Skąd na Zachodzie wzięli się rosyjscy oligarchowie? Złoty interes na złotych wizach
piątek,
4 marca 2022
Sprzedawaniem obywatelstwa wiele krajów całkiem przyzwoicie uzupełnia swe dochody. Parę lat temu dzięki takim praktykom Malta zdołała zrównoważyć budżet i uniknąć deficytu. Liczy się nie tylko zastrzyk gotówki na dobry początek za samo przyznanie obywatelstwa, ale także perspektywa przyszłych dochodów w postaci inwestycji czy płaconych podatków.
„Roman Abramowicz jest właścicielem klubu piłkarskiego Chelsea i ma w Zjednoczonym Królestwie wielki majątek. Z uwagi na swe powiązania z aparatem państwowym Rosji, a także na podejrzenia natury korupcyjnej jest przedmiotem zainteresowania ministerstwa spraw wewnętrznych. W ubiegłym tygodniu premier oznajmił, że może zostać objęty sankcjami. Później to skorygował, mówiąc, że nie. Dlaczego, do licha, nie?” – pytał w Izbie Gmin wzburzony Keir Starmer, lider Partii Pracy, podkreślając, że „trzeba stawić czoła Putinowi i tym, którzy wspierają jego reżim”.
W Wielkiej Brytanii rosyjskich i oligarchów, i zwyczajnych milionerów – zwyczajnych, czyli takich, którzy są wprawdzie bardzo bogaci, ale nie aż tak, by móc lekką ręką wydać sto milionów funtów na zakup domu (czytaj: zamku lub pałacu), dwa razy tyle na superjacht, i może jeszcze trochę na kupno własnej wyspy – jest bez liku. Żaden jednak nie budzi takiego zainteresowania jak Roman Abramowicz.
Abramowicz to człowiek ze ścisłej czołówki miliarderów z Rosji, były gubernator Czukotki, posiadacz „Eclipse”, który dziesięć lat temu, gdy został zbudowany, był największym jachtem na świecie (dziś jest trzeci), i, co przypomniał Starmer, właściciel klubu Chelsea – co dla Brytyjczyków jest w tym wszystkim może najważniejsze.
Gdy Rosja uderzyła na Ukrainę, Abramowicz zapewne uprzedzając możliwe sankcje, ogłosił, że zarządzanie klubem chce przekazać klubowej fundacji charytatywnej. Gdy ociągała się ona z przyjęciem propozycji, postanowił Chelsea sprzedać.
Londongrad pod obserwacją
Takie sprawy, zwłaszcza gdy dotyczą jednego z najlepszych klubów, a w tle mają wojnę i wielkie pieniądze, zawsze przyciągają uwagę. Nie tylko Keira Starmera nurtuje więc pytanie, dlaczego Abramowicza nie objęto sankcjami, choć dobrze wiadomo, że jest on człowiekiem z kręgu Władimira Putina.
Pierwotnie oszczędzono również Aliszera Usmanowa, który na liście bogaczy zajmuje jeszcze wyższe miejsce (ma majątek wart 19 mld dolarów, Abramowicz ok. 13 mld), też jest związany z klubami piłkarskimi (najpierw Arsenal, później Everton), superjacht ma mniejszy, ale do niedawna miał dwa ( „Dilbar”, jak twierdzi prasa, został właśnie skonfiskowany w Niemczech) i też mieszka w Wielkiej Brytanii. Obydwaj mają obywatelstwo rosyjskie, a Abramowicz również izraelskie i od niedawna portugalskie.
Ostatecznie – w tydzień po ataku Rosji na Ukrainę! – władze brytyjskie zdecydowały się nałożyć na Usmanowa sankcje. W międzyczasie uciekł on z Londynu do Taszkientu. Jest Uzbekiem, w dodatku powiązanym więzami rodzinnymi z obecnym prezydentem Szawkatem Mirzijojewem. Oprócz niego sankcjami objęto Igora Szuwałowa, szefa banku VEB i eks-wicepremiera.
Ale wróćmy na Wyspy Brytyjskie. Premier Boris Johnson na pytanie lidera opozycji odparł wymijająco, że nie może zajmować się indywidualnymi przypadkami, a sankcjami objęto przecież już 275 osób. Na tym nie koniec, do listy dojdą nowe nazwiska, może nawet aż sto osób, a on jako premier przedstawi wkrótce w parlamencie wyczerpujące informacje. Ani Izba Gmin, ani obywatele na razie więc niczego się nie dowiedzieli.
Pytania i wyjaśnienia to oczywiste pokłosie wojny na Ukrainie, która, paradoksalnie, prześwietlaniu poczynań rosyjskich oligarchów może sprzyjać bardziej niż cokolwiek innego. Podejrzenia, że wielu z nich pomnaża majątek w sposób niezgodny z prawem (pomińmy tych majątków początki, u progu postkomunistycznej Rosji, bo nie wchodzi to pewnie w zakres zainteresowania policji brytyjskiej) nie są niczym nowym. Już od jakiegoś czasu pojawiają się w tej sprawie sygnały, a na niektórych oligarchów, na przykład Olega Dieripaski, któremu zarzuca się między innymi zastraszanie konkurentów i przekupywanie urzędników, Amerykanie nałożyli sankcje.
Rosjanie uważają, że sankcje są nakładane przez wrogi Zachód, który chce dokuczyć ich państwu.
zobacz więcej
Generalnie jednak w Wielkiej Brytanii niepokojące sygnały lekceważono. Pieniądze, jakie oligarchowie inwestowali , skutecznie niwelowały podejrzenia, że nie wszystko dzieje się tak jak powinno.
Dlaczego Wielka Brytania? Rosyjscy bogacze, choć nie zrywają więzów z Rosją, zapuścili przecież korzenie – prywatnie i biznesowo – w całej Europie, od Portugalii po Bułgarię i Finlandię. Najwięcej z nich wybrało jednak Anglię. Eleganckie dzielnice Londynu, w których nabyli domy i rezydencje, zaczęto ironicznie nazywać „Londongradem”. Wielu oligarchów skorzystało z tzw. złotych wiz. Mówiąc wprost: prawo pobytu po prostu sobie kupili.
Raj paszportowy
Gdyby istniała Nagroda Nobla za słowotwórstwo, ten, kto wymyślił określenie „złota wiza”, byłby poważnym kandydatem. Dlaczego? Bo opakował w atrakcyjną formę słowną coś, co bez ogródek czy zgoła brutalnie należy nazwać „obywatelstwem na sprzedaż” albo też, w skromniejszym wymiarze, „prawem pobytu na sprzedaż”. Całkiem nieciekawy proceder, bywa, że nie bez wątków kryminalnych, dotyczących pochodzenia inwestowanych pieniędzy, ujęto w formę ładną i budzącą dobre skojarzenia.
„Obywatelstwo na sprzedaż” nie brzmi zachęcająco. Kuszące, i to bardzo, są jednak wielkie pieniądze, jakimi dysponują jego nabywcy. Kim są? Poza rosyjskimi i ukraińskimi oligarchami to między innymi chińscy, indyjscy i pakistańscy krezusi, arabscy szejkowie, potentaci znad Zatoki Perskiej. Co zyskują? Dużo: zostają obywatelami szanowanego państwa i wchodzą w posiadanie paszportu, który otwiera im drzwi do całego – prawie – świata, dając możność podróżowania bez wiz. Jeśli ich nowa ojczyzna jest państwem Unii Europejskiej, mogą poruszać się swobodnie po całej strefie Schengen, a więc po całej bez mała Europie.
A co zyskują państwa? Pieniądze i inwestycje. Sprzedawaniem obywatelstwa wiele krajów całkiem przyzwoicie uzupełnia swe dochody. Parę lat temu dzięki takim praktykom Malta zdołała zrównoważyć budżet i uniknąć deficytu. Liczy się nie tylko zastrzyk gotówki na dobry początek, za samo przyznanie obywatelstwa, ale także perspektywa przyszłych dochodów w postaci inwestycji czy płaconych podatków.
W Europie raje paszportowe (nie mylić z podatkowymi, choć nierzadko się ze sobą pokrywają) to przede wszystkim dwa niewielkie państwa na Morzu Śródziemnym – Malta i Cypr. Oba mają wielu chętnych i całą procedurę opracowaną w najdrobniejszych szczegółach. Trzecia jest Bułgaria. Te trzy kraje realizują program znany w skrócie jako CBI – Citizenship by Investment (Obywatelstwo dzięki inwestycjom).
Dwanaście państw europejskich ma natomiast program RBI – Residence by Investment (prawo pobytu dzięki inwestycjom). W tym gronie są kraje duże i zamożne – na przykład, a może przede wszystkim, właśnie Wielka Brytania. Jej obywatelstwo ma dodatkowe, poza wspomnianymi, atuty, daje bowiem szerokie pole do prowadzenia interesów. Londyńskie City to przecież jedno z centrów finansowych świata. Do tego dochodzą rozmaite niekonwencjonalne możliwości inwestowania, na przykład w znakomite kluby piłkarskie czy szanowane tytuły medialne.
Trafił na doroczną listę „50 najbardziej wpływowych Żydów” na świecie. Obok Romana Abramowicza i Jewgienija Kasperskiego.
zobacz więcej
Nie brakuje też plusów innego rodzaju, takich jak łatwość kształcenia dzieci w renomowanych szkołach i na najlepszych uczelniach, czy nienajgorsze, nazwijmy to, możliwości lokalowe. Kto nie chciałby mieszkać w angielskim zamku, w otoczeniu parku, z widokiem na rozległe zielone tereny, jak z angielskich filmów? W Wielkiej Brytanii, z którą historia obeszła się bardzo łaskawie, oferta wystawianych na sprzedaż zabytkowych pałaców, wiejskich rezydencji i luksusowych posiadłości w Londynie jest tak duża, że nowobogaccy z dalekiego świata naprawdę mają w czym wybierać.
To oczywiście prawda, że aby kupić zamek, nie trzeba być obywatelem brytyjskim. Wystarczy posiadać odpowiednie środki. Ale połączenie przyjemnego z pożytecznym nie jest najgorszym rozwiązaniem.
Karaibski wynalazek
Nic więc dziwnego, że Wielką Brytanię upodobała sobie cała śmietanka rosyjskich miliarderów – poza Romanem Abramowiczem między innymi Aliszer Usmanow, Aleksander Lebiediew z synami (w tym Jewgienijem, z którym wspólnie posiada dzienniki „The Independent” i „Evening Standard”), Michaił Fridman i Wiaczesław Kantor, a także nieżyjący już Boris Bieriezowski. Oleg Deripaska, który również zabiegał o złotą wizę brytyjską, spotkał się z odmową. W tej sytuacji wybrał Cypr, gdzie dołączył do dużego grona rosyjskich i ukraińskich oligarchów.
Nic w tym dziwnego. Cypr – ściślej, grecką jego część – łączą, podobnie jak Grecję, bliskie więzy i kontakty z Rosją, skutek historii i wspólnej religii. Chętnie tu przyjeżdżają, a czasem nawet zostają, zwykli Rosjanie.
Wśród oligarchów Cypr wybrali między innymi Dmitrij Rybołowlew, właściciel klubu AS Monaco, i Wiktor Wekselberg, a także Ukraińcy Igor Kołomojski i Giennadij Bogolubow, twórcy ukraińskiego PrivatBanku (obaj mają również obywatelstwo Izraela).
Zasady brytyjskiego RBI wymyślono w latach 90. XX wieku, za rządów premiera Johna Majora. Nie był to jednak koncept oryginalny. Brytyjczycy, nieco go modyfikując, skopiowali pomysł, na jaki wpadły władze Saint Kitts i Nevis, maleńkiego karaibskiego państewka, które wprawdzie w 1983 roku uzyskało państwowość, ale nie miało źródeł dochodów.
Jego władze, rok później wystawiając obywatelstwo na sprzedaż, potwierdziły, że potrzeba bywa matką wynalazków, z których później ochoczo korzystają inni – najpierw kraje karaibskie, takie jak Barbados, Santa Lucia i Grenada, później Haiti po trzęsieniu ziemi, wreszcie kraje europejskie. Dziś w Saint Kitts i Nevis stawka wynosi 150 tys. dolarów, w innych państewkach bywa nawet mniej, ale ostateczna suma zależy także od tego, jak duża jest rodzina nabywcy.
Zbyt duże oczka sieci
Bułgaria stanowi wyjątek, generalnie bowiem cały interes jest bardzo dochodowy i inne kraje – w Europie i poza nią – raczej nie mają powodów do narzekań. Z przedstawionych w połowie lutego unijnych danych wynika, że w latach 2011 – 2019 państwa stosujące programy CBI i RBI zarobiły łącznie 21,8 mld euro, wydając ponad 130 tys. złotych wiz. Nie przypadkiem powstała kategoria kancelarii prawnych, które specjalizują się w załatwianiu formalności związanych z ich uzyskaniem, odciążając kandydatów na obywateli i rezydentów.
Publikowane są także rankingi paszportów, poczynając od najmocniejszych – czyli takich, które dają największą łatwość poruszania się po świecie. Według najnowszego indeksu kancelarii Henley, najbardziej znanej kancelarii od tych spraw, najwięcej daje paszport Singapuru, z którym bez wizy można wyruszyć do 192 krajów, następnie paszporty Niemiec i Korei Południowej (190), dalej Finlandii, Włoch, Luksemburga i Hiszpanii (189). Polska jest na ósmym miejscu, wraz z Węgrami (183), za takimi krajami Unii jak Austria, Szwecja, Belgia i Grecja.