Dominika Ćosić: Europejczycy bardziej niż czarownicami z Warszawy, Budapesztu i Rzymu niepokoją się niekontrolowaną, nielegalną imigracją.
zobacz więcej
Sprzeniewierzenie się prawu europejskiemu w dziedzinie migracji spowoduje problemy – uważają francuscy politycy. Prawo do azylu wynika z prawa europejskiego – jest nawet jednym z jego dogmatów quasi religijnych – ale jest również zapisane w konstytucji francuskiej i w Europejskiej Konwencji Praw Człowieka. Dlatego nie można się go po prostu wyzbyć. Traktaty europejskie nie zezwalają państwu członkowskiemu na nagłe lekceważenie całego segmentu prawodawstwa europejskiego – podkreślają zaszokowani obserwatorzy, przyznając tym samym rację byłemu eurokomisarzowi, ale także prawicowym i narodowym przeciwnikom niekontrolowanej imigracji, którzy od lat twierdzą, że Unia Europejską spętała kompetencje państw członkowskich w tej dziedzinie.
Paradoksalnie, ci sami eksperci ds. polityki migracyjnej, którzy od lat atakują Węgry czy Polskę za rzekome łamanie konwencji i prawa europejskiego, teraz odwracają swoją argumentację i odpowiadają na program Michela Barniera, mówiąc: „Proszę popatrzeć, konwencje i prawo europejskie nie są aż tak wiążące dla państw członkowskich, skoro członkostwo Węgier czy Polski w Unii Europejskiej nie doprowadziło do zalewu przez migrantów”. Hipokryzja euroimigracjonistów nie ma sobie równych.
Nieoczekiwana ewolucja byłego komisarza europejskiego ma wymiar nie tylko symboliczny jako ideowa zdrada symbolu brukselskiego modelu integracji („właśnie zepsuł wizerunek, który sobie zbudował”, jak stwierdził jednen z eurodyplomatów), ale też stanowi realne zagrożenie dla europejskich instytucji, pojawiając się w niekorzystnym kontekście kontestacji eurokracji i jej zasad w wielu państwach członkowskich. Pozwolenie sobie na jednostronne zawieszenie traktatów oznacza pozwolenie wszystkim na to samo: Niemcy mogłyby więc zadekretować „tarczę konstytucyjną” w sprawach gospodarczych i monetarnych, Irlandia i Luksemburg w sprawach podatkowych, Polska i Węgry w kwestii migracyjnej etc. W oczywisty sposób oznaczałoby to faktyczny rozpad Unii, jaką znamy, w której zideologizowana interpretacja przyjętych przez eurobiurokracje norm przez międzynarodowe trybunały jest warunkiem sine qua non jej funkcjonowania. Euroentuzjaści obawiają się, że jeśli państwa członkowskie zaczną interpretować lub zawieszać tę czy inną normę według własnego uznania, Unia rozpadnie się i stanie się federacją suwerennych państw, jak u początku swego istnienia, zamiast zmierzać w kierunku integracji.
Propozycję Barniera to woda na młyn nie tylko eurosceptyków w Europie Wschodniej, jak Węgry czy Polska, z którymi Bruksela jest w konflikcie z powodu polemiki na temat „państwa prawa”, ale także np. Niemiec, gdzie sąd w Karlruhe zakwestionował politykę Europejskiego Banku Centralnego i plan naprawczy dla UE-27.
W piątek 10 września wystąpienia Michela Barniera było tematem rozmów na spotkaniu ambasadorów 27 państw UE w stolicy Słowenii, Lubljanie: „Idzie dalej niż Polacy, którzy od czasu do czasu kwestionują nadrzędność prawa europejskiego” – komentowano. Eurokraci zgrzytają zębami, bo pomysły byłego eurokomisarza są nieoczekiwanym wybawieniem dla polskiego rządu, który niedawno oświadczył, że nie uznaje wyroku Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości, określając go jako „agresję” na swój kraj.
– Adam Gwiazda
TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy
Autor, urodzony w 1970 r., studiował filozofię społeczną i polityczną na Sorbonie. Filozof z wykształcenia, historyk z zamiłowania, wydawca z zawodu.