Cywilizacja

Rewolucjoniści szaleją na najlepszych uniwersytetach

Na zlecenie think-tanku Civitas w ubiegłym roku przeprowadzono badania, jak święta zasada wolności słowa jest przestrzegana na brytyjskich uniwersytetach. Okazało się, że najgorzej wypadły uczelnie najbardziej renomowane, ze ścisłej nie tylko brytyjskiej, ale także światowej czołówki: Oksford, Cambridge, University College London, Imperial College London, szkocki uniwersytet St Andrews.

Profesor Jordan Peterson, znany kanadyjski psycholog, prowadzący przy tym popularny program na YouTubie w 2019 roku został zaproszony na dwa miesiące wykładów na uniwersytecie w Cambridge. Protesty studentów, którym nie podobały się jego konserwatywne poglądy, sprawiły, że zaproszenie odwołano. Peterson dowiedział się o tym z Twittera, bo władze uniwersytetu nie raczyły go poinformować.

Tim Hunt, laureat Nagrody Nobla w dziedzinie medycyny i fizjologii z 2001 roku stracił pracę w University College London, bo podżartowywał sobie z obecności kobiet w laboratoriach.

Kobiety i płeć to bardzo niebezpieczny temat, a przekonała się o tym między innymi Rosa Freedman, prawnik z uniwersytetu Reading, gdy wyraziła wątpliwość, czy należy ułatwiać zmianę płci, bo jest to okazja do naruszania praw kobiet. Studenci nazwali ją „nazistką” i obsikali drzwi jej gabinetu.

Noah Carl, socjolog z St Edmund’s College w Cambridge został zmuszony do odejścia po zmasowanym ataku kolegów-naukowców (list przeciw niemu podpisało 500 osób!) na jego poglądy na temat imigracji, nazbyt prawicowe. A Felix Ngole, student uniwersytetu w Sheffield, został usunięty ze studiów, gdy jako człowiek wierzący powiedział, że według Biblii homoseksualizm to grzech.


Ta skromna próbka osób wykluczonych z wykładów, spotkań i dyskusji na uczelniach, zebrana przez internetowy portal Spiked, wystarczy, by wysnuć jasny wniosek: uczelnie, choć powinny stanowić ostoję wolności słowa i myśli, praktykują cenzurę. Wspólnym mianownikiem łączącym tych naukowców, studentów i zaproszonych gości, których uznano za osoby niepożądane, są bowiem tylko i wyłącznie poglądy.

Na syndrom odrzuconego naukowca składa się spójny pakiet idei. To przede wszystkim konserwatyzm i wiara chrześcijańska, w połączeniu z oczywistym w tym kontekście odrzuceniem drastycznych zmian obyczajowych. Ale wśród postępowych idei jedne okazują się o wiele ważniejsze od innych. Dobrze jest wierzyć w feminizm, dbać o sprawy kobiet i podkreślać wagę praw, jakie im przysługują, ale po stokroć lepiej jest głosić pogląd, że każdy, jeśli tylko chce, może być kobietą, bo płeć to sprawa wyboru. Zatem ktoś, kto się upiera, że kobieta to po prostu kobieta, kto nie daje się przekonać, że kobiety dzielą się na „osoby menstruujące” i „niemenstruującą” resztę, w świecie nauki nie ma czego szukać. Czyż nie?
W 2016 roku w Magdalen College gościł książę William, wnuk brytyjskiej królowej. Dziś studenci tej uczelni zażądali zdjęcia portretu monarchini. Fot. PAP/PA
W tym czarnym jak noc tunelu pojawiło się jednak światełko. Oto władze Wielkiej Brytanii, świadome tego, co się dzieje, postanowiły wydać walkę ograniczaniu wolności słowa na uczelniach. Światelko jest nowe, bardzo nikłe i nie wiadomo, czy zapali się mocniej, bo terror postępu idzie jak czołg. Ale ważny jest sam fakt, że ktoś się wreszcie odważył.

Portret królowej, posąg Rhodesa

Pierwsze sygnały w tej sprawie pojawiły się na początku tego roku, nie można więc wiązać ich z niedawnym wydarzeniem, które wyjątkowo mocno poruszyło Brytyjczyków. Chodzi o decyzję, jaką podjęli studenci studiów magisterskich w Magdalen College w Oksfordzie, którzy ze wspólnej świetlicy postanowili usunąć portret królowej – nie jednogłośnie wprawdzie, ale znaczną większością głosów. Czy mieli do tego prawo? Według pani Dinah Rose, dziekana college’u, jak najbardziej, bo to ich świetlica. Ale ich decyzję odebrano jako przejaw braku szacunku dla królowej, zwłaszcza teraz, w trudnym czasie po śmierci księcia Filipa.

Każdy może być rasistą. Rewolucja hunwejbinów Zachodu

Tym, co najbardziej szokuje, jest ustępliwość władz, na wszystkich szczeblach i w najrozmaitszych instytucjach.

zobacz więcej
Równie źle odebrano uzasadnienie: portret – podkolorowana fotografia Elżbiety zrobiona dawno temu, tuż po objęciu przez nią tronu – musi zniknąć, bo jego obecność „przypomina o kolonialnej przeszłości Wielkiej Brytanii”, i to, zaznaczono, „niedawnej”. Skoro studenci pochodzą z różnych krajów, ważne jest, by każdy z nich we wspólnej sali czuł się jak u siebie – co pod portretem królowej było zapewne niemożliwe.

Całe to uzasadnienie, jak słusznie zauważył minister oświaty Gavin Williamson, to kompletny absurd. Królowa, podkreślił minister, łączy, nie dzieli, i tak było zawsze. Inni przypominali, że czas panowania Elżbiety II nie był czasem budowania imperium. Wręcz przeciwnie – kontynuowano, zapoczątkowany za czasów jej ojca Jerzego VI, proces rozmontowywania imperium i układania stosunków Londynu z dawnymi koloniami na nowych zasadach.

Sprawa usunięcia portretu nie jest w ostatnim czasie jedyną, która zwraca uwagę opinii publicznej na szacowny uniwersytet w Oksfordzie. Oto grupa ponad stu wykładowców z różnych oksfordzkich college’ów odmówiła prowadzenia zajęć ze studentami Oriel College. Nie podejmą zajęć, póki z frontonu college’u nie zostanie usunięty posąg Cecila Rhodesa, bogatego przedsiębiorcy, który w drugiej połowie XIX wieku prowadził wielkie interesy w południowej Afryce. Rhodes, absolwent Oriel College, który przekazał na jego potrzeby ogromną kwotę 100 tys. funtów (obecnie byłoby to 12,5 mln funtów), nie jest, ich zdaniem, dobroczyńcą uczelni, lecz imperialistą, kolonialistą i z całą pewnością rasistą. Dlatego musi zniknąć.

Gdy przed rokiem, na fali demonstracji spod znaku Black Lives Matter, zażądano wyrzucenia statui Rhodesa, kierownictwo college’u początkowo się ku temu skłaniało. Powołano nawet specjalną komisję, która wypowiedziała się zdecydowanie za. Ale w międzyczasie uczelnia zmianiła zdanie. Postanowiono, że posąg pozostanie na miejscu, tłumacząc się względami praktycznymi: jego usunięcie byłoby kosztowne i trudne do przeprowadzenia, ponieważ figura jest zabytkiem. O zasługach Rhodesa dla college’u nie wsponiano oczywiście ani jednym słowem.

Powtórka z reedukacji

Czy można uczyć studentów w budynku, któremu patronuje rasista? Przy obecnych nastrojach takie pytanie jest poniekąd retoryczne, a przypadek Rhodesa, choć najbardziej głośny, wcale nie jedyny. Na indeksie znalazł się również Winston Churchill, premier i przywódca czasu wojny, ale, zdaniem bojowo nastawionych studentów, przede wszystkim rasista – co, ma się rozumieć, niweluje wszelkie inne zasługi. Domagają się więc, jak dotąd bez skutku, by Churchill College na uniwersytecie w Cambridge zmienił nazwę. Co więcej, podobne żądania formułowane są także w USA, pod adresem szkół, które noszą imię Churchilla.
Szacowny Christ Church College z Oksfordu zafundował swym studentom i pracownikom naukowym przymusowe szkolenie uczulające na kwestie rasizmu i dyskryminacji. Fot. Oli Scarff/Getty Images
Tak oto rozwija się, nabierając coraz większego rozpędu, zjawisko nazywane „cancel culture”. To określenie zadomowiło się już na dobre w opisach uczelnianej – i nie tylko uczelnianej – nowej rzeczywistości. Jak je przetłumaczyć? Pisze się czasem o „kulturze wymazywania” – wymazywania tego, co było i miało znaczenie, ale co teraz powinno odejść w niepamięć. „Wymazywanie” jednak to słowo nazbyt łagodne. Aby być w zgodzie nie tylko ze słownikiem, lecz także z rzeczywistością, w jej opisie należy sięgnąć po określenia mocniejsze. To, co dzieje się na uczelniach brytyjskich czy amerykańskich, o wiele lepiej oddaje „kultura niszczenia”.

Jacy są współcześni bojownicy? Są „woke”: przebudzeni, a zatem gotowi do działania. Stare dobre określenie: „czujność rewolucyjna” pasuje tu jak ulał. Czy zresztą wszystko to nie brzmi znajomo? Czy poczynania uczelnianych rewolucjonistów czegoś nam nie przypominają? Przecież działają oni tak, jak gdyby byli ideowymi potomkami komunistycznych młodzieżowych aktywistów, którzy dyscyplinowali starych profesorów, rozliczając ich z win prawdziwych i urojonych, albo zrewoltowanych studentów z maja 1968 roku, narzucających francuskim uczelniom nowe widzenie świata. A w wersji radykalnej – jak spadkobiercy chińskich hunwejbinów, bo tak jak oni brutalnie rozprawiają się z tradycją, kulturą, cywilizacją, w szale niszczenia tego, co w sferze ducha pozostało z dawnych wieków. Świat wszystko to już widział.

Kim naprawdę byli hunwejbini. I jak zostałem jednym z nich

Dla wielu młodych Chińczyków był to okres ekscytującej przygody, porywu, buntu, emocji.

zobacz więcej
A co powiedzieć o przymusowym szkoleniu, uczulającym uczestników na kwestie rasizmu i dyskryminacji? Takie rozwiązanie, żywcem przeniesione z komunistycznych kursów i obozów reedukacji, przed rokiem zafundowało swym studentom i pracownikom Christ Church College z Oksfordu. Oczywiście na fali protestów BLM.

Jedynie słuszne poglądy

W tym szaleństwie można wyróżnić dwa odrębne nurty. Pierwszy mieści się w kategorii tworzenia nowego świata przez nowy kanon obyczajowy, którego nie wolno kwestionować. Komuś, kto nie akceptuje homomałżeństw czy też nie sądzi, że płeć jest kwestią wyboru, należy zamknąć usta. W sposób oczywisty wiąże się to także z odrzuceniem chrześcijaństwa i jego zgubnego, zdaniem postepowców, wpływu na poglądy. Od roku, gdy ruch BLM zawładnął uczuciami i wyobraźnią wielu studentów, niekoniecznie czarnych czy kolorowych, do głosu doszedł drugi nurt: nie wolno mówić niczego, co choć w najmniejszym zakresie mogłoby narazić człowieka na zarzut rasizmu.

Taka nowa cenzura jest groźna podwójnie. Po pierwsze, nikt jej nie narzuca. Nie płynie z zewnątrz, z cenzorskiego urzędu. Po drugie, ogarnia instytucje, których racją bytu jest swoboda wymiany myśli i wolność dyskusji. Komu potrzebny jest uniwersytet, który naucza jedynie słusznych poglądów? Zwłaszcza w sytuacji, gdy ci, którzy uczą, ulegają presji tych, którzy nauki pobierają.

National Students’ Union, związek skupiający brytyjskich studentów, zaklina się, że zarzuty są niesłuszne. To, jak mówią gołe fakty, nieprawda, nie da się jednak zaprzeczyć, że winę za to, co się dzieje, ponoszą nie tylko zideologizowani studenci, ale także postępowo nastawieni wykładowcy – czego dowodem sprawa Oriel College i posągu Rhodesa. Miarka chyba się jednak przebrała.

Na zlecenie think-tanku Civitas w ubiegłym roku przeprowadzono badania, jak święta zasada wolności słowa jest przestrzegana na brytyjskich uczelniach. Wyniki wprawiły wszystkich w osłupienie – choć trudno oprzeć się gorzkiej konstatacji, że w świetle wydarzeń ostatnich miesięcy właściwie dziwić nie powinny. Okazało się, że najgorzej wypadły uczelnie najbardziej renomowane, ze ścisłej nie tylko brytyjskiej, ale także światowej czołówki: Oksford, Cambridge, University College London, Imperial College London, szkocki uniwersytet St Andrews.
Uniwersytet St Andrews znalazł się na niechlubnej liście uczelni, na których z wolnością słowa jest nagorzej. Fot. PAP/Alamy
W tym niechlubnym gronie znalazł się również Uniwersytet Wschodniej Anglii, który już zyskał sobie wstydliwą sławę, gdy parę lat temu na jaw wyszło, że jego naukowcy manipulowali danymi dotyczącymi zmian klimatu, oczywiście w kierunku pożądanym przez tzw. ekologów. Najlepiej wypadł Solent University z Southhampton – jedyna uczelnia, do której nie bylo żadnych zastrzeżeń – i London Business School.

Russell Group, skupiająca 24 najważniejsze brytyjskie uczelnie, obiecała poprawę. Jej szef Tim Bradshaw uczynił to jednak w formie, która nie budzi specjalnych nadziei. Mówił wprawdzie, jak ważna jest wolność akademicka, jak istotnym jej elementem są różnice poglądów i jak bardzo uczelnie będą tego przestrzegać – chyba że, dodał, w grę wchodzić będzie mowa nienawiści. Niebezpieczna furtka pozostaje zatem otwarta.

Rząd nie będzie się ociągać

Ludzie boją się mówić, co myślą. Wielkie zwycięstwo cancel culture

Nękani są nie tylko ludzie ze świecznika i nie tylko za przejawy transfobii, rasizmu czy białego suprematyzmu.

zobacz więcej
Policy Exchange, uważane za najbardziej wpływowy prawicowy think tank Wielkiej Brytanii, już wcześniej zwróciło się do parlamentu z apelem, by odgórnie zaprowadzono na tym polu porządek. Zażądano wprost, by parlament wprowadził przepisy, które okiełznają poczynania związków studenckich. Pozwalają one sobie na zbyt wiele, odsuwając na przykład studenckie stowarzyszenia chrześcijańskie od udziału w uczelnianych imprezach czy próbując pozbawić je środków finansowych. Policy Exchange uważa, że rząd powinien, nie oglądając sie na nic nałożyć sankcje na te uczelnie, w których tłumi się wolność słowa, niezależnie od tego, jaką przybiera to formę.

Zdjęcie portretu królowej jest wprawdzie sprawą jednostkową, w dodatku, w gruncie rzeczy, mniejszego kalibru, jest jednak widomym przejawem stanu ducha – czytaj: w walce z przejawami kolonializmu wszelkie chwyty są dozwolone – i odbiła się na tyle szerokim echem, że trudno nie zadawać pytania, czy studenci Magdalen College nie przekroczyli przypadkiem czerwonej linii. Czy w zadufaniu nie popełnili błędu, który wreszcie skłoni rząd do zdecydowanego działania i przyniesie skutki, jakich nie przewidywali, a już na pewno by sobie nie życzyli?

Czy sprawdzi się zatem kasandryczna uwaga jednego z uczestników gremium, które zadecydowało o usunięciu portretu? „Będą z tego same kłopoty”, ostrzegał wówczas jeden ze studentów. Już wtedy było wiadomo, że minister Gavin Williamson na to, co dzieje się na uczelniach, nie zamierza patrzeć przez palce. W artykule, który na początku roku opublikował w dzienniku „The Times”, zapowiedział, że przyjrzy się ramom prawnym, określającym powinności związków studenckich w kwestii ochrony swobody wypowiedzi. „Jeżeli – dodał – uniwersytety nic w tej sprawie nie zrobią, zrobi to rząd”.

– Teresa Stylińska

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy

Zdjęcie główne: Studenci zebrani przed budynkiem Oriel College w Oksfordzie żądają usunięcia posągu Cecila Rhodesa. Fot. Christopher Furlong/Getty Images
Zobacz więcej
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Legendy o „cichych zabójcach”
Wyróżniający się snajperzy do końca życia są uwielbiani przez rodaków i otrzymują groźby śmierci.
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Pamiętny rok 2023: 1:0 dla dyktatur
Podczas gdy Ameryka i Europa były zajęte swoimi wewnętrznymi sprawami, dyktatury szykowały pole do przyszłych starć.
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Kasta, i wszystko jasne
Indyjczycy nie spoczną, dopóki nie poznają pozycji danej osoby na drabinie społecznej.
Cywilizacja wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Jak Kościół katolicki budował demokrację amerykańską
Tylko uniwersytety i szkoły prowadzone przez Kościół pozostały wierne duchowi i tradycji Ojców Założycieli Stanów Zjednoczonych.
Cywilizacja wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Budynki plomby to plaga polskich miast
Mieszkania w Polsce są jedynymi z najmniejszych w Europie.