Namiestnikiem Adolfa Hitlera w Polsce zostaje Władysław Studnicki, zwolennik sojuszu z Niemcami. Powołuje dwie dywizje Waffen-SS, aby na nich oprzeć obronę kraju...
zobacz więcej
Nie bez powodu minister spraw wewnętrznych pouczał powiatowych naczelników policji, że „nie można sprzedawać i nosić przedmiotów przypominających pierwszą republikę (masaryczki) [czapki z daszkiem, które nosił były prezydent Masaryk – przyp. red.]”.
Niestety, nawet to nie uratowało ich przed okupacją.
Jak zaspokoić apetyt Niemców?
Wróćmy tymczasem na polskie podwórko – ambasador Lipski niezwłocznie przekazał Beckowi treść październikowej rozmowy z Ribbentropem. Szef polskiej dyplomacji nie miał wątpliwości – porozumienie z Rzeszą na warunkach przedstawionych przez niemieckiego ministra nie wchodzi w grę. Beck zinterpretował je jako dyktat, miał jednak nadzieję, że w toku rozmów uda się wypracować kompromis.
W MSZ rozpoczęły się więc analizy dotyczące ewentualnych udogodnień komunikacyjnych dla Niemców podróżujących z Rzeszy do Prus Wschodnich i odwrotnie. Nad prowadzonymi od listopada 1938 pracami czuwał tercet: Józef Potocki, naczelnik Wydziału Zachodniego i wicedyrektor Departamentu Politycznego w MSZ, wspomniany już Władysław Kulski i Jan Szembek, wiceminister spraw zagranicznych.
Z zapisków Kulskiego wynika, że kwestia komunikacji była dość skomplikowana, ale Polacy byli gotowi na daleko idące ustępstwa. Świadczy o tym np. notatka „Autostrada tranzytowa przez Pomorze”, powstała najprawdopodobniej na przełomie listopada i grudnia 1938 roku. Mowa w niej o tzw. „autostradzie specjalnej”, ale pozbawionej eksterytorialnego statusu.
Zdaniem Kulskiego mogłaby ona stanowić fragment drogi Berlin-Królewiec i mieć bezpośrednie połączenie z polskimi drogami (wówczas przejeżdżających Niemców obowiązywałaby kontrola paszportowo-celna) albo pozostawać całkowicie poza naszym systemem drogowym. W tym drugim przypadku Polska musiałaby nie tylko zrezygnować z kontrolowania Niemców pod względem paszportowym, ale i zrzec się wpływów z ceł. Tak pomyślana autostrada wciąż jednak stanowiłaby integralną część Rzeczpospolitej, obowiązywałoby na niej polskie prawo, bezpieczeństwa strzegłaby polska policja itd.
Jak twierdzi profesor Marek Kornat, takie rozwiązanie „de facto dawałoby Niemcom to samo, co autostrada eksterytorialna, ale jako jednostronna koncesja polska – skutkująca również pozbyciem się dochodów z tranzytu – dawałoby się jakoś przeprowadzić i wytłumaczyć polskiemu społeczeństwu”.
Dodajmy, że dyskusja o autostradzie i linii kolejowej wyszła poza kręgi MSZ – dyplomaci konsultowali się w tej sprawie ze Sztabem Głównym Wojska Polskiego i Ministerstwem Komunikacji (grudzień 1938). Zarówno wojskowi, jak i urzędnicy resortu sceptycznie odnieśli się do pomysłu „autostrady specjalnej”.
Trzeba przy tym zaznaczyć, że Polacy byli gotowi na dyskusję o autostradzie, ale pod warunkiem powiązania tej kwestii z losami Gdańska. Beck instruował Lipskiego: „w razie poruszenia przez Ribbentropa [do spotkania z polskim ambasadorem doszło 15 grudnia 1938 – przyp. red.] sprawy tranzytu przez Pomorze, proszę nie zajmować stanowiska odmownego, dając jednak do zrozumienia, że istnieje iunctim między tą sprawą a załatwieniem sprawy gdańskiej”. Minister uważał, że Gdańsk docelowo powinien pozostać Wolnym Miastem, z tym że jego status gwarantowałaby już nie Liga Narodów, a Polska i Niemcy.
Warunki nie do przyjęcia
Nadszedł 1939 rok i na początku stycznia doszło w Berchtesgaden do rozmowy na najwyższym, niemiecko-polskim szczeblu. Z jednej strony Hitler i Ribbentrop, z drugiej Beck i Lipski – Polacy przekonali się, że żądania szefa niemieckiej dyplomacji nie są jego wymysłem, ale stoi za nimi sam Führer.