Może to zabrzmieć paradoksalnie, bo zwykle mówimy o prymacie tego, co wewnętrzne. I to jest zrozumiałe – człowiek duchowy powinien, jak powiedział św. Paweł, dać się kierować duchowi, a nie ciału; zwykle tak to rozumiemy. Ale ja napisałem o prymacie zewnętrzności na rzecz nadprzyrodzoności. Chodzi o to, że lekcje tego, co Boże, nadprzyrodzone, otrzymujemy właściwie w postaci czegoś konkretnego, co przychodzi z zewnątrz. Człowiek nie powinien być wpatrzony w swój wewnętrzny pępek i nieustannie szukać w sobie samym jakichś pouczeń, lecz odwrotnie. Św. Benedykt pisał o tym w związku z modlitwą mnichów: żeby nasze serca uzgadniały się z tym, co wypowiadają usta.
To bardzo dobra lekcja. Św. Benedykt wie, że szczerość w wyrażaniu słowami tego, co się czuje, ma swoją wartość – lecz przede wszystkim wymaga, żeby to serce było otwarte na głos, który bierzemy na nasze usta od Słowa Bożego. Gdy więc modlimy się, chodzi nie o „wypowiedzenie się”, tylko o uzgodnienie swego serca z tym, co już jest w głosie modlącego się Kościoła. To jest lekcja, która powinna wniknąć do naszego serca. W tym sensie to, jak się modlimy, ale i to, jak coś robimy, jak pracujemy, z jaką uwagą coś wykonujemy – jest dla nas najważniejszym sposobem pouczenia, które powinno nas porządkować aż do serca.
Mówi pan o pracy. Zdaje się, że praca codzienna, fizyczna, według Reguły jest niezwykle ważna, nie mniej ważna, niż np. praca intelektualna.
Tak, o to właśnie chodzi. Gdy do benedyktynów przychodzą ludzie pracujący fizycznie, to po pewnym czasie odkrywają, że aby być człowiekiem – tym samym człowiekiem, który wykonuje ciężką pracę fizyczną w polu – to równocześnie trzeba się przykładać do czegoś tak subtelnego, jak piękny śpiew gregoriański, albo jak służba Boża przy ołtarzu. Analogicznie dotyczy to osób, które przychodzą do klasztoru z już rozwiniętymi aspiracjami intelektualnymi. Pociąga ich, że benedyktyni stworzyli tyle dzieł kultury i że są tak subtelni duchowo, a z czasem odkrywają, że mnisi są tacy, jakich podziwiamy, bo w ich życiu jest harmonia – również w przypadku pracy fizycznej, czy jak oni mówią: ręcznej.
I to nie pracy maszynowej, tylko konkretnej, podczas której widzi się efekty swojej pracy, współdziała z innymi; podczas której jest się twórcą – nawet pracując w ogrodzie czy lesie, czy na polu.