Rozejm był zresztą przemyślany i wieloelementowy, jeden jego passus dla urody języka warto przytoczyć. „A co się tknie wojsk chana JMci Krymskiego [cytuję za pracą prof. Wójcika – WS] tym wojskom tatarskim nie tylko żadna pomoc ze strony JKMci przeciwko Jego Car. Wieliczestwu przez ten czas armistitii dana nie będzie, ale też przez powagę Jego KrMci PNM-ciwego [Pana Naszego Miłościwego] starać się będziemy, żeby wojska chana Jmci państwom JCar. W-wa [Jego Carskiego Wieliczestwa], które pod władzą na ten czas Car. W-wa zostają przez ten czas uspokojenia naszego nie schodziły i owwszem życzymy i moc mamy wszystkie zachodzące z Chanem Imcią nieprzyjaźnie pomiarkować i do przyjaźni przywieść”.
Miodowy miesiąc trwa jednak – miesiąc: w lipcu, na wiadomość o rozpoczynającej się w Polsce wojnie domowej, Rosjanie usztywniają stanowisko tak bardzo, że posłowie żalą się kanclerzowi bp Prażmowskiemu: „Już dogorywa nasza negotatio, nullo, żal się Boże, effectu”. Effectus za to nastąpił na Kujawach: 13 lipca pod Mątwami doszło do klęski wojsk królewskich w walce z rokoszanami, w miesiąc później zaś zaczyna się, z prawidłowością typową dla zjawisk meteorologicznych raczej niż politycznych, wrzenie na Ukrainie. Rada Senatu Rzeczypospolitej widzi „impossibilitatem dalszego prowadzenia wojny” i w instrukcjach zakreśla horyzont ustępstw: postraszyć możliwym sojuszem z królem szwedzkim i nowym chanem krymskim, jeśli zaś to się nie uda – ustępować ze Smoleńszczyzny, Siewierszczyzny, a w końcu i z Ukrainy Zadnieprzańskiej. Na 10-12 lat, a później się odkujemy.
Ani na odkucie nie było widoków, ani nawet na utrzymanie tej linii ustępstw: nieopłacone wojsko królewskie grozi buntami, wszelkie demonstracje militarne skazane są na niepowodzenie. „Uważać bowiem potrzeba insufficientiam Respublicae et imipossibilitaltem dalszego wojowania tak w Koronie, jak i w W. Ks. Litewskim i to, że wojskami nader rozpuszczonymi kończyć tę wojnę niepodobna” – wzdycha Jan Kazimierz. A jeszcze dochodzi wiadomość (która to już analogia do późniejszych czasów), że Moskwa zaczyna wywozić polskie rodziny ze Smoleńszczyzny daleko na wschód, osadzając je 600 wiorst na wschód od Moskwy, niemal na stokach Uralu..
Być może wystarczyłoby jeszcze szczypta oporu? Nad Donem rozpoczynały się już wielkie bunty chłopskie. Ale gorzej działo się nad Dnieprem i nad Bosforem: Porta Ottomańska szykowała się właśnie do kolejnej walnej rozprawy z Europą, oczyszczając na razie przedpole. Podporządkowała sobie bez reszty Krym, podporządkowała (do czasu) Kozaków Doroszeńki. Do Warszawy docierają groźne pomruki ze Stambułu, pismo z otwartymi pogróżkami od hospodara mołdawskiego Aleksandra (rzecz dawniej nie do pomyślenia) oraz – ataku Tatarów i Kozaków na chorągwie koronne, zniesione w pył pod Ścianą i Brajłowem.