Tego ranka umarł jej ukochany pies. Było to dokładnie w pierwszą rocznicę śmierci jej jedynej córki, która zginęła w wypadku samochodowym. Ale kiedy czuła się najbardziej samotną osobą na kuli ziemskiej, zobaczyła naprzeciwko siebie równie zbłąkaną duszę z dużym kartonem, na którym był napis „Free Hugs”. On ukląkł na jedno kolano i objęli się ramionami. Kiedy się rozstawali, ona się uśmiechnęła, a on poczuł, że bezinteresowny uścisk może zmieniać świat.
To historia z Sydney. Opisują ją twórcy akcji Free Hugs Campaign. Dała ona początek masowemu, darmowemu przytulaniu się obcych osób. Ludzie od Japonii po Portugalię zaczęli się do siebie przytulać. Tworzyli specjalne wydarzenia. Masowo spotykali się nawet w niewielkich miejscowościach. Jej inicjator, Juan Mann stał się tak popularny, że wystąpił nawet w programie Oprah Winfrey, tej samej, której zwierzała się Meghan Markle i jej mąż książę Harry.
Kampania dotarła oczywiście również do Polski. Od Szczecina po Rzeszów ludzie platonicznie się ze sobą ściskali.
I mimo że na pierwszy rzut oka, wydaje się to niewinną i pozytywną w sumie zabawą, to maskuje potężny problem. Problem samotności. UC San Diego School of Medicine przeprowadził szeroko zakrojone badania na grupie ponad 10 tys. osób. Co czwarty ankietowany Amerykanin na pytanie, z iloma osobami może porozmawiać od serca, odpowiedział, że nikogo takiego nie ma.
U osób odczuwających samotność obserwować można obniżenie tzw. zmienności rytmu mięśnia sercowego – to z kolei najnowsze badania z Polski. Dokładnie z Polskiej Akademii Nauk.
Ale okazuje się, że dziś na braku bliskości można dobrze zarobić. Kiedy nie da się do nikogo przytulić za darmo, można za to zapłacić. I to słono, bo aż 229 zł za 45 minut. Tyle biorą „profesjonalne przytularnie”, które działają także w Polsce.
Ale nie tylko przytulanie stało się biznesem. W naszym kraju świetnie rozwija się też rynek usług zawodowych towarzyszy na wesela, chrzciny czy imprezy okolicznościowe. Tam ceny za jeden wieczór dochodzą do 2,5 tys. zł. A gdy odejdzie bliska nam osoba, możemy zadzwonić do „towarzyszki w żałobie”. Godzina jej usług to 200 zł.
Czyżbyśmy żyli w czasach, gdy nawet za przyjacielskie poklepanie po ramieniu musi zostać wystawiona faktura? Najlepiej na firmę – wtedy wrzuci się to w koszta.
Sesja z przytulaczem
„Usługi o platonicznym charakterze świadczone są w formie kilkudziesięcio-minutowych sesji, w trakcie których klient znajduje się pod opieką profesjonalnego przytulacza. Usługi mają na celu dostarczenie wymiernych korzyści, jakie przytulanie niesie dla naszego zdrowia i samopoczucia Spotkania odbywają się w 2 przytulnych pokojach. Do dyspozycji w środku są przyjemne w dotyku poduszki, pluszowe koce, które mają za zadanie stworzyć ciepłą, domową atmosferę” – tak reklamuje się pierwsza „przytularnia” w Polsce. Założyły ją cztery lata temu Sylwia Kalinowska oraz Magdalena Fiałkowska. Wówczas była to ciekawostka medialna. Bardzo szybko jednak okazało się, że jest zapotrzebowanie na tego typu usługi, a dziewczyny otworzyły drugi lokal – tym razem w Krakowie.
Pomysł nie był pionierski. Od lat tego typu działalność istniała w Japonii czy Stanach Zjednoczonych. W tych ostatnich cena za jedną minutę usługi już dekadę temu wynosiła dolara. W Polsce na początku było to 79 zł za godzinę.