„Ojciec chrzestny”. Filmowy hot dog czy szekspirowski moralitet o wartościach rodzinnych i lojalności?
piątek,
11 marca 2022
We wtorek 15 marca 2022 przypada 50. rocznica premiery kultowego arcydzieła kinematografii. Posiadającego wielu miłośników, którzy dostrzegają w nim coś więcej, aniżeli klasykę gatunku.
– To jest rzadki przykład filmu z jednej strony mądrego, przemyślanego w każdym calu, artystycznego i wieloznacznego. A z drugiej strony gatunkowego, skrojonego pod zwykłego widza. Filmu, który jednocześnie zyskał ogromne uznanie i był wielkim hitem kasowym – mówi dr hab. Piotr Kletowski, filmoznawca i krytyk filmowy z Uniwersytetu Jagiellońskiego, dodając, że historię kina gangsterskiego liczy się „do «Ojca Chrzestnego»” i „od «Ojca Chrzestnego»”.
Nie wszyscy jednak zachwycają się filmem Francisa Forda Coppoli. Choć doceniają go m.in. za stronę warsztatową czy świetną obsadę. – „Ojciec Chrzestny” to film bardzo dobry, ogląda się go wspaniale; doceniam jego urodę, warsztat, obsadę. Ale w moim przekonaniu nie jest on jakiś wyjątkowy czy przełomowy. Nie należy też do moich specjalnie ulubionych filmów – mówi w rozmowie z Tygodnikiem TVP Janusz Majewski, reżyser, rektor Warszawskiej Szkoły Filmowej. I dodaje, że nie dostrzega w „Ojcu Chrzestnym” głębszego przesłania. – To jest po prostu obraz mafii, która nie jest wymyślona. Takie mafie istniały i pewnie dalej istnieją. Choć przypuszczam, że w ten sposób odbierają ten film przede wszystkim Amerykanie. W Polsce zaś publiczność odbierano ten film po prostu jako dobry, rozrywkowy film gangsterski – mówi reżyser, nie kryjąc zdumienia, że poświęcam uwagę 50. rocznicy premiery filmu.
– Ale oczywiście można by się w nim doszukać jakiegoś „przesłania” czy metafory, np. pokazania jak wygląda swoista solidarność, kodeks postępowania, zasady hierarchii, wręcz biblia grupy związanej jednym celem i uznać, że Coppola tak naprawdę opowiada o rządzących w Ameryce wtedy politykach. Wyobrażam sobie co on by na to powiedział: „Message? I’m sending my messages to the box office, only” – kontynuuje Majewski.
Wyżej niż „Ojca chrzestnego” Majewski ceni „Dawno temu w Ameryce” Sergio Leone, który – według reżysera – w odróżnieniu od filmu Francisa Forda Coppoli „posiada duszę”, a „już na pewno «Rozmowa» tegoż Coppoli to film wyjątkowy”.
Z kolei dr Mateusz Werner, filozof kultury, krytyk filmowy, kulturoznawca z UKSW w Warszawie, zaznacza, że słowo „arcydzieło” rezerwuje dla dzieł sztuki, dla filmów takich reżyserów jak Antonioni, Bergman, Fellini, Visconti czy Kurosawa. – Dla mnie „Ojciec Chrzestny” jest znakomitym produktem kina rozrywkowego, przykładem mistrzowskiego rzemiosła, perłą gatunku filmu gangsterskiego. Schemat gatunkowy został tu wypełniony z ogromnym naddatkiem, ale w ostateczności pozostał nienaruszony, ilość nie przechodzi w jakość. Porównałbym ten film do hot doga przygotowanego w czterogwiazdkowej restauracji. Hot dog jest luksusowy, bowiem doprawiono go musztardą z Dijon i został wykonany z bułki wypiekanej ręcznie ze zboża orkiszowego. Ale to wciąż jest hot dog – mówi Mateusz Werner.
Wielu widzów uznaje jednak „Ojca Chrzestnego” za arcydzieło kina. Dla nich to nie jest tylko świetny film gangsterski. Co w nim dostrzegają?
– „Ojciec Chrzestny” to wielkie dzieło kultury. Jego wszystkie trzy części najlepiej oglądać razem. Pierwsza, z jej romantycznym obrazem mafii, prezentuje pogański mit heroiczny. Patos budowy imperium. Michael Corleone jest wiedziony przez swój los, wpisany w jego krew, czyli pochodzenie, i serce, czyli miłość do ojca. Realizuje stoicką koncepcję cnoty: musi robić to, co konieczne, najczęściej wbrew sobie. I zabija najpierw szwagra, potem brata. To zresztą jego udział w ślepej, ale koniecznej – sprawiedliwości. Ale ta ślepa sprawiedliwość nie jest tożsama z dobrem, nie ma drogi na skróty, czyniąc zło nie sposób się od niego uwolnić, jedwabna pętla coraz bardziej się zaciska – mówi w rozmowie z Tygodnikiem TVP Marek Jurek, ekspolityk, publicysta, wielbiciel sagi o gangsterskiej rodzinie.
Były marszałek Sejmu interpretuje drugą część trylogii Francisa Forda Coppoli jako opowieść katastroficzną. Trzecią zaś jako film o odkupieniu – zaznacza, że bardzo ją lubi, mimo że jest ona raczej przyjmowana z rezerwą. I kontynuuje, że w filmie pominięto niektóre wątki z książki. Na przykład wątek (z ostatniego rozdziału) nawrócenia i codziennej modlitwy Kay Corleone za duchowe ocalenie jej męża, Michaela.
Nie mogli liczyć na państwo
Zdaniem Mateusza Wernera „Ojciec Chrzestny” jest rodzajem mitologicznej opowieści o kilku pokoleniach włoskich imigrantów, którzy zmieniali się tak, jak zmieniała się Ameryka. – Podobnie jak Irlandczycy, Żydzi czy Polacy przyjeżdżali oni do Ameryki w szczycie emigracyjnym pod koniec XIX wieku. I w ciągu kilku pokoleń zmieniali się pod wpływem dwóch wojen światowych, boomu gospodarczego, tego, że Ameryka w połowie XX wieku stała się hegemonem światowym. Film Coppoli ma ambicje uchwycenia tych przemian, różnych typów ludzkich czy trendów, które powodowały, że biedni chłopi z Kalabrii czy Sycylii stawali się Amerykanami – mówi dr Werner.
Po chwili pyta retorycznie: – Ale czy to jest zgodne z prawdą? Czy mamy przywiązywać się do tej interpretacji? W moim odczuciu nie. Bo to jest trochę tak, jakbyśmy na podstawie legendy o Janosiku próbowali tworzyć socjologię górali słowackich – ocenia kulturoznawca.
Nie brakuje jednak głosów, że „Ojciec Chrzestny” to głęboka analiza społeczna, że przedstawiony przez Coppolę obraz dawnej emigracji włoskiej w Stanach Zjednoczonych wiele mówi o jej ówczesnej rzeczywistości. Symboliczna jest już pierwsza scena filmu, w której Amerigo Bonasera, przedsiębiorca pogrzebowy, zwrócił się do Don Vito Corleone słowami: „Wierzę w Amerykę, dorobiłem się tu majątku, a córkę wychowałem po amerykańsku”. Następnie opowiedział historię, jak skrzywdzono jego córkę, a oprawcy uniknęli sprawiedliwości. Bonasera skonstatował: – Powiedziałem do żony, że sprawiedliwość zapewni nam Don Corleone.
– Ta scena pokazuje, że imigranci, którzy nie byli jeszcze głęboko osadzeni w społeczeństwie amerykańskim, w swojej nowej ojczyźnie, nie zawsze mogli liczyć na państwo. W związku z tym stworzyli swoje alternatywne państwo, którego reguły sami ustalali, a często były one okrutne – mówi Tygodnikowi TVP Piotr Zaremba, historyk i publicysta.
Szacuje się, że mafijne wpływy z handlu jedzeniem w ub.r. sięgnęły ponad 20 mld euro.
zobacz więcej
– Francis chciał chyba opowiedzieć o ofierze złożonej przez pierwsze włosko-amerykańskie pokolenie. Przybyli do Stanów, a amerykański sen okazał się żądzą władzy, pieniędzy i sławy… No więc skupili wszystkie siły, by osiągnąć te cele… – opowiadał Al Pacino w jednym z wywiadów z amerykańskim dziennikarzem Larrym Grobelem, zamieszczonym w książce „Al Pacino. O sobie samym”.
Innym razem Pacino mówił Grobelowi: – Pierwsze pokolenie amerykańskich Włochów przyniosło do tego kraju stare nawyki kulturowe. Drugie pokolenie poświęciło się dla trzeciego, dopiero ono miało spełnić amerykański sen o władzy, sukcesie i pieniądzach. Film dotyczy rodziny rozdartej pomiędzy starymi i nowymi wartościami, starym i nowym krajem. To film rodzinny. To chyba wyjaśnia jego popularność.
Wydaje się, że w powodzenie filmu początkowo nie wierzył Marlon Brando, czyli filmowy Don, zapewne uznając, że będzie to film klasy C adresowany głównie do włoskich imigrantów. Sam znajdował się wówczas na zawodowym zakręcie. – Uważano, że Brando karierę ma już za sobą. Był wtedy pokłócony z Hollywood; zachowywał się agresywnie, wulgarnie i nikt nie chciał z nim pracować. Dostał jednak propozycję (o Marlona Brando mocno u producentów zabiegał Francis Ford Coppola – red.), a że był po uszy w długach, to ją przyjął. Zaproponowano mu do wyboru: gażę rzędu kilkudziesięciu tysięcy dolarów do ręki albo prawa do procentów od zysków z filmu. Wybrał pierwszą opcję, stwierdzając, że kompletnie nikt tego italiańskiego gówna nie będzie chciał oglądać. W ten sposób stracił miliony dolarów – opowiada Tygodnikowi TVP krytyk filmowy Wiesław Kot.
Na marginesie, Brando nie był pierwszym wyborem producentów i reżysera do obsadzenia roli Don Corleone. – Pod uwagę byli brani chociażby Orson Welles czy George C. Scott, który odrzucił rolę twierdząc, że scenariusz gloryfikuje przestępców. Poważnym kandydatem był Lawrence Olivier, który przed zdjęciami próbnymi zachorował na zapalenie płuc. W końcu Francis Ford Coppola zakochał się w Marlonie Brando – mówi Piotr Kletowski. I dodaje, że podobnie było z obsadą roli Michaela Corleone („Aspirował do niej na przykład Sylvester Stallone, który stawił się na zdjęcia próbne i był blisko otrzymania tej roli. Ale w końcu pojawił się Al Pacino, który pokonał konkurencję”), a także z obsadą reżysera, jako że pierwotnie miał nim zostać Sergio Leone.
Walka o przyszłość dzieci
„Ojciec Chrzestny” konfrontuje się z mitem o amerykańskim śnie i pokazuje mroczne oblicze Stanów Zjednoczonych. Niektórzy dostrzegają w przedstawionym przez reżysera obrazie metaforę Ameryki.
– To jest film (bo mówimy nie tylko o samym „Ojcu Chrzestnym” ale i całej sadze, zwłaszcza części drugiej, równie dobrej jak pierwsza) nie tylko o świecie przestępczości zorganizowanej, która wchodzi w koligacje ze światem wielkiej polityki, tworząc konglomerat władzy. Rodzina Corleone jest symbolem amerykańskiego społeczeństwa. Na jej przykładzie Mario Puzo razem z Francisem Fordem Coppolą stworzyli dzieło opowiadające o Ameryce. Bo ten film jest właśnie o Ameryce. Także o przemocy, na której zbudowano potęgę mafii, ale również amerykańskie imperium, począwszy od rozprawy z Indianami, przez wojnę secesyjną, zaprowadzanie cywilizacji na Dzikim Zachodzie przy pomocy rewolwerów i karabinów, walkę o władzę itd. – to wszystko było oparte na przemocy, lecz dziś ta przemoc zwraca się przeciwko Amerykanom, zabijanym w masakrach przez psychopatów cieszących się z łatwego dostępu do broni – mówi dr hab. Piotr Kletowski.
– Mitologizacja przestępczości jest typowa dla amerykańskiego kina lat 70. Przypomnę film „Brudny Harry”, w którym stosujący metody przestępcze inspektor Harry Callahan (Clint Eastwood) jest brutalnym i bezwzględnym, ale mimo wszystko budzącym sympatię stróżem prawa. Ten rodzaj odwrócenia ról jest spadkiem po kontrkulturze końca lat 60. XX wieku, która w pierwszej kolejności dekonstruowała schematy gatunkowe westernu, tworząc tzw. antywestern, gdzie to bandyta najczęściej staje się bohaterem, a szeryf z reguły jest łajdakiem. Kino gangsterskie lat 70. poszło w ślady westernu – zauważa dr Mateusz Werner.
Z opiniami, jakoby twórcy filmu mitologizowali przemoc, nie zgadza się Piotr Kletowski. Twierdzi, że założenie Mario Puzo i Francisa Forda Coppoli było odwrotne. Słowem, chcieli oni pokazać, że przemoc jest mieczem obosiecznym, że zwraca się przeciwko tym, którzy ją stosują.
– „Ojciec Chrzestny” pokazuje ludzi, którzy budują życie społeczne wokół mafii. Don Corleone jest liderem pewnego typu społeczności. Niektórzy twierdzą, że Coppola relatywizuje świat gangsterów, pokazując, że oni mają normalne życie rodzinne i usiłują odgrywać role przyzwoitych obywateli. Według mnie ten film raczej wzmacnia wrażenie patologii, unaocznia związki między mafią i różnymi światami – komentuje Piotr Zaremba.
Mowa o związkach mafii chociażby z trawionymi przez korupcję wymiarem sprawiedliwości i światem polityki. Film mówi zatem wiele o stanie ówczesnego państwa (przypomnijmy, że akcja drugiej części trylogii kończy się w 1959 roku).
Z kolei zdaniem Marka Jurka, „Ojciec Chrzestny” to moralitet pokazujący patos i cenę tak zwanego sukcesu, więc zasadniczego mitu kultury amerykańskiej (i liberalnej w ogóle).
– Don Vito Corleone chce na własnych warunkach przebić się do establishmentu, przestępstwo jest tylko drogą, jedyną, jak uważa. Walczy o przyszłość dzieci, ale po drodze te dzieci gubią wszystkie wartości, które przywiózł ze starego świata. W tym sensie „Ojca Chrzestnego” można interpretować jako rachunek wystawiony przez – jak ją nazwał Michael Novak – „etniczną Amerykę” swej nowej ojczyźnie – mówi Marek Jurek. – W książce to dzięki Kay, która zostaje konwertytką – dzieci pozostają katolikami. Michael wolałby, żeby weszły do elity przyjmując jej (i matki) protestancką religię – dodaje.
Mafiozi teatralnie symulują jak piłkarze squadra azzurra na boisku.
zobacz więcej
Przestroga pięknego filmu
Piotr Zaremba postrzega „Ojca Chrzestnego” przede wszystkim jako bardzo ciekawy film historyczny i obyczajowy (przy okazji również kryminalny). – „Ojciec Chrzestny” jest świadectwem historii. Napisałem cztery tomy o historii Stanów Zjednoczonych w XX wieku. I w każdym z nich zawarta została historia mafii. Ona jest po prostu elementem historii Ameryki. Mafia żyła w pewnej symbiozie z kapitałem, a przede wszystkim ze światem polityki, także z policją czy wymiarem sprawiedliwości. Wielu polityków z nią współpracowało; część była od niej uzależniona, część skorumpowana, część po prostu stawiała na mafię. To są fakty historyczne – mówi historyk i publicysta. Podkreśla, że nie da się zrozumieć niektórych karier politycznych bez wiedzy, iż były one od początku bądź od pewnego momentu animowane przez mafię.
„Pierwsze dwie części trylogii otrzymały w sumie dziewięć Oskarów, a zarobiły około osiemset milionów dolarów. Co ważniejsze, stały się wielką metaforą współczesnego życia – epicką wizją korupcji Stanów Zjednoczonych” – napisał Larry Grobel w przedmowie do jednego z wywiadów z Alem Pacino.
Piotr Zaremba z kolei podkreśla, że Francis Ford Coppola w „Ojcu Chrzestnym” uchwycił rozmaite zjawiska: począwszy od przełamania pewnej izolacji włoskich imigrantów, od tego jak za sprawą służby w armii USA (na przykładzie Michaela Corleone) zaczęli się oni mocniej utożsamiać ze swoją nową ojczyzną, i jak II wojna światowa zintegrowała ich świat z Ameryką („Michael ma amerykańską narzeczoną, nie żyje już w świecie wyłącznie włoskim”); przez genezę powstania Las Vegas, gdzie tworzono ośrodek rozrywki, ale kontrolowany przez mafię, a także pokazanie metaforycznego obrazu mafii jako przedsiębiorstwa kapitalistycznego; po związki mafii choćby ze wspomnianym już światem polityki, czy światem celebrytów. – Postać Johnny’ego Fontane’a nawiązuje do Franka Sinatry, którego w rzeczywistości łączyły zażyłe stosunki z mafiosem Samem Giancaną – wyjaśnia Piotr Zaremba.
Ludzie kina, filmoznawcy, kinomani doszukują się w „Ojcu Chrzestnym” rozmaitych analogii. Na przykład Wiesław Kot zwraca uwagę, że system przekazywania władzy w dziele Coppoli odbywa się tak, jak w dramatach Shakespeare'a. – Następcy tronu walczą o schedę po wielkim ojcu, o jego dziedzictwo. Postaci są pełnowymiarowe, głębokie. Poruszają się jakby na koturnach, trzy-cztery sekundy wolniej, niżby nakazywała to akcja filmu. Mają w sobie królewski dystans i majestat – mówi krytyk filmowy.
Film uwypukla takie wartości jak lojalność, wierność czy przywiązanie do rodziny. Zresztą również Francis Ford Coppola zaangażował do pracy nad filmem kilku członków swojej rodziny: ojca Carmine Coppolę (odpowiadał razem z Nino Riotą za muzykę), córkę Sofię Coppolę (w pierwszej części wystąpiła jako niemowlę, chrześniak Michaela Corleone; w drugiej jako dziecko na statku; w trzeciej zaś zagrała Mary Corleone) i siostrę Talię Shire (zagrała Connie Corleone).