Prezydenta wybiera się w – przyznają międzynarodowi obserwatorzy – wolnych, demokratycznych i uczciwych wyborach. W 1993 roku został nim Mohammed Ibrahim Egal. Za jego kadencji, dekadę po dokonaniu secesji – w maju 2001 roku, przeprowadzono referendum, w którym 97% obywateli opowiedziało się za niepodległością. Gdy rok później szef kraju zmarł, urząd przejął jego dotychczasowy zastępca Daahir Rayaale Kaahin, który w wyborach w 2003 roku pokonał Ahmeda Mohameda Mohamouda „Silanyo” 80 głosami! (na niemal pół miliona uczestników wyborów).
W 2010 roku prezydent Kaahin przegrał walkę o reelekcję – uznał porażkę i oddał władzą opozycyjnemu kandydatowi Silanyo, co w Afryce nie koniecznie jest powszechnym obyczajem. W czerwcu 2012 roku Silanyo spotkał się w Dubaju z prezydentem Somalii po raz pierwszy od secesji. Przywódcy podpisali tzw. Kartę Dubajską, porozumienie zakładające wzmocnienie wzajemnych stosunków oraz „podjęcie wysiłków na rzecz osiągnięcia porozumienia w kwestiach spornych i dążenia do stabilizacji w regionie”. Nic takiego się jednak nie wydarzyło. A w 2017 roku Silanyo uznał, że jedna kadencja wystarczy i nie będzie startował w wyborach – taka postawa to także ewenement!
Głosowanie przesunięto z powodu klęski suszy. Podstawą gospodarki Somalilandu jest hodowla zwierząt, głównie wielbłądów, i sprzedaż mięsa do państw Zatoki Perskiej, co wytwarza 60% PKB. Od zawsze pasterze liczyli czas w sezonowych deszczach (biyo badam – mnóstwo wody), gdy susze występowały co kilka lat, chociaż w ostatnich latach stały się nieprzewidywalne i częstsze. I kolejnym sezonom nie nadawano już nazw, aby zostały szybko zapomniane. Jak rok 2016, gdy mordercze upały zniszczyły 70% somalilandzkiego pasterstwa; bo zasilane przez deszcze jeziora i rzeki, umożliwiające życie pasterzy i zwierząt, wyschły do cna. 600 tysięcy ludzi – ofiar suszy – korzysta z pomocy humanitarnej w obozach przejściowych. Sarah Khan, szefowa filii biura Wysokiego Komisarza ONZ do spraw uchodźców w Hargeisie mówi, że jeżeli ktoś ma wątpliwości w sprawie zmian klimatu, powinien przyjechać tutaj.
Władze Somalilandu zadbały, by opóźnione wybory prezydenckie przeprowadzono możliwie najlepiej: sprowadzono urządzenia, które zarejestrowały dwa miliony tęczówek wyborców, aby ich identyfikować podczas głosowania; nieczynne były szkoły, w których urządzono punkty wyborcze; w dzień elekcji wyłączono nawet serwisy społecznościowe, by uniknąć agitacji. O stanowisko prezydenta ubiegało się trzech kandydatów, wszyscy opowiadali się za niepodległością kraju.
Wygrał Muse Bihi Abdi, były pilot wojskowy po aeronautyce w akademii im. Jurija Gagarina w ZSRR oraz amerykańskim West Point. W 1985 roku przyłączył się do partyzantki walczącej o wolny Somaliland. W latach 90. był ministrem spraw wewnętrznych. W 2010 roku zdobył magisterium z rozwiązywania konfliktów na Uniwersytecie w Hargeisie – przydało się po wyborach, gdy pokonany rywal mówił, że nie zaakceptuje „masowo sfałszowanych i skorumpowanych ćwiczeń”. Nieco przesadził.
Emiraty budują bazę
Potwierdza to Michael Walls, doktor z University College London, szef zespołu międzynarodowych obserwatorów, którzy monitorowali wybory prezydenckie w Somalilandzie w 2017 roku. Zauważyli drobne naruszenia procedur, ale ogólnie głosowanie spełniło międzynarodowe standardy. Od tamtej pory Walls w Somalilandzie bywał dwa-trzy razy w roku. Pandemia koronawirusa zmieniła ten zwyczaj, ale jako obserwator wraca teraz na wybory parlamentarne 31 maja. Zresztą Somaliland radzi sobie lepiej od Somalii w czasie pandemii: szybciej wznowił loty krajowe i międzynarodowe; zniósł godziną policyjną i zakaz organizacji zgromadzeń – co przyznaje nawet polski MSZ, choć do nawiązania stosunków dyplomatycznych droga daleka.
Czy Somaliland zostanie uznany za kraj przez społeczność międzynarodową? – prowokuję dr Wallsa, który się uśmiecha. – To skomplikowana kwestia biorąc pod uwagę, że nawet samo „uznanie” nie jest gwarantem istnienia: niektóre terytoria (Tajwan, Abchazja, Kosowo, Palestyna) są uznawane przez jednych, ale przez innych już nie. To pytanie jest więc polityczne. Somaliland zostanie uznany, jeśli grupa podmiotów międzynarodowych dostrzeże w tym wystarczające korzyści, aby zniweczyły sprzeciw innych – na pewno Somalii i Unii Afrykańskiej, zresztą z różnych powodów. Myślę jednak, że Somaliland wciąż stopniowo zyskuje uznanie, bo radzi sobie lepiej niż sąsiedzi. Pojawiają się korzyści z umowy dotyczącej portu Berbera [w sprawie utworzenia tam bazy wojskowej Zjednoczonych Emiratów Arabskich oraz inwestycji ZEA – red.] i rosnące zainteresowanie dyplomatyczne Kenii, Tajwanu i innych – mówi Walls. Sumituje się, że odpowiedź może wydawać się zbyt akademicka, ale „dał z siebie wszystko”.
Wciskanie przez białych towarów drugiej kategorii Afrykańczycy traktują jak kolonializm.
zobacz więcej
Wielki krok w dyplomacji zrobiła Wielka Brytania, która pomogła w budowie siedziby somalilandzkiej armii i dalej ją wspiera. – Akceptujemy paszporty Somalilandu jako dokumenty podróżne i wydajemy wizy jego obywatelom, taką postawę stosuje również Szwecja. Do tego Wielka Brytania, Dżibuti i Tajwan mają przedstawicielstwa w Hargeisie, często odwiedza je ambasador UE. Niedawno Kenia również ogłosiła, że otwiera misję dyplomatyczną. Wielka Brytania, Dania, Szwecja i cała UE finansowały projekty rozwojowe i wyborcze; w tym roku także Tajwan dokłada się do wyborów 31 maja. Co prawda Turcja ma konsulat w Hargeisie, ale odmawia uznania Somalilandu jako państwa i pozostaje oddana rządowi w Mogadiszu – tłumaczy Walls.
Głównym celem politycznym klasy politycznej (i zwykłych ludzi na ulicy) pozostaje międzynarodowe uznanie. Świat dostrzega sukcesy, ale nie traktuje Somalilandu jak niezależnego państwa, a bez tego trudno przyciągnąć zagranicznych inwestorów, których pieniądze zasilą ubogą gospodarkę. Nadzieją pozostaje geopolityczne położenie portu Berbera nad Zatoką Adeńską przy ważnym szlaku handlowym. Dlatego naturalnymi sojusznikami są szejkowie znad Zatoki Perskiej. I nawet nie chodzi o złoża ropy naftowej, gazu ziemnego, złota i węgla brunatnego, bo górnictwo Somalilandu nie jest rozwinięte i wykorzystanie surowców jest trudne. W 2016 roku w Zjednoczonych Emiratach Arabskich podpisano wspomnianą powyżej inwestycję wartą pół miliarda dolarów na rozbudowę portu w Berberze i stworzenie strefy wolnocłowej. Rok później – to też ważne spoiwo przyjaźni – ZEA zbudowały tam bazę wojenną, która służy wojnie z jemeńską partyzantką po drugiej stronie zatoki: około 250 km w linii prostej, bo wojna domowa psuje interesy.
Miejscowi liczą także, że Etiopia – strażniczka Rogu Afryki doświadczona secesją Erytrei, przez co straciła dostęp do Morza Czerwonego i sprowadza towary drogą morską przez porty Dżibuti – spojrzy w prawo przychylnym okiem. Wszak Berbera może być jej oknem na świat w zamian na wdzięczność i opiekę potężnego sprzymierzeńca. Dr Michael Walls tonuje jednak optymistyczne nastroje związane z tym scenariuszem: – Etiopia odsunęła się od Somalilandu, bo prezydent Abiy Ahmed zacieśnił więzi z Mogadiszu, ale posiada biuro dyplomatyczne w Hargeisie i kilka lat temu nadała swemu przedstawicielowi status ambasadora w Somalilandzie – tak brytyjski naukowiec opisuje lokalne paradoksy. Witamy w Afryce!
Kamienne malowidła i więzienie dla piratów
Czy można odwiedzić kraj, którego nie ma? Bez problemów. W Warszawy leci się z dwiema przesiadkami – druga obowiązkowo w etiopskiej Addis Abebie – cena biletu to 5-6 tysięcy złotych. Somaliland ściąga obieżyświatów, którzy potem w pismach turystycznych dzielą się swoimi wrażeniami. Zachwalają pokój i spokój. I wielką gościnność tubylców, choć turystyka nie jest ważną gałęzią gospodarki. Tym bardziej miejscowi hołubią przybyszów, potrafią bezinteresownie pomóc. Ba, popularny jest nawet couchsurfing, podróżowanie na europejską modłę do tych gospodarzy, którzy udostępniają turystom nieodpłatne miejsce do spania lub rozłożenia śpiwora. To dlatego reportaże z wojaży pisali głównie mężczyźni, bo to oni zapuszczali się w zakazane rewiry - przebywanie kobiet na ulicach nie jest bezpieczne, ONZ zwraca uwagę w raportach, że w Somalilandzie padają one ofiarami gwałtów imigrantów.
Bronisław Piłsudski na Dalekim Wschodzie uważany jest za bohatera narodowego.
zobacz więcej
To nie jedyny polski ślad w tej historii. Prof. Bogumił Witalis Andrzejewski – 1 lutego 2022 roku przypada setna rocznica jego urodzin – to były żołnierz Wojska Polskiego, który w Brygadzie Strzelców Karpackich walczył pod Tobrukiem; służył także jako wojenny tłumacz w Egipcie i Palestynie, gdzie zainteresował się językami kuszyckimi. Po anglistyce na Oxfordzie i językoznawstwie na University of London, zaczął pracować naukowo. Na latach 50. trafił do Sheikh, miasta w Brytyjskim Protektoracie, godzinę drogi od Berbery. Zaczął tam badać język somalijski i zachwycał się jego metafizyką, mięsistymi metaforami, plastycznymi opisami – jak w rozmowie Somalijczyków: „Samochód jest chory”, „A próbowałeś go leczyć?”. „Opowiadania o kulturach prymitywnych chyba trzeba między bajki włożyć. Nam wcale nie dalej do małpy niż im. Nieprawdą są europejskie podróżnicze ględy o słów ubóstwie, o kalectwie składni, o braku abstrakcyjnych pojęć w podzwrotnikowych językach. To tylko prostackie uproszczenie ludzi zbyt leniwych, aby się podjąć prawdziwie badawczego trudu, aby przepłynąć na drugą stronę semantycznego Styksu” – notował profesor Andrzejewski.
Odkrył, że przez lata somalijscy poeci podróżowali po kraju z wierszami, które zadziwiająco szybko rozprzestrzeniały się na ogromnych obszarach gór i pustyni – ponoć poezja pochodzi od Allaha i jest rozsiewana przez mistyczny wiatr. Utwory niosły sławę poetom i mimo iż nikt ich nie zapisywał, wszystkich obowiązywało prawo autorskie wymyślone jeszcze przed tym w Europie: deklamujący wiersz musiał wspomnieć o jego twórcy. „Kradzież poematu była surowo karana, choćby okazało się że ktoś skopiował 500 mil dalej” – pisał Andrzejewski. Zauważał, że „poezja wciąż jest głównym nośnikiem informacji o problemach w Somalii. W kraju, gdzie jest tak duży analfabetyzm, wiadomości ukryte w wierszach przemieszczają się błyskawicznie”. Zaprzyjaźnił się z kanadyjską pisarką Margaret Laurence. W listach zachwycali się magicznymi słówkami „waharwaallis” to „busz, który umożliwia kozom skoki”.
W latach 60. Andrzejewski podjął się karkołomnego zadania: podróżował po całym Somalilandzie z dyktafonem, nagrywał deklamacje, spisywał i tłumaczył na angielski. Stworzył fundamenty somalijskiej poezji pisanej. Także alfabetu, bo język somalijski do tego czasu nie istniał na piśmie: próbowano wprowadzać lokalne alfabety, powszechnie używany był arabski. „Składam wam w darze tych kilka słów, jako spuściznę, spadek, o piśmiennictwie, literaturze i języku Somalijczyków. Nie mam wątpliwości, że jest to wspaniała podstawa waszej kultury, o którą musicie się troszczyć ze wszystkich stron, zewsząd, gdziekolwiek będziecie. Jesteście wspaniałym narodem i utalentowanymi ludźmi. Jestem tego pewien” – pisał profesor. W Somalilandzie uważany jest za bohatera, jego nazwisko wciąż elektryzuje rozmówców.