Zdradził Trumpa czy Amerykę? Generał, który wywołał kryzys
piątek,
1 października 2021
Żaden wojskowy nie był w ostatnich latach przedmiotem tak wielkiego zainteresowania i nie budził tak skrajnych emocji jak generał Mark Milley, przewodniczący Kolegium Połączonych Szefów Sztabów, człowiek, który jest współodpowiedzialny za ucieczkę Amerykanów z Afganistanu i oskarżany o kontakty z Chinami.
26 września ukazała się książka zatytułowana „Niebezpieczeństwo” autorstwa dwóch weteranów dziennika „Washington Post” Roberta Costy i Boba Woodwarda. Ten drugi to jeden z najsłynniejszych dziennikarzy Ameryki, reporter, który wraz z Carlem Bernsteinem opisał aferę podsłuchową Watergate i doprowadził do upadku prezydenta Richarda Nixona. Tym razem Woodward z Costą opisali ostatnie dni prezydentury Donalda Trumpa i działania, jakie podejmował wówczas najważniejszy wojskowy Ameryki – Mark Milley.
Wiele wskazuje na to, że generał nie tylko dopuścił się bezprawnych akcji pozbawiających legalnie urzędującego prezydenta należnych mu prerogatyw, ale też potajemnie kontaktował się z Chińczykami i obiecywał, że ostrzeże ich przed ewentualnym atakiem USA. A to zakrawa na zdradę.
Ponad 130 emerytowanych generałów i admirałów, w bezprecedensowym akcie, podpisało petycje domagająca się natychmiastowej dymisji Milleya, ale Demokraci bronią go jako odważnego patriotę, który ocalił Amerykę przed szaleńcem – Trumpem.
Jest jeszcze jeden powód, dla którego gwiazda Milley’a świeci teraz niezwykłym blaskiem. 28 września rozpoczęły się przesłuchania przed Senacką Komisją Sił Zbrojnych dotyczące okoliczności upokarzającej ucieczki amerykańskich wojsk z Kabulu. Zeznają m.in. sekretarz obrony generał Lloyd Austin i właśnie generał Mark Milley. Ten drugi musi się też tłumaczyć z tragicznej pomyłki amerykańskiej armii, która na odchodnym zamiast terrorystę ISIS, zabiła 10-osobową afgańską rodzinę.
Czempion LGBT
W karierze Milley’a nie było nic nadzwyczajnego, nic takiego, co wskazywałoby, że stanie się aż tak znany i „zasłużony”. Jak setki innych generałów ukończył prestiżowe uczelnie cywilne – politologię na Uniwersytecie Princeton, stosunki międzynarodowe na Uniwersytecie Columbia, a na koniec szkolę wojskową Naval War College. Potem piął się coraz wyżej, służąc głównie w piechocie, ale miał też przydziały w 82 Dywizji Powietrznodesantowej i V Grupie Sił Specjalnych, aż w 2018 roku dostał nominację prezydenta Donalda Trumpa na przewodniczącego Kolegium Połączonych Szefów Sztabów.
Dopiero rok później Milley został zaprzysiężony. W tym czasie zasłynął z tylko jednej rzeczy – raportu o tym, że największym zagrożeniem dla bezpieczeństwa Stanów Zjednoczonych jest globalne ocieplenie. Prezydent Joe Biden postanowił pozostawić go na stanowisku.
Już pierwsze wystąpienie generała Milley’a w nowej starej roli – szefa Kolegium Sztabów pokazywało, jak radykalnego zwrotu w sprawach bezpieczeństwa i wojskowości dokonuje administracja Bidena.
63-letni wojskowy rozpoczął służbę u niego od obwieszczenia, że największym problemem sił zbrojnych jest strukturalny rasizm i „wściekłość białego mężczyzny”, cokolwiek miało to znaczyć. Po kolejnych wystąpieniach i oświadczeniach egzegeci mogli z nich wywieść, iż chodzi o to, że biali mężczyźni tracą w amerykańskiej armii wpływy na rzecz kobiet i kolorowych mniejszości, co wywołuje u nich złość i pcha ich do motywowanych rasową i płciową nienawiścią czynów – jak choćby atak na Kapitol.
Kwestie płciowe podniesione zostały do specjalnego statusu, bo oto, jak obwieścił generał, za administracji Joe Bidena będą wprowadzane parytety płciowe, a armia nie tylko będzie przyjmować transeksualistów (administracja Trumpa zakazała), ale też wspierać wszystkich tych wojskowych i cywili pracujących dla wojska, którzy zechcą zmienić płeć. To wspieranie ma konkretny wymiar – opłacanie operacji, zabiegów etc. prowadzących do zmiany płci, czyli nawet 100 tysięcy dolarów na osobę.
Milley określił, jakie są priorytety amerykańskiego wojska, a emblematem tego i symbolem stało się zdjęcie pokazujące składającą się wyłącznie z homoseksualistów załogę helikoptera Marynarki Wojennej. Lewicowi aktywiści byli zachwyceni i uczynili Milley’a czempionem LGBT.
Bez wojskowego kręgosłupa
Skutki klęski w Afganistanie Ameryka może odczuwać przez dziesięciolecia.
zobacz więcej
Po pół roku później sprawy kulturowe i obyczajowe zeszły na daleki plan za sprawą wydarzeń w Afganistanie. Zapowiedziane w maju wycofanie amerykańskich wojsk, w sierpniu zmieniło się w upokarzającą ucieczkę, której towarzyszyły tragedie.
26 sierpnia na lotnisku w Kabulu wysadził się zamachowiec samobójca z ISIS. Zginęło 169 Afgańczyków i 13 Amerykanów. Dla amerykańskich sił był to najtragiczniejszy dzień w Afganistanie od 10 lat, a zabici byli pierwszymi ofiarami od lutego 2020 roku.
Trzy dni później, 29 sierpnia generał Mark Milley z dumą obwieścił, że udało się zapobiec kolejnemu zamachowi i zlikwidowano następnego terrorystę, który chciał się wysadzić w tłumie na lotnisku Hamida Karzaja w Kabulu. Szybko pojawiły się doniesienia, że operacja mogła mieć inny przebieg niż podawano, ale Milley wciąż powtarzał wersję o sukcesie. Aż do oświadczenia generała Korpusu Piechoty Morskiej Franka McKenzie, który przyznał, że doszło do tragicznej pomyłki, w wyniku której zginęło10 osób z jednej rodziny, w tym siedmioro dzieci.
Przebieg tragedii zszokował Amerykanów. 37-letni pracownik amerykańskiej organizacji charytatywnej (!!!) Zemerai Ahmadi podjechał Toyotą Corollą pod swój dom. Z budynku wybiegł jego 11-letni syn, poprosił ojca, by dał mu wprowadzić samochód na podwórko i usiadł na miejscu kierowcy. Z domu wyszły kolejne dzieci, by zobaczyć, jak sobie radzi ich brat i kuzyn. Wtedy uderzył wystrzelony z drona pocisk Hellfire (Piekielny Ogień). Śmierć poniosło siedmioro dzieci, Ahmadi, jego dorosły syn i siostrzeniec, także współpracownik Amerykanów. To, co na pace samochodu miało być ładunkami wybuchowymi, okazało się być zgrzewkami wody.
Dochodzenie prowadzą teraz Siły Powietrzne, które mają ustalić, gdzie zawiodły procedury, a gdzie ludzie. Ale tak naprawdę wszyscy mają świadomość, co było praprzyczyną tragedii. W dowództwie sił zbrojnych, agencjach wywiadu panował chaos, decyzje podejmowane były w pospiechu, pod wpływem emocji, nagłych zdarzeń, przy niedostatecznym rozpoznaniu. I za to odpowiada także gen. Milley.
Biały Dom tak bardzo obawiał się kolejnego zamachu, politycznych kosztów, że naciskał na szybkie, spektakularne działania mające pokazać panowanie nad sytuacją i dać Amerykanom namiastkę sukcesu. Wojskowi z Milley’ em na czele, wbrew sztuce, poddali się presji i odpowiedzieli na zapotrzebowanie administracji Białego Domu.
Skłonność do ulegania politykom, brak wojskowego kręgosłupa miały też sprawić, iż Milley uległ prezydentowi Bidenowi w sprawie szybkiego opuszczenia, a właściwie porzucenia bazy Bagram, co uruchomiło lawinę wydarzeń, które ostatecznie doprowadziły do tego, że w ciągu kilku tygodni Talibowie opanowali cały Afganistan, a Amerykanie uciekali z Kabulu w upokarzającym stylu.
Amerykanie, nie powiadamiając swych sojuszników ani współpracujących z nimi i obsługujących bazę oraz wojskowe lotnisko Afgańczyków, zwyczajnie zniknęli z Bagram w środku nocy. A to właśnie o Bagram można było oprzeć kontrolowaną ewakuację wojska, bo to miejsce, którego można bronić bez narażania cywilów.
– Nie zobaczycie obrazków ludzi zabieranych z dachu ambasady USA w Kabulu – obiecywał Biden.
zobacz więcej
Doniesienia dotyczące tego, kto i w jakich okolicznościach podejmował ostateczne decyzje są sprzeczne. Przecieki z Białego Domu wskazywać miały, że to wojskowi zdecydowali o porzuceniu Bagram i o oparciu się o Kabul.
Kolejne doniesienia dowodzą jednak czegoś wręcz przeciwnego. To prezydent Biden chciał 11 września, w dwudziestą rocznicę zamachu na World Trade Center i Pentagon, ogłosić wielki sukces – zakończenie trwającej blisko 20 lat wojny. Dlatego miał naciskać, by wycofywano się szybko, byle jak, porzucając wszystko, aby zdążyć przed symboliczną datą.
Niezależnie od tego, kto na kogo naciskał i czego chciał, to do wojskowych należał głos decydujący, bo chodziło o operację wojskową. Jeśli szef Departamentu Obrony generał Lloyd Austin i generał Mark Milley nie zgadzali się ze zwierzchnikiem sił zbrojnych – prezydentem Joe Bidenem – to na znak protestu powinni byli złożyć na jego ręce rezygnacje. Takiego zdania jest 130 emerytowanych generałów i admirałów, którzy napisali petycję o natychmiastowe zdymisjonowanie Austina i Milley’a.
Nie ma wątpliwości, że uleganie politykom sprowadziło na Stany Zjednoczone najbardziej upokarzającą klęskę w ich dziejach. Nie tyle militarną, ile psychologiczną i polityczną. Wymiar materialny jest przerażający – w ręce Talibów dostał się sprzęt wojskowy wartości 85-90 miliardów dolarów, w tym 106 helikopterów, 65 samolotów, blisko 80 tysięcy pojazdów wojskowych i 550 tysięcy sztuk broni.
Znacznie gorszy jest wymiar duchowy, symboliczny, ot choćby zdjęcia, które poszły w świat, pokazujące Talibów z jednostki specjalnej Badri 313 w zdobytym na Amerykanach rynsztunku i parady wojskowe na ulicach miast z amerykańskim sprzętem. Świat nigdy też nie zapomni widoku ludzi uwieszonych samolotów na lotnisku w Kabulu, a potem z nich spadających. To przypomina śmierć tych, którzy 20 lat wczesnej skakali z World Trade Center. Historia zatoczyła koło i domknęła się.
Niezalezienie od tego, jak potoczą się przesłuchania przed senacką komisją, to Biden, Austin i Milley już zostali ocenieni. Piers Morgan, najbardziej znany brytyjski komentator i dziennikarz napisał: „Postawmy sprawę jasno: prezydent Biden dopuścił się w Afganistanie szokującego aktu moralnego tchórzostwa, który okrywa Amerykę hańbą, i który powinien przerazić każdego, kto ma w sercu odrobinę człowieczeństwa. On wie, co zrobił i wie, że to zakończy jego prezydenturę”.
To nie są słowa na wyrost, bo wszyscy widzą, że kondycja psychofizyczna Bidena może mu nie pozwolić na dokończenie prezydentury, a Stany Zjednoczone za sprawą swojego najważniejszego wojskowego zaczynają wchodzić w kryzys konstytucyjny i ustrojowy. Milley mógł dopuścić się zdrady, a Ameryka zdaje się nie mieć narzędzi, by to ocenić.
Telefon do chińskiego generała
W książce, „Niebezpieczeństwo”, która się właśnie ukazała, Woodward i Costa piszą wprost, że Milley potajemnie kontaktował się ze swym chińskim odpowiednikiem – szefem Departamentu Połączonego Sztabu Centralnej Komisji Wojskowej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej, generałem Li Zuoczengiem.
Modernizacja chińskiej armii jest ściśle podporządkowana jasnemu celowi: zdobyciu Tajwanu.
zobacz więcej
Do pierwszej rozmowy wojskowych doszło 30 października 2020, na 4 dni przed wyborami prezydenckimi w USA. Amerykański wywiad był przekonany, iż Chińczycy sądzą, że Stany Zjednoczone mogą zaatakować. Milley zadzwonił więc do generała Zuoczenga, by ich uspokoić. „Generale Li, chcę cię zapewnić, że rząd amerykański jest stabilny i wszystko będzie dobrze” – cytują generała Milley’a Woodward i Costa. – „Nie zamierzamy atakować ani przeprowadzać przeciwko wam żadnych operacji wojskowych”. Milley obiecał, iż ostrzeże Chińczyków, gdyby Stany Zjednoczone miały dokonać ataku. – „Generale Li, ty i ja znamy się już od pięciu lat. Jeśli mielibyśmy zaatakować, zadzwonię z uprzedzeniem. To nie będzie zaskoczenie” – powiedział Milley.
Rozmowa mogła mieć taki przebieg, bo amerykański generał jej nie zaprzeczył, lecz potwierdził, że rzeczywiście do niej doszło. W kolejnej rozmowie 8 stycznia 2021, a więc dwa dni po zamieszkach na Kapitolu, Milley uspokajał chińskiego dowódcę, że sytuacja w Stanach Zjednoczonych jest stabilna, pod kontrolą. O swych kontaktach Milley nie poinformował ani Trumpa, ani wiceprezydenta Mike’a Pence’a, ani szefa Departamentu Obrony Christophera Millera.
Costa i znany z ogromnej niechęci do Trumpa Woodward przedstawiają działania Milley’a jako akt bohaterski, patriotyczny. Podobnie inne akcje, jakie Milley podjął po wyborach prezydenckich, a jeszcze przed przekazaniem władzy. Generał pozbawiał Trumpa – urzędującego jeszcze prezydenta – jego prerogatyw. Zabronił m.in. wojskowym z Narodowego Centrum Dowodzenia Wojskowego przyjmowania od kogokolwiek rozkazów, łącznie z prezydentem Trumpem, o ile on sam, Milley, nie wyda zgody.
Wojskowy poszukał też szybko kontaktów z Demokratami i postawił się do dyspozycji Spiker Izby Reprezentantów Nancy Pelosi. Woodward i Costa cytują fragmenty rozmowy. – „Czy ktoś w Białym Domu nad wszystkim jeszcze panuje, czy tylko wszyscy całują jego tłusty tyłek (Trumpa – przyp. red)?” – dopytywała się Pelosi, nawiązując do rozruchów na Kapitolu. – „Wie pan, że on jest szalony. On jest szalony od dłuższego czasu”. Milley odpowiedział: – „Tak pani spiker, zgadzam się z panią we wszystkim”. Po rozmowie Milley nakazał szefom służb – dyrektorowi Agencji Bezpieczeństwa Narodowego, Paulowi Nakasone i dyrektor CIA Ginie Haspel – aby pilnowali Trumpa.
Sam Trump nazwał Milley’a durniem i powiedział, że nigdy nie rozważał zaatakowania Chin.
Generał działał na własną rękę, co dostrzegają nawet niechętni poprzedniej administracji komentatorzy. Loren Thomson, czołowy analityk wojskowości i bezpieczeństwa, szef Lexington Institute twierdzi, że Milley zbyt często pojawia się w mediach, w książkach jak choćby w tej ostatniej „Niebezpieczeństwo”, zbyt dużo jest relacji na temat jego poglądów i działań. Milley wyszedł z cienia, choć jego rolą jest pozostawać w nim i służyć jako doradca prezydenta.
Rozchwiana Ameryka
Problemem nie jest jednak to, że generał ma zbyt wybujałe ego, lubi być w centrum wydarzeń. Wojskowy wstapił do toczącej ze sobą bezwzględną wojnę klasy politycznej, przekroczył wszelkie granice, a Ameryka stanęła przed kryzysem konstytucyjnym, ustrojowym. Oto najwyższy rangą wojskowy, potajemnie, bez wiedzy swych cywilnych zwierzchników kontaktował się z dowódcą wojskowym innego państwa i obiecywał mu poinformowanie o ewentualnym ataku. To akt zdrady w postaci czystej, krystalicznej. Nawet jeśli Milley miał wątpliwości co do stanu emocjonalnego prezydenta, to wkoło byli jeszcze ci, z którymi powinien był konsultować swe działania – wiceprezydent Pence czy choćby sekretarz obrony Miller.
Przy ogromnych podziałach politycznych, rozchwianiu wszelkich zasad, zatarciu się znaczenia fundamentalnych pojęć, Ameryka być może nie będzie nawet w stanie rzetelnie ocenić tego, co zrobił Milley. W pozbawionym stałych norm progresywnym świecie, wielbiące Demokratów media i sami Demokraci są zdolni wykreować na bohatera kogoś, kto mógłby zasłużyć nawet na pluton egzekucyjny (wyobraźmy sobie niewyobrażalne, że Trump rzeczywiście wydaje rozkaz zaatakowania Chin i Milley dzwoni z ostrzeżeniem).