Historia

I spadł na nich deszcz pocisków

Wiesława Kwiatkowska, wybitna gdańska dziennikarka w stanie wojennym została skazana na pięć lat więzienia za poszukiwanie świadków Grudnia’70 i zbieranie relacji od nich.

Jest 16 grudnia 1980 roku. W Gdańsku, na placu przed stocznią im. Lenina zbiera się wielki tłum, wprost niewiarygodny, szacowany nawet na 200 tysięcy ludzi. Ludzi, którzy zachłysnęli się wolnością i uwierzyli w swoje możliwości. Przyjechali tutaj z całej Polski. Chcą uczestniczyć w odsłonięciu pomnika, którego pierwsza makieta stała na stole, na którym trzy i pół miesiąca wcześniej podpisywane były Porozumienia Sierpniowe. To Pomnik Ofiar Grudnia’70, tak wszyscy o nim mówią, choć oficjalnie będzie się nazywał Pomnikiem Poległych Stoczniowców, nie wspominając o swojskiej nazwie Trzy Krzyże.

Ten pomnik wielkiej nadziei – że można, że trzeba, że się udało. Jeszcze nikt nie wie, że ten pomnik odsłonięty cudem – nie waham się użyć tego mocnego słowa – będzie za rok o tej samej porze, grudniowej nocy, jeszcze większym znakiem nadziei, jeszcze potężniejszą moc będzie dawał ludziom, którzy wokół niego będą się gromadzić.

Czarny czwartek

Historia tego pomnika jest i długa, i krótka zarazem. Dokładnie 17 grudnia, kiedy ukazuje się nowe wydanie naszego Tygodnika TVP, przypada rocznica „czarnego czwartku” w Gdyni.

Wtedy, w 1970 roku po wyciszeniu – czy raczej spacyfikowaniu przez wojsko i milicję – Gdańska i całodziennym – w środę 16 grudnia – międleniu apelu Stanisława Kociołka, powtarzanym w Trójmieście co kwadrans przez wszystkie radioodbiorniki i tzw. kołchoźniki (wisiały w bursach, domach akademickich i hotelach robotniczych), żeby wracać do pracy, ludzie rzeczywiście poszli do pracy: w Gdyni do stoczni, do szkół i na uczelnie. I spadł na nich deszcz pocisków.

Przyleciały helikoptery. Strzelali z dołu, strzelali z góry. Normalna wojna

Lekarze niczego się nie spodziewali. Szczególnie setek ran postrzałowych w jednym mieście jednego dnia, 25 lat po wojnie.

zobacz więcej
Strzelało wojsko i milicja. Byli zabici i ranni, w skali całego Wybrzeża – 45 ofiar śmiertelnych i ponad tysiąc rannych, wielu na całe życie zostało kalekami.

Dziś informacji o tym już nie brakuje: jest znakomita publikacja prof. Jerzego Eislera i reporterskie książki gdańskiej dziennikarki Wiesławy Kwiatkowskiej, opowiada o tym film Antoniego Krauzego „Czarny czwartek”, wcześniej pokazywał to Andrzej Wajda w „Człowieku z żelaza”, a dziś, w tych dniach wszedł na ekrany dokumentalny – z animowanymi postaciami ówczesnych decydentów, ale za to z autentycznymi nagraniami i zdjęciami – film „1970” Tomasza Wolskiego, urodzonego w Gdyni w 1977 roku, czyli w czasie, kiedy pamięć Grudnia była tępiona, a nawet surowo karana.

Ale nie da się zabić pamięci – i o tym właśnie mówi ten pomnik i pomnik w Gdyni, przy stacji kolejki Gdynia Stocznia. I mówi o cudzie, powtarzam to słowo i niewykluczone, że jeszcze powtórzę, jaki się nam przydarzył jesienią 1980 roku – kiedy Solidarność dopiero zaczynała krzepnąć, konstytuować się w niezliczonych zakładach pracy, podejmować pierwsze decyzje. I natychmiast Solidarność – czyli jej twórcy, gdańscy stoczniowcy i robotnicy – zabrała się do pracy nad upamiętnieniem pomordowanych dziesięć lat wcześniej kolegów, jakby przeczuwając, że odpowiedni moment jest tylko teraz, bo potem już go nie będzie, nie będzie żadnego „potem”.

Kiedy o ofiarach trzeba było milczeć

Henryk Lenarciak, stoczniowiec z wielkim autorytetem, przewodniczący Rady Oddziałowej Związku Zawodowego Metalowców na Wydziale W-4 gdańskiej Stoczni im. Lenina, aktywny uczestnik Grudnia’70 z postulatem budowy pomnika wystąpił już w 1971 roku. Ale ci, którzy chcieli upamiętnić ofiary Grudnia’70 – pisze historyk dr Janusz Marszalec na portalu Muzeum Miasta Gdyni „Gdynia Moje miasto” – „musieli zmierzyć się z potężną machiną propagandową, która robiła wszystko, aby rewoltę skompromitować w oczach opinii publicznej (…). O ofiarach milczano. Walkę z kiełkującą mimo to legendą Grudnia, podjęła natychmiast – i to skutecznie – SB. Jak już wiemy, zaczęła od »zabezpieczenia« (to terminologia fachowa) nocnych pogrzebów organizowanych na trójmiejskich cmentarzach. Potem jej podstawowym zadaniem stało się wygaszanie inicjatyw upamiętnienia ofiar przez kolegów z zakładów pracy. Kontrolowano też rodziny, obawiając się emocjonalnych reakcji. To drugie okazało się znacznie łatwiejsze – nietrudno było zastraszyć straumatyzowanych ludzi. Z robotnikami – kolegami zabitych – szło im oporniej”.

I właśnie dlatego, że szło im ciężej, zarówno w Gdyni, jak i w Gdańsku, pojawiły się – wyrażone publicznie – postulaty upamiętnienia ofiar Grudnia (wtedy nie trzeba było mówić Grudzień’70, bo jeszcze nie było Grudnia’81).
16 grudnia 1980 roku na placu przed stocznią im. Lenina zebrał się wielki tłum, szacowany nawet na 200 tysięcy ludzi. Fot. PAP/Leszek Łożyński
Jeszcze raz dr Janusz Marszalec: „Publicznie zgłoszono go prawdopodobnie 25 stycznia 1971 roku w Stoczni im. Komuny Paryskiej, na robotniczym zebraniu. Nieco później podobne żądania na różnych zebraniach wysunięto również w Stoczni im. Lenina w Gdańsku.

Wydawać by się mogło, że w Gdańsku odniesiono nawet sukces, gdyż dyrekcja Stoczni wyraziła zgodę na zawieszenie tablicy pamiątkowej. Był to jednak blef obliczony na uspokojenie nastrojów. Wiosną 1971 roku znowu zawrzało, pojawiły się ulotki i głosy z żądaniem realizacji obietnic. Decydenci, próbując rozładować napięcie, wytypowali osoby, które miały złożyć kwiaty na grobach zabitych w przeddzień 1 maja. Ruch ten wpłynął uspokajająco na robotników, ale nie uciszył wszystkich.

W Stoczni Gdańskiej im. Lenina zdesperowana grupa stoczniowców zdecydowała się na publiczne wyartykułowanie swych żądań. Tak doszło do demonstracji w czasie obchodów święta 1 maja, kiedy to robotnicy nieśli własne, niezależne transparenty. Napisano na nich: »Żądamy ukarania winnych za zajścia grudniowe«, »Żądamy odsłonięcia tablicy pamiątkowej zabitych w zajściach grudniowych«. Wszyscy zostali zidentyfikowani przez SB, która rozpoczęła nękanie tych odważnych ludzi. Nie był to jednak jedyny znak pamięci, gdyż tego dnia mur przy bramie nr 2 pokrył się wieńcami z żałobnymi szarfami. Ostatnia zidentyfikowana przez SB grupa robotników złożyła kwiaty 19 maja. Dzień później w raporcie SB zapisano, że pod ścianą pozostały już tylko trzy gałązki bzu i jeden tulipan koloru kremowego.

Ocknął się wśród trupów. Podziurawioną kulami marynarkę długo trzymał zawiniętą w gazetę

Ostatnia ofiara „czarnego czwartku”.

zobacz więcej
W Gdyni tajna policja okazała się bardziej skuteczna niż w Gdańsku, gdyż szybko zidentyfikowano osoby nawołujące do protestu. W rezultacie 1 maja doszło tylko do kilku incydentów. Wywiadowcy SB zauważyli mężczyznę, który rozwinął czarną chustę i zaraz potem zniknął w tłumie. Do większej demonstracji doszło przy stacji SKM Gdynia Stocznia, gdzie zebrało się około 60 osób, które złożyły wiązankę kwiatów. Zauważono też samochód, z którego kierowca wyrzucił bukiet z szarfą ozdobioną napisem »miejsca upamiętnienia krwią poległych«. Innemu »nieznanemu sprawcy« udało się w tym miejscu pozostawić karton z napisem »Miejsca uświęcone krwią poległych w wydarzeniach grudniowych w 1970 r.«”

Znak pamięci, znak przestrogi

Wojna o pamięć trwała. Choć mówi się przede wszystkim o księdzu Hilarym Jastaku, nazywanym Królem Kaszubów, który dawał wsparcie rodzinom pomordowanych w Grudniu i regularnie odprawiał msze święte w ich intencji, to przecież w kościołach Gdyni i Gdańska było takich księży więcej. Trwała też na różnych – nieraz bardzo dziwnych – frontach walka z zamazywaniem śladów.

W słynnym Klubie Studentów Wybrzeża „Zak” można było w zaufanym gronie broniących się przed cynizmem młodych ludzi usłyszeć gorzkie „zdrowie Goebbelsa” – widać porównania komunistycznych agitatorów do znanych z historii wielkich bezwzględnych propagandystów pojawiły się wcześniej niż w stanie wojennym, kiedy na takowe zasłużył w oczach ludu rzecznik rządu.

Kiedy przyszedł Sierpień ’80, żądań budowy pomnika ofiar Grudnia nie trzeba było inicjować. Czekały gotowe. Pokazują to Porozumienia Sierpniowe i 21 Postulatów – sprawa przywrócenia do pełni praw wyrzuconych z pracy po Grudniu’70 znalazła się już w trzecim punkcie. Nie bez powodu makieta pomnika stała wtedy na stole podpisywanych porozumień.

Pomnik w Gdańsku został odsłonięty 16 grudnia, w Gdyni – dzień później.
W Gdyni uroczystość odsłonięcia pomnika Ofiar Grudnia '70 odbyła się 17 grudnia 1980 roku, o 5 rano. Fot. PAP/Janusz Uklejewski
W akcie erekcyjnym napisano „[…]Pomordowanym – na znak wiecznej pamięci. Rządzącym – na znak przestrogi, że żaden konflikt społeczny w Ojczyźnie nie może być rozwiązany siłą. Współobywatelom – na znak nadziei, iż zło może zostać przezwyciężone […]”.

Wtedy, w 1980 roku, roku rozpoczętego właśnie karnawału Solidarności niewielu myślało, że to przesłanie będzie bardzo aktualne już za kilka miesięcy.

Jan Paweł II przysłał list (podaję za strona Wszechnica NSZZ „Solidarność”) ze słowami modlitwy za wszystkich, którzy w 1970 roku ponieśli śmierć i w którym dziękował Bogu za to, że „tegoroczne wydarzenia na Wybrzeżu miały przebieg całkowicie inny”. W styczniu 1981 delegacja „Solidarności” gościła w Watykanie i wręczyła papieżowi makietę pomnika.


W Gdyni uroczystość odsłonięcia pomnika – z „siódemką” stylizowaną na upadającego od kul człowieka – odbyła się 17 grudnia już o 5.00 rano, przy przystanku Gdynia Stocznia. Tam, gdzie w 1971 roku milicjant rozdeptał świeczkę, którą komuś udało się zapalić.

W akcie erekcyjnym pomnika zaznaczono, że „fundusz, który umożliwił realizację tego przedsięwzięcia, powstał ze składek społeczeństwa całego kraju i rodaków z zagranicy”. Podobnie było z gdańskim pomnikiem – naprawdę, budował je cały naród.

W 1981 udało się jeszcze jedno, może skromniejsze – ale za to „mobilne” – upamiętnienie: Komisja Zakładowa NSZZ „S” Zarządu Portu Gdynia. Medal Ofiarom Grudnia 1970, o średnicy 70 mm, został odlany w brązie i cynku w odlewni Zarządu Portu Gdynia w 1981 roku. Zaprojektował go Henryk Tarasiewicz, współorganizator strajku w Porcie Gdynia w 1980 roku, przewodniczący Komitetu Zakładowego NSZZ „Solidarność” Portu Gdynia. Około sto medali ukradli funkcjonariusze SB.

Wkrótce potem znowu zaczęła się walka o pamięć. Jej symbolem stała się Wiesława Kwiatkowska, wybitna gdańska dziennikarka, która w stanie wojennym została skazana na pięć lat więzienia za poszukiwanie świadków Grudnia’70 i zbieranie relacji od nich. Jej pierwsza książka „Grudzień 1970 w Gdyni” ukazała się w podziemiu, w 1986 roku, nakładem „Archiwum Solidarności”.

Oczywiście, pomniki nie zastapią sprawiedliwości, Grudzień’70 pozostał zbrodnią bez kary. Ale i o tym będą nam przypominać.

– Barbara Sułek-Kowalska

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy

Grudzień 70. Interesy władzy
Zdjęcie główne: Obchody 49. rocznicy Grudnia '70 na Placu Solidarności w Gdańsku, organizowane przez Zarząd Regionu Gdanskiego NSZZ Solidarność z udzialem czynnych i emerytowanych pracowników Stoczni Gdańskiej. Fot. Łukasz Dejnarowicz / Forum
Zobacz więcej
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Bankiet nad bankietami
Doprowadził do islamskiej rewolucji i obalenia szacha.
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Cień nazizmu nad Niemcami
W służbie zagranicznej RFN trudno znaleźć kogoś bez rodzinnych korzeni nazistowskich, twierdzi prof. Musiał.
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Kronikarz świetności Rzeczypospolitej. I jej destruktor
Gdy Szwedzi wysadzili w powietrze zamek w Sandomierzu, zginęło około 500 osób.
Historia wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Burzliwa historia znanego jubilera. Kozioł ofiarny SB?
Pisano o szejku z Wrocławia... Po latach afera zaczęła sprawiać wrażenie prowokacji.
Historia wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Ucieczka ze Stalagu – opowieść Wigilijna 1944
Więźniarki szukały schronienia w niemieckim kościele… To był błąd.