Ukraina miała być narodowo „czysta jak łza”. Ludobójstwo, które nie chce być tragedią
piątek,
9 lipca 2021
Świadkowie opowiadają o wrzucaniu małych dzieci do pieca, łamaniu im kończyn, przybijaniu nożami języków do stołów. Widzieli korpusy bez głów i kończyn, głowy bez uszu, oczu i języka. Kobietom przed śmiercią obcinano piersi, ciężarnym usuwano płody i zaszywano koty. Na ścianach znajdowano coś na kształt granicy państwa uformowanej z ludzkich jelit i podpis: „Polska od morza do morza”.
Na Wołyniu bestialskie mordy na Polakach rozpoczęły się w lutym 1943 roku. Pierwszą zaatakowaną wsią była Parośla, gdzie oddział UPA zamordował najpierw kilku przyprowadzonych ze sobą jeńców, policjantów ze zdobytego posterunku pomocniczej policji niemieckiej, a mieszkańcom, żeby nie oskarżono ich o współpracę z partyzantami, zaproponowano dać się związać. Powiązanych upowcy zamordowali ciosami siekier. Zginęło 170 osób.
Ze zbrodni poprzedzających „krwawą niedzielę” 11 lipca, z uwagi na jednoczesną liczbę ofiar wymienić należy mord w Janowej Dolinie, gdzie w Wielki Piątek 23 kwietnia zginęło 600 mieszkańców (według Władysława i Ewy Siemaszków – 3000). Większość ofiar spłonęła w podpalanych, drewnianych domach, reszta zginęła od siekier i noży, dobrodziejstwo śmierci od kuli dane było nielicznym.
W lipcu 1943 roku ukraińscy nacjonaliści i wspomagający ich ukraińscy chłopi zaatakowali 520 wsi i osad zamieszkałych przez Polaków, zabijając około 17 tysięcy osób. Pomiędzy 28 a 31 sierpnia zaatakowano 85 miejscowości. Ponowna fala mordów na Wołyniu nastąpiła w Boże Narodzenie 1943, co nazywane było przez Ukraińców „krwawym świętowaniem”. Liczbę ofiar na Wołyniu szacuje się na około 60 tysięcy. Ewa i Władysław Siemaszkowie wskazali z nazwiska ponad 36 tysięcy ofiar w swojej przełomowej pracy „Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na ludności polskiej Wołynia 1939 – 1945”.
W roku 1944 ludobójcze czystki etniczne organizowane przez Organizację Ukraińskich Nacjonalistów (Bandery) i podporządkowaną jej Ukraińską Powstańczą Armię przeniosły się na teren Małopolski Wschodniej, gdzie zginęło około 40 tysięcy Polaków. Na Wołyniu mordowano nadal, ale już nie w tej skali, co przed rokiem.
Bestialstwo wyróżniające się na tle zbrodni niemieckich
Udział chłopów ukraińskich w ludobójstwie Polaków nastąpił w dużej mierze na skutek agitacji działaczy OUN, ale są świadectwa o przymuszaniu Ukraińców do mordowania polskich sąsiadów przez Służbe Bezpeky OUN (B) i UPA. Działacze nacjonalistyczni chcieli mordom na Polakach nadać charakter powstania ludowego, odpłaty za „eksterminacyjną politykę” II RP wobec ludności ukraińskiej na tych terenach. W tej propagandzie lud ukraiński dokonywał sprawiedliwej zemsty na „polskich okupantach” za ich współpracę z Niemcami i partyzantką radziecką – innymi okupantami.
Jak najszersze wciąganie chłopów do czystki etnicznej wymaganej przez integralny nacjonalizm ukraiński (Ukraina miała być narodowo „czysta jak łza” lub „jak szklanka wody”) miało także powód praktyczny. Szczelne otoczenie, odizolowanie od okolicy i mord na większych skupiskach ludności polskiej byłyby niemożliwe siłami samej UPA.
Zbrodnie ukraińskie na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej są dobrze udokumentowane w relacjach świadków i przez fotografie. Prawie z każdej mordowanej wsi ktoś przeżył, uznany za zabitego jako nieprzytomny ranny, udający trupa, lub ten, komu udało się ukryć. Fotografie robili mieszkańcy sąsiednich wsi, jeszcze nie zaatakowanych, gdy mordercy już się wycofali oraz wzywani po zdarzeniu na miejsce zbrodni Niemcy.
Zdjęcia i relacje nie pozostawiają wątpliwości, że rzeź wołyńska wyróżnia się bestialstwem na tle najkrwawszych pacyfikacji i zbrodni niemieckich w czasie całej drugiej wojny światowej. Jedynie zbrodnie chorwackich Ustaszy na Bośniakach dorównują jej skalą okrucieństwa w tym czasie. Ofiary często były mordowane przy pomocy siekier, noży i wideł nawet, gdy napastnik miał broń palną. Rodzaj narzędzi mordu sprawiał, że świadkowie w ukryciu modlili się o śmierć od kuli. Człowiek zarzynany lub zarąbywany często umiera nie od razu i w męczarniach. Nadrzędnym celem zbrodniarzy była śmierć ofiar, ale nie ograniczali się do tego.
Pisał, że skrajny nacjonalizm jest emanacją satanizmu, złem zatruwającym społeczeństwo ukraińskie – historyk wspomina postać bł. Grzegorza Chomyszyna, biskupa stanisławowskiego.
zobacz więcej
Na niektórych fotografiach widać ciała bez głów, czy rozczłonkowane, rozprute brzuchy. Świadkowie opowiadają więcej, o wrzucaniu małych dzieci do pieca, łamaniu im kończyn, przybijaniu nożami języków do stołów. Często sąsiedzi następnego dnia widzieli korpusy bez głów i kończyn ustawione pod ścianami domów, głowy bez uszu, oczu i języka. Kobietom przed śmiercią obcinano piersi, ciężarnym usuwano płody i zaszywano koty lub tłuczone szkło. Na ścianach znajdowano coś na kształt granicy państwa uformowanej z ludzkich jelit i podpis: „Polska od morza do morza”. Niemowlęta wbite brzuszkami na sztachety podpisywane były: „Litak Sikorskoho” (Samolot Sikorskiego). Wbijano gwoździe w czaszki, zakopywano żywcem, przecinano na pół piłami do drewna.
Niemieckie siły okupacyjne skoncentrowane były w miastach, a partyzantka polska była słaba i oprawcy mieli czas. Nie pastwili się za długo tylko wtedy, gdy jedna sotnia miała rozkaz zaatakować kilka miejscowości, jedną po drugiej.
W Małopolsce Wschodniej proporcje ludnościowe dla Polaków były korzystniejsze niż na Wołyniu. Możliwe były oddziały samoobrony, broniące poszczególnych miejscowości w większej liczbie niż tam. Lokalne oddziały Armii Krajowej zdobyły się na kilka akcji odwetowych, mających na celu powstrzymanie dalszych działań UPA. Nie było to konsekwentne i na ogół zabraniane przez Komendę Główną, jak na przykład bezwzględny zakaz w Tarnopolskiem. Armia Krajowa czekała na akcję „Burza” i bała się posądzeń na arenie międzynarodowej, że walcząc z UPA i pacyfikując ukraińskie wsie unika walki z Niemcami. Unikanie przez AK walki z Niemcami było głównym motywem opowieści o Polsce, serwowanych przez ZSRR koalicjantom zachodnim.
W polskich akcjach odwetowych zginęło ponad 10 tysięcy ukraińskiej ludności cywilnej – łącznie na Wołyniu, w Małopolsce Wschodniej i na ziemiach południowo-wschodnich należących obecnie do Polski. Często, jak w Sahryniu, polski atak na wieś ukraińską był przypuszczany dlatego, że kryli się w niej partyzanci UPA. Mordowanie cywilów jest zbrodnią wojenną, ale nie sposób nie zaznaczyć, że Polacy strzelali zamiast, na przykład, obdzierać żywcem ze skóry. Oddziały AK i samoobrony wiejskie w Małopolsce Wschodniej, dokonujące czasami akcji wyprzedzających ataki UPA, wiedziały co się stało na Wołyniu, gdyż zdołały stamtąd uciec setki Polaków.
„Spontaniczne wybuchy gniewu” w formie zaplanowanej rzezi
Definicję ludobójstwa sformułował polski i amerykański prawnik żydowskiego pochodzenia Rafał Lemkin – rozumiał je, jako zorganizowane działania mające na celu zniszczenie narodu lub grupy etnicznej. Zdaniem wielu polskich historyków wydarzenia na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej spełniają kryteria ludobójstwa, czemu ukraińscy historycy energicznie oponują.
Zakłamywanie, a właściwie przemilczanie rzezi wołyńskiej rozpoczęło się jeszcze w trakcie jej trwania. Są dyrektywy działaczy OUN instruujące teren, by zbrodnie przypisywać Niemcom lub radzieckim partyzantom. Wiadomo, że mordercy z Parośli przedstawili się ofiarom jako oddział radziecki, ale nie są znane inne takie przypadki i OUN chodziło o propagandę na zewnątrz.
Grupa emigrantów ukraińskich, cenna po wojnie dla CIA i korzystająca z jej wsparcia, założyła na Zachodzie instytuty i wydawnictwa, które heroizowały historię UPA, a mordy wołyńskie przedstawiały jako walkę narodowo-wyzwoleńczą z okupantami Ukrainy. Kilku historyków o takich poglądach wykładało w Kanadzie i USA. Mieli oni następców i nieobiektywna wersja historii weszła trwale do obiegu naukowego na Zachodzie. Ta „szkoła historyczna” zaprzecza także udziałowi jednostek SS złożonych z Ukraińców w Holokauście, gdzie na samym Wołyniu zginęło przynajmniej 150 tysięcy Żydów.
Niepodległej od 1991 roku Ukrainie potrzebni byli bohaterowie narodowi i tę rolę pełni w coraz większym stopniu Ukraińska Powstańcza Armia. Powstają pomniki Stepana Bandery i ulice innych działaczy OUN. Ludobójcze czystki etniczne na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej nie pasują do oczekiwanego, wyidealizowanego obrazu, toteż, gdy na skutek badań polskich historyków już nie można było przemilczać, temat się relatywizuje – co jest równoznaczne z negacją.
Sporo wysiłku włożono w zaprzeczanie zorganizowanemu charakterowi rzezi. Mówi się o spontanicznym wybuchu ludowego gniewu, chaotycznej wojnie chłopskiej, a ta – jak wiadomo – bywa okrutna. Zrównywana jest liczba ofiar – rzeczywiście, stosunek 10 do 1 polskich ofiar i ukraińskich. Jeżeli jednego poranka atakuje się 99 miejscowości, a ponad miesiąc później 85, to spontaniczność takiego ludowego gniewu za wyolbrzymione i często wyimaginowane krzywdy sprzed wojny wydaje się co najmniej problematyczna.
Ludobójstwo to działania zorganizowane, a tego określenia Ukraina w rozmowach z Polską i historycy ukraińscy nie akceptują. Proponowany jest za to termin „tragedia wołyńska”, pod którym podpisują się przyjaciele Ukrainy i po polskiej stronie. Ludobójstwo, mord, rzeź, zbrodnia, czystka etniczna musi mieć sprawcę. Tragedia – niekoniecznie.
Już w październiku 1943 roku kierownictwo OUN ogłosiło, że ani ono, ani naród ukraiński nie mają z masowymi zbrodniami nic wspólnego, a „wydarzenia, które miały w ostatnich miesiącach miejsce na ukraińskich ziemiach”, nazwano obopólną „rzeźnią”, w której brali udział ludzie działający w interesie sowieckim i niemieckim. Winą obarczono Polaków, wskazując cztery przyczyny.
Po pierwsze, „eksterminacyjną” politykę narodowościową w II RP. Po drugie, rozpoczęcie przez Polaków w 1942 roku planowego niszczenia ludności ukraińskiej na ziemiach chełmskiej i hrubieszowskiej. Po trzecie, wspomaganie przez Polaków okupanta niemieckiego i partyzantki radzieckiej, poprzez branie udziału w ich akcjach antyukraińskich. I po czwarte, systematyczne pogromy Ukraińców, dokonywane przez Polaków służących w niemieckiej policji.
Co do pierwszego zarzutu, to nacjonalizm ukraiński był integralny już przed wojną, stąd zamachy na polityków polskich, dążących do sprawiedliwego ułożenia stosunków narodowościowych, jak choćby na Tadeusza Hołówkę. „Eksterminowani” Ukraińcy mieli legalne partie polityczne i organizacje oświatowe i zawsze wicemarszałka sejmu. Bezkrwawa wojskowa pacyfikacja niektórych terenów była spowodowana terroryzmem OUN, mającym tam bazy. Rzeczywiście nie było zgody na ukraiński uniwersytet we Lwowie i w 1938 roku kilka tysięcy Ukraińców poddano przymusowej katolicyzacji. Sanacja pod koniec stała się endekoidalna, ale jeżeli symetryczną odpowiedzią miała być rzeź wołyńska...
Co do następnych zarzutów, to Polacy na Wołyniu współpracowali z Niemcami prosząc ich po „krwawej niedzieli” o broń, jaką niektóre samoobrony otrzymały. Wzywano też Niemców na pomoc, poza kilkoma wypadkami, nieskutecznie. Dzięki partyzantce radzieckiej ocalało Przebraże, a do niemieckiej policji pomocniczej wstępowali Polacy już podczas rzezi na Wołyniu, widząc co się dzieje. Na ziemiach chełmskiej i hrubieszowskiej AK wykonywała wyroki na poszczególnych, zagrażających Polakom, ukraińskich kolaborantach, co z żadnymi działaniami antyukraińskimi nie miało nic wspólnego.
Dopominanie się o prawdę historyczną źle widziane
Polityk OUN, członek władz organizacji Mykoła Łebied wydał na emigracji w 1946 roku książkę o UPA, w której rzekoma współpraca Polaków z Niemcami i sowiecką partyzantką, motywowana „historyczną nienawiścią do narodu ukraińskiego”, musiała spowodować, że „naród ukraiński przeszedł do samoobrony i odpłacił za wszystkie, wiekami nabrzmiałe krzywdy”. UPA włączyła się do „konfliktu”, by go załagodzić, a gdy to nie dało wyniku, UPA nakazała jakoby Polakom opuścić Wołyń, co zostało w większości wykonane.
– Nigdy nie robiłem filmu, podczas którego tak bardzo dmuchałem na zimne – mówi reżyser.
zobacz więcej
Jednym z usprawiedliwień ukraińskich jest wmawianie, że to była „tylko” czystka etniczna. Gdyby Polacy się wynieśli dobrowolnie (co nie zostało wykonane, jak w pierwszym wydaniu swojej książki napisał Łebied), a przynajmniej po pierwszych mordach, to wszystko byłoby w porządku. Otóż, ulotki nakazujące opuszczenie Wołynia pojawiły się w dwóch powiatach jesienią 1943 roku, kiedy większość ofiar rzezi wołyńskiej już nie żyła. Są relacje, że Polacy, którzy coś przeczuwali, byli uspokajani przez sąsiadów Ukraińców. To, co im naprawdę grozi, nie mieściło się nikomu w głowie. Na początku uciekinierom, nawet okaleczonym, nie chciano wierzyć w miastach, do których się schronili.
Początkowo rozkaz centrali OUN (B) faktycznie dotyczył likwidacji mężczyzn, reszta miała być jakoś skłoniona do opuszczenia Wołynia. Dmytro Kłaczywśkij, lokalny komendant OUN (B) na Wołyń, kazał bezpośrednim podkomendnym mordować wszystkich, co wzbudziło pewne opory w centralnych władzach. Ostatecznie III Zjazd OUN (B) zatwierdził postępowanie Kłaczywśkiho i polecił zrobić to samo w Małopolsce Wschodniej.
Wsie, po obrabowaniu, były po kilku dniach równane z ziemią. Łącznie z sadami, żeby nie było śladu po tym, że ktoś tu mieszkał, a przed zniszczeniem upowcy sprawdzali, czy nikt nie wrócił. Integralny nacjonalizm wymagał – powtórzmy – „czystej jak łza” Ukrainy.
Interpretacja historii OUN (B) i UPA stworzona w latach czterdziestych zeszłego wieku, jeszcze w trakcie trwania zbrodni i po wojnie przez emigrantów ukraińskich, obowiązuje nieoficjalnie do dzisiaj. A właściwie nieomal oficjalnie. Wołodymyr Wjatrowycz, były dyrektor Ukraińskiego Instytutu Pamięci Narodowej napisał książkę „Druga wojna polsko-ukraińska 1942 – 1947”, w której zaprzecza skoncentrowanemu atakowi UPA na polskie w się w „krwawą niedzielę”, bo nie ma nic na ten temat w archiwum OUN (B). Mordy – według niego – owszem, były, ale jako zemsta ludowa i dzieło partyzantów Tarasa Bulby-Borowca, konkurencyjnej wobec banderowskiej frakcji ukraińskich nacjonalistów. UPA się włączyła, aby uspokoić sytuację, a dokumenty świadczące o planowanym i zorganizowanym ludobójstwie są fałszywkami NKWD.